Były pomysły, by liga ukraińska dokończyła grę w innym kraju. Na ten moment widać jednak wiele ciemnych barw. Trudno o światełko w tunelu. Wiele zależy od tego, jak długo potrwa wojna. Zaraz może się okazać, że Szachtar Donieck będzie miał olbrzymie problemy – opowiada Piotr Słonka, ekspert od ukraińskiego futbolu, który na Twitterze jest znany jako Buckaroo Banzai. We wtorek Legia Warszawa zagra w "Meczu o pokój" z Dynamem Kijów. Transmisja w Telewizji Polskiej.
Piotr Kamieniecki, TVPSPORT.PL: – Co można powiedzieć o Dynamie Kijów, z którym Legia Warszawa zmierzy się we wtorek w "Meczu o pokój"?
Piotr Słonka (na Twitterze znany jako Buckaroo Banzai): – To jeden z najbogatszych klubów w Ukrainie. Jego budżet wynosi od 30 do 40 milionów dolarów rocznie. 80 procent pieniędzy pochodzi od Ihora Surkisa, który jest właścicielem i prezesem Dynama. Mówimy o zespole, który jest zarządzany... dziwnie. Widoczne są w nim naleciałości ze starych czasów. Surkis dba o ludzi, którzy w przeszłości grali w Dynamie. Nie zapomina o historii. Tworzy jedną, wielką rodzinę. Zatrudnia także ośmiu wiceprezesów, choć nieoficjalnie jest ich pewnie jeszcze więcej. Każdy, kto ma coś robić w klubie, właściwie od razu otrzymuje taki tytuł.
Na samym stadionie są dwie-trzy różne firmy ochroniarskie, a poza tym kolejna, działająca w mniej formalny sposób. Pracowałeś kiedyś w Dynamie w tej roli? Wiele mogło się zmienić, ale wciąż będziesz wokół klubu. Tak samo działa to w przypadku innych stanowisk. Niektórzy określają kijowską drużynę jako taką, która wciąż funkcjonuje na sowieckich zasadach. Poznałem tam ludzi, mogę się z nimi skontaktować, ale jeśli ktoś przyjdzie z zewnątrz? Będzie załamywał ręce i praktycznie nic nie załatwi. Myślę tu choćby o dziennikarzach, którzy mają olbrzymie problemy ze zorganizowaniem wywiadów. Za to media związane z klubem nie mają na co narzekać.
– Dynamo od lat najmocniej walczy z Szachtarem Donieck. Jego dominacja w lidze została przełamana dopiero w poprzednim sezonie. Można porównać oba kluby?
– Szachtar jest na przeciwnym biegunie. Każdy szczegół zostanie dwukrotnie sprawdzony, a wszystko będzie zapięte na ostatni guzik. Jeśli jest plan, to realizuje się go punkt po punkcie. W Dynamo wielką rolę odgrywały poważne nazwiska z przeszłości. Tak było choćby z Łeonidem Buriakiem, który stał się prawą ręką Ihora Surkisa. Trudno nawet w pełni stwierdzić, kto jest dyrektorem sportowym, bo... jest ich kilku i mają drugorzędne znaczenie.
Znam kilku agentów, którzy opowiadali mi, że do dziś nie otrzymali prowizji od Dynama, choć ich transfery miały miejsce już dwa-trzy lata temu. To pokazuje, że w Kijowie mają kłopot z profesjonalizmem. Inną sprawą była afera wykryta przez jedną z niemieckich gazet. O co chodziło? Piłkarzom płacono przykładowo tysiąc dolarów pensji i od tej kwoty odprowadzano podatek. Pozostałe pieniądze, choćby 699 tysięcy dolarów, wysyłano na Cypr, a gracz miał tam podpisaną umowę na wykorzystanie wizerunku. Jeden z menedżerów potwierdził mi, że takie praktyki faktycznie miały miejsce. Drużyna traci spore kwoty, który przeciekają przez palce.
– Oba kluby połączył Mircea Lucescu, który w przeszłości był trenerem Szachtara, a teraz prowadzi Dynamo.
– Jego interesy prowadzi Arkady Zaporożanow. Agent trenera zaczął mieć wiele do powiedzenia. Jak to działa? Swoją rolę zawsze odgrywa była gwiazda klubu, jest też dyrektor sportowy, a do tego pojawia się menedżer, który także odpowiada za transfery. Po drodze mamy sztab skautów czy dyrektora generalnego. To sprawia, że zakupy są robione w dziki sposób. Jednocześnie nie jest tak, że pozyskuje się byle kogo, ale żeby doszło do ruchu na rynku, który zakończy się sukcesem, potrzebna jest długa droga. Pojawiają się przez to niedopatrzenia i sytuacje, w których niektórzy gracze nie są zbyt dobrze sprawdzani.
– Lucescu sprawił, że kibice zaczęli protestować przeciwko decyzjom klubu. To jedyna kwestia czy są też inne problemy na linii fani – Dynamo?
– W 2019 roku, gdy Dynamo grało na wyjeździe z Desną Czernihów, kibice zrobili protest po tym, jak klub odpadł ze słabej grupy w Lidze Europy. Ultrasi zażądali wtedy odejścia Surkisa z klubu. Ale o tym niewiele się mówiło. Potem czasem ktoś krzyknął, pojawił się jakiś transparent, ale wiele się nie działo.
Ultrasi Dynama zasłynęli z wielu rasistowskich akcji. W trakcie jednego z meczów z Szachtarem, około dwóch lat temu, doszło do sytuacji, w której wydawali oni dziwne odgłosy. Taison zszedł wtedy z boiska ze łzami w oczach, pokazał jeszcze kibicom środkowy palec. Fani tłumaczyli się po meczu, że nie były to małpie dźwięki, lecz głosy... zagrożonego gatunku ptaka. Twierdzili, że ta akcja miała uświadomić ludziom, że ten gatunek może wyginąć i trzeba o niego dbać. To tego rodzaju ludzie. Na mecz potrafili przyjść w białych prześcieradłach, a przed rywalizacją z Chelsea pobili czarnoskórych kibiców. Klub tłumaczył się potem, że kolor skóry nie miał znaczenia, bo to fani rywali stwarzali kłopoty. Niedawno do użycia siły doszło wobec jednego z rodziców, który zwracał uwagę, by ultrasi tak mocno nie dymili, bo pirotechnika truje dzieci na pobliskim sektorze dla młodzieży. Wystarczyła chwila, by zrobiła się bitka. To ostra grupa, a chodząc dookoła boiska, często słyszę, jak traktują czarnoskórych zawodników.
Często miałem wrażenie, że fani byli chronieni przez Surkisa. Prezes klubu potrafił walczyć w UEFA. Na ogół kończyło się na karach finansowych, a stadion – poza jednym przypadkiem – nie był zamykany. Nie pamiętam, by dochodziło do wielkich akcji przeciwko właścicielowi. Kilka lat temu narzekano na złe daty spotkań, bo wiele meczów z rzędu było rozgrywanych na przykład w piątek o 17:00. Uważano, że kibice są zniechęcani do przychodzenia na stadion, a klub jest tylko po to, by Surkis mógł sobie wygodnie oglądać spotkania. Ten bronił się, że to efekt dopasowania terminów do Ligi Mistrzów.
– Zatrudnienie Lucescu przelało czarę goryczy?
– Ultrasi nie mogli tego zaakceptować. Zaczęli wtedy robić protesty, przestali też przychodzić na mecze. Jeśli już pojechali na wyjazd, to często krzyczeli "Lucescu go away" i "Surkis to hańba Dynama". W mediach społecznościowych zaczęli także przypominać, że spotkania są organizowane o złej porze. Inna sprawa, że to problem dla całej ukraińskiej piłki. Była taka sytuacja, że w Kijowie rozgrywano siedem meczów. Wierzyłem, że można obejrzeć większość. Co się okazało? Lokalna federacja ustaliła większość spotkań na tę samą porę w ciągu dwóch dni. Ostatecznie byłem w stanie zobaczyć tylko trzy.
Największy bojkot nastał po zatrudnieniu Lucescu. Rozumiem argumenty ultrasów, ale nigdy mnie one w pełni nie przekonały. Z tego powodu patrzę na tę sytuację z przymrużeniem oka. Pojawiał się też motyw tego, że Szachtar gra na tym samym stadionie, co Dynamo. Klub z Doniecka miewał priorytet w kontekście użytkowania obiektu, więc kijowianie wracali na swoje historyczne boisko.
Sam Lucescu wiele razy źle wypowiadał się o Dynamie. Przez lata budował potęgę Szachtara i uczestniczył w konfliktach obu klubów. Zdarzało się, że krytykował kijowian, a gdy już pożegnał się z Donieckiem, potrafił źle wypowiadał się o Łobanowskim, który jest uważany w stolicy za legendę. Lucescu twierdził, że dziwi się, że taki człowiek jest tak wysoko klasyfikowany w historycznych rankingach trenerów, gdy sam sądził, że więcej dokonał z Szachtarem. To budziło złość wśród fanów Dynama. Jako szkoleniowiec Zenita twierdził też, że Rosjanie i Ukraińcy to bracia, którzy powinni być blisko siebie. Kibice zaliczają się do patriotycznych środowisk i uważają takie słowa za hańbę.
W marcu Lucescu stwierdził też, że sportowcy nie powinni cierpieć i być łączeni z polityką. To trener, którego pojawienie się w Kijowie doprowadziło do protestów. Patrzę na to z przymrużeniem oka, choć wiem, że część myśli kibiców jest prawdziwa. Jednocześnie nie da się patrzeć na to wszystko zero-jedynkowo.
– W tle mamy także politykę i brata Ihora Surkisa...
– Tak, Hryhorija Surkisa. Człowieka, który załatwił, by Euro 2012 było rozgrywane w Polsce i Ukrainie. Z jednej strony kibice Legii oburzają się, że nie można mu ufać, ale gdyby nie on, to mistrzostw kontynentu nie byłoby w naszym kraju. Ale to ktoś, kto w pewnym stopniu utożsamia ukraiński futbol. Mam porównanie do wrestlingu. Z jednej strony kibice przychodzą oglądać upadki, uderzenia i walkę, ale to co najciekawsze, często dzieje się obok ringu czy za kulisami.
Surkisowie mają wiele za uszami, a jednocześnie pomagali swoim kibicom i w swoim stylu, robili wiele dobrego dla Dynama. Sam Hryhorij już w latach 90. był w polityce. Był powiązany z Wiktorem Medwedczukiem, który już uciekł do Rosji. Okazało się też, że miał dom ze złotymi klamkami. Surkis trafił do partii OPZŻ (Opozycyjna Platforma Za Życie – red.), mającej związki z Rosją. To z jej ramienia był deputowanym. Ale to w przeszłości nie przeszkadzało fanom i ich reakcji nie było.
Większość oligarchów ze środka i wschodu Ukrainy, ma powiązania z rosyjskim biznesem. Teraz to się zmienia, jest inna narracja, ale to ma drugorzędne znaczenie. Surkis miał dobre kontakty z Rosją, a tuż po rozpoczęciu wojny, opuścił kraj. Zdążył pojawić się na posiedzeniu parlamentu, ale w nocy wziął sporą część rodziny i wyjechał. W jego samochodzie byli także mężczyźni w wieku poborowym, którzy mieli zakaz emigracji z Ukrainy.
Ihor po 2019 starał się oddalać od brata. Gdy był pytany o polityczne wybory Hryhorija, od razu go krytykował. Być może była to gra, by odsunąć od siebie podejrzenia? Oficjalnie prezes Dynama nie popiera swojego brata. Nie chciał mieszać się w politykę, bo twierdził, że to jedno wielkie kłamstwo. Na pytanie czy to dotyczy też Hryhorija, odpowiedział, że tak. Wszystko jest ze sobą pomieszane.
– Ciekawym tematem są też prawa telewizyjne. W Ukrainie nie ma jednego, oficjalnego nadawcy ligi.
– Gdy Hryhorij rządził krajowym związkiem, prawa zostały przekazane klubom. Pojawiła się też stacja telewizyjna, która próbowała kupić wszystko od drużyn. Wiele z nich doszło do porozumienia. Trzeba zaznaczyć, że mowa o stacji, która należała do Achmetowa, szefa Szachtara. Ale z czasem władze się zmieniły. Prezes federacji znów ściągnął prawa medialne do związku.
We wtorek widzimy się przy #Ł3, gdzie zagramy #MeczOPokój z @DynamoKyiv! Zysk przekażemy @UKRinPL, która przeznaczy pieniądze na pomoc Ukraińcom, którzy zostali w swoim kraju. Przyjdźcie wcześniej! - o 20:00 rozpocznie się widowisko charytatywne.
— Legia Warszawa �� (@LegiaWarszawa) April 8, 2022
➡ https://t.co/HlxxXZWwM9 pic.twitter.com/JA5EdNTIYm
Klub mógłby wyglądać znacznie lepiej, ale gdyby nie Surkisowie, to nie byłoby wielu sukcesów Dynama. Jednocześnie trzeba zwrócić uwagę, że po rozpadzie PrywatBanku, który należał do Ihora Kołomojskiego, oligarchy posiadającego Dnipro, bracia stracili sporą część swoich środków. Walczyli o zwrot pieniędzy od państwa, wynajmowali nawet ludzi, których przebierali za wspierających ich kibiców. Ale taki protest przed prokuraturą nie pomógł. Ci ludzie twierdzili, że Surkis promuje Ukrainę poza krajem, a Dynamo dostarcza im wiele rozrywki. O to także obrazili się ultrasi.
Klubowi na pewno pomogły dwa z rzędu awanse do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Te pieniądze tworzą budżet Dynama, które przestało przeznaczać gigantyczne kwoty na transfery. Przecież zaraz po Euro 2012, kijowianie wydali ponad 30 milionów euro na nowych zawodników. Kijowski zespół nie ma już mleka i miodu, ale mimo tego – nazwijmy to kryzysu – pensje wciąż są duże, a klub funkcjonuje na dość bogatym poziomie. Jeśli Surkis musi wydać pieniądze, to po prostu to robi i nie ma zagrożenia, że kurek z funduszami zostanie zakręcony. Kryzys jest, ale trudno go w pełni odczuwać.
– Wtorkowy mecz może okazać się kłopotem dla Legii?
– Nie, zdecydowanie nie. Jeśli ktoś myśli o kręceniu, to można zastanawiać się nad motywem, o którym dyskutuje się w Ukrainie. Chodzi o wyjazd piłkarzy Dynama, którzy otrzymali specjalne zgody na opuszczenie kraju. Dopiero kilka dni po nich, podobne zezwolenie otrzymał Szachtar. W kwestii reprezentacji nie będzie żadnego kłopotu, bo istnieje społeczna akceptacja i chęć obejrzenia kadry w akcji. A wyjazd graczy z Kijowa?
Nie znamy uzasadnienia i zasad udzielenia zgód na wyjazd. To pierwszy sygnał alarmowy. W Ukrainie wiele osób zastanawia się, skąd pośpiech i jeśli już, to można rozmyślać czy Surkis nie chce mieć ułatwienia w kontekście sprzedaży zawodników. Jest sporo niewiadomych. Sam Hryhorij może się okazać członkiem partii, która będzie zdelegalizowana. Jej członkowie mogą zostać uznani za osoby, które nie będą miały wstępu na Ukrainę lub nie będą miały praw publicznych. Może to sprawić, że bracia będą musieli sprzedać klub.
Być może Dynamo czeka łabędzi śpiew, a bracia będą chcieli sprzedać klub. Z drugiej strony nie zdziwię się, jeśli Legia po meczu poinformuje, że pojawił się mały zgrzyt i kijowianie chcą zablokować wysyłkę pieniędzy lub części kwoty na konto ukraińskiej ambasady. Zobaczymy, ale większych problemów się nie spodziewam.
– Jaka jest szansa na start nowego sezonu w Ukrainie? Da się kreować pierwsze perspektywy?
– Jestem po kilku rozmowach z właścicielami klubów, agentami i dziennikarzami. Jeden z nich wysyła mi zdjęcia ze stadionu. Czasem widać dym, ale na razie obiekty sportowe nie są u niego naruszone. Wiele drużyn chciałoby startu czy wznowienia rozgrywek. Pojawiły się nawet plany, że jeśli konflikt wkrótce się skończy, to można spróbować dograć ligę na zasadzie szybkiego turnieju w maju. Była też idea wyjazdu do Turcji czy innego kraju, gdzie mogłyby się odbywać mecze.
Trudno powiedzieć, co będzie dalej. Niektóre kluby upadają. Tak było choćby z Tawriją Symferopol. Są tez drużyny, które popadły w tarapaty. Ostatnio otrzymałem informację, że jeśli biznesy Achmatowa w Doniecku i Mariupolu zostaną przejęte przez Rosjan, to Szachtar może mieć wielkie problemy.
Realne zdaje się zakończenie sezonu już w tej chwili. Wysłane zostaną wtedy odpowiednie dokumenty do UEFA, co zagwarantuje szansę gry w europejskich pucharach w kolejnym sezonie. Być może czołówka wyjedzie poza Ukrainę i będzie robiła własne tournee, które pomoże w przygotowaniach. Wiele wskazuje na zakończenie rozgrywek według obecnej tabeli. Z kolei z Dynama płyną głosy, że uznana może zostać klasyfikacja po rozegraniu piętnastu spotkań. Kijowski klub byłby wówczas mistrzem kraju.
Niektórzy uważają, że czołowa piątka przetrwa dzięki funduszom z europejskich pucharów. Inni mogą mieć kłopot. Agenci zdradzają mi, że możliwy jest exodus z ligi. Menedżerowie nastawiają się na szukanie miejsc dla swoich piłkarzy w rozgrywkach z innych krajów. Jeden z właścicieli klubów zasugerował, że drużyna kobieca i juniorzy wyjechali i już nie powrócą. Być może to wszystko będzie od nowa wskrzeszane, ale wiele zależy od tego, czy wojna szybko się zakończy.
Na ten moment widać wiele czarnych barw. Trudno nawet szukać wielkiego światełka w tunelu. Jest też temat kadry, która może być mobilizowana, poprzez chęć zwycięstwa i pokazania się światu. Inna sprawa, że to drużyna, która będzie stworzona w dużej mierze z graczy występujących poza krajem.
– Pomówmy o tobie. Jak to się stało, że tak mocno związałeś się z Ukrainą? Kierunek migracji jest na ogół zupełnie inny.
– Wszyscy w Ukrainie mówią mi, że to raczej "nasi jadą do Polski". Przez pięć lat studiowałem i żyłem w Kijowie. Zżyłem się z tym miejscem, mam tam mieszkanie. Planowałem wrócić, zamieszkać, ale wojna to zastopowała. Nie wiem teraz, co będę dalej robił.
Jednocześnie mam nadzieję, że wojna szybko się skończy, choć coraz więcej osób powtarza mi, że mają czarne myśli. Obawiają się, że biznesy będą upadały i podobnie może być z futbolem. Chciałbym, by konflikt dobiegł końca jak najszybciej. Na pewno wrócę na Ukrainę i chciałbym zobaczyć, jak kraj będzie wstawał z kolan.
– Sądzisz, że jest na to realna szansa?
– Nie chcę zgadywać. Bazuję na informacjach z mediów. Nawet największe serwisy cytują wojskowych, ludzi z Pentagonu, a wieści i tak bywają nietrafione. Czasami słyszę pewne doniesienia od ludzi. W piątek wjazd do Kijowa był zakorkowany. Wynikało to też z tego, że wszystkie auta były dokładnie sprawdzane. Ale ludzie wracają do okolicznych wiosek, niektórzy nawet ruszają do Charkowa.
Organizowałem przesyłki, a do niektórych miejsc trudno dotrzeć. Czasami trzeba było dobijać się przez kilka korytarzy, a teraz niektóre miasta są otwarte na nowo i łatwiej o dostarczenie paczek. Życie wraca, ale nie ma żadnych gwarancji. Być może walki przeniosą się do Donbasu, ale kto wie, czy Rosja znów nie uderzy w głębi kraju? Może będą bombardowania? Kilka dni temu mocno ucierpiało lotnisko w Dnipro. To katastrofa, bo nie da się przewidzieć, kiedy dojdzie do odbudowy. Przeloty po Ukrainie robiły się coraz popularniejsze, zwiększały się możliwości komunikacyjne. Teraz zniszczone są drogi i mosty, lotniska również.
Niektóre biznesy upadły. Rynek nie znosi próżni, pewne rzeczy odżyją, ale kolejnym wątkiem jest to, by ludzie znów wracali do kraju. Niektórzy zobaczą, jak jest na zachodzie i będą próbowali zostać na stałe. Pewne państwa na tym skorzystają, bo zaproszą ludzi do sektorów gospodarki, w których brakuje rąk do pracy. A na tym straci Ukraina. Po 2014 roku oficjalnie mówiono o 1,5-milionowej grupie osób zza wschodniej granicy w Polsce. Teraz ta liczba znacząco się zwiększa. Nie jestem wielkim optymistą co do przyszłości, przynajmniej tej najbliższej. A jeśli to wszystko będzie ciągnęło się dłużej? Kiedyś to musi się wyprostować...
We wtorek Dynamo zagra przy Łazienkowskiej z Legią w charytatywnym "Meczu o pokój". Rywalizacja rozpocznie się o godzinie 20:30, a wcześniej na stołecznym stadionie zaśpiewają gwiazdy ukraińskiej estrady. Transmisja w TVP Sport, a także na TVPSPORT.PL oraz w aplikacji mobilnej i poprzez Smart TV.