Co jakiś czas przypominany jest Henryk Głąbicki z Hutnika Huty Czechy, który jest najstarszym strzelcem w rozgrywkach organizowanych pod egidą Polskiego Związku Piłki Nożnej. W niedzielę 8 listopada okazało się, że 73-latek ma naśladowcę, nieco młodszego Leszka Rorata. Zawodnik Kasty Szczecin-Majowe miał 68 lat i 209 dni, gdy strzelił gola w wygranym 20:0 meczu szczecińskiej A-klasy z Czarnymi Czarnówko. Jak przekonuje, nie zależy mu na biciu kolejnych rekordów. Piłka nożna sprawia mu jednak nadal frajdę.
Grzegorz Racinowski, TVP Sport: - W niedzielę rozdzwoniły się telefony?
Leszek Rorat: Tak! Dzwoniło sporo osób, gratulowali wyczynu. Niektórzy mówili, że zazdroszczą mi, że w takim wieku ciągle mi się chce i że udało mi się znów strzelić gola.
Były gratulacje, a świętowanie?
– Zabrakło czasu. Mecz z Czarnymi Czarnówko skończył się około godziny 20.
Czyli noc była jeszcze młoda.
– Ale graliśmy w niedzielę! Ja akurat jestem już na emeryturze, ale koledzy z drużyny normalnie pracują i następnego dnia musieli wstawać. Powiedzieliśmy sobie, że poświętujemy na zakończenie rundy jesiennej.
W pomeczowym skrócie, który Kasta wstawiła na stronę internetową widać, że miał pan szansę na jeszcze jedno trafienie.
– Wszedłem na boisko w 68. minucie i niedługo po tym dostałem piłkę. Byłem sam na sam z bramkarzem. Dobrze przyjąłem kierunkowo, ale zabrakło wykończenia.
Trzeba było spróbować bez przyjęcia.
– Mój błąd! Nie wziąłem pod uwagę, że boisko jest mokre, a piłka śliska. Ale nie chciałem też strzelać z pierwszej. Zamierzałem uderzyć elegancko…
Na szczęście okazji było więcej.
– W 81. minucie dostałem dobre podanie i już się nie pomyliłem. Nie wypadało nie strzelić do pustej bramki, chociaż nie była to taka oczywista sytuacja. Musiałem znaleźć się w tym miejscu, nadążyć za akcją.
Nie było z tym problemu?
– Żadnego! Jeszcze dwa lata temu grałem pełne mecze i dawałem radę. Teraz mimo 68 lat na karku też ciągle jestem w formie. Mógłbym grać więcej i dłużej, ale rozumiem, że kadra zespołu jest szeroka. Jest w niej wielu młodych chłopaków, którzy chcą grać. Nie wykłócam się, nie wymuszam. Jak trzeba, to wejdę na boisko i zawsze staram się odwdzięczyć.
W niedzielę się udało.
– Zwykle wchodzę na końcówki. Wtedy dostałem nieco więcej minut, bo okoliczności były sprzyjające. Prowadziliśmy 14:0. Ja strzeliłem na 15:0 a skończyło się 20:0.
Gdy akcja była jeszcze w zarodku zza linii bocznej poszła komenda "Podaj Leszkowi". Po kilku sekundach ławka rezerwowych oszalała z radości.
– Chłopaki świetnie zareagowali. Zaczęli krzyczeć moje imię. Fajna sprawa.
Ich reakcja nie dziwi. To niecodzienne, by 68-latek strzelał gola w ligowym meczu.
– Owszem, ale na mnie nie robi to wrażenia. Trochę tych bramek w życiu zdobyłem. Ostatni raz w poprzednim sezonie z Vielgovią Szczecin, ale mi jej nie uznali.
Z jakiego powodu?
– Okazało się, że rywal zrobił złą zmianę. Mecz zweryfikowano jako walkower dla nas i związek wymazał mnie z listy strzelców. Zdobywam bramki też w lidze amatorskiej na swoim osiedlu. Gdy zaczynałem grać w piłkę, to stałem trochę na bramce, ale szybko przeszedłem na skrzydełko lub do ataku. Zawsze miałem ciąg na bramkę a do tego pasję i wyobraźnię.
Pamięta pan swojego pierwszego gola?
– Nie, ale pamiętam moment, gdy zakochałem się w piłce nożnej. Pochodzę ze wsi Marcinów w województwie lubelskim. Rodzice opowiadali, że zawsze byłem ruchliwy. Zwinne, sprytne dziecko, za którym trudno było nadążyć. Całe dnie biegałem z dzieciakami, ale pewnie poszedłbym na zmarnowanie, jak wielu mi podobnych w tej malutkiej wioseczce. Na szczęście tata otrzymał przeniesienie do miasta.
Awans zawodowy?
– Należał do Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego i pracował "dla ludu". W 1958 roku został przeniesiony do Komitetu Powiatowego w Lubartowie. Przenieśliśmy się tam całą rodziną. Miałem sześć lat.
Tata zaprowadził pana na trening?
– Lepiej. Dwudziestego czerwca 1958 roku do miasta przyjechała 1-ligowa Lechia Gdańsk. Lewart Lubartów obchodził wtedy 35-lecie istnienia. Odbyły się obchody i mecz sparingowy, który Lechia wygrała chyba 8:0. Na stadion zabrał mnie tata Feliks. Nie wiedziałem jeszcze wtedy co to jest Lechia, ani 1.liga, ale cała otoczka zrobiła na mnie ogromne wrażenie.
Miłość od pierwszego kopnięcia.
– Dokładnie! Następnego dnia tata kupił mi pierwszą piłkę. Gumową. Dopiero później dostałem skórzaną, bo była dużo droższa. I zacząłem grać na podwórku, codziennie, gdy tylko mogłem, bo mamie zależało też na wykształceniu dzieci. Jak to mówiło się w domu: muzyka-praca-piosenka. Na szczęście mieliśmy w szkole wspaniałych nauczycieli. Większość z nich to byli przedwojenni pedagodzy, ludzie z ogromną klasą. Wiedzieli, że nauka to nie wszystko. Dbali również o rozwój fizyczny dzieci.
Ucieleśnienie coubertinowskich ideałów.
– Miałem duże szczęście do wychowawców i to dzięki nim cały czas żyję zdrowo, gram w piłkę. Do dziś pamiętam pana Andrzeja Świętońskiego, wuefistę i geografa z podstawówki. Albo pana Jerzego Patyrę. Tata znanego dziennikarza uczył mnie w liceum wychowania fizycznego a jego żona języka polskiego. Był też kolejny wuefista, Tadeusz Maciejewicz i matematyk Jan Owerko. Zarazili mnie miłością do łączenia sportu z nauką. Później, gdy sam zostałem nauczycielem i trenerem, starałem się zrobić to samo z swoimi podopiecznymi.
Kiedy trafił pan do swojego pierwszego klubu?
– Na początku grałem w turniejach dzikich drużyn. Była to bardzo popularna forma rozgrywek, z których trenerzy miejscowych drużyn wybierali zawodników. W Lubartowie szkoleniem zajmował się Wacław Jabłoński. Wspaniały człowiek, trener i pedagog. Dostrzegł mnie po jednym z turniejów, na którym drużyna z mojego bloku zajęła miejsce na podium. Zaprosił pięćdziesięciu chłopców na kwalifikacje, zamknął halę sportową, rzucił piłki i kazał kopać. Ile kto miał sił. Mniej wytrzymali odpadali, bo to była walka, typowe naparzanie. Tym sposobem wybrał trzydziestu najlepszych, najbardziej zawziętych i zaczął nas szkolić. W 1968 roku awansowaliśmy nawet do ligi wojewódzkiej juniorów. To był ogromny sukces, jak na Lubartów, który liczył wtedy jakieś 9 tysięcy mieszkańców. Ale w lidze nie zagraliśmy.
Dlaczego?
– Z powodu kłopotów finansowych. Żałowaliśmy, bo chcieliśmy grać w lidze z zespołami z Lublina. Zamiast tego dołączyli nas, wtedy 16-latków, do zespołu seniorów w okręgówce.
Okręg lubelski słynął wtedy z dobrego szkolenia.
– W 1969 roku Lublinianka została wicemistrzem Polski juniorów a dwa lata później Motor Lublin wywalczył złote medale. W czasach dziecięcych i trampkarskich graliśmy często z tymi drużynami. Pamiętam mecz przeciwko Lubliniance, w której składzie grał Władysław Żmuda. Był dwa lata młodszy od nas, ale bardzo wysoki. Miał świetne warunki fizyczne, ale słabą koordynację. Później to jednak nadrobił i został jednym z najlepszych piłkarzy na świecie.
Jak z Lubartowa trafił pan na drugi koniec Polski?
– Miałem rodzinę w Szczecinie i bardzo chciałem tam pojechać. W 1973 roku pojechałem jednak najpierw do Wrocławia na studia. Łączyłem ją z grą w Kolejowym Klubie Sportowym Wrocław. Dopiero stamtąd, po 1977 roku przyjechałem do Szczecina. Krótko byłem w składzie Arkonii Szczecin, która w sezonie 1977/78 grała w 2.lidze. Później grałem w Czarnych szczecin w okręgówce i wyjechałem na studia do stolicy, gdzie przyjęli mnie do OKS Ochoty Warszawa.
Piłkarski obieżykraj.
– Trochę świata zwiedziłem, ale ostatecznie wylądowałem znów w Szczecinie i zacząłem grać w Pionierze.
Dlaczego finalnie wybrał pan Pomorze Zachodnie?
– Przez dziewczynę, która została moją żoną.
Miejscowa?
– Nie. Warszawianka! Przyjechała do Szczecina na studia i została. Żona z wykształcenia, tak samo jak ja, jest nauczycielką. Uczyliśmy nawet w jednym liceum.
Połączyła was też sportowa pasja?
– Żona grała w młodości w siatkówkę i koszykówkę. W nasze ślady poszły też dzieci: Kamila i Sebastian. Zwłaszcza syn, którego z nami już niestety nie ma. Zmarł tragicznie dwadzieścia sześć lat temu.
Chorował?
<
– Miał piętnaście lat i był okazem zdrowia. Grał w piłkę, żeglował. Interesowało go wędkarstwo i lotnictwo. Był wysportowany, ale też bardzo dobrze się uczył. Korespondował z kolegą w Stanach Zjednoczonych, marzył o tym by wyjechać do USA na studia. Wszystko zawaliło się w marcu 1994 roku, gdy usłyszeliśmy diagnozę: ostra białaczka. Praktycznie zamieszkaliśmy w szpitalu. Zmarł 28 sierpnia 1994 roku. Było mi ciężko. Cały czas jest…
Takiej straty nie da się przeboleć.
– Cała nasza rodzina bardzo przeżyła jego odejście. Długo nie mogliśmy się pozbierać i te emocje cały czas w nas są. Nie wiem jak dałbym sobie radę, gdyby nie piłka nożna. Ocaliła mnie. Gdyby nie sport, nie wiem czy potrafiłbym się pozbierać po stracie syna. Oszalałbym od tych myśli. Codziennie myślę o Sebastianie, ale jest już lżej. Piłka była naszą wspólną pasją. Traktuję ją jako łącznik z synem.
Będzie więc pan grał tak długo, jak tylko będzie to możliwe.
– Mam taki plan. Na razie na szczęście zdrowie mi dopisuje. Codziennie biegam po pięć kilometrów. Chodzę też na orlika, by szkolić technikę. Nasze mieszkanie znajduje się obok boiska, muszę tylko przejść przez ulicę.
Idealny adres.
– Nieco dalej mam na treningi, ale też nie bardzo daleko. Od domu do ulicy Pomarańczowej, gdzie gramy mecze mam piętnaście minut truchcikiem.
Z tego powodu występuje pan w Kaście?
– Nie tylko. Dobrze się tu czuję i lubię chłopaków.
– Przejrzałem pańskie piłkarskie CV. Jest bardzo długie.
– To prawda, że zwiedziłem sporo klubów. Po Lewarcie, Polonii Wrocław, Arkonii Szczecin, Czarnych Szczecin, Ochocie Warszawa i Pionierze Szczecin były jeszcze: Wicher Reptowo, gdzie zostałem grającym trenerem, a później Jeziorak Szczecin, Odrzanka Radziszewo, Rubież Dobra Szczecińska, Ina Goleniów, Vielgovia Szczecin, Leśnik Kliniska. W wielu tych miejscach funkcjonowałem jako grający trener, w innych tylko jako szkoleniowiec. W Kaście jestem od 2015 roku i nigdzie się nie ruszam.
Aktualnie pracuje pan głównie z młodzieżą.
– Teraz tak. Byłem asystentem Tomka Bieleckiego w roczniku 2003 Akademii Piłkarskiej Pogoni Szczecin. W zespole tym znajdowali się m.in. Hubert Turski i Filip Balcewicz. Obaj się młodzieżowymi reprezentantami kraju a Hubert zadebiutował już w ekstraklasie. Cieszę się, że miałem w tym swoją małą cegiełkę. Pracowałem też w Akademii Futbol 14, którą założyli Radek Majdan, Maciek Stolarczyk i Olgierd Moskalewicz a aktualnie jestem trenerem dzieci w Akademii Piłkarskiej Football Arena Bartka Ławy i Kamila Grosickiego. Za wieloletnią pracę na rzecz rozwoju dostałem brązową a w 2017 roku Srebrną Odznakę ZZPN. To miłe, że mnie docenili, bo piłka nożna to całe moje życie.
Dobrze, że ma pan wyrozumiałą żonę!
– Rodzina przez całe życie wspierała mnie i moją pasję, za co jestem wdzięczny. Pytał pan o zakończenie kariery.
Pytałem.
– Tak jak mówię, będę grał dopóki zdrowie mi pozwala. Na pewno chciałbym wytrzymać do 2023 roku. Wtedy stulecie obchodzić będzie Lewart Lubartów, a rok wcześniej mój macierzysty Lubelski Związek Piłki Nożnej. Chciałbym pojechać w rodzinne strony, złożyć kwiaty na grobach swoich nauczycieli, działaczy i kilku kolegów z zespołu, którzy niestety już odeszli oraz zagrać w jubileuszowym meczu.
I wtedy powie pan "dosyć"?
– Znając życie… nie. Na pewno nie zrezygnuję z piłki całkowicie. Nie potrafię.
1 - 3
Dunkerque
17:45
FC Twente
17:45
Anderlecht
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (938 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (88 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Przetwarzamy Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.