| Inne

TikTok, snooker i mistrzostwo świata. Stuart Bingham: powiedziałem żonie, że jest już po mnie

Stuart Bingham
Stuart Bingham (fot. Getty)

Dostałem pracę w klubie snookerowym – czyściłem stoły. Dostawałem 35 funtów tygodniowo, czyli około pięć na dzień. Musiało mi to wystarczyć na grę i trening. Część pieniędzy traciłem też w sparingach. Ten, który przegrywał, musiał zapłacić za stół – mówi w TVPSPORT.PL mistrz świata w snookerze z 2015 roku, Stuart Bingham.

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ
Snooker i depresja, samotność. "Nie mogłem się ruszyć"

Czytaj też

Martin Gould

Snooker i depresja, samotność. "Nie mogłem się ruszyć"

Sara Kalisz, TVPSPORT.PL: – W Wielkiej Brytanii dziennie jest około 60 tysięcy przypadków zakażeń koronawirusem. Łatwo było panu zaadaptować się do nowych warunków życia w twardym lockdownie?
Stuart Bingham: – Ograniczamy wyjścia. Żona robi zakupy, ja zostaję z dziećmi. Cieszę się, że moi bliscy są bezpieczni i zdrowi. O dużym pechu mogą za to mówić Judd Trump i Jack Lisowski, którzy tuż przed Mastersem mieli pozytywne wyniki testów i nie mogą zagrać w turnieju. Kolejne zakażenia coraz mniej mnie jednak dziwią, bo jak mówią statystyki, już jedna na dwadzieścia osób musi mierzyć się z tą chorobą.

Problemy finansowe, choroba ojca, praca w barze. Niełatwa droga Kyrena Wilsona
– Łatwo jest teraz być graczem snookera? Turniejowy czas spędzacie w "bańce" w Milton Keynes, ciągle w tym samym towarzystwie z ludźmi, którzy są rywalami.
– To trochę dziwne. Rozmawiałem ostatnio z kilkoma graczami o tym, że nie zdawaliśmy sobie sprawy, jak wielkie mamy szczęście, że mogliśmy grać w Chinach czy Tajlandii. Nie zmienia to faktu, że jestem bardzo wdzięczny za to, co federacja zrobiła, byśmy mogli kontynuować grę w snookera. Nadal możemy pracować i jednocześnie robić to dla widzów, którzy siedzą bezpiecznie w domach.

– Co robi się w Marshall Arena, by nie zwariować?
– To prawie jak dzień świstaka. Co rano wstaje się na śniadanie, bierze prysznic i idzie na trening. Mamy też przestrzeń w holu, gdzie można usiąść i pogadać z innymi snookerzystami. Robimy wszystko, by być czymś zajęci. Każdy z nas ma iPada, laptopa, ogląda telewizję i Netflix. Wszyscy mimo zamknięcia starają się utrzymać odpowiednie zdrowie psychiczne.

– Myślałam, że PlayStation jest na "chodzie" w Milton Keynes 24 godziny na dobę.
– Mój syn ostatnio dostał okulary VR, więc zastanawiałem się czy nie wziąć ich do Milton Keynes. Od świąt spędziłem w nich więcej czasu niż on. (śmiech) Mimo to zazwyczaj siedzę w pokoju, oglądam inne dyscypliny lub też ćwiczę przy stole.

– Czy trudno jest zbudować przyjaźnie w snookerze w momencie, gdy jest to sport wysoce indywidualny, polegający na wywarciu presji na rywalu i zdobyciu wyraźnej przewagi psychicznej?
– To może nie przyjaźnie, ale koleżeństwo. Wykonujemy tę samą pracę, zdobywamy te same trofea, więc jest szansa na to, by zawrzeć przyjaźnie na całe życie. Są też jednak osoby, które bardzo się nie lubią. Cieszę się, że mam wokół siebie małą grupę ludzi, z którymi świetnie spędza mi się czas. W niej jest między innymi Mark Davis, z którym gram również w golfa. Dzięki takim osobom jest się trochę mniej samotnym. Snooker to samotny sport.

– Sześć lat temu został pan jednym z najbardziej nieoczekiwanych mistrzów świata. Czy pan również nie spodziewał się tego sukcesu?
– Kiedy trafia się do profesjonalnego sportu, pojawiają się marzenia o zostaniu światowym numerem jeden. Jeśli nie wszystko układa się idealnie, traci się wiarę, że się tego dokona.

Wiedziałem, że w tamtym sezonie byłem w dobrej formie. Wcześniej nie udało mi się przejść nawet etapu ćwierćfinału, ale wtedy liczyłem na więcej. Podszedłem do turnieju z myślą, że być może uda mi się go wygrać. Spojrzałem na drabinkę i zobaczyłem, że w ćwierćfinale miałem za rywala Ronniego O’Sullivana, a w półfinale prawdopodobnie Judda Trumpa. Po drugiej strony barykady o finał mierzyli się ze sobą Shaun Murphy i Barry Hawkins. Skupiłem się na tym, że żaden z nich w obecnej dyspozycji nie jest lepszy ode mnie. To mi pomogło.

Każdy w snookerze wiedział, że stać mnie na wiele. Tylko publika była tym zaskoczona.

– Czuł pan, że coś udowodnił?
– Nie musiałem sobie niczego udowadniać. Na pewno jednak pokazałem światu, że niezależnie od wieku można osiągać wielkie sukcesy. Nigdy nie należy przestawać w to wierzyć.

– Co szczególnie zapamiętał pan z finału? To nie była łatwa gra. Przegrywał pan już 0:3 i 4:8.
– To nie był łatwy start; wyniku 0:3 nie odrabia się łatwo. Pamiętam jednak, że w kolejnym frejmie wbiłem setkę i zacząłem odrabiać straty. Niestety, po wyrównaniu ponownie Shaun wyszedł na prowadzenie z czterema partiami zapasu. Zszedłem na przerwę i porozmawiałem z trenerem oraz menedżerem. Byłem tak słaby i zmęczony, że raz po raz wpychali we mnie rzeczy z cukrem, bym nabrał sił. Wiele osób powiedziało mi wtedy, że nic nie jest stracone i los jeszcze może się odwrócić.

Doprowadziłem do wyniku 8:9 i udałem się do pokoju, by się wyspać. Obudziłem się wypoczęty. Wygrałem pierwsze cztery frejmy kolejnej sesji i zacząłem wierzyć, że mam wielką szanse, by sięgnąć po trofeum.

Przed ostatnią sesją byłam bardzo zdenerwowany. Myłem zęby i powiedziałem żonie, że już po mnie. Ona zapytała się o co chodzi, a ja odparłem, że nie chcę iść do areny. Byłem na cztery frejmy od zrealizowania najważniejszego marzenia w moim życiu, a stałem jak sparaliżowany. Michelle bardzo się tym przejęła.

Pamiętam moment, gdy po raz ostatni schodziliśmy ze schodów w Crucible. Tłum ludzi, głośna muzyka. To było surrealistyczne! Przez całe moje życie oglądałem dawnych mistrzów, żyłem wtedy dla tego momentu, a nagle miałem szansę go doświadczyć. Pierwszy zszedłem ja, a następnie Shaun. Stojąc na dole, popatrzyłem na niego i pomyślałem sobie, że właśnie do takich momentów przywykłem – do podziwiania wielkich w Crucible Theatre. Teraz ja byłem wśród nich.

Im dłużej spotkanie trwało, tym bardziej się nim cieszyłem.

– Rozmawiał pan z Shaunem Murphym w czasie finału w przerwach, czy też całkowicie odciął się pan od rywala?
– Byliśmy już wtedy kolegami. Po pierwszej sesji z areny wyszliśmy ramię w ramię, śmiejąc się. Graliśmy w dobrej atmosferze.

– Emocji zapewne było więcej niż przy pierwszym oglądanym przez pana finale snookera? To był mecz Steve Davis kontra Dennis Taylor. Pański faworyt, Davis, przegrał.
– To moje pierwsze wspomnienie związane ze snookerem. Pamiętam, że ten mecz oglądałem z moimi rodzicami. Chcieli, by wygrał Dennis, ponieważ Steven był wtedy najlepszy i raz po raz triumfował. Dla mnie z kolei Davies był bohaterem. Kiedy pomylił się na czarnej, prawie wypłakałem sobie oczy. (śmiech) Tak bardzo chciałem, by wygrał!

– Ile miał pan wtedy lat?
– Dziewięć.

– Pierwszy stół do snookera dostał pan jednak w wieku siedmiu lat. Snooker wtedy pana nie zainteresował?
– Tak, był to prezent na święta. Uprawiałem wtedy każdy inny sport, więc snooker nie był wysoko na liście moich priorytetów. Prosiłem tatę kilkukrotnie o możliwość zagrania, ale im cieplej się robiło, tym więcej czasu spędzałem na zewnątrz, grając w piłkę. Jeśli nie football, to krykiet, koszykówka, tenis czy golf. Dodatkowo doszedł squash i kolejne turnieje z nim związane. Przez to, że trenowałem tak intensywnie, pojawiły się też problemy z kolanami. Snookerem na poważniej zająłem się, kiedy miałem czternaście lat.

– Czyli snooker po prostu był rozsądną opcją?
– Tak, bo nie obciąża kolan, a plecy i szyję. (śmiech) Wtedy to była dobra opcja.

– Kiedy spotkał pan Steve’a Davisa?
– Pierwszy raz z nim grałem, kiedy miałem szesnaście lat. Było to niedługo po tym, jak zakończyłem naukę w szkole. Nawet mam z tego czasu zdjęcie. Nie tak łatwo mnie na nim rozpoznać, ponieważ jeszcze miałem burzę gęstych, czarnych loków. (śmiech) Wcześniej udało mi się go zobaczyć podczas turnieju pokazowego. Kolega zapytał, czy chcę z nim iść, i bez wahania odparłem, że tak.

Gdy po raz pierwszy graliśmy, zauważył moje opakowanie na kij. Było dobrej firmy. Stwierdził, że muszę być więc dobrym graczem. Kiedy jednak spostrzegł na nim moje nazwisko, powiedział, że będzie to bardziej profesjonalnie wyglądać, jeśli je usunę.

Snooker i depresja, samotność. "Nie mogłem się ruszyć"

Czytaj też

Martin Gould

Snooker i depresja, samotność. "Nie mogłem się ruszyć"

"Finał mistrzostw? Byłem tak słaby i zmęczony, że raz po raz wpychali we mnie rzeczy z cukrem, bym nabrał sił"

Steve Davis i Stuart Bingham
Steve Davis i Stuart Bingham (fot. prywatne archiwum snookerzysty)

Geniusz autodestrukcji i sześciokrotny mistrz świata. Ronnie O’Sullivan kończy 45 lat
– Grał pan w golfa, krykieta, miał pierwszy stół do snookera w wieku siedmiu lat. Pana rodzina była dobrze sytuowana, prawda?
– Zarówno mama i tata pracowali. Pensja mamy przeznaczana była na moją karierę. Mój brat z kolei chodził na karate. Grałem w piłkę dla lokalnych drużyn, rodzice opłacali lekcje squasha i tenisa. Nie było jednak łatwo się całkowicie usamodzielnić, ponieważ początkowo na snookerze nie zarabiało się wiele.

– Miał pan możliwość pójścia za nauką i uczynienia z niej alternatywy?
– Nie miałem problemów z nauką. Zostawiłem jednak szkołę w wieku 16 lat, ponieważ wiedziałem, że chcę w pełni poświęcić się snookerowi. Nie poszedłem na studia. Postawiłem wszystko na jedną kartę. Pamiętam nawet mój ostatni egzamin. Po nim wróciłem do domu, przebrałem się i poszedłem do klubu. Zrobiłem wtedy moją drugą w życiu setkę. Nie wyróżniałem się jakoś szczególnie jako zawodnik, ale rodzice widzieli z jak dużą pasją podchodziłem do snookera, więc zaaprobowali moją decyzję o odejściu ze szkoły.

– Ponoć nie był pan spokojnym chłopakiem, prawda?
– Tak i było to widać nie tylko w moim zainteresowaniu wieloma dyscyplinami. Kiedyś spadłem z dachu. Miał on może trzy, cztery metry wysokości. Złamałem obie ręce, do dziś mam blizny na głowie.

To zabawne, ale w tamtym czasie pracownicy pobliskiego szpitala znali imiona moje i brata bardzo dobrze, bo dość często ich odwiedzaliśmy. Brat spadł z tego samego dachu rok wcześniej, tyle że na głowę, i złamał kości czaszki. Przez ten wypadek jest w połowie głuchy.

– Co przekonało do tego, by narazić się na to samo?
– Byłem dzieckiem (śmiech) Razem z kolegami wspięliśmy się na dach i wygłupialiśmy się. Niestety, poślizgnąłem się. Nauczyłem się jednak na błędach brata. Wyciągnąłem przed siebie ręce, dzięki czemu nie zleciałem na głowę.

– Z czego utrzymywał się pan po zakończeniu szkoły?
– Dostałem pracę w klubie snookerowym – czyściłem stoły. Dostawałem 35 funtów tygodniowo, czyli około pięć na dzień. Musiało mi to wystarczyć na grę i trening. Część pieniędzy traciłem też w sparingach. Ten, który przegrywał, musiał zapłacić za stół. Tak wyglądało pierwsze kilka lat mojej kariery.

– Ile zarabiało się wtedy na turniejach?
– 30-45 funtów. Im byłem lepszy, tym zarabiałem więcej. Miałem szczęście, bo już w wieku 17 lat miałem pierwszego sponsora. Ten sam człowiek jest teraz moim menedżerem. Początkowo płacił mi wypłatę, a kiedy stałem się profesjonalistą, zacząłem zarabiać samodzielnie.

– Na co wydał pan pierwsze poważniejsze pieniądze?
– Zegarek Gucci.

– Ciekawy wydatek
– Kosztował tylko 200 funtów. Mój gust teraz się nie zmienił. Zegarki od projektantów zamieniłem jednak na Rolexa.

– Kiedy po raz pierwszy poczuł pan, że snooker jest nie tylko pasją, ale także zawodem?
– Profesjonalistą stałem się w 1995 roku. Kiedy byłem młodszy, uważałem, że jestem grubą rybą w małym, snookerowym akwarium. Gdy przeszedłem na zawodowstwo, zmieniło się wszystko. Zobaczyłem, jak niewiele znaczę w galerii sław dyscypliny. Nie byłem tak dobry, jak uważałem. Tamte lata nie były łatwe. Trudno mi było wywalczyć z tego jakikolwiek grosz.

Wiele się zmieniło, kiedy wygrywałem angielskie i światowe turnieje amatorów. Później zadebiutowałem w Crucible Theatre, w pierwszej rundzie pokonując Stephena Hendry’ego.

"Dostawałem 35 funtów tygodniowo, czyli około pięć na dzień. Musiało mi to wystarczyć na grę i trening"

Stuart Bingham
Stuart Bingham z rodziną po mistrzostwie świata 2015 (fot. Getty)

– Zakochał się pan w snookerze głośnym, z tłumami krzyczących kibiców i alkoholowo-nikotynową nonszalancją. Nie brakuje tego panu obecnie?
– Są turnieje typu ShootOut, które przywracają klimat tamtych lat. Czasami czuję go również podczas turniejów, kiedy arenę wypełnia się dymem dla efektu. Młodzi nie rozumieją, jaką magię tracili, nie oglądając dawnego snookera. Popisy Alexa Higginsa czy Jimmy’ego White’a przeszły przecież do historii. Obecnie zawodnicy przyprowadzani są przez rodziców na treningi i pilnowani pod względem zachowania. Są odarci z tego, na czym wychowywaliśmy się my, czyli nauki od starszych kolegów, przesiadywania w klubach i barach, by odebrać kilka cennych lekcji.

– Pan by się odnalazł w warunkach lat 80.?
– Przyzwyczajeni jesteśmy do większej profesjonalizacji sportu. Sam raz usłyszałem, że któryś z kibiców nie wyłączył dźwięku w telefonie na czas meczu. Naprawdę wyprowadziło mnie to z równowagi. Perspektywa zmienia się w momencie, kiedy ma się świadomość, że to jest praca, która daje pieniądze dla rodziny. Trudno jest wtedy przejść obok takich sytuacji obojętnie.

Sam uwielbiam atmosferę darta. Krzyczący kibice i radosny tłum są niesamowite. Właśnie po to jest choćby ShootOut, by i w snookerze kibice mogli okazać emocje.

– W czasie kwarantanny nie ma kibiców, więc zawodnicy "rozpraszają" przeciwnika na przykład stojąc podczas podejścia rywala, jak w przypadku rywalizacji O’Sullivan – Allen.
– Kiedy człowiek się wyśpi, jest wypoczęty i skupiony. W przeciwnym wypadku wszystko może zirytować, nawet kroki kogoś w dalekim korytarzu. Takie rzeczy jak w przytoczonym przykładzie się zdarzają. Prawda jest jednak taka, że jeśli coś snookerzystę denerwuje, powinien o tym powiedzieć. W innym przypadku dalej będzie to działało na nerwy.

– W 2017 roku został pan ukarany za obstawienie meczów swoich i kolegów. Prawo było za srogie, czy dziś widzi pan, że decyzja była zasadna?
– Dobrze, że mnie zawieszono i nałożono karę finansową. Należało mi się. Byłem głupi, że obstawiałem te mecze. Nie wynikało to jednak ze złej woli, a jedynie z tego, że byłem znudzony i nierozważny. Jeśli mógłbym cofnąć czas, to drugi raz bym tego nie zrobił. Zostawiłem to za sobą i nigdy nie powtórzę. Do dziś jednak ludzie mówią, że jestem oszustem, bo obstawiłem w przeszłości kilka meczów.

– Rodzina przyjeżdża na mecze?
– Dzieci muszą być w szkole. Edukacja jest ważniejsza. Kiedy jednak zaczyna się wielka gra w finałach, zazwyczaj do mnie dojeżdżają.

– Syn również gra w snookera?
– Kilka razy trzymał kij w ręce, ale bardziej od snookera pociągają go PlayStation i piłka nożna. Jeśli nie gram akurat w turnieju, zawsze odwiedzam go podczas weekendowych meczów.

– Nadal zamierza pan robić tatuaż po każdym zwycięstwie w turnieju?
– Tak, zamierzam. Mam na swoim ciele każde trofeum. Cztery lata temu miałem jeden tatuaż, a teraz mam już zapełnione całe plecy. Widnieją na nich zwierzęta z krajów, w których wygrywałem turnieje. Mam koalę z Australii, smoka z Chin i Walii, a także małpę z Gibraltaru. Są jeszcze lwy z Wielkiej Brytanii.

– Jest pan jednym z niewielu snookerzystów, który został… TikTokerem. Dlaczego?
– Założyłem konto w czasie pierwszej kwarantanny. Powiedziano mi, że snooker ma wielu fanów w Chinach i jest to tam najpopularniejsza aplikacja. Oglądałem zamieszczone video i kilka butelek wina później zacząłem sam publikować treści. (śmiech) Czasem na nie patrzę i jestem trochę zażenowany.

– I ma pan o czym gadać z dziećmi!
– Syn dostał telefon na święta. Pierwsze, o co poprosił, to pobranie TikToka. (śmiech) Głównie nagrywał video z gry w Fortnite. Można było usłyszeć w grze kilka przekleństw, więc usunęliśmy aplikację. Zanim to zrobiliśmy, chwalił się, że ma stu obserwujących. Powiedziałem mu, że ja mam dwanaście tysięcy. Był o to trochę zły. (śmiech)

– Czego pan sobie życzy na 2021 rok?
– Zdrowia i poprawy formy. Przez ostatnie półtora roku nie osiągnąłem tak dużo, jakbym sobie życzył. Mam nadzieję na wygranie jakiegoś turnieju.

Czytaj też:
Stephen Maguire. Dżentelmen bez muszki i Tiger Woods snookera z 260 000 funtów w kieszeni
Judd Trump. Nieśmiały playboy i mistrz lansu, który został mistrzem świata

Powtórka z MŚ! Higgins wbił maksymalnego brejka
John Higgins wbił maksymalnego brejka! (fot. TVP)
Powtórka z MŚ! Higgins wbił maksymalnego brejka

Zobacz też
Kolejne miasto rezygnuje z freak fightów. "Nie ma miejsca na mowę nienawiści"
(fot. PAP)

Kolejne miasto rezygnuje z freak fightów. "Nie ma miejsca na mowę nienawiści"

| Inne 
El Clasico w Pucharze Króla! Sportowa zapowiedź tygodnia w TVP
El Clasico w Pucharze Króla! Sportowa zapowiedź tygodnia w TVP (fot. Getty)
tylko u nas

El Clasico w Pucharze Króla! Sportowa zapowiedź tygodnia w TVP

| Inne 
Rower z Polski, odlew stopy Maradony. Świat sportu u papieża
Papież Franciszek, Diego Armando Maradona (fot. Getty Images)

Rower z Polski, odlew stopy Maradony. Świat sportu u papieża

| Inne 
Święto szachów w TVP! Sprawdź plan transmisji Grand Chess Tour
Święto szachów w TVP! Sprawdź plan transmisji Grand Chess Tour (fot. materiały prasowe)

Święto szachów w TVP! Sprawdź plan transmisji Grand Chess Tour

| Inne 
Zmarł papież Franciszek. Był wielkim kibicem, przyjmował sportowców
Robert Lewandowski (L) i papież Franciszek (fot. Getty)

Zmarł papież Franciszek. Był wielkim kibicem, przyjmował sportowców

| Inne 
Najnowsze
Magazyn Betclic 1 Ligi po 29. kolejce (22.04.2025)
Magazyn Betclic 1 Ligi po 29. kolejce (22.04.2025)
| Magazyn Betclic 1 Ligi 
Magazyn Betclic 1 Ligi po 29. kolejce, część 1. [transmisja na żywo, online, live stream] (22.04.2025)
GOL – magazyn piłkarski po 29. kolejce PKO BP Ekstraklasy (22.04.2025)
GOL – magazyn piłkarski po 29. kolejce PKO BP Ekstraklasy (22.04.2025)
GOL – magazyn piłkarski po 29. kolejce PKO BP Ekstraklasy (22.04.2025)
| Magazyn "Gol" 
Kiedy kolejne mecze "Lewego" i Szczęsnego? Sprawdź terminarz
Kiedy mecze Wojciecha Szczęsnego i Roberta Lewandowskiego w FC Barcelona w sezonie 2024/25? [TERMINARZ]
Kiedy kolejne mecze "Lewego" i Szczęsnego? Sprawdź terminarz
| Piłka nożna / Hiszpania 
Sędzia przerwał mecz Kotwicy z Ruchem. "To się wymyka racjonalnemu myśleniu" [WIDEO]
fot. TVP Sport
Sędzia przerwał mecz Kotwicy z Ruchem. "To się wymyka racjonalnemu myśleniu" [WIDEO]
| Piłka nożna / Betclic 1 Liga 
Polki mistrzyniami Włoch w siatkówce!
Dla Joanny Wołosz to już siódmy tytuł mistrzowski (fot. Getty)
Polki mistrzyniami Włoch w siatkówce!
| Siatkówka 
Kolejne zwycięstwo Barcelony. Zobacz aktualną tabelę La Liga
Tabela La Liga 2024/25. Na którym miejscu FC Barcelona Roberta Lewandowskiego i Wojciecha Szczęsnego? [AKTUALIZACJA]
Kolejne zwycięstwo Barcelony. Zobacz aktualną tabelę La Liga
| Piłka nożna / Hiszpania 
Klasyfikacja strzelców La Liga: ile bramek ma Lewandowski?
Klasyfikacja strzelców La Liga 2024/25 [TABELA]. Zobacz gole Roberta Lewandowskiego w Barcelonie w sezonie 2024/25
Klasyfikacja strzelców La Liga: ile bramek ma Lewandowski?
| Piłka nożna / Hiszpania 
Do góry