| Koszykówka / Rozgrywki ligowe
3 października 1998 roku – ta data przeszła do historii polskiej koszykówki. Tego dnia Jacek Krzykała w nieprawdopodobnych okolicznościach zapewnił zwycięstwoZepterowi Śląsk Wrocław w konfrontacji z Nobilesem Anwilem Włocławek (89:88). – Teraz takich spotkań już nie ma. Pewna epoka się skończyła – powiedział Krzykała w rozmowie z TVPSPORT.PL.
Był to początek sezonu, siódma kolejka. Niby tylko runda zasadnicza, ale jednak święta wojna, bo tak nazywano rywalizację Śląska z Anwilem. Można było być pewnym emocji, ale takiego zakończenia nikt się nie spodziewał.
Od pierwszej połowy drużyna z Włocławka goniła rywali. Na siedem sekund przed końcem, przy stanie 86:84 dla Śląska, sfaulowany został Igor Griszczuk. Białorusin stanął na linii rzutów wolnych. Dwa kozły, wypuścił piłkę z rąk – trafił. Druga próba – pudło. Piłkę złapali Krzykała i David van Dyke, sytuacja sporna. Obaj stanęli do rzutu sędziowskiego.
Obwodowy Śląska nie miał żadnych szans z środkowym Anwilu. Do końca pozostało pięć sekund, Amerykanin zbił piłkę do Romana Prawicy, ten skorzystał z zasłony Bartłomieja Tomaszewskiego i trafił za trzy punkty. Zegar pokazał okrągłe zero. Wszyscy gracze gospodarzy wybiegli na boisko i cieszyli się ze zwycięstwa.
"Trafił za trzy! Roman Prawica bohaterem tego spotkania" – krzyczał Ryszard Łabędź, komentator TVP. Po chwili jednak dodał: "Nobiles Anwil Włocławek, po uporczywej walce, prowadzi – powtarzam – prowadzi, bo została jeszcze sekunda".
Gdyby mecz rozegrano sezon wcześniej, włocławianie by wygrali i nie byłoby takiej historii. Ale w 1998 roku wprowadzono w lidze zasadę, że czas był zatrzymywany po zdobytym koszu w dwóch ostatnich minutach. Eugeniusz Kuglarz, komisarz zawodów, wyjaśnił po spotkaniu, że w tym przypadku nie zadziałał przycisk zatrzymujący czas.
– Wtedy nie było tak dokładnych przyrządów do pomiaru czasu, ale i tak podziwiam sędziów – Wacława Woźniewskiego i Wiesława Karlińskiego – że tak to rozstrzygnęli i nie zakończyli tego meczu po "trójce" Prawicy – wspomina Ryszard Łabędź.
Traktowałem to jak zwykły mecz. Tylko zakończenie było z wisienką na torcie.
– Prawie 22 lata to faktycznie szmat czasu, a najbardziej widzę to po swoich dzieciach. Ale pamiętam tamten dzień. Może nie cały, od rana do wieczora, ale okoliczności już tak. Pamiętam, w którym hotelu spaliśmy. Pamiętam, że mecz zaczynał się w godzinach wczesnopopołudniowych, bo do Wrocławia wróciliśmy wieczorem. I pamiętam euforię po zwycięstwie, choć nie trwała długo, bo czekały kolejne wyzwania. Liga, puchary, jakieś spotkania zaległe – dużo tego było – wspomina Krzykała.
Cukierniczka z serwisu do kawy
Po zwycięskim rzucie, wszyscy zawodnicy i członkowie sztabu szkoleniowego Śląska rzucili się, by wyściskać 22-letniego zawodnika. Oburzeni fani gwizdali i buczeli, przy stoliku sędziowskim trwały narady. "Nie ma kosza, po czasie" – krzyczał do sędziów Kijewski. Urlep pokazywał, że piłka wpadła przepisowo.
Decyzja została podjęta stosunkowo szybko. I choć była prawidłowa, to włocławianie nie mogli się z nią pogodzić. Po czasie jednak docenili ten wspaniały rzut. – Pamiętam, że w następnym meczu dostał od Anwilu nagrodę, że rozpropagował nazwę klubu, bo ta końcówka była pokazywana w serwisach informacyjnych praktycznie na całym świecie – przypomina Zieliński.
Trzeba przyznać, że zespół z Kujaw postarał się o praktyczny podarunek. – Jak Anwil przyjechał do nas na rewanż, to dostałem od dyrektora zespołu Arka Krygiera serwis do kawy za promocję klubu, bo o tym rzucie mówiło się także w kontekście Anwilu. Do tej pory została mi cukierniczka z tego serwisu – śmieje się Krzykała.
Nie tylko jeden rzut
Mówiąc o Krzykale, od razu myśli się o tym słynnym rzucie i nieco zapomina o jego innych sukcesach. – W świadomości kibiców, którzy trochę mniej się interesują koszykówką, będzie kojarzony tylko z tym rzutem, ale ja pamiętam wszystkie jego dokonania – przekonuje Zieliński.
W tym samym tonie wypowiada się Prawica: – Był bardzo dobrym zawodnikiem, jednym z najlepszych rozgrywających w lidze. Na pewno nie był graczem jednego rzutu, miał przecież wspaniałe sukcesy.
Czterokrotnie sięgnął po mistrzostwo Polski ze Śląskiem (1996, 1998, 1999, 2000). Z Prokomem Treflem Sopot wywalczył wicemistrzostwo w 2003 roku, a ze Stalą Ostrów Wielkopolski brązowy medal rok wcześniej. Zakończył karierę w Śląsku w 2008 roku. Ostatni sezon także zakończył z brązem na szyi.
– Mógł zostać zapamiętany głównie z tego rzutu, ale trzeba pamiętać, że przede wszystkim był bardzo dobrym koszykarzem. A tego się do końca nie pamięta. Bo jak przypomina się wielki Śląsk, to wymienia się innych zawodników – ubolewa Ryszard Łabędź.
A tak Krzykałę charakteryzuje Zieliński: – Waleczny i charakterny. Zawsze grał do końca, co pokazuje choćby ten rzut. Bardzo dobry rozgrywający, ze świetnym przeglądem pola.
Łabędź miał okazję wielokrotnie sędziować mecze Śląska z udziałem Krzykały i bardzo ciepło go wspomina. – Pamiętam Jacka jako zawodnika charakternego, ale nie wybuchowego. Bardzo dobrze grał na koźle. Nie był liderem, ale w tym zespole miał kto liderować – ocenia.
Świadomy, ułożony, solidny, zadziorny i – przede wszystkim – twardy w obronie.
Święta wojna
Włocławianie weszli do ekstraklasy w 1991 roku, ale początkowo ich występ na najwyższym poziomie stanął pod znakiem zapytania, bo główny sponsor – Provide – zbankrutował. Koszykówkę w stolicy Kujaw uratował Nobiles i stworzył drużynę, która już w pierwszym sezonie dotarła do finału. W nim Śląsk był zdecydowanie lepszy i gładko wygrał 3:0.
W sumie w finałach mierzyli się pięć razy i zawsze lepsi byli wrocławianie. Najbardziej zacięta rywalizacja miała miejsce w sezonie 1998/99, w którym o rozstrzygnięciu decydował siódmy mecz w Hali Ludowej.
Kibice obu zespołów serdecznie się nienawidzili. Z perspektywy czasu można stwierdzić, że sympatycy Anwilu mieli kompleks Śląska. Z kolei we Wrocławiu chlubiono się wyższością nad największym rywalem. Obustronne wyzwiska były normalnością.
– Cała ta otoczka, animozje i walka sportowa dodawał smaczku. Dodatkowo ta mała, specyficzna hala we Włocławku. No i fanatyczni kibice, którzy zawsze w stu procentach byli za Anwilem. Ale u nas było podobnie – wspomina Krzykała.
Nie tylko zawodnicy byli pod ciągłą presją fanów. Łatwego życia nie mieli również sędziowie i komentatorzy. – Z jednej strony były to najsympatyczniejsze spotkania, z drugiej wiązały się z dużym stresem. Byłem wtedy w podwójnej roli, bo już sędziowałem i komentowałem mecze ligowe. Przyjeżdżanie do hal, czy to we Włocławku, czy we Wrocławiu, wiązało się z taką samą nagonką kibiców. Jedni i drudzy zarzucali nam, komentatorom, stronniczość – wspomina ze smutkiem Łabędź.
– Mocno to przeżywałem. Bolały mnie te oskarżenia. Przecież nie byłem ani z Wrocławia, ani z Włocławka. Góral z Bielska wziął się za koszykówkę, a fani obu zespołów mówili mi, że sympatyzuję z przeciwnikami – dodaje.
Muli Katzurin powiedział, że ktoś tam kiedyś zginie.
Krzykała usłyszał we Włocławku niejedno wyzwisko pod swoim adresem, ale to nie on był wrogiem numer jeden. – Oczywiście były nieprzyjemne epitety, właściwie w kierunku każdego z naszych graczy. I tak najgorzej miał zawsze Maciek Zieliński. Z drugiej strony pamiętam jak był mecz reprezentacji we Włocławku. Byłem w szoku, że kibice zachowywali się zupełnie inaczej i wspierali wszystkich, nawet Maćka. Wiadomo, że jak przyjeżdżał Śląsk, to byli przeciwko każdemu z nas. To normalne – stwierdza.
Kibice Śląska byli niemniej fanatyczni, ale we Włocławku była malutka hala, trudno było się uchronić przed krewkimi fanami. Dochodziło do sytuacji, w których koszykarze Śląska musieli rozgrzewać na jednej połowie z gospodarzami, bo w ich stronę leciały rolki papieru, ziemniaki czy buraki.
– Pamiętam jak nas pilnowano – policja uzbrojona w broń gładkolufową, z psami przy boku. Wychodziliśmy jakimiś tylnymi drzwiami. Bardzo gorący teren, ale lubiłem tam wygrywać – śmieje się Zieliński.
– We Wrocławiu było wygodniej – duża hala, więc komentator mógł się schować przed kibicami. Natomiast we Włocławku do hali OSiR wchodziło się z parkingu przez wąziutki korytarzyk, między kibicami. Wtedy przepisy o bezpieczeństwie imprez masowych na pewno nie były tak restrykcyjne i nasłuchaliśmy się nieprzyjemnych komentarzy od kibiców. Czasami skóra cierpła, lęk był spory – przypomina Łabędź.
Gdzie się podziały tamte… spotkania
Mimo tych niebezpieczeństw fani koszykówki z nostalgią wspominają starcia Śląska z Anwilem. – Sentymentalnie wracam do tej rywalizacji, bo rozgrzewała atmosferę w całej Polsce. Koszykówka była wówczas bardzo popularna. Cały kraj żył tymi meczami – mówi Prawica.
– Koszykówka bardzo się zmieniła i trudno to porównać. Gdyby nawet teraz Śląsk grał z Anwilem, to podejrzewam, że nie byłoby takich smaczków, jak choćby pojedynki Zielińskiego z Griszczukiem – dodaje Krzykała.
Wówczas popularność basketu dorównywała piłce nożnej. Finały PLK były pokazywane w otwartych antenach TVP i gromadziły milionowe widownie. Pomogła też reprezentacja Polski, która w 1997 roku zajęła siódme miejsce na mistrzostwach Europy, a swoją grą zaskarbiła serca kibiców.
– Poza tym zawodnicy utożsamiali się z klubami. Joe McNaull po roku czy dwóch, był traktowany jak swój. I jak ktoś mówił McNaull, to myślał: Śląsk Wrocław. Do tego ja, Maciek Zieliński, świętej pamięci Adam Wójcik czy Dominik Tomczyk. Takich przykładów było mnóstwo, także po stronie Anwilu – kończy Krzykała.
Adrian Koliński
Follow @AdrianKoliski
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (1009 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (88 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.