| Koszykówka / Rozgrywki ligowe
Serbski trener Oliver Vidin pracuje we Wrocławiu od listopada 2019 roku. Trafił do Polski spoza ligowej karuzeli. Szybko odnalazł się w naszej lidze, a pod jego wodzą Śląsk ze średniaka stał się zespołem walczącym o czołowe lokaty.
Jakub Kłyszejko, TVPSPORT.PL: – Trenerze, przez większość czasu w swojej dotychczasowej kariery pracował pan na Słowacji. Jakie są główne różnice między tamtejszą ligą a polską?
Oliver Vidin, trener Śląska Wrocław: – Liga słowacka jest teraz bardzo słaba. Gdy tam pracowałem, była znacznie lepsza. Dlaczego? W swoim zespole miałem Radoslava Rancika. To zawodnik o podobnej charakterystyce do Damiana Kuliga. Chłopak, który miał dużo doświadczenia z Europy. Swego czasu był najlepszym koszykarzem ligi tureckiej. Teraz tacy gracze nie występują na Słowacji. Polscy zawodnicy są dużo lepsi od słowackich. Teraz w ich kraju koszykówka nie jest na topie. W lidze gra siedem zespołów, wcześniej było aż dwanaście. Część drużyn zbankrutowała, niektóre grają młodymi, którzy dopiero zbierają doświadczenie. Zielona Góra prezentuje wyższy poziom od innych, ale w Polsce o play-off, czy medal rywalizuje 14-15 ekip. Na Słowacji trzy-cztery ekipy mają pieniądze i mogłyby grać w Energa Basket Lidze. Reszta miałaby problem, żeby skutecznie powalczyć w polskiej pierwszej lidze.
– Pracował pan też w mało koszykarskim kraju, jakim jest Finlandia.
– Weźmy pod uwagę to, że Finowie praktycznie zawsze mają koszykarza w NBA. Teraz jest świetny Lauri Markkanen. W Europie na wysokim poziomie gra również Petteri Koponen. Wielu ich zawodników występuje w solidnych europejskich klubach. Oni mają dobry skład i regularnie grają na wielkich turniejach. Finlandia jest bardzo sportową nacją. Polscy zawodnicy są lepsi od nich, ale nie jest to taka różnica, jak między Polską i Słowacją. Musicie zrozumieć jedno. Są to kraje, w których mieszka nieco ponad pięć milionów mieszkańców. W Polsce jest 38. Na tyle osób musi znaleźć się 14-16 ekip, które zagrają w ekstraklasie. Dlatego też przyszedłem do waszej ligi, żeby zrobić kolejny krok do przodu. Trener weryfikowany jest przez to, jak radzi sobie jego zespół. Jeżeli robi różnicę w każdej lidze, to jest dobrym trenerem. Czym wyższy poziom, tym łatwiej się pracuje. Teoretycznie łatwiej wygrywa się w Polsce, niż na Słowacji czy w Finlandii. Poziom zawodników jest inny. Więcej rozumieją i potrafią zrobić bez trenera. Nie muszę im wszystkiego pokazywać. W słabszych ligach jest trochę jak z joystickiem na PlayStation. Około 80 procent czasu muszę tłumaczyć co gramy, jak gramy. Mam kolegów, którzy pracują na jeszcze wyższym poziomie. Rozmawiam z nimi i powtarzają, że w lepszych ligach pracuje się znacznie łatwiej.
Legenda wraca do klubu. Nowy prezes koszykarskiego Śląska Wrocław
– Śląsk pod pana wodzą z ligowego średniaka stał się zespołem walczącym o medale. W poprzednich klubach też odnosił pan sukcesy. To charakteryzuje dobrego trenera?
– Wszędzie, gdzie dotychczas pracowałem, odnosiłem sukcesy. W Finlandii awansowałem z drugiej ligi do pierwszej. Potem wszyscy skazywali nas na walkę o utrzymanie. Nokia miała najniższy budżet w lidze. Zdobyliśmy brązowy medal. Dwukrotnie zostałem wybrany trenerem roku. Na Słowacji w Interze Bratysława miałem samych młodych zawodników. Awansowaliśmy do fazy play-off, nie mając w drużynie obcokrajowców. Gdy były pieniądze i mogliśmy kupić lepszych graczy, to zdobyłem mistrzostwo Słowacji. Chcę powiedzieć, że zawsze starałem się robić różnicę. Jeżeli trener potrafi ją zrobić… to jest dobrym trenerem.
– Ostatnio gracie w kratkę. Powoli "dokręcacie" już śrubę przed najważniejszym momentem sezonu?
– Chyba jako jedyni zaczęliśmy pracować nad kondycją. Bardzo dużo biegamy. Chcemy złapać formę przed fazą play-off. Ciężko trenujemy i dużo czasu spędzamy na siłowni. Gdy to "puści" to wszystko będzie wyglądało znacznie lepiej.
– W pana warsztacie przygotowanie fizyczne stoi na bardzo ważnym miejscu?
– Tak. Łukasz Piwkowski wykonuje kawał dobrej pracy pod tym względem. Jestem bardzo spokojny o fizyczną formę naszego zespołu. Ogólnie cały nasz sztab świetnie ze sobą współpracuje. Również Marcin Grygorowicz mocno mi pomaga. Jesteśmy jednym zespołem i to mocno wpływa na nasze wyniki. Sam zdziałałbym niewiele. W Finlandii miałem starszego asystenta i było mi znacznie łatwiej. Na Słowacji pomagał mi kapitan zespołu, który najpierw grał u mnie, a potem szkolił się na trenera. Miał sporo doświadczenia. Pokazywał mi, w jaki sposób myślą zawodnicy, bo ja profesjonalnie nie grałem w koszykówkę. Sfera mentalna jest bardzo ważna, bo bez niej nie można zrobić dobrego wyniku. Po prostu nie ma na to szans.
– Macie bardzo dobrą skuteczność rzutów za trzy punkty, ale oddajecie mało rzutów. Dlaczego?
– Próbujemy zawsze utrzymać balans podkoszowy. Olek Dziewa, Szymona Tomczak i Michał Gabiński potrafią zagrać tyłem do kosza. Chcemy jak najczęściej z tego korzystać. Z drugiej strony mamy dobrych rzucających, ale teraz zawodnicy mocno trenują i przez "ciężkie" nogi nie trafiają. Stąd wynika też niska skuteczność nawet z linii rzutów wolnych.
– To już ten moment sezonu, w którym spogląda się w tabelę i patrzy na rywali?
– Nie. Moim zdaniem drużyny z miejsc 2-8 dysponują podobnym potencjałem. Jeżeli nie jesteś dobrze przygotowany fizycznie, taktycznie i mentalnie, to po prostu z nimi przegrasz. Każdy może wygrać z każdym. Wszystko zależy od trzech rzeczy, o których mówiłem.
– Jednak chyba nikt nie chce zająć czwartego miejsca i trafić na Zastal?
– Oczywiście, dlatego mówiłem o pozycjach 2-8. Jeżeli wygramy z Dąbrową, to na pewno nie spadniemy na czwarte miejsce. W najgorszym scenariuszu skończymy na trzecim.
Marcel Ponitka: umawialiśmy się jakiś czas temu. Termin dawno minął. Chciałbym utrzymać nasze dobre relacje
– Dobrze zna się pan i lubi z trenerem Żanem Tabakiem. Gdzie się poznaliście?
– Trener Tabak jedenaście lat temu trenował Gironę. U mnie w klubie grał taki zawodnik jak Mike Anderson. Chciał spróbować swoich sił w NBA. Trener Tabak pracował jako skaut w New York Knicks. Dzięki niemu Anderson trafił tam na kilka treningów, a potem wylądował w D-League. Kiedy Żan został trenerem Girony, chciał pozyskać Andersona do swojego klubu. Wiedział, że jestem Serbem i mówimy w podobnym języku. Zadzwonił do mnie i podpytywał o tego zawodnika. Od tej pory mieliśmy regularny kontakt. To mój bardzo dobry kolega. Jestem szczęśliwy, że zawsze mogę być z nim "na telefonie". To facet, który nigdy nie odmawia pomocy.
– Co powiedziałby pan na ewentualny pojedynek w finale z Zastalem i trenerem Tabakiem?
– Graliśmy dwa razy przeciwko sobie w tym sezonie. W pierwszym górą był Zastal, ale w rewanżu zaprezentowaliśmy się rewelacyjnie. Tabak został wtedy wyrzucony z boiska. Był bardzo zdenerwowany. My zagraliśmy w Zielonej Górze jeden z lepszych meczów w sezonie. Zasłużenie wtedy wygraliśmy. Bardzo bym się ucieszył, gdybyśmy spotkali się w finale. Kibice zobaczyliby kawał dobrego basketu. Zrobilibyśmy wszystko, żeby ich pokonać, ale to nie jest łatwe. Nie tylko dlatego, że mają świetnych zawodników, ale Tabak jest fantastycznym trenerem. Jego drużyny grają nowoczesną koszykówkę. Pracujemy bardzo podobnie. Podoba mi się jego filozofia pracy i… chciałbym takiego finału!
85 - 67
WKS Śląsk Wrocław
104 - 109
Trefl Sopot
85 - 92
MKS Dąbrowa Górnicza
73 - 70
King Szczecin
84 - 92
Anwil Włocławek
97 - 82
Enea Abramczyk Astoria Bydgoszcz
73 - 102
Tasomix Rosiek Stal Ostrów Wielkopolski
81 - 104
Energa Icon Sea Czarni Słupsk
84 - 86
Polski Cukier Start Lublin
58 - 62
Anwil Włocławek