| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Radomiak Radom w styczniu kupił Leonardo Rochę za rekordowe w skali klubu pieniądze. Spodziewano się, że Portugalczyk będzie strzelał jak na zawołanie, ale jego początek w zielonych barwach pozostawia wiele do życzenia. Piłkarz w rozmowie z TVPSPORT.PL opowiedział o grze w jednej drużynie z Kylianem Mbappe, akademii AS Monaco, niepowodzeniach w belgijskiej ekstraklasie, roli szczęścia w życiu zawodowego sportowca oraz przeprowadzce do Radomia.
Maciej Ławrynowicz, TVPSPORT.PL: – Mimo że masz dopiero 25 lat, to grałeś już w siedmiu krajach i miałeś przez ten czas kilkanaście klubów. Skąd tak częste zmiany?
Leonardo Rocha, napastnik Radomiaka Radom: – Było to spowodowane pracą mojego taty, który też grał w piłkę. Często przeprowadzał się w różne miejsce, a ja szedłem za nim. W tamtym czasie miałem zaledwie kilkanaście lat. Musiałem przebywać z nim.
– To trudne w tak młodym wieku często zmieniać miejsce zamieszkania?
– Tak, nie było łatwo. Jak młody człowiek miałem przyjaciół, a nagle musiałem ich opuścić i wyjeżdżać do obcych miejsc. Musiałem mieć w sobie taką umiejętność szybkiej adaptacji. Nie było łatwo, ale dzisiaj cieszę się, że sobie z tym poradziłem, bo przez to nauczyłem się wielu rzeczy.
– Czego przede wszystkim nauczył cię ten okres?
– Przede wszystkim dał mi dużo dojrzałości. Poza tym każdy kraj to nowa kultura, ludzie w każdym kraju są inni, więc miałem okazję zetknąć się z tą różnorodnością. W młodym wieku to było naprawdę cenne.
– Która kultura pasowała tobie najbardziej?
– Najbardziej podobała mi się włoska. Przeżyłem tam wiele miłych chwil.
– Wyglądasz trochę jak Włoch. Gdybym nie wiedział, skąd jesteś, obstawiałbym, że z Włoch.
– (śmiech) Spotkałem się już z takimi opiniami. Włochy stawiam na pierwszym miejscu, chociaż potem przeniosłem się do Monako i ogólnie Francję także sobie bardzo cenię.
– A jeżeli chodzi o ten wymiar piłkarski, to pobyt w którym kraju był dla ciebie najcenniejszy?
– Zdecydowanie we Francji. Tam nauczyłem się najwięcej. Grałem w akademii Monaco. To inny rodzaj życia. Ogromna akademia, która ukształtowała mnie piłkarsko. Po jednym dobrym sezonie w drużynie młodzieżowej byłem blisko rezerw. Droga od rezerw do pierwszej drużyny jest jednak bardzo daleka. Jest tam ogrom piłkarzy. Wtedy w Monaco było też wielu świetnych piłkarzy m.in. Radamel Falcao. To naprawdę bardzo, bardzo trudne, by awansować z rezerw do pierwszej drużyny. To jest trochę problem w takich akademiach dużych klubów. Szanse są zdecydowane mniejsze niż w takich mniejszych klubach.
– W Monaco występowałeś też w jednej drużynie z Kylianem Mbappe. Jakie były twoje pierwsze myśli, gdy spotkałeś go na boisku?
– Gdy go poznałem, miał 15 lat. Był wciąż młody. Wielu ludzi mówiło o tym, że to będzie wielka gwiazda mimo jego wieku. Potem widziałem progres, jaki zrobił w wieku, szesnastu, siedemnastu lat. To fajne zobaczyć, jak przez ten czas się rozwinął i do jakiego miejsca doszedł w swojej karierze.
– To był ktoś, kto miał wyjątkowy talent czy bardziej typ człowieka, który doszedł do wszystkiego ciężką pracą?
– Był bardzo utalentowany. Miał też ogromne predyspozycje fizyczne. Jest piekielnie szybki. Do tego bramkostrzelny. Ma umiejętność strzelania goli. To jest to, co moim zdaniem robi w jego przypadku różnicę. Jest tak szybki, że zostawia wszystkich w tyle, a potem jeszcze potrafi wykończyć akcję. Talent to jednak nie wszystko. W tamtym czasie w Monaco było wielu utalentowanych zawodników, którzy ostatecznie nie zostali nawet profesjonalnymi piłkarzami. Jak ktoś ma 15 lat, to nie możesz stwierdzić, czy coś osiągnie, bo przez kolejne lata może wydarzyć się wiele.
– Mbappe wyróżniał się na tle innych pod względem mentalności, chęci zwyciężania czy podejścia do piłki nożnej?
– Myślę, że tak. Gdy miał 15 lat, to grał w drużynie U17. Później jak miał 16 lat, to już prawie grał w pierwszej drużynie. On akurat awansował bardzo szybko. Na co dzień był zabawnym gościem, ale miał mentalność do wielkiej piłki. Chciał grać, chciał być najlepszy. Na pewno miał silną psychikę.
– A jak opisałbyś go pod kątem czysto ludzkim? Jakim był człowiekiem?
– Generalnie był bardzo miły. Gdy grał ze mną w drużynie, to był dwa lata młodszy od reszty. Jeżeli chodzi o zachowanie, to był zwykłym, młodym chłopakiem. Lubił się śmiać. Często z nim żartowaliśmy właśnie dlatego, że był troszkę młodszy.
– Stwierdziłeś, że był normalnym chłopakiem. Ta normalność przejawiała się też tym, że miał swoje inne pasje, zainteresowania, rzeczy, które lubił robić czy jednak był w pełni skoncentrowany na piłce?
– W tamtym czasie liczyła się dla niego tylko piłka. Miał też świadomość, że jego ojciec była dla niego surowy. To było takie przygotowanie do profesjonalnej kariery.
– W Monaco zaskoczyła cię rozbudowana struktura klubu, organizacja i profesjonalna akademia?
– Tak. To dlatego, że we Francji w pierwszej i drugiej lidze prawie wszystkie kluby mają akademie. Widziałem, jak wygląda to w Montpellier, jak wygląda to w Nicei. Było bardzo podobnie. Monaco było może stopień wyżej, bo miało ogromne pieniądze, byli bardziej popularni i sprowadzili do akademii lepszych piłkarzy, którzy później odchodzili do Paryża czy występowali w pierwszej drużynie Monaco.
– Rozmawiałem z Michałem Feliksem, który obecnie jest na wypożyczeniu w Ruchu Chorzów. On w młodości spędził dwa lata w akademii Nantes. Opowiadał, że to było w zasadzie małe miasteczko, poza teren którego nie trzeba było wychodzić. W akademii mieli wszystko: mieszkania, treningi, szkołę, restaurację, siłownię, basen. Nie było potrzeba niczego więcej.
– Na pewno Francja pod względem szkolenia i szkółek piłkarskich to jest inny świat w porównaniu do reszty. Tutaj w Polsce nie byłem nigdzie, ale nie wydaje mi się, żeby było wiele rozbudowanych szkółek. We Francji mają inną mentalność. Tam potrafią inwestować ogromne pieniądze. To dlatego co dwa, trzy lata pojawiają się nowi francuscy piłkarze, którzy praktycznie z miejsca są gotowi grać na najwyższym poziomie.
– Który piłkarz Monaco – z wyjątkiem Mbappe – miał największy potencjał?
– Mieliśmy takiego zawodnika jak Axel Prohouly. Zaraz po Monaco podpisał kontrakt z Queens Park Rangers. Niestety, kariera nie poszła po jego myśli i wydaje mi się, że teraz gra w jakiejś czwartej lidze we Francji. On i Kylian od najmniejszego byli niezwykli. Później też pojawili się obiecujący zawodnicy, z którymi się zaprzyjaźniłem: Tristan Muyumba, Kevin Thormann. Tristan gra obecnie w drugiej lidze francuskiej. Irvin Cardona podpisał teraz kontrakt z Bundeslidze, został piłkarzem Augsburga.
– Życie piłkarza momentami bywa brutalne. Jesteś w jednej z najlepszych akademii na świecie, a kilka lat później lądujesz w czwartej lidze francuskiej.
– Takie są piłkarskie realia. Spotkałem wielu piłkarzy, którzy mieli ogromny talent, a później w wieku 16, 17 lat przytrafiła im się kontuzja, która zakończyła im kariery. Po wyleczeniu kluby już ich nie chciały. Wtedy masz siedemnaście lat i zostajesz na lodzie. Żaden klub cię nie chce, bo uważa, że twoja kontuzja wciąż jest problemem. To trudne. Nawet mój przypadek to pokazuje. Ludziom wydaje się, że jak są w Monaco, to za chwilę przejdą do jeszcze większego klubu, a w rzeczywistości jest odwrotnie. Musisz być psychicznie gotowy, żeby przeć naprzód niezależnie od okoliczności.
– Ty w ostatnich latach występowałeś na belgijskich boiskach. Najpierw druga liga, potem pierwsza, następnie ponownie druga, pierwsza i teraz polska Ekstraklasa. Co sprawiło, że nie udało ci się na dłużej pozostać na najwyższym poziomie rozgrywkowym w Belgii?
– W pierwszym roku w belgijskiej pierwszej lidze doznałem poważnej kontuzji kolana. Wypadłem z gry na 10-11 miesięcy. Podpisałem tam trzyletni kontrakt. Gdy wróciłem po kontuzji, to zostałem wypożyczony, żeby regularnie grać. Gdy później ponownie trafiłem do klubu z pierwszej ligi, znowu doznałem kontuzji kolana. Tym razem w drugiej nodze, ale była to zdecydowanie lżejsza kontuzja. Wypadłem z gry tylko na dwa miesiące. Gdy wróciłem do gry, w jednym z meczów dostałem łokciem w twarzy i miałem kolejne trzy miesiące przerwy od grania. Wtedy mój kontrakt z Eupen już wygasł. Taka jest moja rzeczywistość. Taka jest piłka. Pewnych rzeczy nie jesteśmy w stanie kontrolować. Nie mam wpływu na to, że jestem kontuzjowany. To trudne, bo każdy chce grać, ale najważniejsze, że wróciłem i radziłem sobie całkiem nieźle. Po wypełnieniu kontraktu z Eupen zgłosiło się po mnie Lierse i przez ostatnie sześć miesięcy radziłem sobie całkiem nieźle.
– W takim razie na nadmiar szczęścia w ostatnich latach nie narzekałeś.
– Pod względem zdrowia ostatnie lata nie były łatwe. Ja jednak się nie załamywałem. Kontynuowałem swoją pracę i teraz, gdy pojawiła się oferta z Radomiaka, postanowiłem, że czas wyjechać. W Belgii spędziłem pięć lat i to wystarczający czas. Chciałem spróbować swoich nowego wyzwania w innym kraju, by zdobyć jeszcze więcej doświadczenia.
– Dotychczas wystąpiłeś w trzech meczach polskiej Ekstraklasy. Jesteś zadowolony ze swojej formy w tych spotkaniach?
– Myślę, że mogę grać lepiej. Nigdy nie jestem usatysfakcjonowany swoją formą. Przede wszystkim muszę strzelać gole. Wiem jednak, że jak będę pracował ciężko, to te gole same przyjdą. Podpisałem tu trzyletni kontrakt. To długoterminowa relacja i mam nadzieję, że pomogę klubowi wejść na jeszcze wyższy poziom. Musimy być cierpliwi, konsekwentnie pracować. Uważam, że zaczęliśmy całkiem dobrze jako kolektyw. Widziałem ludzi, którzy mówią, że strzeliliśmy tylko jednego gola, ale zdobyliśmy bardzo ważne punkty. Poza tym należy pamiętać, że mamy w drużynie sześciu nowych zawodników. Przed rozpoczęciem ligi trenowaliśmy ze sobą tylko dwa tygodnie, a potem od razu zaczęliśmy rozgrywać mecze o punkty. To trudne, gdy w środku sezonu do drużyny dołącza dziewięciu nowych piłkarzy.
– To bywa frustrujące dla napastnika, gdy jesteś krytykowany, a jednocześnie liczba strzelonych przez ciebie goli w dużej mierze zależy od dyspozycji kolegów z drużyny?
– Nie myślę o tym w ten sposób.
– Pytałem o to, bo w trzech meczach miałeś tylko jedną klarowną sytuację do zdobycia bramki.
– Tak, ta w Zabrzu... Wracając do pytania, nie jest to w żaden sposób frustrujące. Oczywiście, jesteśmy klubem, który jest dopiero drugi sezon w Ekstraklasie. Dopiero rośniemy. Ważne, żeby teraz zachować odpowiednie nastawienie mentalne, jak najbardziej zbliżyć się do czołówki ligi, żeby o coś powalczyć. Na razie gramy bardziej defensywnie, staramy się nie stracić gola. To jest na razie najważniejsze. Jeżeli nie tracimy goli, to potem możemy starać się strzelać. Okej, ja miałem jedną sytuację w trzech meczach, ale mieliśmy też inne okazje. Trzeba być cierpliwym. Może się okazać, że w samym meczu z Jagiellonią będę miał 3-4 sytuacje. Taka jest piłka. Nie jest to frustrujące, bo gram. Gdy gram, jestem szczęśliwy. Staram się, te okazje przyjdą. Wtedy muszę po prostu być gotowy, żeby trafić.
– Jesteś przyzwyczajony do gry w drużynach, które nie dominują w trakcie meczów?
– W drugiej lidze belgijskiej grałem w jednej drużynie, w której zajęliśmy na koniec siódme miejsce. W drugiej ósme, a ostatnio z Lierse skończyliśmy w pierwszej szóstce. Zazwyczaj występowałem w drużynach, które nie dominowały w lidze. Gdy przyleciałem do Belgii, nikt mnie tam nie znał, więc nie miałem szansy, by zagrać w topowych drużynach. Jestem więc przyzwyczajony do gry w drużynach, w których nie mam wielu okazji do strzelania goli. Mimo tego jestem często wykorzystywany. Gra napastnika to nie tylko strzelanie. Jestem wykorzystywany do utrzymania piłki, do walki o piłkę, do ściągnięcia na siebie uwagi rywali, żeby inny zawodnicy byli wolni.
– Co czułeś, gdy zmarnowałeś w Zabrzu tak wyborną szansę?
– W takich chwilach czujesz wiele emocji. Najgorzej jak po meczu oglądasz wideo. W trakcie spotkania wszystko dzieje się szybko. Później oglądasz to i myślisz sobie "Boże, dlaczego nie strzeliłem w ten róg, dlaczego nie zrobiłem tego?". Taki jest jednak futbol. Jako napastnik będę jeszcze marnował sytuacje, będę je wykorzystywał. Wszyscy są w takich sytuacjach źli, ale to normalne. To było dobra sytuacja, żeby wyjść na prowadzenie i ostatecznie zdobyć trzy punkty. Ja byłem pierwszym, który był tym najbardziej sfrustrowany, ale na takie coś możesz sobie pozwolić tylko jednego dnia. Następnego musisz już o tym zapomnieć i skupić się na kolejnym spotkaniu.
– Każdy oczekiwał przed twoim przyjściem, że będziesz królem pojedynków powietrznych. Tymczasem wygrałeś 37 procent. To dla ciebie satysfakcjonujący wynik?
– Nie, zdecydowanie mogę wygrywać więcej, ponad 50 procent. Na wygrany pojedynek główkowy też składa się wiele czynników. Musisz obserwować, skąd leci piłka, odpowiednio się ustawić. Mówi się łatwo, w rzeczywistości jest to trudniejsze. Nawet jeżeli przegrywam pojedynek główkowy, to i tak wyciągam ze strefy jednego środkowego obrońcę i jednego pomocnika. Gdy zbierzemy drugą piłkę, to możemy to wykorzystać. To najważniejsze.
– Po meczu w Zabrzu pojawiło się wiele opinii, że powinieneś popracować nad swoją siłą. W pewnym sensie zgadzam się z argumentacją, bo przecież w wygraniu pojedynku główkowego nie chodzi tylko o wyskok. Wcześniej nie możesz dać rywalowi wytrącić się z równowagi, nie możesz stracić pozycji, a ty jednak byłeś często przestawiany przez rywali.
– Gdy gra się przeciwko zawodnikowi, który ma dwa metry, to drużyny wymyślają na tę okazję specjalną taktykę, żeby mnie zatrzymać. Tak samo było w Belgii. Zwróć uwagę, że czasami gdy atakujemy, to obrońcy w ogóle nie patrzą na piłkę. Skupiają się tylko na mnie i chcą mnie zablokować. To jest część gry. Ja muszę się do tego przyzwyczaić i dawać z siebie wszystko, żeby sobie z tym radzić.
– Z wejściem do szatni chyba większych problemów nie miałeś, bo spora część drużyny to zawodnicy portugalskojęzyczni.
– Tak, to nie był właśnie żaden problem, gdyż większość rozmawia w moim języku. Było zdecydowanie łatwiej się zaadaptować. Mamy bardzo dobre relacje. Nawet z innymi piłkarzami. Z każdym rozmawiam, nikt się nie izoluje. Powiedziałbym, że to bardzo harmonijna szatnia.
– Kto jest w takim razie twoim najlepszym kolegą?
– Mike Cestor, bo zawsze jesteśmy razem w pokoju. Ja też mówię po francusku tak jak on.
– Stawiasz sobie przed każdy sezonem cele dotyczące liczby strzelonych goli?
– Nie mam żadnych celów. Ja po prostu staram się szukać okazji i strzelać. Później analizuje i czasami jest tak, że myślę sobie "w tej sytuacji powinienem zachować się lepiej, powinienem strzelić".