| Piłka ręczna / Europejskie puchary
Zamiast trenować przed występem w Final4 Ligi Mistrzów ze swoją ówczesną drużyną, HSV Hamburg, poleciał na Majorkę świętować dopiero co zdobyte mistrzostwo Niemiec. Marcin Lijewski, triumfator Ligi Mistrzów w 2013 roku, wspomina występy w turnieju finałowym w Kolonii i ocenia szanse PGE VIVE Kielce przed rozpoczynającymi się w sobotę tegorocznymi finałami. Najpierw mistrzowie Polski zmierzą się z węgierskim Veszprem, które w 2016 roku pokonali w pamiętnym finale po serii rzutów karnych. Kto jest faworytem Lijewskiego i dlaczego... ten zespół nie wygra?
Maciej Wojs, TVPSPORT.PL: – PGE VIVE Kielce po raz czwarty w historii wystąpi w nadchodzący weekend w turnieju Final4 Ligi Mistrzów w Kolonii. Co tam osiągnie?
Marcin Lijewski, triumfator Ligi Mistrzów w 2013 roku: – Wszystko zależy od tego, na co nastawieni będą zawodnicy. Uważam, że nie wystąpią w Kolonii w roli faworyta. Tym jest Barcelona, która ma za sobą świetny sezon. Półfinałowy rywal VIVE – Veszprem – też jest mocniejsze i zaimponowało końcówką sezonu. Być może autsajderem turnieju jest Vardar, ale by z nim zagrać, VIVE musi najpierw poradzić sobie z Veszprem. Do tego dochodzi jeszcze historia Final4. Ta pokazuje, że faworyci nie wygrywają... Jeżeli kielczanie będą zdeterminowani, dobrze przygotowani i będą wiedzieli po co jadą – wszystko jest możliwe. Już raz sprawili niespodziankę. Dlaczego ma się tak nie stać ponownie?
– Wspomniana historia rzeczywiście pokazuje, że w ostatnich latach triumf faworyta był rzadkością. Rozgrywki wygrywały VIVE, Vardar, Flensburg, Montpellier i HSV z Tobą w składzie, choć nie dawano im zbyt dużych szans. To urok tego turnieju. Tam może wydarzyć się po prostu wszystko.
– Dokładnie. To jest w tej dyscyplinie najpiękniejsze. Człowiek jedzie na najlepszą imprezę piłki ręcznej i tam może paść każdy wynik. Zresztą Final4 Ligi Mistrzów nie da się porównać do żadnego innego turnieju. Może jedynie Final4 Pucharu Niemiec jest na podobnym poziomie, ale to nie ta sama skala...
– A mistrzostwa świata czy Europy? Igrzyska?
– To inna ranga. Final4 jest doskonale przygotowane. Niemcy od wielu lat organizują ten turniej i doszli już do perfekcji. Zazdroszczę tym, którzy mogą w tym roku pojechać do Kolonii i być częścią tego spektaklu. Będąc zawodnikiem, a grałem w Kolonii kilka razy, nie przypuszczałem, że to tak fajnie wygląda z "drugiej strony", tej kibiców. Dopiero gdy pojechałem na turniej z telewizją, zobaczyłem, co naprawdę się tam dzieje i jak fajnie można ten weekend przeżyć.
– Jak wspominasz te turnieje, gdy występowałeś jako zawodnik?
– Mój pierwszy występ w Final4 był trochę... dziwny. To był sezon, gdy wygraliśmy mistrzostwo Niemiec. Trudny to był rok... Byliśmy, że tak to nazwę, mentalnie wyczerpani i jednocześnie syci w związku, bo zdobyliśmy tytuł mistrzowski. Tak naprawdę to do Final4 się nie przygotowaliśmy. Nic a nic, mówię całkiem serio. Zamiast trenować... polecieliśmy na Majorkę świętować mistrzostwo i wracając z Majorki przyjechaliśmy do Kolonii. Nasze podejście było krótko mówiąc niepoważne. W półfinale zderzyliśmy się wtedy z Ciudad Real, które prowadził Tałant Dujszebajew. Przegraliśmy, a Ciudad nie sprostało potem w finale Barcelonie.
Do drugiego występu podeszliśmy już inaczej. Byliśmy zdeterminowani. Mieliśmy za sobą kiepski sezon w Niemczech i Final4 było naszą ostatnią deską ratunku, by jeszcze cokolwiek wygrać. Chcieliśmy ratować sezon. Bardzo mocno przygotowaliśmy się do turnieju i daliśmy radę: najpierw pokonaliśmy faworyzowane Kiel, które było moim zdaniem najmocniejszą drużyną świata w tamtym czasie, a później w finale wygraliśmy z Barceloną. Oczywiście, HSV nie było wtedy słabym zespołem, bo mając w składzie Domagoja Duvnjaka, Blażenko Lackovicia, Igora Voriego, Hansa Lindberga czy "Toto" Jansena nie można mówić o słabym zespole. Mieliśmy zawodników dużego kalibru, ale podejrzewam jednak, że Barcelona i Kiel były wówczas od nas mocniejsze.
– Tym, co decyduje o sukcesie w Final4 są więc wola, determinacja i dyspozycja dnia.
– Trzeba chcieć osiągnąć sukces, trzeba mieć szczęście – nie ukrywam tego – ale trzeba też mieć zespół świadomy, który wie, po co przyjechał do Kolonii, który ma w szeregach walczaków. Mecze przecież różnie się układają, czego najlepszym przykładem jest VIVE, które w finale w 2016 roku przegrywało z Veszprem na kwadrans przed końcem dziewięcioma bramkami, a mimo to zmieniło losy meczu. Pamiętam, że siedziałem wtedy na trybunie i mówiłem do siebie: "Boże, chłopaki, zróbcie coś, bo wstyd...". A oni odrobili dziewięć goli straty i doprowadzili do dogrywki i chyba najciekawszego finału w historii, bo zakończonego rzutami karnymi. Siła psychiczna zespołu jest bardzo ważna.
W Kolonii żadne statystyki nie mają znaczenia. Jest tu i teraz, my przeciwko nim. Kto jest mocniejszy fizycznie, psychicznie, kto ma więcej szczęścia, ten wygrywa. A do tego dochodzą sędziowie...
– Podkreślasz, że chcąc wygrać w Kolonii trzeba mieć walczaków i VIVE takich ma. Jeśli popatrzymy na poszczególne pozycje pod kątem personalnym, to w składzie Kielc znajdziemy graczy ze światowego topu, a w niektórych przypadkach – być może najlepszych na swych pozycjach na świecie.
– Kielce mają klasę i to nawet bez Michała Jureckiego. Choć ten brak uważam za bardzo duże osłabienie VIVE, to mimo tego w składzie pozostają zawodnicy, którzy tak jak powiedziałeś – są ze światowego topu. Moim zdaniem najlepszym graczem na swej pozycji na świecie jest Luka Cindrić. Jeżeli kolokwialnie mówiąc "będzie mu się chciało", to VIVE naprawdę stać na wiele. To gość, który w ważnych sytuacjach może w pojedynkę przechylić szalę na korzyść Kielc.
– VIVE dwa razy grało w tym sezonie z Veszprem i dwa razy minimalnie przegrało, ale w jednym z tych spotkań zabrakło wspomnianego Cindricia, a w drugim Alexa Dujshebaeva. A to gracze kluczowi…
– Ale to nie ma żadnego znaczenia. To były dwa mecze grupowe, teraz będzie trzeci, który będzie całkiem inny, będzie miał inny ciężar. Nie ma co tego porównywać czy bawić się w dziennikarskie statystyki – to wszystko czym się zajmujecie jest fajne, interesujące, ale w Kolonii nie ma żadnego znaczenia. Jest tu i teraz, my przeciwko nim. Kto jest mocniejszy fizycznie, psychicznie, kto ma więcej szczęścia, ten wygrywa. A do tego dochodzą sędziowie – bo ten turniej ma taką specyfikę, że jeden "zły" gwizdek może naprawdę bardzo dużo zepsuć. Postawa sędziów będzie kluczowa.
– Doświadczenie z gry w Final4 jest też istotne? VIVE ma w szeregach aż dziewięciu debiutantów. To Janc, Kulesz, Karaliok czy Cupara, czyli gracze pierwszego składu. Dla nich będzie to pierwsze zderzenie z Lanxess Areną i 20 tysiącami kibiców na trybunach.
– Po Karalioku nie widać, by był młody lub nie miał doświadczenia. To niesamowity harpagan i jestem przekonany, że wejdzie w te mecze jak rutyniarz. Blaż Janc owszem jest młody, ale nie zapominajmy, że debiutował w Lidze Mistrzów w wieku 15 lat, więc w jego przypadku również nie ma mowy o braku doświadczenia. Z taką atmosferą "wow" człowiek bardzo szybko się oswaja i po pięciu minutach od pierwszego gwizdka nie ma już żadnej kalkulacji. Jest walka. Poza tym pozostała część VIVE ma doświadczenie i wie jak wygrywać takie turnieje, a do tego na ławce zawsze jest Tałant Dujszebajew, który z pewnością przygotuje zespół na wszelkie okoliczności w najlepszy możliwy sposób.
– Gdybyś miał typować tegorocznego zwycięzcę Final4, postawiłbyś na…
– Oczywiście chciałbym, żeby wygrała polska drużyna, ale moim faworytem jest jednak Veszprem.
– Turnieju czy tylko półfinału z VIVE?
– Całego turnieju. Oni są chyba najbardziej głodni…
Do rozmowy wtrąca się Justyna Lijewska, żona Marcina.
Justyna Lijewska: – No to oni nie wygrają!
Marcin Lijewski: – Żona zawsze mówi, że jak ktoś jest moim faworytem, to później nie wygrywa. Ale powiem dlaczego stawiam na Veszprem: to zespół, który od wielu lat jest w czołówce, dobija się do tego trofeum, ma jeden jedyny cel, ale nigdy nie udało mu się go osiągnąć. Ten sezon zaczęli bardzo słabo, mieli perturbacje z trenerem… Było nieciekawie. Nagle jednak ten zespół został poukładany, wyciszony i "idzie". "Idzie" jak torpeda. Najpierw odgryźli się w lidze Pick Szeged i powrócili na tron. Na pewno mają też w głowach to, co stało się parę lat temu w finale z VIVE… To mój faworyt, ale kibicuję oczywiście zespołowi z Kielc. No i moja żona zawsze ma rację.
30 - 31
Paris Saint-Germain HB
26 - 35
Paris Saint-Germain HB
32 - 33
Fuechse Berlin
32 - 37
Dinamo Bukareszt
29 - 29
Aalborg Haandbold
31 - 24
OTP Bank-Pick Szeged
18:45
Dinamo Bukareszt
18:45
OTP Bank-Pick Szeged