Cofnąć się o blisko 100 lat i obejrzeć mecz stylizowany na spotkania przedwojenne? W Polsce jest to możliwe. W kluczową fazę wchodzi bowiem rywalizacja w Retro Lidze, w ramach której zawodnicy odtwarzają istniejące jeszcze w poprzednim stuleciu kluby i stylizując się na ich ówczesne gwiazdy walczą o triumf.
Skórzane, twarde obuwie z drewnianym podbiciem. Wykonane z tego samego materiału piłki, które po nasiąknięciu wodą ważą kilka razy więcej niż nowoczesne futbolówki wykorzystywanej w futbolu. Piłkarze w stylizowanych na tamte lata bawełnianych strojach, odpowiednio ubrani również sędziowie, a przed i w trakcie spotkania grająca orkiestra. W takich okolicznościach toczy się rywalizacja w Retro Lidze, która w najbliższych dniach wejdzie w decydującą fazę.
Autorem pomysłu stworzenia tej zabawy jest Piotr Marciniak, który już blisko dwa lata temu rozpoczął pracę nad powołaniem do życia Retro Ligi. Wiosną 2019 roku udało mu się doprowadzić do powrotu na boiska ligowe pięciu uznanych przed wybuchem II wojny światowej drużyny: WKS 10 PP Łowicz, Śmigły Wilno, WKS 37 PP Kutno, Lechia Lwów oraz WKS Grodno. Inicjatywa szybko łapała popularność, a do Marciniaka zgłaszali się kolejni chętni na uczestnictwo.
– Przyjęliśmy sobie jako Retro Liga kilka elementarnych przepisów. Pierwszy z nich jest taki, że do rozgrywek przystępują wyłącznie zespoły zgłoszone przez fundacje lub zespoły historyczne. Te drużyny musiały przestać istnieć przed 1939 rokiem, co jest formą hołdu dla piłkarzy, którzy występowali w przedwojennych rozgrywkach. Dla przykładu różnicą dość charakterystyczną były łapane kiedyś spalone po rzutach z autu, teraz oczywiście tego nie ma. Inną kwestią było podawanie do bramkarza i możliwość przez niego łapania piłki, brakowało też kartek – zarówno żółtych, jak i czerwonych. Zawodnicy dopiero po bardzo agresywnych zagraniach byli wyrzucani z boiska, co zdarzało się jednak niezwykle rzadko, bo wychowywano ich w duchu fair play – tłumaczył w materiale przygotowanym przez TVP Sport.
W 2020 roku do rywalizacji dołączyła drużyna Hakoachu Będzin, czyli zrekonstruowany zespół na kształt tego, który w okresie międzywojennym tworzyli na śląskich ziemiach Żydzi. Historię tego klubu szeroko zresztą opisywaliśmy – do jego reaktywacji doszło w 2019 roku i najpierw udało się zorganizować towarzyski mecz pamięci z Sarmacją Będzin dokładnie w 80. rocznicę tragicznych wydarzeń w tym mieście. Wkrótce jednak Hakoach dołączył do rywalizacji i prezentuje się z bardzo dobrej strony. W najbliższy weekend 13 września zagra w Dzierżoniowie z LKS Lechją Lwów. W poprzedniej rundzie w imponujący sposób rozbił w rozgrywanym w Warszawie starciu W.K.S. Śmigły Wilno aż 13:0.
– Patrzę na Retro Ligę jako na projekt. Jestem dzięki temu od pewnego czasu o wiele bogatszy o archiwa, informacje, odkryliśmy wielu byłych zawodników Hakoachu. Co do samej rywalizacji, to trudno mówić po tak wysoko wygranym meczu, by cokolwiek nie podobało nam się piłkarsko. Brakło co prawda muzyki, która w regulaminie jest zapisana, ale zrzucamy to na karb walki z pandemią. Poza tym wszystko jednak dopisało – sędziowie, boisko, okoliczności. Osobiście jestem zadowolony z tego, że sporo pograłem, choć nogi mam zharatane okropnie, wszędzie potworzyły się bąble od skórzanych butów. Są bardzo sztywne, ciężko je rozbić, obcierają pięty. Tak naprawdę jedynym wyjściem jest po takim weekendzie chodzenie w klapkach, trzeba odczekać dwa-trzy dni i wszystko będzie dobrze – tłumaczy Adam Szydłowski, który wzniecił w Będzinie istnienie Hakoachu po blisko 100-letniej przerwie.
Jak wygląda w przypadku tej drużyny przygotowywanie się do kolejnych spotkań? – Co tydzień trenujemy, rozgrywamy mecze sparingowe z normalnymi drużynami, które grają w okolicy, choć oczywiście w ich trakcie występujemy już w normalnych butach. Mierzymy się też z zespołami, z którymi Hakoach grał przed wojną. Wcześniej zagraliśmy z Cyklonem Rogoźnik, 20 września mamy zaplanowane starcie z Ruchem Hajduki Wielkie, czyli z Ruchem Chorzów, oczywiście z oldbojami. Ostatnio zmierzyliśmy się z młodzikami jednej z drużyn, dostaliśmy 1:6, ale trudno się dziwić, skoro u nas nawet 50-latkowie, a tam wybiegani juniorzy – opowiada.
Zestaw pierwszej pary półfinałowej już znamy. A kto jeszcze powalczy o możliwość gry o złote medale? Dzień wcześniej w Kozienicach dojdzie bowiem do rywalizacji miejscowego W.K.S. Grodno z W.K.S. 37 PP Kutno. Plany organizatorów są jednak znacznie ambitniejsze i wykraczają poza granice kraju. – Chcemy wyjść z tym projektem za granicę, bo jest to na tyle ciekawa inicjatywa, że pokazuje piłkę w zupełnie inny sposób. Będziemy też chcieli wejść w inne dyscypliny, choćby w lekkoatletykę. Jest to lekcja historii na żywo, forma przekazania wiedzy w sposób niekonwencjonalny. Jak zachęcić młodych do interesowania się i czytania? Nasza Retro Liga jest chyba jedną z takich form – zapowiadał Marciniak.
Wstęp na mecze jest bezpłatny, a dobra zabawa gwarantowana. Poruszanie się zawodników w archaicznym obuwiu, kopanie piłki o zupełnie innej ciężkości tworzy niecodzienne wrażenie, co odczuwają sami zawodnicy. – Buty ogarnęliśmy na zamówienie, stroje oczywiście też, wszystko dopasowane. Generalnie jednak jednym z największych wyzwań jest utrzymanie się na nogach, zwłaszcza na naturalnej murawie. Jest bardzo ślisko, a boisko w meczu ze Śmigłym było lekko zroszone, więc tym częściej zdarzały się zupełnie przypadkowe wślizgi. Piłka zresztą też nasiąkła, stała się bardzo ciężka, zmienia przez to barwę i staje się zupełnie nieprzewidywalna – spuentował Szydłowski.