W sobotę finał Ligi Mistrzów, szósty z rzędu bez Polaka. Siedmiu naszych reprezentantów stanęło przed szansą triumfu przenoszącego do piłkarskiej historii. Czterech wygrało, a o meczach, w których wzięli udział, można kręcić filmy.
Od sześciu lat czekamy na Polaka w finale Ligi Mistrzów. Dzisiejsza konfrontacja na nowoczesnej Wanda Metropolitano oczekiwania nie zakończy. Za rok Stambuł, gdzie 14 lat temu działy się piłkarskie cuda. Kiedy, polski piłkarz wystąpi w finale, nie wiadomo. W jakim zagra – to pewne – niezapomnianym (niekoniecznie w dobrym tego słowa znaczeniu) jak te zwycięskie z udziałem Bońka i Młynarczyka jeszcze w Pucharze Mistrzów, a potem Jerzego Dudka i Tomasza Kuszczaka już w dumnie brzmiącej Champions League. Polacy już tak mają, nie potrafili triumfować w najważniejszych europejskich rozgrywkach bez domieszki dramatyzmu. Jeszcze jedno, zwycięzca powinien być bramkarzem, bo z jednym wyjątkiem...
1985. Piekło na Heysel, głos Żelaznej Damy
Pierwszym polskim był finał Pucharu Mistrzów ze Zbigniewem Bońkiem w Juventusie. Jeden z najgłośniejszych, najtragiczniejszych dni w historii piłki nożnej. Tragedia na Heysel przyćmiła wydarzenia na boisku. 38 ofiar śmiertelnych. Mecz w Belgii rozpoczął się z godzinnym opóźnieniem. Ostatni gwizdek sędziego jeszcze pobrzmiewał, a rozmowa zeszła już na sprawy bezpieczeństwa. Głos zabrała sama Żelazna Dama, Margaret Thatcher.
Gazeta Liverpool Echo opublikowała po finale list od anonimowego kibica, który przyznał się, że przyłożył rękę do dramatycznych zdarzeń:
Nie potraficie sobie wyobrazić, jak się czuję. Chciałbym iść prosto na lokalny komisariat policji i powiedzieć im, jaką odegrałem w tym rolę. Próbuję sobie tłumaczyć, że to nie moja wina, ale nie potrafię. Nie przestałem płakać od środowej nocy. Wszyscy myślicie, że zapomnieliśmy o tym i nie dbamy o to, ale jesteście w błędzie. Gdybyście wiedzieli, jak rozdarty się czuję, może zrozumielibyście, że to były tylko dwie minuty szaleństwa. Nie zauważyliśmy, kiedy wymknęło się to z rąk. Zdawało nam się, że to tylko walka, a teraz zobaczcie, 38 ofiar śmiertelnych. Mój Boże, przepraszam. Pozwólcie mi powiedzieć, jak to się zaczęło, jak się stało, że byłem w to zaangażowany. Może to da wam pojęcie, jak się czujemy – nie tylko ja, my wszyscy.
Przed meczem napoje były szeroko dostępne i, tak, byłem pijany. Poza stadionem to samo działo się z Włochami, byli agresywni i bardzo pijani. Grozili wszystkim wokół nożami. Siedziałem na murze, kiedy Włoch nagle podbiegł z toporem i o centymetry minął moją głowę. Żeby uciec, przeskoczyłem mur i biegłem przez ścieżkę. (…) trybuny pękały w szwach, przeskoczyłem przez płot i stanąłem. Było pełno fanów Liverpoolu, ale większość Włochów. Stałem tam przez prawie pięć minut. (...) Niedługo potem starszy facet, którego widziałem, jak nakłaniał wszystkich do ataku na Włochów, krzyknął do mnie i wszystkich wokół: "dlaczego to przyjmujemy?" Powiedział coś, że chłopaki N.F. pokażą nam, jak to się robi, i podszedł do większej grupy mężczyzn.
Na początku nie byłem zainteresowany. (…) Stałem tam chyba z minutę, aż zobaczyłem dużą grupę młodych Włochów podchodzących do mnie, więc się odsunąłem. Jeden z nich śmiał się ze mnie, a potem podniósł bluzę i wyciągnął tasak. Przysięgam, prawie każdy z nich miał nóż. Spojrzałem za siebie, żeby gdzieś uciec i nagle grupa londyńczyków przybiegła i zaczęła walczyć.
Natychmiast straciłem głowę, włączyłem się. Pobiegłem na Włocha, który przede mną wyciągnął nóż, zacząłem z nim walczyć. Uciekł, a ja z jakiegoś powodu go goniłem. Chciałem go. Dopadłem go w połowie drogi na trybuny. Nie miał gdzie uciec. Zacząłem go bić i straciłem głowę. Biłem każdego Włocha, który znalazł się w pobliżu. Nie miało znaczenia, kto to, dopóki był Włochem. Musiało mi się to podobać, inaczej bym tego nie robił.
Juventus wygrał 1:0. Jedyną bramkę z rzutu karnego zdobył Michael Platini po faulu na Bońku. Ale Heysel pozostanie w świadomości tragedią, a dopiero potem zwycięskim finałem włoskiej drużyny z Polakiem w składzie.
1987. Koszmar z przyszłości
Polscy finaliści, jak już dotrwali w Pucharze Europy Mistrzów Krajowych tak długo, to jeden po drugim. Dwa lata później na wiedeński Prater przyjechało grać FC Porto Józefa Młynarczyka. Z wielkim Bayernem Monachium. Faworytem nad faworytami, szansami 19-krotnie większymi na sukces.
– Kiedy wylądowaliśmy w Wiedniu, a autokar przywiózł nas do hotelu, byłem lekko oszołomiony. Niby nie przyjechaliśmy z prowincji, ale czerwony dywan, dziesiątki kamer, tłum dziennikarzy i kibiców robiły wrażenie. Czekaliśmy w holu na zakwaterowanie, gdy ktoś przybiegł z aktualnymi kursami bukmacherskimi. Nasze szanse stały mizernie: 19:1 dla Bayernu. Popatrzyliśmy po sobie z myślą: – Po cośmy tu przyjechali? Przytulić piątkę i wrócić? – wspominał w tygodniku „Piłka Nożna” (nr 23/2017) polski bramkarz, jeden z ojców sukcesu FC Porto.
Nastroje podzieliły się wyraźnie: Bayern przybył zabrać puchar, skazani na porażkę Portugalczycy na pewno nie „przytulić piątkę”. Pewność Niemców oddaje korespondencja Jerzego Lechowskiego z "Piłki nożnej", a najdobitniej fragment wywiadu z Udo Lattkiem, trenerem Bawarczyków:
"Zatem jak będzie w Wiedniu? Ma pan nadzieję, że Bayern znowu wywalczy Puchar Mistrzów?
– Mam nadzieję? Nie, ja jestem o tym przekonany!"
Fragment meczu, który zatrząsł Bayernem nie wydarzył się po raz pierwszy w 1999 roku w Barcelonie. Jose Mourinho też nie był pierwszym, który w Porto zbudował niespodziewanego mistrza Europy. W 25. minucie bawarski plan zmiażdżenia Porto zaczął realizować Ludwig Kögl. Kolejne strzały do bramki Młynarczyka nie chciały jednak wpadać.
Tego wieczoru Bayern przeżył pierwszy koszmar trzech minut. W 77. minucie Algierczyk Rabah Madjer wyrównał. Piętką. – To było instynktowne, po prostu to zrobiłem. Nie miałem czasu do namysłu – przyznał później. Niemcy ledwie wznowili grę, zaraz przegrywali 1:2. W 80. minucie drugiego gola zdobył Brazylijczyk Juary.
Wiednia nocą nie było. Piłkarze Porto po mecz wracali do kraju. W tej samej rozmowie z „Piłki Nożnej” Młynarczyk wracał do chwil życia przeżywanych na Praterze: – W szatni szampan lał się co prawda strumieniami, lecz w pewnym momencie Jorge wydał komendę: jedziemy na lotnisko. Wracaliśmy w nocy do Porto i kiedy już podchodziliśmy do lądowania, pilot przekazał wiadomość, że na lotnisku są jakieś jaja. Okazało się, że przyszło nas przywitać 30 tysięcy ludzi. Ekipy porządkowe usunęły ich co prawda z płyty lotniska, ale to nic nie dało, bo cały czas napierali. Jeszcze kołowaliśmy, gdy tłum rzucił się do samolotu. Wychodziliśmy w kordonie, zewsząd nas szarpano. Straciłem rękaw koszuli i garnituru. Każdy chciał mieć choć kawałek herosa, tak nas nazywano.
2005. Cud w Stambule, "Nie zapomnę jego obrony"
Osiemnaście lat później w wigilię Dnia Matki, w Stambule, zdarzyło się niewytłumaczalne. Do przerwy nie 0:1, a 0:3. Trzy bramki wpuszczone przez bezradnego Jerzego Dudka. Smutek mieszał się z niedowierzaniem. Nadziei nie pozwalał tlić się skład Milanu. Konstelacja piłkarskich gwiazd pierwszej połowy XXI wieku. Kilku nazwisk nie da się wymienić, trzeb wybrać 11 z 11: Dida – Cafu, Stam, Nesta, Maldini – Gattuso, Pirlo, Seedorf, Kaka – Szewczenko, Crespo.
Ostatni z nich też nie dowierzał. Temu, co działo się w drugiej połowie:
– (...) A potem wydarzyło się coś, co może kontrolować wyłącznie przeznaczenie. Jak znakomita główka Stevena, świetny strzał Vladimira Smicera i wreszcie rzut karny, najpierw obroniony, a potem dobity przez Xabiego Alonso. Ale najlepsze zostawili na koniec.
– Masz na myśli Jerzego Dudka?
– Nigdy nie zapomnę jego obrony strzału Szewczenki, coś niewiarygodnego. Myślę, że Jerzy do dzisiaj nie ma pojęcia, jak obronił to uderzenie. To surrealistyczne, jak Szewczenko mógł tego nie trafić – mówił w wywiadzie dla „Guardiana”.
W szatni część piłkarzy Milanu rozpłakała się. Dopiero po rzutach karnych, ale jeszcze przed pierwszą „jedenastką” wiedzieli, że tego finału nie wygrają.
– To nie była wina Milanu, Liverpool zasłużył na ten powrót. Podziwiam ich za to, być może inna drużyna nie okazałaby tyle charakteru, aby podnieść się, przegrywając 0:3 do przerwy. Właściwie to zdałem sobie sprawę, że przegraliśmy, jeszcze przed karnymi, kiedy Szewczenko zmarnował tą dogodną sytuację, będąc tuż przed samym Dudkiem, w dogrywce – powiedział w rozmowie z Four Four Two Cafu.
W autobiografii bohater teatru rzutów karnych pisał:
„Kiedy skończyła się dogrywka, nastąpił zupełny chaos. Podbiegło do mnie kilku zawodników i zaczęli chwalić:
– Super. Ale teraz się skoncentruj przed karnymi, to będzie twój mecz!
Najbardziej podniecony był Jamie Carragher. Popychał mnie i wykrzykiwał:
– Jerzy, spróbuj ich wybić z rytmu. Pamiętasz Grobbelaara? Wszystkich denerwował i rozpraszał. Udawaj, tak samo jak on. Słaniaj się na nogach. Rób jakieś numery. Ruszaj się w bramce. Denerwuj ich. Cały czas wybijaj z rytmu.
Spojrzałem na niego:
– Okey, Carra. Okey. Ale daj mi już spokój. Daj się skoncentrować na tych karnych!
A on znowu:
– Pamiętaj, wybij ich z rytmu. Musisz coś zrobić. Pamiętaj! Musisz!” – wspominał dialog z Carragherem Dudek.
Pamiętał, zrobił coś. Był jak Bruce Grobbelaar. Nawet nie miał świadomości, że jak obroni karnego Szewczenki, Liverpool zwycięży. Obronił i... „wtedy zobaczyłem, że wszyscy do mnie leecą. I zrozumiałem, że to już koniec”.
Dwa lata później przyszedł czas rewanżu. W bramce stał już Pepe Reina, nowy wybraniec trenera Rafy Beniteza. Dudek na ławce. Milan zwyciężył 2:1. Obrońców The Reds i bramkarza Reinę dwukrotnie oszukał niezawodny Filippo Inzaghi.
2008. Anelka wiedział, że Van der Sar wie
Trzy lata później wydarzył się ostatni angielski finał. Manchester United z Tomaszem Kuszczakiem na moskiewskich Łużnikach, w strugach deszczu, grał z Chelsea. Po 120 minutach okoliczności już były dramatyczne (czerwoną kartkę w końcówce dogrywki otrzymał Didier Drogba, dogodne sytuacje marnował Manchester, Chelsea trafiała w słupek), a o wyniku miały jeszcze zdecydować rzuty karne.
Przed meczem menadżera Chelsea, Avrama Granta, przyjaciel skontaktował z Ignacio Palaciosem-Huertą, który od 1995 r. analizował rzuty karne. Ekonomista, taki zawód wykonywał Ignacio, przestudiował zachowanie Edwina Van der Sara przy rzutach karnych. Streścił je w czterech punktach:
1. Van der Sar ma większą skłonność do rzucania się w "naturalną stronę" strzelca niż inni bramkarze. W praktyce oznacza to, że przy prawonożnym strzelcu rzucał się najczęściej w swoją prawą stronę, a przy lewonożnym w swoją lewą. Chelsea miała większą szansę zwycięstwa, strzelając w "nienaturalną" stronę.
2. Większość rzutów karnych Van der Sar bronił, jeśli piłka leciała na wysokości od jednego do półtora metra.
3. Ronaldo często zatrzymuje się, dobiegając do piłki. Jeśli się zatrzyma, istnieje 85% szansy, że uderzy w prawą stronę bramkarza, ponieważ nie będzie w stanie wygenerować odpowiednio wiele siły po 120 minutach gry, aby uderzyć w jego lewą stronę. Jeśli bramkarz ruszy się wcześniej, Ronaldo zawsze strzela. Bramkarz musi go wyczekać.
4. Drużyna, która wygrywa losowanie, ma 60% szans na zwycięstwo, ponieważ drugi zespół jest obarczony większą presją.
Zaczęli strzelać. Punkt pierwszy realizowany perfekcyjnie. Ballack w swoje prawo – bramka. Belleti w prawo bramka. O punkt trzeci zadbał Cech. Ronaldo stanął, bramkarz Chelsea wyczekał i obronił. Lampard w prawo – bramka. Lewonożny Cole wyłamał się – po rękach Holendra piłka wpadła do bramki. Terry w prawo – poślizgnął się, Manchester uratowany. Kalou w prawo – bramka.
Przed siódmą serią rzutów karnych Manchester United rozszyfrował system Chelsea. Piłkę ustawił prawonożny Anelka, a Van der Sar lewą ręką wskazywał, gdzie uderzy. Francuz uświadomił sobie: bramkarz rywali wiedział, gdzie powinien według obliczeń Palaciosa-Huerty strzelić. Miał dylemat. Zmienił kierunek, uderzył w prawy róg bramki Holendra. Tam, gdzie ten się rzucił.
Kuszczak w tamtym sezonie Ligi Mistrzów grywał, jak na rezerwowego bramkarza, nie od święta. W fazie grupowej wystąpił w pięciu spotkaniach (trzy pełne mecze, przeciwko Dynamu Kijów wszedł 10 i 45 minut). Rok później, jak Dudek w 2007, patrzył z ławki na przegraną Manchesteru w finale z Barceloną. W gotowości, w razie kontuzji Van der Sara, był też w 2011 roku. Znowu Barcelona, znowu ten Messi... Podopieczni Sir Alexa Fergusona przegrali 1:3.
2013. Ten ostatni finał...
Ósmy finał z polskim akcentem (jeden Bońka, jeden Młynarczyka, dwa Dudka, trzy Kuszczaka) tak jak siódmy rozgrywano na Wembley. Tych akcentów były aż trzy w Borussii Dortmund: Robert Lewandowski, Jakub Błaszczykowski, Łukasz Piszczek. Naprzeciwko wygłodniały Bayern Monachium z dwoma porażkami w pamięci. W 2010 roku w Madrycie z Interem i wyjątkowo bolesną u siebie, w 2012 roku, z Chelsea.
Jak w przypadku Bayernu, losy meczu ważyły się do ostatnich minut. Tym razem 89. nie oznaczała początku kolejnego koszmaru. Tym razem Arjen Robben, jeden z winowajców porażki z Chelsea, przesądził o pierwszym od 12 lat europejskim triumfie Bawarczyków.
Zbyt zwyczajny był to finał, żeby zobaczyć polskiego zwycięzcę. I w bramkach dwóch Niemców, żadnego Polaka. Kto i kiedy dołączy do Bońka, Młynarczyka, Dudka i Kuszczaka? Za rok znów Stambuł, a w końcu w Stambule wszystko może się zdarzyć. Coś o tym wiemy.
19:00
Paris Saint-Germain/Aston Villa
19:00
Bayern Monachium/Inter Mediolan
19:00
Arsenal/Real Madrid
19:00
Barcelona/Borussia Dortmund
19:00
Zwycięzca SF 2
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP, w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.