{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Złoty medalista z Sydney, Patrick Suffo: w Sydney złamaliśmy schematy

To była niespodzianka. Sto tysięcy kibiców na trybunach Stadionu Olimpijskiego w Sydney było świadkami pięknej historii. Kamerun po rzutach karnych wygrał z Hiszpanią, zdobywając olimpijskie złoto. – Doszliśmy do wniosku, że bez względu na zakończenie spotkania z Hiszpanią, wrócimy z Sydney z medalem. Myślę że to pomogło nam w zachowaniu koncentracji do końca – wyznaje w rozmowie z TVPSPORT.PL Patrick Suffo, złoty medalista IO 2000.
Złoto olimpijskie w piłce: błogosławieństwo czy przekleństwo?
Czytaj też:

Tokio 2020. Dani Ceballos doznał poważnej kontuzji kostki podczas meczu Hiszpania vs. Egipt
PRZEMYSŁAW CHLEBICKI, TVPSPORT.PL: – Byliście nastawieni na medal już przed igrzyskami?
Patrick Suffo, mistrz olimpijski z Sydney: – Nie, nie myśleliśmy o medalu. Byliśmy podekscytowani udziałem w wielkim turnieju. To był dla nas wielki zaszczyt, że mogliśmy reprezentować nasz kraj. Nie nastawialiśmy się na nic – polecieliśmy do Sydney bez presji. Każdy z nas chciał się pokazać z najlepszej strony, ale nie mówiliśmy o nadziejach na sukces.
– Dlaczego okazaliście się najlepsi?
– Naszym atutem była różnorodność – każdy z nas wniósł do gry coś innego. Byliśmy jednak zgrani – znaliśmy się dobrze, bo wcześniej dużo razem graliśmy. Myślę że to właśnie nasza solidarność była najważniejsza. Wielu zawodników nie chciało jednak lecieć do Sydney, większość z nas grała w pierwszej reprezentacji.
– W fazie grupowej nie mieliście łatwo – wygraliście tylko jeden mecz, w dodatku minimalnie, z Kuwejtem. Można powiedzieć, że w grupie dopiero się rozkręcaliście?
– Tak było, ale nie wynikało to z ustalonej wcześniej strategii. Z każdym meczem nasza pewność siebie rosła. Chociaż w grupie nie szło nam najlepiej, ogrywaliśmy się i z czasem uwierzyliśmy, że możemy coś osiągnąć.
– I po wyjściu z grupy sprawiliście niespodziankę, pokonując Brazylię.
– Brazylijczycy wtedy byli uważani za faworytów turnieju. Zasłużenie – grały tam największe młode talenty na świecie, z Ronaldinho na czele. Wiedzieliśmy jednak, w jaki sposób grali wcześniej i byliśmy przygotowani. Ale nie mieliśmy presji, że musimy wygrać. Gdybyśmy przegrali, nie mielibyśmy z tym problemu. Zagraliśmy jednak najlepiej jak mogliśmy i przeszliśmy ich.
– Brazylijczycy mieli Ronaldinho, ale wy mieliście Eto’o.
– W tamtym czasie był naszą gwiazdą i jednym z najlepszych młodych piłkarzy na świecie. Na igrzyska pojechał już po podpisaniu kontraktu z Mallorcą, gdzie się rozwinął i zapracował na transfer do Barcelony. Ale wtedy każdy z nas miał określoną rolę w drużynie, a Eto’o był po prostu jej częścią.
– W waszym zespole było w końcu kilku innych piłkarzy, którzy potem trafili do wielkich klubów – Lauren, Pierre Wome, a Geremi już grał w Realu Madryt.
– Ale wokół nas nie było takiego rozgłosu, jak wokół Brazylijczyków. Zdawaliśmy sobie sprawę z naszych możliwości, ale naszych rywali traktowano jak kogoś z innej planety.
– Czy właśnie mecz z Brazylią był dla was najważniejszym w Sydney?
– Gdy wygrywasz z Brazylią, wierzysz że możesz pokonać każdego. Chociaż wcześniej nie brakowało nam pewności siebie, od tamtego momentu byliśmy bardziej zmotywowani. Kibice zaczęli inaczej na nas patrzeć i uwierzyli, że stać nas na sukces.
– W meczu z Chile musieliśmy jednak wykazać się podobną determinacją. Wasi rywale prowadzili jeszcze w końcówce, ale daliście sobie radę, nawet bez dogrywki.
– Chilijczycy mieli silny zespół, a ich kluczową postacią był Marcelo Salas, który sprawiał nam problemy. Chociaż po Brazylii byliśmy zmęczeni, do tego meczu podchodziliśmy wypoczęci i cieszyliśmy się grą Musieliśmy stawić czoła nowemu wyzwaniu – znaleźliśmy się w nowej sytuacji. Potrafiliśmy jednak zostawić trochę energii na ostatnie minuty. I wygraliśmy.
– Do złotego medalu pozostał wam tylko krok. Czy przed meczem z Hiszpanią pojawiła się presja?
– Między meczami z Chile i Hiszpanią buzowały w nas różne emocje. Nie będę kłamać, zaczęliśmy się stresować, choć wielu z nas już miało na koncie sukces – zwycięstwo w Pucharze Narodów Afryki. W dzień finału presja jednak nagle minęła. Doszliśmy do wniosku, że bez względu na zakończenie spotkania z Hiszpanią, wrócimy z Sydney z medalem. Myślę że to pomogło nam w zachowaniu koncentracji do końca.
– Domyślam się, że podczas rzutów karnych koncentracja miała ważne znaczenie.
– Tak jak powiedziałem – czuliśmy się wygranymi bez względu na rozstrzygnięcie. Chociaż dla wielu z nas zwycięstwo w igrzyskach byłoby czymś niepowtarzalnym, wiedzieliśmy że i tak zaszliśmy daleko, choć mało kto na nas stawiał. Srebrny medal też byłby piękną historią, nie mieliśmy się czym przejmować. Myślę że w tym mieliśmy przewagę nad Hiszpanią, której zwycięstwo wydawało się koniecznością. Ale to my wygraliśmy.
– Pamiętasz moment odebrania olimpijskiego złota?
– O mój Boże, to było coś pięknego! Na stadionie w Sydney było wtedy ponad sto tysięcy kibiców, spośród których wielu było za nami. Piłkarscy fani lubią takie historie, dlatego mieliśmy wtedy za sobą dużą widownię z państw z różnych stron świata. Złamaliśmy schematy, za co zyskaliśmy szacunek i uznanie. Chociaż wygrałem z reprezentacją Kamerunu także Puchar Narodów Afryki, to właśnie tamte chwile były moimi najpiękniejszymi w karierze. W tamtym turnieju byliśmy jednak faworytami, inna sytuacja.
– Co się działo w Kamerunie, gdy wróciliście ze złotymi medalami?
– Wracaliśmy z lotniska do hotelu przez cztery godziny, choć normalnie zajęłoby to dwadzieścia minut. Jechaliśmy środkiem ulicy, a tysiące kibiców czekało na nas na poboczu. Każdy chciał nas zobaczyć, świętować z nami. Nasz medal stał się symbolem – daliśmy przykład innym sportowcom z Kamerunu, że mogą być najlepsi.
– Od tamtej pory Kamerun był hegemonem w Afryce, ale w mistrzostwach świata ani razu nie wyszedł z grupy. Czy uważasz, że byliście w stanie osiągnąć więcej?
– Myślę, że tak. Niestety, nawet gdy sportowo wyglądaliśmy dobrze, mieliśmy problemy organizacyjne, które wpływały na zespół. Poza tym, oczekiwania wobec nas wzrosły po igrzyskach i do żadnego turnieju nie podeszliśmy tak spokojnie, jak wtedy.
– Grałeś w Barcelonie i Nantes, jednak od transferu do grającego w Championship Sheffield United, już nie wróciłeś do czołowych lig. Jesteś zadowolony ze swojej kariery?
– Mam mieszane uczucia, ale nie żałuję żadnej decyzji. Osiągnąłem dużo, jak na moje pochodzenie. Jako dziecko grałem na ulicach Jaunde, a jednak jeszcze jako nastolatek zagrałem w Barcelonie. Po odejściu z Nantes, z którym zdobyłem mistrzostwo Francji, nie grałem już w wielkich klubach. Może dlatego, że zabrakło mi dyscypliny? Tylko o to mogę mieć do siebie żal. Ale nie rozpamiętuję tego i nie myślę, co mogłoby się wydarzyć. Teraz jestem agentem i uczę młodych piłkarzy nie popełniać błędów, które ja popełniłem.
– Po zdobyciu złotego medalu spocząłeś na laurach?
– Nie, raczej z tego powodu nie nastąpiła żadna zmiana w moim podejściu. Miałem za to poczucie, że spełniłem marzenie z dzieciństwa. Patrzyłem wtedy z fascynacją na Rogera Millę i wierzyłem, że kiedyś tak jak on zagram wśród najlepszych. Po Sydney stałem się częścią piłkarskiej historii Kamerunu. I wciąż ludzie szanują to, co wtedy zrobiliśmy dla kraju.
– Kto jest twoim piłkarskim faworytem w Tokio?
– Nie widziałem wszystkich meczów, może podczas turnieju jeszcze zmienię zdanie, ale na razie jestem pod wrażeniem Meksykanów. Bardzo mi się podobała ich gra w meczu z Francją i myślę, że są w stanie dojść daleko.
– A może któryś z afrykańskich zespołów powtórzy wasz sukces z Sydney?
– Chciałbym, żeby tak się stało! Wybrzeże Kości Słoniowej zaczęło od zwycięstwa, a Egipt zremisował z Hiszpanią. Mam nadzieję, że w kolejnych etapach zobaczymy drużyny z Afryki.