Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że nowym selekcjonerem reprezentacji Polski zostanie Czesław Michniewicz. Cezary Kulesza ma ogłosić jego nominację podczas poniedziałkowej konferencji prasowej. Tuż po jej zakończeniu były trener Legii Warszawa zabierze się ostro do pracy. Tak, by kadra była przygotowana do barażowego meczu z Rosją. Nie tylko mentalnie, ale i taktycznie...
Głównym zadaniem Michniewicza będzie opracowanie odpowiedniej strategii na marcową batalię. Oczekiwać będą jej nie tylko piłkarze, ale i władze polskiego związku. Te uczyniły go przecież selekcjonerem nie przez wzgląd na osobiste sympatie, a dzięki jego analitycznemu podejściu.
Michniewicz uchodzi w środowisku za trenera bardzo poukładanego taktycznie. Bazującego na najlepszych zagranicznych wzorcach i śledzącego wszystkie aktualne trendy. Zwłaszcza te pochodzące z Półwyspu Apenińskiego...
Kadrowicze Michniewicza zdobyli po kontrach jedenaście bramek. Stanowiło to 37 procent wszystkich goli strzelonych z otwartej gry. Opierając się – w dużej mierze – na szybkich atakach przebrnęli przez eliminacje do mistrzostw Europy, zapewniając sobie miejsce w turnieju.
Najbardziej pamiętnym meczem kwalifikacji było starcie z Danią w Gdyni. Polacy, ustawieni nietypowo, bo w formacji 3-4-3 (będącej w praktyce 5-4-1), przez większość spotkania skupiali się na obronie. Gdy jednak odzyskiwali posiadanie, ruszali z błyskawicznymi kontrami.
Choć byli przy piłce przez zaledwie 24 procent czasu gry, to pokonali Duńczyków 3:1. Odstawali indywidualnie, ale wspólnie tworzyli monolit. Zasługę miał w tym Michniewicz, który opracował plan, pozwalający osiągnąć oczekiwany rezultat.
W taki sam sposób rozprawił się w barażu z faworyzowaną Portugalią i – po raz pierwszy od 1994 roku – awansował z kadrą na młodzieżowe Euro. Podczas samego turnieju, bazując na sprawdzonej taktyce, ograł też Belgów i Włochów. Na Hiszpanów zabrakło już siły...
Młodzieżówka, pomimo rywalizacji z gigantami europejskiego futbolu, zakończyła fazę grupową z dwoma zwycięstwami. Kibice pokochali walecznych młokosów, ale eksperci nie byli zachwyceni. Twierdzili, że ci wygrywali mecze, nie grając przy tym w piłkę...
Podobnego zdania był Robert Lewandowski. – Domyślałem się, jak to będzie wyglądało już przed turniejem. Oglądając fragmenty meczów i taktykę, jaką graliśmy, wiedziałem, że gramy tylko pod wynik – komentował kapitan reprezentacji Polski w rozmowie ze "Sportowymi Faktami".
– Tam nie było gry. Nie dało się zobaczyć, czy zawodnik będzie nadawał się do reprezentacji seniorskiej. Jeśli w wieku 20 czy 21 lat grasz tylko defensywnie i ustawiasz się z tyłu, to jak nauczyć młodych piłkarzy, żeby podejmowali ryzyko? – zastanawiał się Lewandowski.
– Byłbym bardziej zszokowany, jeżeli nasza reprezentacja grałaby w piłkę, próbowała atakować, grać jak równy z równym. Nawet w przypadku porażek, miałbym wtedy więcej powodów do zadowolenia – dodawał napastnik Bayernu Monachium.
System z trójką środkowych obrońców zadziałał tak dobrze, że zastąpił dotychczasowe ustawienie. Zmiana wpłynęła nie tylko na pozycje piłkarzy na boisku, ale i na sposób rozgrywania akcji. Drużyna Michniewicza przestała być jednowymiarowa.
Jesienią, grając jeszcze w ustawieniu 4-3-3, dośrodkowywała najczęściej w lidze, rzadziej szukając innych rozwiązań. Wiosną nie zrezygnowała z częstotliwości wrzutek, ale dodała do nich kolejny element. Główne role zaczęli odgrywać wahadłowi i podwieszeni pomocnicy. Dzięki nim kombinacje pod bramką uzupełniły ofensywny wachlarz Legii.
Osamotniony w pierwszej rundzie Tomas Pekhart, po przerwie zimowej mógł liczyć na wsparcie Bartosza Kapustki i Luquinhasa. Ci, grając tuż za nim, ustawiali się w półprzestrzeniach. Szerokość akcjom zapewniali Josip Juranović i Filip Mladenović, a o zabezpieczenie środka pola dbali Andre Martins i Bartosz Slisz. Z tyłu występowali za to Artur Jędrzejczyk, Mateusz Wieteska i Mateusz Hołownia.
Po taktycznych roszadach Legia zaczęła grać na miarę możliwości. W fazie ataku przechodziła z wyjściowego 3-4-2-1 w 3-1-2-4. Kapustka schodził niżej, ustawiając się obok jednego ze środkowych pomocników, Luquinhas grał koło napastnika, a dwaj wahadłowi przesuwali się pod linie boczne.
Po krótkiej wymianie piłki – zwłaszcza po prawej stronie – jeden z pomocników szukał zagrań do wybiegającego za plecy obrońców Luquinhasa, lub do niekrytego Mladenovicia. Ten, korzystając z wolnej przestrzeni, atakował skrzydłem. Akcje kończył strzałami lub dośrodkowaniami w "szesnastkę".
Serb kluczową rolę odgrywał też w – tak lubianej przez Michniewicza – "włoskiej sztuczce". Gdy dostawał piłkę od skrajnego środkowego obrońcy, bez przyjęcia posyłał ją w stronę środkowego napastnika. Ten, również bez namysłu, zagrywał do wybiegającego na czystą pozycję ofensywnego pomocnika – zazwyczaj Luquinhasa. W ten sposób Legia strzeliła gola choćby w meczu z Bodo/Glimt.
W obecny sezon Legia weszła bowiem w tym samym ustawieniu, w którym zakończyła mistrzowskie rozgrywki. W eliminacjach do Ligi Europy Michniewicz wykorzystał wypracowane już schematy, uzupełniając je rozwiązaniami przygotowanymi pod konkretnego rywala.
Legia w starciach z mocniejszymi przeciwnikami grała niczym prowadzona przez niego młodzieżówka. Skupiała się na szczelnej defensywie i wykorzystywała mankamenty przeciwnika. W ten sposób ograła Slavię Praga, Leicester czy Spartaka Moskwa.
Późniejsze słabe wyniki można było zrzucić na karb braków kadrowych, kontuzji i niedopasowania piłkarzy do stosowanego systemu. Spory wkład w katastrofalną postawę Legii mieli też środkowi napastnicy, którym brakowało skuteczności.
Ich indolencję można było jednak tłumaczyć brakiem wsparcia z bocznych sektorów. W poprzednim sezonie Legia zdobyła 32 gole po zagraniach wahadłowych bądź ofensywnych pomocników – dwunastokrotnie trafiała z lewej flanki i aż dwadzieścia razy z prawej.
W rundzie jesiennej rozgrywek 2021/22 większość ataków przeprowadzała w podobny sposób, jak przed rokiem. Równomiernie – średnio 28 razy na mecz – atakowała lewą i prawą stroną boiska. Skuteczna była jednak tylko z jednej z nich.
Z tej, po której biegał Mladenović. Legia strzeliła z jego flanki osiem z dwunastu bramek w tym sezonie PKO Ekstraklasy. Z drugiego skrzydła, na którym grywali głównie Mattias Johansson czy Lirim Kastrati, trafiła raz...
Pomimo problemów w schyłkowym okresie pracy przy Łazienkowskiej, Michniewicz zadał kłam teorii, jakoby był trenerem wyłącznie defensywnym. Pod jego wodzą Legia konstruowała najdłuższe i najbardziej złożone ataki bramkowe w lidze. Strzeliła drugą najwyższą liczbę bramek z gry, tracąc w ten sposób najmniej goli. Najdłużej utrzymywała się też przy piłce, wymieniając najkrótsze podania.
W trakcie pracy Michniewicza przy Łazienkowskiej jedynie Lech Poznań oddał w lidze więcej strzałów i stworzył więcej szans od Legii. Tylko Raków Częstochowa i Pogoń Szczecin stosowały za to wyższy pressing od stołecznej ekipy.
Na krajowym podwórku Legia grała więc ofensywnie i odważnie, a w Europie pokazywała, że dzięki dobrej organizacji w tyłach i odpowiedniemu przygotowaniu taktycznemu jest w stanie ogrywać dużo mocniejsze drużyny.