Przejdź do pełnej wersji artykułu

W Wiśle Kraków wszystkie ręce na pokład. Brzęczek na ratunek

/ Jerzy Brzęczek nowym trenerem Wisły Kraków (fot. PAP) Jerzy Brzęczek nowym trenerem Wisły Kraków (fot. PAP)

Stało się to, co było nieuniknione. Jerzy Brzęczek został trenerem Wisły. Krakowski klub stał się bardziej rodzinny niż kiedykolwiek wcześniej, no bo gdzie indziej współwłaściciel, prezes i trener to bliska rodzina. Ale jak się te koneksje odrzuci na bok, to okaże się, że Biała Gwiazda zyskała trenera, którego bez tych powiązań pewnie nie zdołałaby zatrudnić. Bo przecież były selekcjoner, rozglądając się za nowym miejscem pracy, nie idzie tam, gdzie potrzebny jest strażak.

JERZY BRZĘCZEK: CHCEMY WYKORZYSTAĆ POTENCJAŁ TEGO ZESPOŁU 

Czytaj też:

Adrian Gula (fot. 400mm.pl)

Ta decyzja była nieunikniona. Wisła Adriana Guli nie dawała znaków życia

Jak Sousa pomógł Brzęczkowi


Jerzy Brzęczek na prezentację przyszedł rozluźniony, ale dwa wątki sprawiły, że lekko się zjeżył. Zapytany czy nie przeszkadza mu, że w kadrze drużyny są zawodnicy ściągani pod styl gry poprzedniego trenera, całkowicie niespodziewanie odniósł się do zarzutów, które spotkały go za czasów pracy w kadrze. – Wyczuwam sugestię jakoby moje drużyny nie miały stylu, czego nie mogę zrozumieć – powiedział. No i kwestie rodzinne też go nieco zirytowały. A to dziwne, bo odpowiadał na te pytania już wielokrotnie i trudno byłoby dziś, podczas jego prezentacji, ukrywać, że Jakub Błaszczykowski to jeden ze współwłaścicieli klubu. Taka konferencja bardziej przypominałaby zabawę w ciuciubabkę.

– Nie wiem czemu, ale tylko dlatego, że jesteśmy rodziną zarzuca nam się, że mamy nie rozmawiać o piłce – powiedział, zapytany czy Jakub uczestniczył w negocjacjach. To oczywiste, że uczestniczył. I równie oczywiste jest to, że Brzęczek mógł mu już wcześniej doradzać w sprawie Wisły. A dlaczego miałby tego nie robić. Na meczach krakowskiej drużyny bywa regularnie od dłuższego czasu i zresztą przyznał w poniedziałek, że Biała Gwiazda stała mu się bliższa. Jak mogłoby być inaczej, skoro leży dziś wsparta na barkach jego siostrzeńców?

Ale trzeba przyznać, że Brzęczek wraca w dobrej formie. Wypoczęty, gotowy do potyczek, nawet jeśli akurat dziś nieco sam je sobie wykreował. Jakby nie zauważył, że ta wojna już się skończyła. Nie musiał przywdziewać tej kolczastej zbroi. Nie musi ciągle brnąć w nietrafioną retorykę z filmu o reprezentacji "Niekochani", czy z rozmów z Małgorzatą Domagalik. Z dwóch powodów. Po pierwsze dziś kibice Wisły przyjmują go z otwartymi rękami. Jeszcze rok temu trudno byłoby o takie odczucia – za Brzęczkiem wciąż ciągnęła się kiepska fama po pracy z kadrą, dziś ten ślad już dość mocno się zatarł. Brzęczkowi "pomógł" Paulo Sousa, który podarowany przez niego awans na Euro wyrzucił do kosza.

Czytaj też:

fot. pap

PKO Ekstraklasa. Magazyn "Gol". Prezes Ekstraklasa SA Marcin Animucki gościem programu

Brzęczek w górę, Wisła w dół


A po drugie – gdy Brzęczek otrzepywał się z tamtej zawieruchy, Wisła poszła w dół. Latem zeszłego roku celem był środek tabeli, ale pojawiały się i bardziej ambitne plany. Dziś cel jest jeden – utrzymanie w PKO Ekstraklasie. A wszystko inne schodzi na dalszy plan. W takiej sytuacji trener z doświadczeniem ligowym, 2,5-letnią pracą z reprezentacją, jaki się jak zbawienie. W Wiśle Płock zdobywał średnio 1,5 pkt na mecz. W Lechii Gdańsk – 1,4. O takich wynikach ostatni trenerzy Wisły Kraków mogli tylko pomarzyć. Warto pamiętać, że gdy obejmował reprezentację, uchodził za jednego z lepszych trenerów w lidze. Nie takiego na kadrę, ale jednego z najlepszych.

Częściej to rodzina pomaga w przyjęciu intratnej posady. Wujek-prezes zatrudnia na stanowisku doradcy 22-letniego siostrzeńca, bez żadnego doświadczenia. Dziś jest inaczej – rodzina poprosiła o pomoc wujka, który ma za sobą pracę w dużej korporacji. I nie wypadało odmówić. Nawet jeśli ryzyko jest tak duże, bo jak wiadomo – czasem z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach.

Dziś – w sytuacji Wisły – pomijanie kandydatury Brzęczka byłoby absurdalne. Byłoby sztucznym ograniczaniem pola manewru. Komentarze się pojawią, ale rodzinne koneksje to nie jedyny powód do ataków. Dziś internauci, zwykłe osoby potrafią za pomocą internetu zaatakować drugiego człowieka z jeszcze śmieszniejszych powodów. Jak mawia Michał Probierz: "na każdego psa znajdzie się kij".

Po porażce z Rakowem, gdy jeszcze niektórzy wierzyli w Adriana Gulę, napisałem, że Wisła podjęła się niebezpiecznego zadania złapania kilku srok za ogon. Teraz jedną z nich puszczono wolno. Dyrektor sportowy Tomasz Pasieczny zapowiedział, że teraz styl gry schodzi na dalszy plan. – Usiedliśmy do tabeli Ekstraklasy i postanowiliśmy zmienić priorytety. Teraz najważniejsze są przede wszystkim punkty. Musimy ich zdobyć więcej niż nasi konkurenci w walce o utrzymanie. Styl gry przestaje być więc ważny, choć jeśli za skutecznością pójdzie też fajna gra to będzie idealnie – powiedział. I już wtedy siedzący Brzęczek mógł poczuć się urażony, ale już wcześniej dobrze wiedział, że przychodzi do Wisły jako strażak.

Czytaj też:

PKO Ekstraklasa: slogany, które już kiedyś słyszeliśmy. Nowak z Jagiellonią zagrają przeciwko Górnikowi

Nieskończone czekanie na prostopadłe podanie


W Krakowie porzucono ambitne plany łapania kibiców za serca. Szlifowanie stylu, gdy ciągle musisz oglądać się za siebie nie okazało się dobrym pomysłem. Możesz w nieskończoność czekać, aż Michal Skvarka rzuci wypieszczone prostopadłe podanie, Jan Kliment opanuje piłkę, a potem pośle ją w okienko, ale możesz też kazać oddać rywalom inicjatywę, doszlifować grę z kontry, dopracować kilka schematów rozegrania stałych fragmentów gry i sprawdzić, czy to sprawi, że licznik punktów nieco drgnie. Tyle tylko, że jesteś w lidze, w której nad tymi elementami pracują wszyscy, od dawna.

Na koniec roku Wisła miała trzy punkty przewagi nad Górnikiem Łęczna i pięć nad Wartą Poznań. Dziś oba te kluby – przez wielu typowane obok Bruk-Betu do spadku – mają do krakowian tylko punkt starty! Warta zdobyła cztery punkty, Górnik dwa. W strefie spadkowej (obok drużyny z Niecieczy) są dziś Zagłębie Lubin i Legia Warszawa, a więc kluby, które raczej (raczej!) spaść nie powinny. Tu naprawdę nie ma już czasu na popijanie herbatki. Spośród drużyn realnie zaangażowanych w walkę o utrzymanie Wisła (chyba jednak obok Legii) prezentuje się najgorzej pod względem mentalnym. I ten aspekt Brzęczek musi poprawić szybko. W kilka dni.

Ma w tym pomóc Radosław Sobolewski, który był na sobotnim meczu krakowian i dobrze widział, jak źle wygląda drużyna. Potrafił schować ambicje do kieszeni i zgodził się przyjąć rolę asystenta. Jest szansa, że pomoże nie tylko pod względem mentalnym, bo do tej pory dał się poznać jako specjalista od stałych fragmentów gry. W przypadku Wisły to powinna być dodatkowa broń. A nią nie jest. Do dwudziestej kolejki tylko 23,81 procent goli Wisły padło po stałych fragmentach gry (za Ekstrastats). To jeden z najgorszych wyników w lidze – mniej goli z martwej piłki ma tylko Górnik Zabrze. Za to 37,5 bramek straconych to te po rzutach zarządzonych przez sędziego. To nie jest najgorszy wynik w lidze, ale plasuje Wisłę w drugiej połówce w tabeli.

Czytaj też:

PKO BP Ekstraklasa. Lukas Podolski zdecydował się na rezygnację z pracy w telewizji

Wszystkie ręce na pokład


Po raz pierwszy w tym sezonie można poczuć, że autentycznie zdano sobie sprawę nad skalą problemu i uznano, że to czas, by wszystkie ręce wylądowały na pokładzie. Że oto czas włączyć syrenę alarmową i porzucić wszystko inne. Pytanie, czy nie uczyniono tego za późno, bo w Łęcznej czy Poznaniu zrobili to już kilka tygodni temu. A w Radomiu czy Mielcu profilaktycznie już na samym starcie sezonu.

Do drużyny przywrócono Leszka Dyję, który ciągle pracował w Wiśle, ale pozostawał z dala od pierwszej drużyny. Brzęczek zna go z reprezentacji i postanowił skorzystać z jego pomocy. Wygląda na to, że w klubie są wątpliwości co do przygotowania fizycznego zespołu, bo nowy trener zaczyna od badań. Analizując mecz ze Stalą faktycznie można byłoby przyczepić się do tego, jak biegają wiślacy. Świetnie widoczne było to przy próbach pressingu, gdy każdy kolejny doskakujący do rywala wiślak był o tempo spóźniony i mógł tylko sfaulować rywala lub bezradnie popatrzeć na oddalającą się piłkę.

Brzęczek bierze do Krakowa ludzi, z którymi pracował w kadrze. W Wiśle pojawili się więc Tomasz Mazurkiewicz i Michał Siwierski, a za głowy piłkarzy odpowiedzialny będzie m.in. psycholog, Damian Salwin. Głośno było o nim pod koniec 2020 roku, gdy Zbigniew Boniek zaczął naciskać na Brzęczka, by usunął go ze sztabu. Kilku piłkarzy narzekało na współpracę z Salwinem. Głośno było o przypadku Macieja Rybusa, który miał usłyszeć od Salwina, że jest słaby mentalnie.

Efekty potrzebne od zaraz


W końcu Brzęczek musiał się ugiąć. Były selekcjoner nie krył jednak, że ta decyzja kosztowała go trochę zdrowia. – Damian Salwin wykonał niesamowitą pracę, wywiązał się z tego, czego od niego oczekiwałem. Nie jest to dla mnie łatwa sytuacja, ale klimat wytworzony wokół jego osoby był, jaki był. Wiele z tych rzeczy nie było prawdą. Ale podjęliśmy decyzję o zakończeniu współpracy. To dla mnie trudne – komentował ówczesny selekcjoner w rozmowie z portalem Sport.pl. Dodawał, że nadal będzie indywidualnie pracował z Salwinem i twierdził, że podobnie będzie w przypadku kilku piłkarzy reprezentacji. Dla Salwina jest to powrót do Wisły, bo za pierwszym razem pracował tu za kadencji Artura Skowronka, ale na początku zeszłego roku stracił pracę także tutaj.

Brzęczek dostał do dyspozycji szeroki sztab, a efekty pracy muszą przyjść od razu. Efekt nowej miotły mile widziany. Brzęczek gra o przyszłość Wisły, ale też swoją. W Krakowie może zostać na dłużej. Jeśli utrzyma ligę – umowa zostanie automatycznie przedłużona na kolejny sezon. Jeśli się nie uda – umowa wygaśnie. A plajta rodzinnego interesu zawsze boli najbardziej.

Źródło: TVPSPORT.PL
Unable to Load More

Najnowsze

Zobacz także