| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Podjął trzy błędne decyzje, które naprawiał VAR i tym zasługuje na ekstraklasę?" – takie pytanie napisał na moim profilu jeden z Czytelników, Lesław Syska-Antosz. Ono chyba najlepiej oddaje zdziwienie wielu osób pozytywną oceną pracy sędziów meczu Wisła Kraków – Kotwica Kołobrzeg. Te trzy sytuacje to świetny przykład, dlaczego przyczyny błędów sędziowskich należy analizować, badać i dzielić na kategorie. Choćby po to, żeby niechcący nie przerwać kariery jakiemuś tam Szymonowi Marciniakowi, jakiemuś Pierluigiemu Collinie czy innemu Howardowi Webbowi.
Jacek Małyszek, który prowadził mecz Wisły Kraków z Kotwicą Kołobrzeg (2:1) w Betclic 1 Lidze, w tym roku skończy 46 lat. Sędzią międzynarodowym już nie zostanie, choćby dlatego, że jeszcze nigdy nie prowadził spotkania w Ekstraklasie.
W pomeczowej analizie decyzji sędziowskich z tego meczu napisałem na końcu:
"Jacek Małyszek jest jednym z tych sędziów, którzy od dawna zasługują i czekają na debiut w Ekstraklasie. Z takim wsparciem, jakie w Krakowie zapewnił mu sędzia wideo Damian Sylwestrzak, mógłby zadebiutować choćby i za tydzień. Oby tak się stało, bo sytuacja w Ekstraklasie jest taka, że nowi sędziowie są bardzo potrzebni.".
To właśnie sprawiło, że wielu Czytelników zdziwiło się, że jak to tak: w trzech sytuacjach nie zareagował jak należy, nie podyktował dwóch rzutów karnych i nie pokazał czerwonej kartki, zmienił decyzje naprawiając je tylko dzięki podpowiedziom sędziego VAR, a ja napisałem, że zasługuje na debiut w Ekstraklasie i to choćby już za tydzień?!
Cóż, są branże, w których "sztuka jest sztuka", ale nie należy do nich sędziowanie piłki nożnej. Jeżeli ktoś liczy błędy sędziowskie, układa je w tabelkę i tylko na tej podstawie myśli, że tak oto wygląda kolejność od najlepszego do najgorszego, to… warto wiedzieć, że w FIFA, UEFA i ogromnej większości profesjonalnych organizacji piłkarskich sędziów ocenia się zupełnie inaczej.
Wrzucanie wszystkich niewłaściwych czy złych decyzji sędziowskich do jednego worka jest – delikatnie to ujmując – co najmniej bardzo nierozsądne i – już nie owijając w bawełnę – zdecydowanie skrajnie nieodpowiedzialne. W taki sposób nie poprawimy ani poziomu piłki nożnej w Polsce, ani poziomu sędziowania.
Tak jak mylą się wszyscy piłkarze, tak samo mylą się wszyscy sędziowie. Oczywiście statystyka błędów to ciekawe źródło informacji o piłkarzach i sędziach, ale statystyki warto umieć czytać, interpretować i wyciągać z nich odpowiednie wnioski. Tak samo jak warto rozumieć błędy sędziów, czego nie należy mylić z usprawiedliwianiem ich pomyłek.
Błędy sędziowskie dzielą się na kategorie. Jeżeli sędzia podejmuje złe decyzje, ponieważ jest źle wyszkolony, nie zna przepisów lub je źle interpretuje, nie nadąża za akcją lub źle się ustawia, lub z innych powodów podejmuje złe decyzje w sytuacjach, które widział i powinien ocenić prawidłowo – to takie błędy należy rozumieć jako zawinione przez sędziego i ewentualnie również przez osoby odpowiedzialne za jego wyszkolenie, wytrenowanie czy wyznaczenie do prowadzenia meczu. Przyczyny takich błędów warto znać i je rozumieć, choćby po to, żeby takich pomyłek… nie usprawiedliwiać.
Za takie błędy sędziowie powinni być rozliczani, to znaczy: ocena dla sędziego powinna być odpowiednio obniżona, ewentualnie sędzia powinien być odsunięty od prowadzenia meczów lub – w poważnych przypadkach – zawieszony, ewentualnie powinien zostać zdegradowany, a w skrajnych przypadkach – zdyskwalifikowany lub skreślony.
Druga kategoria to błędy wynikające z trudności sytuacji i możliwości ludzkich oczu. Jeżeli sędzia jest prawidłowo wyszkolony i porusza się po boisku zgodnie z kanonem, elastycznie stosując tak zwany system diagonalny, ustawia się adekwatnie do akcji i przewidywalnego ryzyka, patrzy tam, gdzie powinien patrzeć, a mimo to zdarzy się incydent, którego nie widział – krytyka pod adresem sędziego nie ma sensu.
Przecież gdyby na jego miejscu był inny arbiter wyszkolony tak samo dobrze albo i lepiej – gdyby był to nawet Szymon Marciniak, Pierluigi Collina czy Howard Webb – posługując się tylko taką samą liczbą oczu, też nie dostrzegłby czegoś, czego dostrzec się nie dało.
Żaden sędzia – nawet gdyby po boisku biegało trzech tuż obok siebie – nie jest w stanie dostrzec czegoś, co stało się za jego plecami, stało się za plecami innego zawodnika czy za plecami zawodników, którzy coś zasłonili. Nawet Marciniak, Collina i Webb też mają tylko po dwoje oczu, nawet oni nie mają w nich aparatu do robienia ekspresowych zdjęć rentgenowskich, USG ani żadnego odpowiedniego sprzętu, żeby samodzielnie dostrzec "co jest za tymi, którzy coś zasłaniają".
Czasem zdarza się też, że sędzia obserwuje sytuację i zdarzenie, ale ma taki kąt widzenia, że z jego pozycji piłka nie zmieniła kierunku lotu. Zakłada więc, że nie została dotknięta ręką przez obrońcę. Taka właśnie była pierwsza sytuacja w meczu Wisły z Kotwicą, po której sędzia VAR Damian Sylwestrzak wezwał sędziego Jacka Małyszka do monitora. Pokazał mu, że na ujęciach z kamer ustawionych pod innym kątem widać: piłka zmieniła kierunek lotu, co oznacza, że została odbita ręką przez Wiktora Biedrzyckiego.
Małyszek był ustawiony zgodnie z kanonem. Taki lot piłki i taki ruch ręką były nie do przewidzenia, były znacznie mniej prawdopodobne niż inne możliwe zdarzenia, do obserwacji których sędzia był przygotowany tam, gdzie był. Jaka więc tu jest wina arbitra? Przecież również właśnie dla takich sytuacji wymyślono i wprowadzono system VAR. Brawo, że Sylwestrzak i Małyszek skorzystali z niego najlepiej jak mogli.
Gdy piłkę ręką odbił Tomasz Wełna, Małyszek miał wręcz zerowe szanse na dostrzeżenie tego incydentu. Choćby dlatego, że on też – tak jak Marciniak, Collina czy Webb – nie ma w oczach sprzętu do "prześwietlania" ciał stałych, choćby takich jak ciała zawodników, którzy "coś zasłaniają". Także w tej sytuacji Małyszek był tam, gdzie – zgodnie z kanonem – być powinien. Jaka więc tu jest wina arbitra?
Gdyby po takich sytuacjach sędziów należało oceniać negatywnie, odsuwać, zawieszać czy może nawet degradować – świat nie dowiedziałby się o istnieniu Marciniaka, Colliny i Webba, bo przecież oni też – bez "rentgena i USG" – wielokrotnie nie widzieli czegoś, czego ludzkie oko dostrzec nie mogło. A jednak przetrwali, mogli awansować, a nawet osiągnąć w tej branży szczyty.
Właśnie dlatego nie ma sensu karać ani nawet krytykować sędziego tylko dlatego, że "przecież należał się karny, a on tego nie widział". Warto najpierw postawić pytanie lub po prostu zastanowić się, dlaczego tego karnego sędzia nie podyktował, i spróbować poszukać odpowiedzi.
W meczu Wisły z Kotwicą było też trzecie zdarzenie, po którym interweniował VAR i po którym sędzia zmienił decyzję. Zamienił kartkę żółtą na czerwoną. Słusznie. Czy może chociaż za ten błąd można, jest sens, krytykować arbitra? Można, ale uprzednio warto uwzględnić, że nie ma jasnej i wyraźnej granicy między faulami nierozważnymi, za jakie należy się kartka żółta, i faulami poważnymi i rażącymi, za jakie należy się czerwona.
Aby to zrozumieć, warto spojrzeć na kadr z płyty szkoleniowej dla sędziów UEFA. W ramce widać sędziowską skalę przewinień, jest niczym tęcza uwięziona w prostokącie. Tysiące sytuacji lub fauli, które zdarzają się w meczach piłki nożnej, mogłyby jako punkty trafić na pole błękitne ("no offence", czyli "nie ma przewinienia", czyli "gramy dalej") albo zielone ("faul nieostrożny", czyli bez kartki), albo na turkus pomiędzy błękitem i zielenią…
Mogłyby też trafić na pole gdzieś pomiędzy zielenią i żółcią, albo pole gdzieś pomiędzy żółcią i czerwienią. Faul Denysa Faworowa na Rafale Mikulcu "pochodzi" z tej ostatniej części "tęczy".
Czasem trudno gołym okiem odróżnić odcienie koloru pomarańczowego – te trochę jaśniejsze od tych trochę ciemniejszych. Tak samo czasem ciężko jest ocenić, jaki jest "odcień" faulu. Małyszek w biegu, w ułamkach sekundy, uznał iż ten faul był bardziej "jasnopomarańczowy" niż "ciemnopomarańczowy" czy "czerwony". Gdyby na powtórkach wideo było widać, że jednak było to przewinienie ewidentnie "czerwone" czy tym bardziej "ciemnoczerwone", moglibyśmy mówić o wyraźnym błędzie sędziego. Prawda jest jednak taka, że to był atak na nogę rywala z obszaru jasnoczerwonego na granicy z pomarańczowym, czyli na obszarze "borderline" albo tuż za nim. Dlatego krytyka sędziego również w tym przypadku nie ma sensu albo co najwyżej ma mały sens.
Skoro to był faul z pogranicza, czyli pokazanie żółtej kartki przez Jacka Małyszka nie było tak zwanym – jak to przetłumaczył PZPN – "jednoznacznym i oczywistym błędem", to dlaczego interweniował sędzia VAR? Otóż dlatego, iż na powtórkach widać wyraźnie, że ten faul był zdecydowanie bardziej poważny i rażący niż nierozważny. Dla Damiana Sylwestrzaka to było jasne i oczywiste i dlatego interweniował. Według standardów FIFA to była decyzja znakomita. Jestem tego absolutnie pewien.
Jacek Małyszek zasługuje na debiut w Ekstraklasie, choćby nawet za tydzień. Choćby dlatego, że nie popełnia błędów gorszych ani więcej niż ci, których błędy analizujemy co tydzień. A takich jak Małyszek lub lepszych w Betclic 1 Lidze, Betclic 2 Lidze i niższych klasach jest więcej. Jeżeli będziemy ich zatrzymywać z powodu błędów przez nich niezawinionych, nigdy nie doczekamy się poprawy poziomu sędziowania. Jeżeli będziemy ich zatrzymywać z powodu takich sytuacji jak te z meczu Wisła Kraków – Kotwica Kołobrzeg, o tym, kto sędziuje w Ekstraklasie, będzie decydować ślepy los lub układy.