Polak mistrzem Włoch! Inter Mediolan, z Janem Żuberkiem w składzie, zdobył mistrzostwo kraju do lat 19. W rozmowie z TVPSPORT.PL młody piłkarz opowiedział o wyjeździe do Włoch w młodym wieku, treningach z gwiazdami z Mediolanu, wsparciu rodziny oraz wielkich ambicjach. – Miałem dwanaście lat, gdy zdałem sobie sprawę z tego, że jeśli chcę być najlepszy, muszę wyjechać – wyznał.
Jan Żuberek (ur. 2004) – wychowanek Akademii Piłkarskiej "Talent" Białystok. W wieku piętnastu lat trafił do włoskiej drużyny Spal Ferrara, a od sierpnia ubiegłego roku jest zawodnikiem Interu. W tym sezonie wystąpił w 19 meczach ligi Primavera 1 (U19), zdobywając cztery bramki i był częścią drużyny, która wywalczyła młodzieżowe mistrzostwo Włoch. Ekipa z Mediolanu pokonała po dogrywce Romę 2:1. Asystę przy decydującym trafieniu Nikoli Ilieva zaliczył właśnie Polak.
Ogólnie całkiem przyjemna akcja. �� pic.twitter.com/mqC3IfYe2y
— Marcin Ostrowski (@m_ostrowskii) May 31, 2022
– Wspomniałeś o kontuzjach na początku sezonu...
– Przez kontuzje straciłem prawie pół sezonu i byłem przez ten czas poza treningami.
– Co ci pomogło odbudować formę po tym trudnym czasie?
– Myślę, że najbardziej przyczyniła się moja ciężka praca oraz przekonanie o swoim celu. Jest nim zostanie najlepszym. Chcę udowadniać na każdym kroku, że chcę wejść na szczyt i spełnić swoje marzenia. Także wtedy, gdy jestem kontuzjowany. Kontuzja nie jest żadnym usprawiedliwieniem – nawet gdy nie możesz trenować z drużyną, musisz sumiennie i rozsądnie pracować nad sobą.
– Po powrocie musiałeś jednak poczekać na bramki. Aż do meczu z Pescarą, gdy dwukrotnie pokonałeś bramkarza.
– Gdy wróciłem po kontuzji, nie strzeliłem gola w około dziesięciu meczach z rzędu. Miałem kilka czystych sytuacji, ale za każdym razem się "podpalałem". To nie był łatwy czas, byłem rozczarowany... Przed meczem z Pescarą powiedziałem sobie, że kiedy mam strzelić, jak nie w meczu z ostatnią drużyną w lidze. I rzeczywiście okazał się to kluczowy moment – zdobyłem dwie bramki. A potem jeszcze strzeliłem dwa razy. Ale jestem świadomy, że to jeszcze nie jest do końca to, co mogę sobą reprezentować. Drużynowo jestem usatysfakcjonowany, ale nie indywidualnie.
– Czego zabrakło?
– Najbardziej wiary w siebie. A od strony sportowej – powinienem się poprawić technicznie.
– Masz jakiś sposób na motywację?
– W trudniejszych momentach zawsze mogę liczyć na rodziców i mojego brata, na każdym kroku. Można powiedzieć, że wszyscy pracują nad tym, żebym bardziej wierzyć w siebie. Poza tym, mam myśl, że gram przez praktycznie całe życie i chcę to robić dalej. Jeśli tylko uspokoję swoją głowę i będę umiał panować nad swoimi emocjami, wiem że mogę dużo osiągnąć.
– Wspomniałeś o swojej rodzinie. Czy twój tata miał wpływ na to, że zdecydowałeś się zostać piłkarzem?
– Tak, to on był pierwszą osobą, która zaprowadziła mnie na boisko. Od niego dostałem pierwsze bodźce, dzięki którym zainteresowałem się piłką. Ale potem tata nie musiał mnie do niczego namawiać czy na siłę pchać do treningów albo diety. Sam z siebie wiedziałem, co chcę w życiu robić i to mi zostało.
– W jakim wieku byłeś tego świadomy?
– Bardzo wcześnie, chyba miałem sześć-siedem lat.
– Rzeczywiście szybko.
– Zacząłem trenować, gdy miałem trzy lata. Tata zaprowadził mnie na trening i trenowałem ze starszymi. Wtedy jeszcze nic nie rozumiałem, ale zacząłem to lubić. A z kolejnymi latami moja chęć gry stale rosła. I można powiedzieć, że narodziła się moja miłość do piłki.
– Pamiętasz coś jeszcze ze swoich pierwszych treningów?
– Przypominam sobie swój pierwszy strzał, miałem wtedy trzy-cztery lata. Wszyscy się rozbiegli, podali mi piłkę i pozwolili mi pójść prosto na bramkę. Byłem wtedy bardzo dumny z siebie! I chciałem strzelać więcej!
– Zostało ci to do dziś.
– Teraz jestem, tu gdzie jestem, a mój apetyt rośnie w miarę jedzenia. Chcę pójść po wszystko co się da, dla mnie nie ma limitów.
– Czy twój tata jeszcze ci doradza w sprawach sportowych?
– W mój sposób prowadzenia się oraz trenowania, mój tata nie ingeruje. Ale po moich meczach, udziela mi wskazówek – co mogę poprawić w grze i jak się ustawić w konkretnej sytuacji.
– Jak wspomniałeś, zacząłeś grać w wieku trzech lat. Dość wcześnie też wyjechałeś za granicę.
– Dużo pod tym względem zawdzięczam trenerowi Piotrowi Matysowi, który zapoznał mnie z włoskim agentem, który przyjeżdżał na nasze mecze i wypatrywał najlepszych zawodników. Powiedział mi, że chce mnie zabrać do Włoch na testy. Byłem w Torino, Bologni i Spal.
– Czym cię przekonał ostatni z klubów?
– Po pierwsze – podejściem do mnie. W klubie od początku pokazywali, że im na mnie zależy. A po drugie, panowała tam dobra atmosfera. Od początku patrzyłem w ten sposób, że jest to dla mnie przystanek. Dlatego nie chciałem od razu iść do większego klubu. Uznałem wtedy, że było to miejsce, w którym najbardziej mogłem się rozwinąć. Poza tym, przekonało mnie to, że już w wieku piętnastu lat mogłem się tam przeprowadzić.
– Nie bałeś się wyjazdu do Włoch na stałe w wieku piętnastu lat?
– Stresowałem się trochę, czy sobie tam poradzę. Ale bardziej byłem podekscytowany szansą, którą dostałem. Nie zastanawiałem się dwa razy – jak najszybciej chciałem wyjechać z Polski.
– Nie myślałeś o tym, żeby zostać w kraju?
– Miałem dwanaście lat, gdy zdałem sobie sprawę z tego, że jeśli chcę być najlepszy, muszę wyjechać. We Włoszech jest większy profesjonalizm i bardziej indywidualne podejście do każdego zawodnika.
– Jak wyglądała twoja aklimatyzacja we Włoszech? Szybko nauczyłeś się języka?
– Podstaw uczyłem się jeszcze w Polsce, ale prawdziwą naukę rozpocząłem dopiero po przyjeździe. Ale szybko załapałem ten język – po trzech miesiącach pobytu w Spal mogłem się nim posługiwać w stopniu komunikatywnym. Może jeszcze nie mówiłem swobodnie, ale potrafiłem się dogadać. To bardzo pomogło mi w aklimatyzacji. Ale pierwszy rok był trudny – musiałem poczekać do ukończenia szesnastego roku życia, żeby zacząć grać w oficjalnych meczach. Zagrałem w kilku sparingach, ale w weekendy tylko siedziałem na trybunach. A gdy miałem znaleźć się w składzie, zaczęła się pandemia i musiałem wrócić do domu. Ale po powrocie do Włoch już grałem i drugi rok to była zupełnie inna bajka.
– Jak łączysz treningi ze szkołą?
– Zarówno w Spal, jak i w Interze zaproponowano mi włoską szkołę. Ale wybrałem naukę w polskiej szkole w Białymstoku. Wraz z rodzicami doszliśmy do wniosku, że taka decyzja jest najbardziej sensowna – chcę zdać za rok polską maturę. Mam indywidualny tok nauki – za tydzień, po powrocie z kadry, czekają mnie egzaminy. I tak mam co roku, od kiedy wyjechałem do Włoch.
– Wróćmy do spraw sportowych. Jak to się stało, że ze Spal trafiłeś do Interu?
– Po rozmowach ze Spal nie byliśmy wraz z moim agentem do końca zadowoleni. Pojawiło się kilka ofert i wybraliśmy Inter. Niewątpliwie jest to wielki klub, czołowy we Włoszech, także w szkoleniu młodzieży. To jedyna drużyna, która może grać w Primaverze z gwiazdką nad logiem, bo wygrała te rozgrywki dziesięć razy. Mam dużą konkurencję, ale to mnie motywuje. Nawet w trakcie kontuzji nie zwątpiłem w to, że mogę być pierwszym wyborem trenera.
– Na co trenerzy Interu zwracają największą uwagę?
– Jest duży nacisk na indywidualności, jeszcze większy niż w Spal. A pierwszy trener ma za zadanie przełożyć to na drużynę, skupiając się na każdym z nas z osobna. Gdy gramy razem musimy nie tylko dawać z siebie sto procent, ale to wszystko robić dla zespołu. W tym sezonie stworzyliśmy świetny kolektyw, który było stać na zdobycie mistrzostwa.
– Miałeś kontakt z zawodnikami pierwszej drużyny?
– Tak, parę razy mogłem trenować z pierwszą drużyną. Zawsze byłem podekscytowany tym, że uczestniczyłem w zajęciach z mistrzami Włoch z ubiegłego sezonu, wśród piłkarzy, którzy są jednym z najlepszych na świecie.
– Kto najbardziej ci zaimponował?
– Handanović i Lautaro. Pierwszy zrobił na mnie wrażenie swoim spokojem i techniką. Nigdy nie widziałem lepszego bramkarza. A drugi umiejętnością ustawiania się w odpowiednim miejscu. Nie musi wykonywać nie wiadomo ile ruchów, czasami wystarczy mu jeden, by zmieścić piłkę w siatce.
– Przyznam, że pierwszy wybór mnie zaskoczył – w końcu jesteś napastnikiem.
– Nie mogłem nie wspomnieć o Handanoviciu. Jest świetnym bramkarzem, ale mogę go podziwiać nie tylko za grę. To facet, który w każdy trening jest bardzo zaangażowany i daje z siebie tyle, ile w meczach. Jestem pod wrażeniem.
– Teraz przebywasz na zgrupowaniu reprezentacji do lat osiemnastu. Już wiesz, czy zagrasz w meczach z Macedonią Północną i Słowenią?
– W pierwszym meczu nie grałem, bo był rozegrany dzień po finale. Ale wtedy od razu po powrocie do domu, o czwartej w nocy, musiałem udać się na lotnisko, nawet nie miałem czasu, żeby świętować mistrzostwo z drużyną. Ale to wszystko robi się po coś. Występy w reprezentacji są dla mnie bardzo ważne.
– Masz już cele na przyszły sezon, czy jeszcze myślisz o niedawno zakończonym?
– Nie patrzę w przeszłość. Jeśli już patrzę wstecz, to analizuję to, co mógłbym robić lepiej. A w przyszłym sezonie chcę być najlepszym napastnikiem w Primaverze i zdobyć kolejne mistrzostwo.
– A co dalej – o czym marzysz?
– Największym moim marzeniem jest zwycięstwo w Lidze Mistrzów, ale także wywalczenie Złotej Piłki.
– Masz wielkie aspiracje.
– Po prostu chcę być najlepszy.