Wojciech Łazarek był jedną z najbardziej kolorowych postaci polskiego futbolu. W latach osiemdziesiątych z sukcesami prowadził Lecha Poznań, a później pracował z reprezentacją Polski. Poza sukcesami trenerskimi w pamięci kibiców zapisał się niebanalnym poczuciem humoru oraz licznymi bon motami. Zmarł 13 grudnia 2023 roku. Miał 86 lat. Wspominamy jego karierę i ostatnie dni.
Środowa informacja spadła na środowisko piłkarskie jak grom z jasnego nieba. Mimo, że Wojciech Łazarek był już w słusznym wieku. – Narzekał na bóle kręgosłupa, a wcześniej miał kłopoty sercowe. Ze sprawami kręgosłupa chodził do szpitala, tam dostawał leki i po kilku dniach wychodził – powiedział nam w środę trener i bliski przyjaciel Łazarka, mocno zasmucony Bogusław Kaczmarek.
Do tragedii doszło po spacerze z psem. – Wyszedł rano z psem na spacer, wrócił do domu, zemdlał i zmarł – powiedział nam prezes Pomorskiego Związku Piłki Nożnej, Radosław Michalski. Trener Łazarek owdowił kochającą małżonkę, Ilonę. To w jej ręce wpadł po powrocie ze spaceru.
Samodzielną pracę w zawodzie rozpoczął na początku lat siedemdziesiątych, zakończył w wieku 71 lat, na ławce trenerskiej Ilanki Rzepin. Przez cztery dekady pracował praktycznie wszędzie. Od Gdańska po Kraków. Od Białegostoku po Konin. Ale też w Szwecji, Izraelu, w Egipcie, Arabii Saudyjskiej czy Sudanie. A więc także tam, gdzie jego dykteryjki nie były łapane w lot. Musiały być tłumaczone, a być może i na koniec przyjmowane wzruszeniem ramion.
Dziś pamiętamy Wojciecha Łazarka głównie za jego poczucie humoru. Potrafił w dosadnych słowach opisywać procesy zachodzące w świecie piłki nożnej. – Z budowaniem drużyny jest jak z robieniem słonia. Dużo kurzu, a efekt dopiero za dwa lata – powiedział kiedyś zapytany o efekty jego pracy. Jaki jest słoń każdy widzi? Dla słabych i leniwych zawodników nie miał litości. – Trzeba być basiorem, a nie pipolokiem – podkreślał. I chyba nikt nie miał wątpliwości, co ma na myśli.
Lubił odważne nawiązania do seksu. Lata osiemdziesiąte z pewnością nie były czasami poprawności politycznej. – Ciągniemy się jak prezerwatywa! – krzyczał kiedyś do piłkarzy. Z prezerwatywą związana jest jeszcze jedna anegdota. Gdy Łazarek był (po raz pierwszy) trenerem Wisły Kraków ta na koszulkach miała reklamę firmy Unimil. Dziennikarz "Super Expressu" Jacek Kmiecik przy okazji jednego z wywiadów zapytał trenera o produkt głównego sponsora. – Dobre, ale mi akurat spadają – wypalił trener. Dziś w języku korporacyjnym nazwalibyśmy to "fakapem", który zmusiłby całe grono marketingowców do wielogodzinnej narady.
Łazarek zaczął pracę w roli trenera na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Kończył – pod koniec pierwszej dekady XXI wieku. Świat przez ten czas zmienił się całkowicie. Reprezentacja Polski z czołowej drużyny na świecie przeistoczyła się w zespół, dla którego już sam awans do dużej imprezy był wielkim wydarzeniem. Zaczynał pracę trenera, gdy świat zachwycał się futbolem totalnym Johana Cruyffa. Kończył w erze sukcesów Hiszpanów. A gdy sam objął reprezentację ta właśnie rozpoczynała chyba najciemniejszy okres w historii. Późne lata osiemdziesiąte, lata dziewięćdziesiąte to czarna plama rozświetlona jedynie przez srebrny medal na igrzyskach olimpijskich w Barcelonie. I Łazarek tego mroku też nie był w stanie rozświetlić.
Kwalifikacje do Euro 1988 były katastrofą. W tabeli wyprzedziliśmy tylko Cypryjczyków. I właśnie bezbramkowy remis z tą reprezentacją podczas meczu rozegranego w Gdańsku to symbol tych kwalifikacji. Łazarek jeszcze kilkadziesiąt lat później odbierał telefony od dziennikarzy pytających o ten właśnie mecz. – Ludzie, dajcie już spokój. Tyle lat ganiacie mnie za ten Cypr... Było wiele gorszych spotkań, a wokół nich cisza. Biorę na siebie całą odpowiedzialność za tamten mecz – przyznał po latach w rozmowie z Polsatem. Mecz z Cyprem był nauką dla wielu, bo był dowodem koronnym na potwierdzenie tezy, że rozmach gry ofensywnej wcale nie zależy od liczby napastników na boisku. Nawet jeśli rywalami są amatorzy.
Łazarek odszedł ze stanowiska po przegranych kwalifikacjach do mistrzostw świata 1990. Nie miał łatwego zadania – trafiliśmy do grupy z Albanią, Anglią i Szwecją, która doczekała się akurat świetnego pokolenia. To Szwedzi wygrali grupę, a Anglicy trafili do baraży. My mogliśmy cieszyć się jedynie z wyprzedzenia Albanii i bezbramkowego remisu z Anglią na Stadionie Ślaskim. Łazarek musiał odejść, a na awans do kolejnej dużej imprezy musieliśmy czekać aż do 2002.
W 2018 roku trener przeżył tragedię. W wieku 53 lat zmarł jego jedyny syn – Grzegorz. Grał w Lechu, Lechii i Gwardii Warszawa, a potem związał się z branżą papierniczą, ale po ojcu odziedziczył wiele cech. Ludzi jednał sobie z marszu. Tak wspominała go jego branża. "Grzegorz wszędzie gdzie się pojawił, budził uśmiech na twarzy, zwłaszcza wśród piękniejszej części ludzkości i między innymi dzięki temu był skutecznym sprzedawcą. Zaskarbiał sobie sympatię współpracowników, klientów, kolegów, uśmiechem, humorem, profesjonalizmem" – czytamy w portalu scanner.com.pl. Chyba dokładnie to samo można byłoby napisać o trenerze Wojciechu.
Ten z pewnością nie był "pipolokiem". Pozostawał aktywny do ostatnich dni, pełniąc między innymi funkcję przewodniczącego rady trenerów na Pomorzu. Choć w ostatnich latach wiódł nieco spokojniejsze życie emeryta, to nigdy nie narzekał. Trudno było go zresztą namówić na rozmowę. Czasem nie odbierał telefonów nawet od najbliższych. Zawsze jednak oddzwaniał. Teraz już tego nie zrobi...
Wojciech Łazarek zmarł 13 grudnia 2023 roku. Miał 86 lat.
6 - 1
Walia
2 - 5
Francja
3 - 2
Dania
4 - 1
Niemcy
1 - 3
Hiszpania
1 - 2
Belgia
1 - 1
Szwajcaria
4 - 3
Islandia
4 - 1
Walia
4 - 0
Holandia