Przejdź do pełnej wersji artykułu

Reprezentacja Polski. 30 lat od ostatniego remisu z Holandią. Pożegnalny mecz Włodzimierza Smolarka i Marco van Bastena

/

Z okazji 80. urodzin Andrzeja Strejlaua przypominamy spotkania reprezentacji Polski z czasów, w których trener miał okazję ją prowadzić. Jednym z nich było to z 1992 roku, gdy biało-czerwoni w Rotterdamie rywalizowali z Holandią w ramach eliminacji do mistrzostw świata w 1994 roku. Tamten mecz rozpoczął się od mocnego uderzenia Polaków. Trafienia Marka Koźmińskiego i i Wojciecha Kowalczyka dały prowadzenie 2:0. Rywale doprowadzili jednak do remisu na przełomie dwóch połów za sprawą goli Petera van Fossena. Sam trener w książce "On, Strejlau" Jerzego Chromika przyznał, że był to najlepszy mecz w wykonaniu jego reprezentacji.

Liga Narodów: Holandia – Polska. Transmisja w TVP

Czytaj też:

Piłkarze reprezentacji Polski (fot. Getty)

Debiutant za Glika. Prognozowany skład na Holandię

Bogaty prezes, biedna Polska


Futbol reprezentacyjny współcześnie i trzy dekady temu to tak naprawdę dwie różne dyscypliny sportu. Obecnie selekcjonerzy mają pełen komfort pracy. Mecze rozgrywane są w terminach FIFA, a kluby bez problemu zwalniają zawodników na spotkania. Dawniej jednak trener musiał walczyć jak lew o swoich zawodników, a i tak czasami napotykał się na opór prezesów. Ponadto samo ustalenie daty meczu było czasem wyzwaniem porównywalnym do wejścia na szczyt K2 zimą.

W takich realiach walkę o mistrzostwa świata w USA rozpoczynał Andrzej Strejlau. Polacy trafili na niezwykle wymagającą grupę – z wiecznymi prześladowcami z Anglii, gwiazdozbiorem z Holandii, rosnącymi w siłę drużynami Turcji i Norwegii oraz, nieco dla zabawy, San Marino. Eliminacje zaczęły się we wrześniu 1992 roku od zwycięstwa nad Turkami po golu Tomasza Wałdocha. Prawdziwym sprawdzianem było jednak spotkanie z Holandią, zaplanowane na 14 października.

Czesław Michniewicz na czerwcowe mecze w Lidze Narodów powołał 38 zawodników. Andrzej Strejlau do Holandii pojechał z grupą… 16, i to nie w pełni zdrowych, piłkarzy. Sen z powiek trenera spędzała obsada ataku. Był wprawdzie opromieniony medalem olimpijskim Wojciech Kowalczyk i świetnie dysponowany Roman Kosecki, ale to za mało.

Strejlau chciał powołać Krzysztofa Warzychę, ale jego, wraz z Józefem Wandzikiem, nie puścił do Holandii pracodawca. – Widać prezes Panathinaikosu jest mocnym człowiekiem i ma dużo pieniędzy na płacenie kar – powiedział asystent selekcjonera Lesław Ćmikiewicz. Andrzej Juskowiak, gwiazda olimpijskiego turnieju, był natomiast przemęczony. Król strzelców Ekstraklasy Jerzy Podbrożny nie sprawdził się w kadrze, natomiast inni olimpijczycy – Grzegorz Mielcarski i Andrzej Kobylański – mieli jeszcze za mało doświadczenia.

Chorobowa plaga

W tej sytuacji Strejlau wykonał telefon do niewidzianego w reprezentacji od czterech lat Włodzimierza Smolarka. 35-letni już napastnik wcale nie dorabiał sobie do emerytury, a nadal był gwiazdą Eredivisie. Sezon wcześniej w Utrechcie zdobył 12 bramek w lidze (najlepszy wynik w karierze), a tydzień przed meczem z Holandią pokonał bramkarza Fortuny Sittard "w stylu Andrzeja Szarmacha", jak relacjonował katowicki "Sport". Smolarek przyjechał na zgrupowanie do Rotterdamu również z prozaicznego powodu – miał na nie niezwykle blisko.


Uczestnik dwóch mundiali, brązowy medalista z mistrzostw w Hiszpanii, musiał być zdziwiony tym, co zastał. Kadra przed meczem przypominała bowiem szpital. Z anginą i przeziębieniem zmagało się aż sześciu piłkarzy: Dariusz Adamczuk, Jerzy Brzęczek, Andrzej Lesiak, Adam Matysek, Marek Rzepka i Roman Szewczyk, a problemy z mechanicznymi urazami mieli też Roman Kosecki, Jacek Ziober, Jarosław Araszkiewicz i Wałdoch.

Czytaj też:

Jerzy Engel wspomina mecz z Portugalią. "To był moment, który pokazał, że jesteśmy w stanie zdobyć bramkę"

To ponad połowa powołanych, ale tylko dwaj ostatni nie byli w stanie zagrać. – Na dobrą sprawę należałoby się zastanowić, czy większy wkład w przygotowanie zespołu wnieśli trenerzy czy też lekarz i jego współpracownicy – mówił Strejlau po meczu.

Mecz w Rotterdamie toczył się na mokrej murawie, co nie było bez znaczenia dla losów spotkania. Trawa pomogła Polakom w 19. minucie. Akcję Marka Koźmińskiego i Koseckiego zakończył uderzeniem ten drugi. – Romek, jak to Romek, sam strzelił – przyznał Koźmiński, i na szczęście dla niego dobrze, że strzelił. Piłkę wypluł bowiem przed siebie bramkarz Stanley Menzo, a wspomniany piłkarz Udinese nie miał problemów z dobitką.


Kilkadziesiąt sekund po golu nadszedł kolejny wstrząs w polskich domach. Tym razem powodem było… zerwanie transmisji telewizyjnej. Do Polski docierał tylko dźwięk i to właśnie w tym momencie padł drugi gol dla biało-czerwonych. Ogromne krzyki Dariusza Szpakowskiego i Stanisława Terleckiego podkreśliły wagę i urodę tej bramki, ale widzowie mogli ją zobaczyć dopiero następnego dnia w "Wiadomościach". Było na co popatrzeć – dośrodkowanie Koseckiego zakończył strzałem głową niemal z zerowego kąta Kowalczyk.

Mogło być jeszcze piękniej, ale sędzia Arcangelo Pezzella nie dopatrzył się faulu Arthura Numana na Brzęczku w polu karnym. – Boję się o sędziego – odgrażał się na stanowisku komentatorskim Terlecki. Do przerwy doszło do jeszcze dwóch wydarzeń nie po myśli Polaków. Z powodu przypadkowej kontuzji Piotr Czachowski zszedł z boiska, a tuż przed gwizdkiem Peter van Vossen wykorzystał błędy obrony. Rozgrywający dopiero drugi mecz w kadrze napastnik znalazł się sam na sam z Jarosławem Bako i pokonał go delikatną podcinką.

Bako jak Tomaszewski


Przewaga Polaków nieco zakrzywiała obraz spotkania, bowiem to gospodarze dominowali niemal przez cały mecz. Holendrzy oddali aż 24 strzały, z czego połowa zmierzała w światło bramki. Znakomite spotkanie rozgrywał jednak Bako. Na uwagę zasługują zwłaszcza świetne interwencje po uderzeniach Marco van Bastena i Dennisa Bergkampa.

Po meczu "Przegląd Sportowy" porównywał Polaka do występu Jana Tomaszewskiego na Wembley. – Czy miałem natchniony wieczór? Może, ale jestem przede wszystkim dumny z postawy kolegów – przyznał Bako. Dużą rysą na tym wizerunku jest jednak sytuacja z 48. minuty. – Po bardzo nieprzyjemnym strzale Bergkampa piłka skozłowała, odbiła mi się od barku i van Vossen nie miał kłopotu z umieszczeniem jej w siatce – powiedział sam zainteresowany.

Dennis Bergkamp strzelał, ale nic nie ustrzelił. Akcji przyglądają się Dariusz Adamczuk i Wojciech Kowalczyk (fot. Getty)

Na szczęście dla Polaków, gospodarze byli szalenie nieskuteczni i nie zmienili już liczby goli. Kiksował zwłaszcza van Basten, który dwa miesiące później odbierze "Złotą Piłkę" za rok 1992. Goście mieli natomiast piłkę meczową. Wszystko za sprawą "Wlodźimiera" (tak jego imię zapisali realizatorzy) Smolarka, który wszedł na boisko w 68. minucie. Według relacji "Piłki Nożnej" miał w ogóle tego nie robić, ale selekcjoner był zmuszony do zmiany z powodu coraz słabszej kondycji Kowalczyka i problemów innych piłkarzy.

Już kilka minut później otrzymał piłkę od Koseckiego i na linii pola karnego ograł niczym juniora Franka Rijkaarda – wtedy topowego piłkarza świata. Smolarek stanął na wprost Menzo, ale w idealnej sytuacji strzelił niemal wprost w niepewnego bramkarza. Dobitki nie było, bo Rijkaard zemścił się na seniorze i ograł go prostym zwodem. – Wszedłem na boisko by spróbować nieco uspokoić grę, dłużej szanować piłkę. Niespodziewanie nadarzyła się wyśmienita okazja, by pogrzebać Holendrów. Ten moment długo będzie mi się śnił po nocach – wspominał po spotkaniu.

Zadufane Tulipany

Remis może i był wywalczony dość szczęśliwie, ale cieszył niezmiernie. W polskiej prasie dominowała radość z niespodziewanego rezultatu. Część dziennikarzy przymykała nawet oko na sporo błędów, zwłaszcza w obronie. "Cieszymy się z tego remisu, a jeszcze bardziej z podjętej przez polskich piłkarzy walki. Jednak warto i można" – relacjonował Grzegorz Stański dla "Sportu". – Nasi piłkarze zdawali niesłuchanie trudny egzamin, nie tyle z umiejętności, co z charakteru. I zdali go celująco. Konieczność utrzymania remisu wyzwoliła w nich ostatnie rezerwy sił i ambicji – to natomiast pomeczowe słowa selekcjonera Polaków.

Radość po bramce Wojciecha Kowalczyka. Z lewej Andrzej Lesiak, plecami obrócony Roman Szewczyk (fot. Getty)

Czytaj też:

Nie Messi a Mees. Smolarek z synami odwiedził zgrupowanie kadry

O ile Polacy docenili siłę rywala, tak Holendrzy zlekceważyli dorobek naszej reprezentacji w tym spotkaniu. Selekcjoner gospodarzy Dick Advocaat narzekał przede wszystkim na nieskuteczność swoich asów. – Na boisku istniał tylko jeden zespół – Holandia. Owszem, dostrzegłem niebezpieczeństwo ze strony Smolarka, lecz było ono efektem potknięcia się Rijkaarda – powiedział po meczu.

Podobne lekceważące głosy dobiegały z tamtejszej prasy. "Nasi napastnicy nie potrafili pokonać chaotycznie grającej polskiej obrony. W drugiej połowie obserwowaliśmy wręcz komiczne momenty" – to komentarz dziennika "De Volkskrant". – Świat się o to nie pyta, lecz teraz wie, że Polska nie dała się zagłuszyć Tulipanom – zaznaczył natomiast Robert Warzycha, kapitan i ostatni niewymieniony do tej pory w tym tekście członek tamtej kadry.

Pożegnania


Nie będziemy się natomiast zagłębiać w skład Holendrów. Wystarczy, że skupimy się na kapitanie Oranje. Van Basten zagrał z Polakami po raz 58. i ostatni. Nie powiększył dorobku bramkowego, liczącego 24 trafienia. Dwa miesiące później wybitny napastnik odniósł poważną kontuzję kostki w meczu Milanu przeciwko Anconie. Po rehabilitacji zagrał jeszcze cztery razy w klubie, ale był to już łabędzi śpiew. Karierę oficjalnie zakończył w sierpniu 1995 roku.

Ponad pół roku później buty na kołku zawiesił natomiast o siedem lat starszy Smolarek. On również nie wrócił już do reprezentacji, jednak w tym przypadku powód był już naturalny. Przyszli młodsi, choć niekoniecznie tak uzdolnieni. Dość powiedzieć, że rok 1993 w polskiej piłce na niemal wszystkich płaszczyznach był pasmem porażek. Holandia pojechała na mundial, natomiast Polska wygrała w eliminacjach już tylko z San Marino. Bilans Smolarka w kadrze zamknął się na 60 meczach i pechowej liczbie 13 goli. Słynny napastnik nie opowie już, czy chciał zagrać raz jeszcze w reprezentacji. Zmarł 7 marca 2012 roku.

Tekst powstał na bazie relacji i wypowiedzi z ówczesnej polskiej prasy sportowej: "Piłki Nożnej", "Przeglądu Sportowego", "Sportu" i "Tempa".

Źródło: TVPSPORT.PL
Unable to Load More

Najnowsze

Zobacz także