| Inne

Snooker, depresja, samotność. Martin Gould: leżałem w domu i nie byłem w stanie się ruszyć

Martin Gould
Martin Gould (fot. Getty)

Bardzo dużo czasu zajęło mi przyznanie się komukolwiek, że mam problem. Miesiącami odczuwałem, że coś jest nie tak. Siedziało mi to w głowie na każdym kroku, narastało – mówi o zmaganiach z depresją Martin Gould, snookerzysta, zwycięzca German Masters z 2016 roku.

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ
Problemy finansowe, choroba ojca, praca w barze. Tak rodzi się zwycięzca

Czytaj też

Kyren Wilson

Problemy finansowe, choroba ojca, praca w barze. Tak rodzi się zwycięzca

Sara Kalisz, TVPSPORT.PL: – W tym roku stuknie panu czterdziestka. Zwraca pan na to uwagę?
Martin Gould:
– Raczej się tym nie przejmuję. Patrząc na to, co obecnie dzieje się na świecie, to jedna z ostatnich rzeczy, które zajmują moją głowę. Bardziej interesuje mnie dbanie o zdrowie rodziny i przyjaciół. Raczej nie będę robił dużej, urodzinowej imprezy. Skupię się na tym, żeby po prostu spędzić ten dzień z osobami, które są dla mnie ważne. To wystarczy mi do szczęścia.

Judd Trump. Nieśmiały playboy i mistrz lansu, który został mistrzem świata
– Na jakim etapie kariery chciał pan być, kiedy stuknie czterdziestka?
– Nigdy o tym nie myślałem. To zabawne, ale mój trener Steve Feeney na 39. urodziny wysłał mi kartkę urodzinową, myśląc, że właśnie przypada moja czterdziestka. (śmiech) To był pierwszy moment, kiedy pomyślałem o tej rocznicy. Wcześniej mnie ona nie przejmowała. Teraz podchodzę do niej spokojnie. Nie będę szalał, jak to stereotypowo przypisuje się mężczyznom, kiedy dochodzą do tej wiekowej granicy. Przez pandemię wszystkie takie rzeczy odchodzą w niepamięć.

– Gdzie jest pan teraz w snookerowym świecie?
– Nie sądzę, że kiedykolwiek udało mi się grać na miarę mojego prawdziwego potencjału. Trochę wygrałem, a teraz skupię się na tym, by przygotowywać się do głównych turniejów. Chcę wierzyć, że uda mi się grać w snookera na wysokim poziomie jeszcze przez pięć, dziesięć lat. Mam nadzieję, że zgarnę w tym czasie dwa, trzy trofea.

Problemem dyscypliny jest jednak to, że współcześnie każdy jest dobry i każdy może przegrać z każdym. Kiedy zaczynałem, na podstawie list turniejowych łatwo określano z kim ma się większe, czy mniejsze szanse na wygraną. Teraz może być tak, że nie przejdzie się przez pierwszą rundę i nie będzie to dużym zaskoczeniem. Udało mi się wygrać German Masters, w tym sezonie doszedłem do finału European Masters. Ciągle mam przed sobą kilka lat grania. Mam nadzieję, że kiedy dam z siebie jeszcze więcej, zapiszę na swoim koncie jeszcze kilka zmagań.

– Dlaczego nie osiągnął pan swojego pełnego potencjału?
– Nie wiem. Wiele pewnie zależało od tego, że przy stole nigdy nie byłem szybki. Poza tym porażki nie powodowały u mnie załamań czy bardzo złego nastroju. Mówiłem sobie, że nie był to mój dzień. Wracałem i przygotowywałem się do kolejnego eventu. Niektóre porażki bolą, ale zazwyczaj podchodziłem do nich dość lekko. Wystarczyła rozmowa z tatą czy przyjaciółmi i zamykałem temat.

Przez ostatnie lata traciłem pewność siebie i nie czułem, że jestem wystarczająco dobry, by wygrywać. Teraz wiem, że jestem dobry i ile umiem. Muszę jednak przenieść to z sesji treningowych na mecze.

– Powiedział pan, że stracił pewność siebie. Dlaczego?
– Przez długą serię przegranych. Przegrywałem z każdym, niezależnie od jego umiejętności. Mogłem grać najlepszy snooker życia, a i tak mnie pokonywali. Siedząc później w czterech ścianach, myślałem sobie, że jeśli prezentowałem się tak dobrze i nie byłem stanie triumfować, nigdy mnie to już nie spotka. Nagle w czasie meczu przestałem skupiać się na spotkaniu, a na tym, co później będę jadł i robił. Nie myślałem o zwycięstwie.

Jestem pewien, że nie dotyka to wyłącznie snookerzystów. Każdy sportowiec czasem wątpi. W pewnym momencie człowiek przestaje być maszyną do triumfów. Póki co w snookerze jest to Judd Trump. Wygrywa dziewięć na dziesięć razy i każdy spodziewa się po nim dalszego kolekcjonowania tytułów.

W 2016 roku wygrałem German Masters i przez kolejne tygodnie prezentowałem się bardzo dobrze. To był moment, kiedy czułem się świetnie. To pokazało mi, że w każdej karierze zdarzają się wzloty i upadki. Trzeba nimi po prostu dobrze zarządzać i przyzwyczaić się, że nie można zawsze wygrywać.

Problemy finansowe, choroba ojca, praca w barze. Tak rodzi się zwycięzca

Czytaj też

Kyren Wilson

Problemy finansowe, choroba ojca, praca w barze. Tak rodzi się zwycięzca

Powtórka z MŚ! Higgins wbił maksymalnego brejka
John Higgins wbił maksymalnego brejka! (fot. TVP)
Powtórka z MŚ! Higgins wbił maksymalnego brejka

– Jak trudno jest samemu sobie powiedzieć, że może być tak, że nigdy nie wywalczy się mistrzostwa?
– Dla mnie nie było to trudne, ponieważ w mistrzostwach świata w Sheffield nie szło mi dobrze. Albo się nie kwalifikowałem, albo szybko odpadałem. Wygrałem tam chyba trzy mecze. Uwielbiam tam grać, ale nie jest to dla mnie szczęśliwe miejsce. Crucible Theatre jest przewrotny. Kiedy gra się tam przy setkach widzów i przegrywa, czuje się, że oni powoli zgniatają. Z kolei gdy się wygrywa, jedyną myślą, która się pojawia, jest to, że nikt nie może cię dotknąć.

W ostatnim czasie przekonuję się, jak ważna przy tego typu eventach jest dla mnie gra przed publicznością. Kiedy na trybunach siedzi 1500 ludzi, gram fantastycznie. Gdy jest na nich jedna osoba i jej pies, jest mi trudno. Jeśli w trudnych warunkach dla sportu uda mi się wygrać mistrzostwo, będzie to fantastyczne. Jeżeli nie, poradzę sobie z tym.

Snooker to jego drugie imię. Dał dyscyplinie więcej niż inni
– Jeśli cofnąłby się pan w czasie znając przyszłość i miał zdecydować, czy kariera snookerzysty będzie odpowiednia, co by pan zrobił?
– Jeśli powiedziałaby mi pani dwadzieścia lat temu, że wygram przy stole ponad milion funtów, będę podróżował po świecie, zapiszę na swoim koncie rankingowy turniej, nie zastanawiałbym się długo. Cieszy mnie kariera, którą mam. Nie zamieniłbym jej na nic innego.

– Snookerowe biografie pełne są trudnej przeszłości. Mistrzowie nie rodzili się w bogatych domach. Jak było z panem?
– Nie pochodzę z bogatej rodziny. Mój tata, kierowca autobusu, zawoził mnie na każdy turniej. Fundował moją karierę i starał się pozyskać dla mnie sponsora. Pamiętam, że kiedyś wysłałem z nim ponad dwieście listów do firm, by któraś zgodziła się mnie wesprzeć. Nie udało się.

Kiedy dorastałem, wybrałem samodzielne podróżowanie. Preferuję samotne wyjazdy. Nie lubię zajmować się dodatkowymi rzeczami czy osobami, wolę skupiać się na snookerze. Jedyną osobą, która ze mną jeździła, był trener. Nie zajmował się jednak tylko mną, a również innymi zawodnikami, dlatego nie stanowiło to dla mnie żadnego problemu.

Miałem szczęście, że na początku kariery duża część turniejów rozgrywana była w miejscach, gdzie miałem przyjaciół lub rodzinę. Dzięki temu oszczędzałem pieniądze z wygranych. Niekiedy też gościli mnie obiadami. To były kolejne fundusze odłożone na dalsze życie. Pamiętam, że starałem się nie wydawać więcej niż 25 funtów na dzień na jedzenie i oszczędzać na wszystkich wyjściach. W ten sposób funkcjonuje wielu początkujących zawodników, których nie stać na drogie hotele czy wystawne życie. Trzeba nauczyć się radzić sobie z trudnościami i umiejętnie nimi zarządzać.

Kiedy po raz pierwszy trafiłem do Main Touru, nadal starałem się dorabiać. Pracowałem wtedy na pół etatu.

– To było wtedy, gdy pracował pan w jako asystent kucharza?
– To było wcześniej. Pracowałem w szkole, w której uczył się Winston Churchill. To prywatna placówka dla chłopców. Miałem wtedy 17-18 lat i oszczędzałem wszystkie zarobione pieniądze.

Na początku 2004 roku dowiedziałem się, że moja mama umiera na raka i zostały jej dwa miesiące życia. Uznałem, że rezygnuję ze snookera. Chciałem uczynić resztę jej życia jak najlepszą. Do samego końca starałem się ją karmić, ale później lekarze powiedzieli mi, że wszystko, co będzie spożywać, musi być w formie płynnej. Ogromnie trudno było na to patrzeć. Razem z siostrą zajmowaliśmy się nią codziennie.

Po tym trudnym okresie niestety nie było mnie stać na to, by rywalizować na snookerowych arenach. Musiałem zrezygnować. Każdy wyjazd był dla mnie decyzją, czy zapłacić za rachunek, czy też nadal się zadłużać. Problemy finansowe były na tyle duże, że snooker stał się kaprysem. Uznałem, że czas na normalną pracę. Podjąłem ją w klubie, w którym wcześniej trenowałem. Właściciel stworzył pokój do pokera.

Martin Gould
Martin Gould zwyciężający w German Masters (fot. Getty)

– To było coś dla pana?
– Zaproponowano mi pracę krupiera. To było coś nowego, więc się na to zdecydowałem. Przeszedłem kilka treningów, ale nie wychodziło mi to najlepiej. W końcu powiedziano mi, że jeśli za cztery dni nie będę lepszy, nie zostanę zatrudniony. Siedziałem więc w domu i bez przerwy ćwiczyłem. Kiedy wróciłem do klubu na test, wszyscy w oczach mieli świadomość, że najpewniej nie dostanę pracy. Kiedy zaprezentowałem moje umiejętności, byli jednak po wrażeniem. Zapytali, jak do tego doszło. Powiedziałem, że postawili mnie pod presją. Zatrudniono mnie.

Geniusz autodestrukcji i sześciokrotny mistrz świata. Ronnie O’Sullivan kończy 45 lat
Spędziłem tam trzy lata. Jedyne, co mi się nie podobało, to praca w nocy i w weekendy. Cieszyłem się jednak tym, że zarabiam, i że to było coś zupełnie innego od snookera. Nie mogłem w niego grać w tamtym czasie, ponieważ praca była zbyt czasochłonna, a turnieje całkowicie pochłaniające na wiele dni.

Moja przygoda z pokerem pewnie trwałaby dłużej, gdyby nie Barry Hearn, który w 2010 roku zmienił cały kalendarz snookerowy. Turniejów nagle zrobiło się wiele. Usłyszałem również, że się marnuję. Powiedziano mi, że moje miejsce jest przy dyscyplinie. Zaczęło mi jej brakować. Nie wróciłbym jednak do niej, gdyby nie jeden z przyjaciół. Pewnego dnia odbierałem pocztę, a wśród listów było zgłoszenie do turnieju dla amatorów, który rozgrywany był w pobliżu. Zadzwoniłem do organizatorów i powiedziałem, że to pomyłka, że nie wyrażałem chęci uczestnictwa w evencie. Powiedziano mi, że moje nazwisko zostało wpisane. Ostatecznie zgodziłem się. Zagrałem grę treningową, nie miałem nadziei na wygraną, a następnie okazało się, że wygrałem całe zmagania.

Mniej więcej w tamtym czasie pojawiła się okazja do wywalczenia biletu do Main Touru. Znajomy, który miał firmę zajmującą się produkcją bardzo mocnych szyb, powiedział mi, że jeśli go zdobędę, przedsiębiorstwo będzie mnie sponsorowało przez dwa lata. Nie musiałbym martwić się finansami. Ostatecznie związaliśmy się umową na siedem lat. Wróciłem do snookera.

– Kto wprowadził pana do snookera?
– Tata. Miałem wtedy dwa lata. Pamiętam, że ojciec zawsze brał dwa tygodnie wolnego na mistrzostwa świata. Mama była wtedy na niego wściekła, ponieważ telewizor był wyjęty z użytku przez cały dzień – tak kiedyś wyglądały transmisje.

Tata opowiedział mi pewną historię. Gdy byłem bardzo mały, łatwo usypiałem w łóżeczku. Trudno było mnie wtedy dobudzić. Któregoś dnia, gdy włączał mistrzostwa, usłyszałem muzykę z czołówki zmagań i od razu wstałem, wgapiając się w telewizor. Uznał to za znak, że kiedyś będę zajmował się tą dyscypliną sportu.

– Pierwszy moment kijem snookerowym?
– Moja siostra kupiła mi mały stół. Nikt nie mógł mnie powstrzymać od gry. Kiedy podrosłem, nabyto większy, ale nie ten o wymiarach turniejowych. Żeby go zmieścić, trzeba było przekształcić jedną z trzech sypialni na miejsce do treningów. Pamiętam jak mama krzyczała na mnie, że mam iść spać. Ja grałem, grałem i grałem.

Bardzo szybko okazało się, że dzielenie życia na naukę i treningi nie wchodzi w grę. W wieku 14 lat "wykopano" mnie ze szkoły. Dyrektor wiedział, że nauka mnie nie interesuje, nie przykładam się do niej, i że wolę snookera. Wchodziłem do budynku szkoły, wpisywałem się na listę obecności i wychodziłem drugimi drzwiami. Szedłem do domu, ponieważ wiedziałem, że mama była w tym czasie w pracy, przebierałem się, zabierałem kij i wychodziłem do klubu.

– Jak zareagowali rodzice?
– Mama miała przez to kłopoty. Zostałem zmuszony do powrotu do szkoły, ale tylko na chwilę. Ostatecznie dyrektor i tak mnie wyrzucił, mówiąc, żebym wyszedł i uważał, żeby drzwi mnie nie uderzyły. Dodał jeszcze, że muszę mieć świadomość, że prawdopodobnie nigdy nie uda mi się dojść na snookerowy szczyt. Odparłem, że jeszcze mu coś udowodnię.

Jakiś czas później moja siostra zaczęła pracować w tej samej szkole. Nie przyznała się, że jest ze mną spokrewniona. Któregoś dnia dyrektor przyłapał ją w gabinecie na śledzeniu wyników zmagań snookera. Zapytał ją, dlaczego to robi. Powiedziała, że gram. Poprosił ją o to, bym przyszedł do szkoły i opowiedział swoją historię. Odmówiłem, bo nie sądziłem, że to stosowne. Kilka miesięcy temu odezwał się do mnie i napisał, że udowodniłem, że był w błędzie.

Na każdej drodze zdarzą się osoby, które będą zniechęcać do osiągania celu. Całe szczęście są też takie, które wspierają i pomagają. Jedną z trudniejszych lekcji mojego życia było zrozumienie, że tymi pierwszymi mogą być ludzie, których uważa się za najlepszych przyjaciół. Dlatego właśnie teraz wolę być sam. Nie mam zbyt wielu kolegów, ponieważ wiem, że na każdym etapie można wbić nóż w plecy.

– Stąd też depresja?
– Bardzo dużo czasu zajęło mi przyznanie się komukolwiek, że mam problem. Miesiącami odczuwałem, że coś jest nie tak. Siedziało mi to w głowie na każdym kroku, narastało. Powoli zacząłem dawać najbliższym wskazówki, że coś się dzieje. Starałem się jednak tego po sobie nie pokazywać.

– Jak wtedy wyglądało pana życie?
– Jedynymi momentami, kiedy wychodziłem z domu, były turnieje snookerowe. Kiedy byłem w połowie drogi, zastanawiałem się nad powrotem do domu. Nie chciałem być nigdzie indziej. Niby miałem z kim porozmawiać, ale nie chciałem.

Sporo drinków wypitych na ShootOut rozwiązało mi język. Przyznałem się znajomemu, Markowi Williamsowi. Pracował przy ochronie turniejów. Powiedziałem, że nie chcę grać. Odparł, że gadam głupoty, bo przecież uwielbiałem ten event. Przyznałem mu rację – uwielbiałem, ale teraz uwielbiam siedzieć w domu i nie chcę z niego wychodzić. Najszczęśliwszym momentem byłby dla mnie ostateczny rozbrat ze snookerem i bycie samemu. Dodałem, że nie chcę koło siebie widzieć nikogo, nie chcę nic robić. Był przerażony, ponieważ przez ostatnie kilka miesięcy podczas turniejów wydawałem mu się radosny, gadatliwy i bardzo szczęśliwy.

Następnego dnia miałem 10-15 nieodebranych połączeń od mojego taty, który wpadł w panikę. Razem z Neilem Tomkinsem wydzwaniali do mnie, by porozmawiać o mojej depresji. Pewnie gdybym wtedy pod wpływem dużej ilości alkoholu się nie przyznał, mierzyłbym się z tym do dziś. Problemy rosły, ponieważ źle się żywiłem, ból kręgosłupa i szyi się nawarstwiały. To jeszcze bardziej zamykało mnie w domu.

– Ludzie się nie zorientowali?
– Po jakimś czasie coś podejrzewali. Przyjeżdżałem do klubu, by grać i wychodziłem po 20 minutach, mówiąc, że kupiłem sobie nową pralkę i mają mi ją przywieźć. Później wykręcałem się zakupem zmywarki, telewizora, lodówki, innymi rzeczami. Kiedy po raz trzeci w ciągu pół roku użyłem tej samej wymówki, zwrócono mi uwagę, że muszę mieć strasznego pecha do sprzętów, skoro wymieniam je co miesiąc.

Leżałem w domu i nie byłem w stanie się ruszyć. Rozmowy z bliskimi spowodowały, że ogromny ciężar spadł mi z ramion.

"Setka" Murphy'ego i... nieudana sztuczka na koniec
fot. TVP
"Setka" Murphy'ego i... nieudana sztuczka na koniec

– Jak to się zaczęło?
– Nie jestem w stanie wskazać jednego momentu. Możliwe, że nawarstwiało się to od śmierci mojej mamy. Nigdy nie pozwoliłem sobie na żałobę. Podszedłem do tego jak do porażek zawodowych. Przecież jest kolejny dzień, kolejny mecz, kolejny turniej. Z drugiej strony przypominam sobie English Open z poprzedniego sezonu. Przegrałem wtedy i odczułem to bardzo boleśnie. Nie pamiętam, by do tej pory oddziaływało to na mnie aż tak mocno. Opuszając arenę, zatrzymał mnie mój trener, by porozmawiać o meczu. Powiedziałem mu, że nigdy więcej nie chcę grać. Dodałem, że nie chcę, by oczekiwał, że wystąpię w kolejnym turnieju, Champion of Champions. Nie wiedział, o co mi chodzi. Zakończyłem rozmowę słowem "nokaut".

– Jak na przyznanie się do depresji zareagowało otoczenie?
– Kilku snookerzystów przyznało się, że przeżywało podobne rzeczy. Nie byli z czołówki. Inni dziękowali za szczerość. Otrzymałem wiele wsparcia od ludzi z telewizji czy organizacji zawodów, którzy byli wdzięczni za nagłośnienie problemu. Przekonałem się, że mężczyźni o takich rzeczach nie mówią.

– Już jest lepiej?
– Tak. Nie zmienia to faktu, że jestem wyczulony na aspekty dotyczące zdrowia psychicznego. Jestem przekonany, że wiele osób mnie nie lubi nawet mnie nie znając. To dziwne, ale mają do tego prawo. Swego czasu dostawałem bardzo dużo wiadomości, które nosiły znamiona nękania. Kiedy mi nie szło, szukałem jakichkolwiek pozytywnych wzmianek w mediach społecznościowych, wsparcia. Przegrywający sportowcy w zdecydowanej większości nie ponoszą porażek celowo. Trudno jest im się z nimi mierzyć. Niestety, w wiadomościach znajdowałem praktycznie tylko miażdżącą krytykę i wdeptywanie mnie w ziemię.

Social media mają wiele plusów, ale też mnóstwo minusów. Mogą podnieść na duchu, ale również zniszczyć. Tak współcześnie działają ludzie. Patrzymy na aspekty negatywne, a nie pozytywne. Pamiętam, że kiedyś dostałem wiadomości od mało znanego tenisisty. Były okropne. Obrażał mnie linijka po linijce. Nie wystarczył mu jeden komentarz, wysłał mi ich kilka. Zapytałem znajomego policjanta co mogę z tym zrobić. Powiedział, że to wystarczająco dużo dowodów, by rozpocząć dochodzenie w sprawie nękania. Wiadomość nie była jedna, a kilka – to już się kwalifikuje do tego przestępstwa. Kiedy odpisałem dręczycielowi, że przekazałem zrzuty ekranu na policję, zaczął przepraszać, mówiąc, że nie sądził, że to przeczytam. Odparłem, że powinien wiedzieć, jak takie słowa bolą, bo sam jest w sporcie i nie zawsze wygrywa. Ostatecznie powiedziałem funkcjonariuszom, że nie chcę kontynuować sprawy. To pokazało mi jednak, że słowa mogą ranić tak bardzo jak niejeden nóż.

– Co z rodziną?
– Mam tatę, siostrę i jej męża. Kilka tygodni temu pożegnałem dziadka, mojego największego fana. Miał demencję. Pochowałem go w poniedziałek, a w środę grałem swój pierwszy mecz UK Championship. Nie chciałem wtedy rywalizować. Nie miałem jednak innej opcji. Przegrałem.

Nie mam żony i w tym momencie dzieci. Chcę utrzymać zdrowie, by w razie ich pojawienia się być w stanie się z nimi bawić. Szczególnie, jeśli będę miał syna. Chcę uprawiać z nim sport i grać w piłkę.

– Uważa pan się za osobę samotną?
– Tak, jestem samotny, ale nie przeszkadza mi to. Cieszy mnie moje własne towarzystwo. Muszę uważać, żeby nie polubić go za bardzo. Byłoby miło, gdybym od czasu do czasu miał kogoś, do kogo mógłbym zadzwonić i zwyczajnie pójść na piwo. Wiem jednak, że są osoby, z którymi zawsze mogę porozmawiać i na przykład pograć w golfa. Nauczyłem się, komu mogę ufać i tego się trzymam. Przeżyłem już historię ze znajomymi, którzy chcieli być ze mną, gdy wygrałem. Gdy szło mi gorzej, nie chcieli mnie znać.

– Czego życzy pan sobie w 2021 roku?
– Zdrowia i szczęścia. Nie przejmuję się pieniędzmi, ale nie dlatego, że mam ich za dużo. Nie będę grał w snookera, jeśli przestanie mi się podobać, więc chcę go kochać jak najdłużej. W tym roku liczę również na to, że powtórzę sukces z 2016 roku, czyli wygram turniej rankingowy.

Czytaj też:
Stephen Maguire. Dżentelmen bez muszki i Tiger Woods snookera z 260 000 funtów w kieszeni
Judd Trump. Nieśmiały playboy i mistrz lansu, który został mistrzem świata

Championship League Snooker 2021 - 2. dzień, ses. wieczorna
fot. Gettyimages
Championship League Snooker 2021 - 2. dzień, ses. wieczorna

Zobacz też
Tydzień pełen hitów! Finał Pucharu Polski i Liga Mistrzów w TVP
Finał Pucharu Polski i Liga Mistrzów! Sportowa zapowiedź tygodnia w TVP (fot. Getty)
tylko u nas

Tydzień pełen hitów! Finał Pucharu Polski i Liga Mistrzów w TVP

| Inne 
Szachy podbijają Warszawę. Tłumy fanów na inauguracji w Muzeum POLIN
Turniej Superbet Rapid & Blitz 2025 (fot. Rafał Oleksiewicz)

Szachy podbijają Warszawę. Tłumy fanów na inauguracji w Muzeum POLIN

| Inne 
Zimny prysznic. Polki bez szans we wspinaczce
Aleksandra Mirosław (fot. Getty Images)

Zimny prysznic. Polki bez szans we wspinaczce

| Inne 
Nie żyje polski strongman. Miał 47 lat...
Zmarł Tomasz "Papaj" Lech (fot. Facebook).

Nie żyje polski strongman. Miał 47 lat...

| Inne 
Duda przed turniejem w Polsce: mam spory głód rywalizacji
Jan-Krzysztof Duda (fot. Getty)

Duda przed turniejem w Polsce: mam spory głód rywalizacji

| Inne 
Najnowsze
Zmarnowana szansa Lecha. Zrobili to na własne życzenie!
pilne
Zmarnowana szansa Lecha. Zrobili to na własne życzenie!
| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa 
(fot. PAP)
Liverpool mistrzem Anglii! Rekord wszech czasów wyrównany
Mohamed Salah strzelił gola na 4:1 (fot. Getty Images)
pilne
Liverpool mistrzem Anglii! Rekord wszech czasów wyrównany
| Piłka nożna / Anglia 
W czołówce bez zmian. Sprawdź tabelę Betclic 1 Ligi
Tabela Betclic 1 ligi 2024/25 [aktualizacja 23.04.2025]
W czołówce bez zmian. Sprawdź tabelę Betclic 1 Ligi
| Piłka nożna / Betclic 1 Liga 
Do góry