Niedzielna wygrana Cruzeiro w siatkarskiej Superlidze została opatrzona tytułami „campeao do tudo”. Bo rzeczywiście, klub z Belo Horizonte w rok wygrał wszystko, co tylko klubowa drużyna wygrać mogła. Siatkówce, w przeciwieństwie do futbolu, skandale nie szkodzą. Przynajmniej na razie.
Brazylijska siatkówka męska i żeńska mają się świetnie, lokalni sponsorzy zdając sobie sprawę, że będzie to olimpijski sport numer jeden dla tamtejszych kibiców, więc pieniędzy nie szczędzą. Pomaga fakt, iż Ary Graca jest szefem światowej federacji siatkarskiej a Arthuer Nuzman (był szefem brazylijskiej federacji) stoi na czele komitetu organizacyjnego igrzysk w Rio.
Mimo tak korzystnej konstelacji tak jak za futbolem ciągnie się nieświeży zapach... Są posądzenia o lewe pieniądze i jak zwykle elementarny brak umiarkowania w kolekcjonowaniu stanowisk.
Ary Graca
Prawnik, były siatkarz Botafogo FR, były reprezentant kraju, po skończeniu studiów poszedł w biznes. Od zawsze kręcił się koło siatkówki. We władzach związku piął się i piął aż wreszcie w 1997 stanął na czele federacji siatkówki, największej w obu Amerykach.
Od tego momentu kariera nabrała rozpędu jak bolidy Ayrtona Senny i Emersona Fittipaldiego. Sześć lat później został szefem kontynentalnej federacji siatkówki CSV (nadal pełniąc funkcję szefa CBV). W 2012 objął stery w całym tym interesie przejmując schedę po zadziwiająco krótko rządzącym Chińczyku Jizhongu Wei.
I tu zaczęły się pierwsze problemy. Bo choć Ary Graca jest prawnikiem i powinien być wyczulonym na kwestie etyki, to jakoś do głowy nie przyszło mu zrezygnować z szefowania CBV i CSV. Dopiero presja działaczy południowoamerykańskich na kolegów z innych federacji spowodowała, że podzielił się częścią władzy.
Szło mu jednak na tyle opornie, że "życzliwi" musieli wywlec na światło dzienne informacje o horrendalnych prowizjach dla agencji załatwiających sponsorów brazylijskiej federacji siatkarskiej za kadencji Gracy. 10 mln reali za pośrednictwo w sponsoringu pomiędzy federacją i państwowym bankiem Banco do Brasil, który był już sponsorem brazylijskiego sportu wydaje się co najmniej dziwne...
Na zdziwieniu poprzestańmy, bo w końcu nikt do więzienia nie poszedł, CBV i CSV mają nowych szefów, wszystko rozeszło się po kościach. Banco do Brasil zawiesił sponsoring federacji, Luciano de Costa z ESPN, który sprawę opisał został doceniony przez dziennikarskie gremia w swoim kraju, a nikt z działaczy posady nie stracił. Nie takie przecież historie przechodzą w Brazylii i światowym sporcie bez większego echa.
Federacja siatkarska, podobnie jak FIFA, z finansową przejrzystością nie ma wiele wspólnego. Ary Graca ma kolejne kłopoty, ale tych, którzy tylko o nich wspomną po prostu straszy! Tak było w ubiegłym roku, kiedy to Bruninho – kapitan reprezentacji – dostał od szefa FIVB maila (sic!), w którym ten groził mu procesem za krytyczne wypowiedzi na temat korupcji w światowej federacji. Sprawę nagłośnił ojciec i trener zarazem, przesławny Bernardinho, który w światowej siatkówce jest jak Jose Mourinho i Pep Guardiola w jednym ciele. Selekcjoner wyśmiał szefa FIVB i powiedział, że tak jak syn czeka na pozew sądowy!
Mamy więc kuriozalną sprawę, bo szef światowej federacji, bliski druh szefa lokalnego komitetu olimpijskiego i promotor szefa brazylijskiego związku siatkówki stoi w otwartym konflikcie z trenerem i kapitanem kadry na igrzyska rozgrywane w Brazylii! Rok minął od tego maila, nikt procesu kapitanowi nie wytoczył, Bernardinho posady nie stracił, pewnie dlatego, że... najlepszym trenerem pracującym w Brazylii jest Argentyńczyk!
Cruzeiro najlepsze!
Cruzeiro z Belo Horizonte polskim kibicom kojarzy się ze znakomitym zespołem piłkarskim, który oprócz szafy pełnej trofeów krajowych wygrywał też dwukrotnie Copa Libertadores, a legendą klubu pozostaje mistrz świata z 1970 Tostao, który miał przyćmić Pelego, ale mając 26 lat musiał przestać grać w piłkę z powodu kontuzji oka.
A zawodowy siatkarski klub Sada Cruzeiro ma ledwie... 10-letnią historię, chociaż tak pełną sukcesów, że aż wierzyć się nie chce. Nie tylko wygrali cztery razy mistrzostwo Brazylii, ale też trzy razy Klubowe Mistrzostwa Ameryki Południowej i dwa razy Klubowe Mistrzostwo Świata!
A wszystkie te sukcesy przyszły pod komendą argentyńskiego szkoleniowca Marcelo Mendeza, znanego w Europie byłego selekcjonera reprezentacji Hiszpanii. Argentyńczyk jest najbardziej utytułowanym trenerem klubowym w historii brazylijskiej siatkówki, toteż nie ma co się dziwić, że otoczenie Ary'ego Gracy podsunęło jego kandydaturę jako przyszłego selekcjonera reprezentacji Brazylii.
Może i Argentyńczyk, ale mówi po portugalsku, znają go i cenią wszyscy w środowisku a do tego ma znacznie lepszą prasę od konfliktowego Bernardinha. Inna sprawa, że obecny szkoleniowiec został nazwany w swoim kraju trenerem wszech czasów, bowiem nikt wcześniej w żadnej dyscyplinie sportu nie wygrał tyle co on i to zarówno z męskimi jak i żeńskimi zespołami.
Nie ma co się dziwić, że za wykłady "profesora" Rezende płacą na specjalnych szkoleniach prezesi największych spółek w Ameryce Południowej, że trening motywacyjny pod jego komendą przechodzą jednostki specjalne brazylijskiej policji. Ten facet to żywa legenda! Jak Senna, jak Pele...
Tyle, że w przeciwieństwie do Pelego selekcjoner nie ma zamiaru być ani maskotką władzy, ani pupilkiem szefów federacji, a już na pewno nie widzi powodu, by nie popierać syna, który mówi otwartym tekstem o korupcji, co w brazylijskim sporcie oczywistością nie jest.
Więcej w Polsce niż w Brazylii?
Z tą siatkówką w Brazylii to jest jednak osobliwie. Bo tak naprawdę jej popularność medialna znacznie ustępuje popularności w naszym kraju. Pierwszą i podstawową przyczyną jest to, że gra się w siatkówkę praktycznie tylko wzdłuż wybrzeża w dużych ośrodkach akademickich typu Sao Paulo, Rio de Janeiro, Belo Horizonte czy Campinas, albo tam gdzie bogaty sponsor tego chciał.
W efekcie na poziomie zawodowym (dwie ligi) gra się tylko w kilku stanach. Od południowych Rio Grande do Sul, Santa Catarina po Rio de Janeiro, Sao Paulo i Minas Gerais. Dla bogaczy powstał klub w Brasilii i... to koniec. Cała północ z metropoliami typu Fortaleza, Recife, Salvador nie ma żadnego zawodowego klubu siatkarskiego!
Na 17 miast mających powyżej miliona mieszkańców tylko w 10 są zawodowe kluby. 70 proc. brazylijskich stanów nie ma siatkówki zawodowej.
Pozytywem jest to, że w przeciwieństwie do reprezentacji piłkarskiej trener ma zdecydowaną większość zawodników pod ręką, w lidze krajowej. Tylko kilku gra w najlepszych ligach Europy i Japonii. W powołanej 18-osobowej kadrze przygotowującej się do Pucharu Świata 15 graczy pochodzi z czterech klubów ligi brazylijskiej, trzech z zagranicy.
Takiego komfortu nie mają szkoleniowcy żadnej z reprezentacji w sportach drużynowych, ale też żadna z liczących się dyscyplin drużynowych w Brazylii nie jest wolna od korupcyjnych oskarżeń.
I tak to znowu kończę tekst tym samym spostrzeżeniem...
Bartłomiej Rabij