| Siatkówka / Rozgrywki Ligowe
Kiedy poczułem, że skrzydła zespołu zostały ostatecznie podcięte? W momencie gdy zwolniono Piotra Gruszkę – mówi w TVPSPORT.PL Zbigniew Bartman, były zawodnik Asseco Resovii Rzeszów, który kolejny sezon spędzi w klubie z Nysy. Jego poprzedni pracodawca miał za sobą bardzo nieudany sezon. W niedokończonych rozgrywkach rzeszowianie zajęli przedostatnie miejsce.
Sara Kalisz, TVPSPORT.PL: – Gdyby mógł pan cofnąć się o rok, wybrałby pan Resovię?
Zbigniew Bartman: – Gdybym wiedział, jak będzie wyglądać sezon w Rzeszowie, nie podpisałbym kontraktu. Nie chciałbym w tym ponownie wziąć udziału i wydaje mi się, że każdy członek drużyny powiedziałby to samo.
– Co było najtrudniejsze? Wynik?
– Wynik jest ostatnią częścią procesu, który finalnie składa się na sukces lub porażkę. Przed nim idą przygotowania, zdrowie i budowa zespołu. Wszystko się nie ułożyło, dlatego osiągnięty przez Resovię rezultat był, jaki był.
Dla mnie jest to policzek wymierzony w zawodników, którzy brzmi jak zniewaga. To żałosne.
– W ostatnich trzech latach klub miał w sumie siedmiu trenerów i trzech prezesów. Kadra zmieniała się z sezonu na sezon. Z pana zawodniczego doświadczenia, to dobra droga?
– Odpowiedź sama nasuwa się na język – wyniki wszystko zweryfikowały. Po raz kolejny wymienia się zespół z trenerem na czele. Zmieniło się to, że nastały inne czasy. Pandemia koronawirusa spowodowała, że klubowi udało się pozyskać zawodników, których w normalnych warunkach pewnie nie udało by się zakontraktować. Na papierze skład Resovii wygląda obiecująco.
Jako zawodnik nie jestem szkoleniowcem, więc nie mam zamiaru poruszać spraw, które trener uważa za słuszne. Wychodzę z założenia, że nikt nie pracuje w drużynie po to, by wyrządzić jej krzywdę i przegrywać. Wszyscy jadą na tym samym wózku, są ojcami sukcesu lub porażki.
– Kiedy poczuł pan, że skrzydła zespołu zostały podcięte?
– W momencie gdy zwolniono Piotra Gruszkę. Po przerwie świąteczno-noworocznej przegraliśmy chyba cztery mecze z rzędu. Przed nią wydawało się, że złapaliśmy dobry rytm, ponieważ wygraliśmy kilka spotkań. Kiedy wróciliśmy na parkiet, zaliczyliśmy falstart w Suwałkach, przegrywając 1:3. Później wygraliśmy w Olsztynie 3:1. Myśleliśmy, że w końcu zaczniemy regularnie wygrywać, a przytrafiła się kolejna czarna seria. Trener stracił pracę i nagle stało się jasne, że dużo z tego sezonu nie zostanie. Szanse na awans do play-off były iluzoryczne, a nowy szkoleniowec miał przeprowadzić rewolucję. Trudno było wierzyć, że na siedem kolejek przed końcem sezonu uda się diametralnie zmienić oblicze drużyny. Co przez dwa miesiące ma zmienić "nowa miotła", czego nie udało się zrobić w osiem?
Trudno było wierzyć, że na siedem kolejek przed końcem sezonu uda się diametralnie zmienić oblicze drużyny. Co przez dwa miesiące ma zmienić "nowa miotła", czego nie udało się zrobić w osiem?
– To, że w klubie zagrają dwaj inni byli gracze Resovii, czyli Marcin Komenda i Bartłomiej Lemański, to duży plus?
– Tak, bardzo duży! Z Marcinem jestem w stałym kontakcie i bardzo się cieszę, że zagramy razem. Do Bartka dzwoniłem natomiast, by go przekonać do gry, kiedy wydawało mi się, że jeszcze nie jest pewien decyzji. Kiedy przyznał, że jednak będzie grał w Nysie, spadł mi kamień z serca i bardzo się ucieszyłem.
Super jest też to, że zagram w jednej drużynie z Michałem Ruciakiem. Byłem z nim w pokoju w kadrze z sześć lub siedem lat. Mamy dzieci w podobnym wieku; jego syn jest równo pół roku starszy od mojego.
– Po kontuzjach i problemach zdrowotnych nie został ślad?
– Jest w porządku. Ostatnio nawet zrobiłem sobie zabieg na oczy, dzięki czemu nie będę musiał grać w soczewkach. Minęły dwie doby, a ja widzę lepiej niż widziałem bez okularów przed zabiegiem.
– Kiedy zaczynacie przygotowania?
– 6 lipca, więc już za niedługo. Nie mogę się doczekać. Staram się jednak tłumić entuzjazm. Wszystko dlatego, że wydaje mi się, że w zeszłym roku sezonu nie mogłem się doczekać najbardziej w karierze, a skończyło się tak, jak się skończyło. Zamierzam więc podejść do tego na chłodno.
– Poprzedni sezon PlusLigi nie spowodował, że myślał pan znów o wyjeździe za granicę?
– Nie, wręcz przeciwnie. Mam bardzo dużo do zrobienia w lidze. Mimo że będę grał w beniaminku i naszym celem jest utrzymanie, uważam, że wiele pracy przede mną.
Czytaj też:
Konflikt z Wlazłym, wybór Bartman lub Kubiak i porażka na igrzyskach. Andrea Anastasi: teraz Polska to mój drugi dom
Łukasz Kaczmarek: miałem zapalenie mięśnia sercowego. Bardzo się wystraszyłem. Dla niektórych to choroba śmiertelna