Bardzo dużo czasu zajęło mi przyznanie się komukolwiek, że mam problem. Miesiącami odczuwałem, że coś jest nie tak. Siedziało mi to w głowie na każdym kroku, narastało – mówi o zmaganiach z depresją Martin Gould, snookerzysta, zwycięzca German Masters z 2016 roku.
Sara Kalisz, TVPSPORT.PL: – W tym roku stuknie panu czterdziestka. Zwraca pan na to uwagę?
Martin Gould:
– Raczej się tym nie przejmuję. Patrząc na to, co obecnie dzieje się na świecie, to jedna z ostatnich rzeczy, które zajmują moją głowę. Bardziej interesuje mnie dbanie o zdrowie rodziny i przyjaciół. Raczej nie będę robił dużej, urodzinowej imprezy. Skupię się na tym, żeby po prostu spędzić ten dzień z osobami, które są dla mnie ważne. To wystarczy mi do szczęścia.
– Jak trudno jest samemu sobie powiedzieć, że może być tak, że nigdy nie wywalczy się mistrzostwa?
– Dla mnie nie było to trudne, ponieważ w mistrzostwach świata w Sheffield nie szło mi dobrze. Albo się nie kwalifikowałem, albo szybko odpadałem. Wygrałem tam chyba trzy mecze. Uwielbiam tam grać, ale nie jest to dla mnie szczęśliwe miejsce. Crucible Theatre jest przewrotny. Kiedy gra się tam przy setkach widzów i przegrywa, czuje się, że oni powoli zgniatają. Z kolei gdy się wygrywa, jedyną myślą, która się pojawia, jest to, że nikt nie może cię dotknąć.
W ostatnim czasie przekonuję się, jak ważna przy tego typu eventach jest dla mnie gra przed publicznością. Kiedy na trybunach siedzi 1500 ludzi, gram fantastycznie. Gdy jest na nich jedna osoba i jej pies, jest mi trudno. Jeśli w trudnych warunkach dla sportu uda mi się wygrać mistrzostwo, będzie to fantastyczne. Jeżeli nie, poradzę sobie z tym.
– To było coś dla pana?
– Zaproponowano mi pracę krupiera. To było coś nowego, więc się na to zdecydowałem. Przeszedłem kilka treningów, ale nie wychodziło mi to najlepiej. W końcu powiedziano mi, że jeśli za cztery dni nie będę lepszy, nie zostanę zatrudniony. Siedziałem więc w domu i bez przerwy ćwiczyłem. Kiedy wróciłem do klubu na test, wszyscy w oczach mieli świadomość, że najpewniej nie dostanę pracy. Kiedy zaprezentowałem moje umiejętności, byli jednak po wrażeniem. Zapytali, jak do tego doszło. Powiedziałem, że postawili mnie pod presją. Zatrudniono mnie.
– Jak to się zaczęło?
– Nie jestem w stanie wskazać jednego momentu. Możliwe, że nawarstwiało się to od śmierci mojej mamy. Nigdy nie pozwoliłem sobie na żałobę. Podszedłem do tego jak do porażek zawodowych. Przecież jest kolejny dzień, kolejny mecz, kolejny turniej. Z drugiej strony przypominam sobie English Open z poprzedniego sezonu. Przegrałem wtedy i odczułem to bardzo boleśnie. Nie pamiętam, by do tej pory oddziaływało to na mnie aż tak mocno. Opuszając arenę, zatrzymał mnie mój trener, by porozmawiać o meczu. Powiedziałem mu, że nigdy więcej nie chcę grać. Dodałem, że nie chcę, by oczekiwał, że wystąpię w kolejnym turnieju, Champion of Champions. Nie wiedział, o co mi chodzi. Zakończyłem rozmowę słowem "nokaut".
– Jak na przyznanie się do depresji zareagowało otoczenie?
– Kilku snookerzystów przyznało się, że przeżywało podobne rzeczy. Nie byli z czołówki. Inni dziękowali za szczerość. Otrzymałem wiele wsparcia od ludzi z telewizji czy organizacji zawodów, którzy byli wdzięczni za nagłośnienie problemu. Przekonałem się, że mężczyźni o takich rzeczach nie mówią.
– Już jest lepiej?
– Tak. Nie zmienia to faktu, że jestem wyczulony na aspekty dotyczące zdrowia psychicznego. Jestem przekonany, że wiele osób mnie nie lubi nawet mnie nie znając. To dziwne, ale mają do tego prawo. Swego czasu dostawałem bardzo dużo wiadomości, które nosiły znamiona nękania. Kiedy mi nie szło, szukałem jakichkolwiek pozytywnych wzmianek w mediach społecznościowych, wsparcia. Przegrywający sportowcy w zdecydowanej większości nie ponoszą porażek celowo. Trudno jest im się z nimi mierzyć. Niestety, w wiadomościach znajdowałem praktycznie tylko miażdżącą krytykę i wdeptywanie mnie w ziemię.
Social media mają wiele plusów, ale też mnóstwo minusów. Mogą podnieść na duchu, ale również zniszczyć. Tak współcześnie działają ludzie. Patrzymy na aspekty negatywne, a nie pozytywne. Pamiętam, że kiedyś dostałem wiadomości od mało znanego tenisisty. Były okropne. Obrażał mnie linijka po linijce. Nie wystarczył mu jeden komentarz, wysłał mi ich kilka. Zapytałem znajomego policjanta co mogę z tym zrobić. Powiedział, że to wystarczająco dużo dowodów, by rozpocząć dochodzenie w sprawie nękania. Wiadomość nie była jedna, a kilka – to już się kwalifikuje do tego przestępstwa. Kiedy odpisałem dręczycielowi, że przekazałem zrzuty ekranu na policję, zaczął przepraszać, mówiąc, że nie sądził, że to przeczytam. Odparłem, że powinien wiedzieć, jak takie słowa bolą, bo sam jest w sporcie i nie zawsze wygrywa. Ostatecznie powiedziałem funkcjonariuszom, że nie chcę kontynuować sprawy. To pokazało mi jednak, że słowa mogą ranić tak bardzo jak niejeden nóż.
– Co z rodziną?
– Mam tatę, siostrę i jej męża. Kilka tygodni temu pożegnałem dziadka, mojego największego fana. Miał demencję. Pochowałem go w poniedziałek, a w środę grałem swój pierwszy mecz UK Championship. Nie chciałem wtedy rywalizować. Nie miałem jednak innej opcji. Przegrałem.
Nie mam żony i w tym momencie dzieci. Chcę utrzymać zdrowie, by w razie ich pojawienia się być w stanie się z nimi bawić. Szczególnie, jeśli będę miał syna. Chcę uprawiać z nim sport i grać w piłkę.
– Uważa pan się za osobę samotną?
– Tak, jestem samotny, ale nie przeszkadza mi to. Cieszy mnie moje własne towarzystwo. Muszę uważać, żeby nie polubić go za bardzo. Byłoby miło, gdybym od czasu do czasu miał kogoś, do kogo mógłbym zadzwonić i zwyczajnie pójść na piwo. Wiem jednak, że są osoby, z którymi zawsze mogę porozmawiać i na przykład pograć w golfa. Nauczyłem się, komu mogę ufać i tego się trzymam. Przeżyłem już historię ze znajomymi, którzy chcieli być ze mną, gdy wygrałem. Gdy szło mi gorzej, nie chcieli mnie znać.
– Czego życzy pan sobie w 2021 roku?
– Zdrowia i szczęścia. Nie przejmuję się pieniędzmi, ale nie dlatego, że mam ich za dużo. Nie będę grał w snookera, jeśli przestanie mi się podobać, więc chcę go kochać jak najdłużej. W tym roku liczę również na to, że powtórzę sukces z 2016 roku, czyli wygram turniej rankingowy.
Czytaj też:
Stephen Maguire. Dżentelmen bez muszki i Tiger Woods snookera z 260 000 funtów w kieszeni
Judd Trump. Nieśmiały playboy i mistrz lansu, który został mistrzem świata