Kamil Wilczek nie ma szans na grę w pierwszym składzie reprezentacji na środku ataku, bo tam monopolistą jest Robert Lewandowski. Napastnik Broendby może wystąpić za plecami kapitana drużyny narodowej. – Swego czasu grałem na "dziesiątce", więc nie mam z tym żadnego problemu – powiedział w rozmowie ze SPORT.TVP.PL.
Powołanie od Adama Nawałki uczcił w najlepszy z możliwych sposobów – hat-trickiem w meczu z Lyngby (3:2). W ostatnich tygodniach prezentuje tak wysoką formę, że część ekspertów widzi w nim konkurenta dla samego Arkadiusza Milika, który po powrocie do zdrowia nie potrafi odzyskać miejsca w wyjściowej jedenastce Napoli...
– Adrian Koliński, SPORT.TVP.PL: Strzeliłeś trzy gole w 20 minut. To najlepszy wyczyn w karierze?
– Kamil Wilczek: W ostatnim sezonie w Piaście strzeliłem cztery bramki w meczu z Bełchatowem (6:3) w pół godziny. Prawdopodobnie hat-trick z niedzieli był szybszy, ale dla mnie nie ma to większego znaczenia.
– Przełamałeś się też po siedmiu ligowych meczach bez bramki.
– To cieszy. Początek roku faktycznie nie był dla mnie dobry, jeśli weźmiemy pod uwagę tylko dorobek strzelecki. Bo fizycznie czułem się bardzo dobrze, grałem regularnie, jednak brakowało bramek. A wiadomo, że na mojej pozycji to najważniejsze.
– To był twój najlepszy mecz w Broendby?
– Jeżeli chodzi o skuteczność, to na pewno. Jeśli po raz pierwszy w klubie strzela się trzy gole, to trzeba tak to określić. Oczywiście mogło być lepiej, bo gdyby kolega wykorzystał moje podanie miałbym jeszcze asystę, sam też miałem dobrą okazję, ale nie mogę narzekać.
– Powołanie do reprezentacji wpłynęło na ciebie pozytywnie?
– Sugerujesz, że gdybym nie został powołany, to nie zagrałbym tak dobrze w niedzielę? (śmiech)
– Może zagrałeś z chłodną głową, bo wiedziałeś, że masz pewne miejsce w kadrze?
– Oczywiście podświadomie chce się dobrze wypaść, żeby zasłużyć na powołanie do reprezentacji, ale jak wychodzi się na boisko, to myśli się tylko o meczu. Jeśli nie zdobędę bramki, to nie mogę się zadręczać czy zostanę zaproszony na zgrupowanie, czy nie. Trzeba skupiać się na swojej robocie.
– Jak się czujesz na pozycji numer dziesięć? Pytam w kontekście meczu z Czarnogórą?
– Trener zdecyduje czy w ogóle zagram. Swego czasu grałem na "dziesiątce", więc nie mam z tym żadnego problemu. Teraz w klubie mamy trochę inne założenia, ale zazwyczaj grając jako napastnik staram się schodzić do środka i rozgrywać. Jestem przygotowany na taką ewentualność.
– Słyszałeś coś o zainteresowaniu ze strony zespołów z Chin?
– Niewiele. Wszystko monitoruje mój agent Jarek Kołakowski i od dawna mamy taki układ, że nie rozmawiamy o transferach w środku sezonu. Dopiero gdy rozgrywki będą zbliżać się ku końcowi, przeanalizujemy oferty. Nie mam ciśnienia, żeby odchodzić z Broendby, ale jeśli pojawi się ciekawa propozycja, to na pewno ją rozważę.