Daniel Rutkowski po długich i trudnych negocjacjach podpisał nowy kontrakt z organizacją KSW. W rozmowie z TVPSPORT.PL opowiedział o zbliżającej się walce z Adamem Soldaevem, ofertach z innych federacji, szansach Artura Szpilki na pokonanie Mariusza Pudzianowskiego oraz o żalu, który miał do włodarzy KSW.
Maciej Ławrynowicz, TVPSPORT.PL: – Długo kazałeś kibicom czekać na siebie. Z czego wynikało to, że te negocjacje trwały tak długo?
Daniel Rutkowski, zawodnik KSW: – Może ze względu na to, że trochę zabrali mi tę walkę o tymczasowy pas. Na marzec też byłbym gotowy, bo wcześniej walczyłem w grudniu, a ja mam tak, że po walce odpoczywam tylko dwa tygodnie, a później ponownie wpadam w ten reżim treningowy. Tak wyszło, później zaczęliśmy rozmawiać, doszło trochę różnych perypetii, dogadywania, ustalania i dlatego tak wyszło. Jak już w lutym rozmawialiśmy, to władze KSW przekazały mi, że widziałyby mnie na gali na Narodowym.
– Miałeś żal o to, że nie wskoczyłeś za Dawida Śmiełowskiego w tej walce o pas tymczasowy i w ogóle nie zostałeś wybrany nawet w pierwszej kolejności, mimo że jesteś rankingową "jedynką"?
– Miałem, powiedziałem im to, że nieładnie tak mijać najlepszego w wadze. Słyszę "Daniel, ale nie miałeś kontraktu". No dobrze, ale ostatni raz walczyłem w grudniu i mogliśmy już rozmawiać, że chcielibyśmy coś takiego zrobić. Mogliby też pomyśleć, że gdyby ktoś wypadł, to wtedy ja wskakuję na jego miejsce. Wtedy też jest inna gadka. Posypało się i tak wyszło.
– Czyli te negocjacje nie rozpoczęły się od razu po grudniowej walce tylko z nimi zwlekano?
– Dopiero w lutym zaczęli ze mną rozmawiać. Wtedy, gdy wypadł Dawid Śmiełowski. Mieliśmy już ustalać warunki tego nowego kontraktu i walki na stadionie.
– Zostałeś nie najlepiej potraktowany, więc może miałeś przynajmniej lepszą pozycję negocjacyjną.
– Może się tak wydawać, ale moim zdaniem, gdybym im zależało, to od razu zostałaby przeprowadzona konkretna rozmowa.
– Po cichu liczyłeś na to, że KSW zaproponuje satysfakcjonujące ciebie warunki i nie będziesz musiał jeździć po świecie, walcząc dla innych organizacji, tylko zostaniesz w Polsce?
– Zawsze jest tak, że najpierw to my dajemy ofertę, a później oni przedstawiają kontrofertę. Oni proponują kwotę, jaką mogą zapłacić. Zawsze najniższą. My się albo zgadzamy, albo nie i rozmawiamy dalej na ten temat.
– To były najtrudniejsze negocjacje w twojej karierze w MMA?
– Zawsze są chyba tak samo trudne, bo oni chcą pozyskać zawodnika jak najtaniej, a my chcemy dla siebie jak najwięcej. Najtrudniejsze było, że zostałem tak potraktowany, trochę miałem żal, jakieś swoje przemyślenia. Tylko dlatego wyszło takie zamieszanie. Nie wiedziałem, czy chcę zostać.
– Długo się zastanawiałeś, czy zaakceptować tę ofertę? Rozważałeś odejście do UFC?
– Nie tylko zastanawiałem się, czy chcę, ale zastanawiałem się, czy to zrobić, bo oferty były. Rozmawialiśmy, ale KSW dało najwięcej. Pomyślałem sobie "no dobra, jeszcze zostaniemy, trzeba wygrać cztery walki i wtedy można wylecieć do Stanów". Wiesz, bo żeby walczyć w UFC, potrzeba mieć serię sześciu zwycięstw z rzędu, a ja po porażce z Parnassem mam dopiero dwie.
– To był decydujący element?
– To był główny czynnik. Gdybym miał tę serię, od razu wskoczyłbym w UFC na kartę główną. A tak musiałbym się bić w turniejach i to też miało ogromne znaczenie.
– Nie wiem, ile to ma wspólnego z prawdą, ale pojawiły się plotki, że Rutkowski za swoje występy w KSW przedstawił zaporową cenę, dlatego negocjacje stanęły w martwym punkcie.
– Nie. Z tego co wiem, to w Polsce inni zawodnicy zarabiają więcej. Jasne, mam duże pieniądze, ale to nie są kosmiczne kwoty. Co to znaczy "kosmiczne"? Jak płacą półtora miliona złotych zawodnikowi za walkę? Można powiedzieć, że moje zarobki to przy tym "pikuś".
– Ostatecznie udało się wszystko zakończyć pomyślnie. Podpisałeś kontrakt i zawalczysz z Adamem Soldaevem. Nie uważasz, że to trochę przeciwnik nie z twojej półki i mógłbyś dostać kogoś lepszego?
– No zdecydowanie. Żadnego przeciwnika nie lekceważę. To, że on jest powiedzmy szósty w rankingu i ma rekord 7-1, i jest niedoświadczony, to nie zmienia tego, że to wciąż mocny, młody chłopak. Jak wygra ze mną, to będzie to jego kapitalny ruch, bo automatycznie stanie się jednym z najlepszych. Tak naprawdę rankingi pokazują, czy jesteś najgorszy, czy nie, ale wszyscy mają to w d***e. Ja tak samo. Mnie to już nie interesuje, mogę dostawać nawet najsłabszych. Dla mnie liczą się pieniądze i wyjście do walki.
– Adam udzielił wywiadu, który został niedawno opublikowany i stwierdził, że zwyczajnie jest od ciebie lepszy.
– Tak jak powiedziałeś wcześniej, wszyscy mi to mówili no i co? Wszyscy są ode mnie lepsi, ale jednak przegrywali. Życie. Przyzwyczaiłem się do tego, że jestem ten gorszy.
– Ostatnio walczyłeś na wielkiej gali w Gliwicach. Tym razem wystąpisz na PGE Narodowym. Czujesz w związku z tym jakiś entuzjazm?
– Tak jak powiedziałeś, to ogromne wyróżnienie. Na pewno mało kto może walczyć na takich galach. Ostatnia walka na największej hali w Polsce, w Gliwicach, gdzie walczą legendy takie jak "Pudzian" czy Mamed. Teraz Stadion Narodowy, gdzie może wejść 60 tys. kibiców. Wyróżnienie oczywiście bardzo duże, ale nie podniecam się. Nie mam jakiegoś "wow". Moje "wow" chyba już minęło. Po prostu idę i robię robotę, ale wiem, że absolutnie wszyscy prosili, żeby walczyć na takiej gali.
– Chciałbym omówić te trzy ostatnie walki na gali XTB KSW Colosseum 2. Zacznijmy od walki wieczoru. Jakie masz przeczucia odnośnie starcia Mameda Chalidowa ze Scottem Askhamem?
– Hm, Mamed dostał nowe życie po przegranej z Roberto Soldiciem. Później wygrał z Mariuszem i widać, że gość chyba jest znowu młody. Askham nie walczył trzy lata. Jest młody, mocny, ale ta przerwa niewątpliwie ma niego wpływ, więc moim zdaniem zwycięzcą będzie Mamed.
– Mamed to niewątpliwie legenda, wielkie nazwisko. Askham podobnie, ale czy twoim zdaniem pod kątem sportowym to starcie zasługuje na miano main-eventu?
– No wiesz, Chalidow to wielkie nazwisko. Pokonywał prawdziwe legendy. Myślę, że on zasłużył. Askham chyba nie bardzo. Jakby to był ktoś inny, na przykład Artur Szpilka, to też byłaby ogromna walka. Mamed – De Fries to samo. Albo z kim tu jeszcze mógłby Mamed zawalczyć...
– Na tę chwilę to niemożliwe, ale rewanż z Soldiciem.
– Niemożliwe, ale to zdecydowanie byłaby walka wieczoru.
– Martin Lewandowski wspominał, że były takie plany, by zrobić galę łączoną z One Championship i wtedy do tego rewanżu mogłoby dojść.
– Tak, chcieli to zrobić. Też coś fajnego. Byłoby grubo.
– Co-main event to walka, na którą czeka wielu. Parnasse – Ziółkowski. Jeden chce być posiadaczem dwóch pasów, drugi broni.
– To zdecydowanie walka godna co-main eventu. Jeden mistrz, drugi mistrz w dwóch kategoriach wagowych. Sportowo zdecydowanie na tak.
– No i przed tym pojedynkiem Artur Szpilka zmierzy się z Mariuszem Pudzianowskim. Wielu ekspertów nie daje Arturowi większych szans.
– Ja też nie daję Szpilce większych szans. "Pudzian" jest naprawdę mocny. Szpilka go trochę lekceważy, myśli, że go wypunktuje, a ten chłop jest naprawdę silny.
– Nie uważasz, że ten jego wybór rywala jest podyktowany porażką Pudzianowskiego z Chalidowem? Mam wrażenie, że Szpilka ocenia go przez pryzmat tej walki, a sześć miesięcy wcześniej mówił, że to za wcześnie na takiego rywala.
– No i widzisz. To jest to. "Pudzian" tego dnia nie był "Pudzianem". Miał wielki respekt do Mameda i w klatce go po prostu "zamurowało". Trochę się przestraszył i tak wyszło. "Szpila" to zobaczył i pomyślał sobie "e, ten Mariusz jest strasznie słaby". Myślę, że jeżeli Szpilka tak myśli, to Mariusz może go załatwić nawet jednym ciosem. Ta walka Mameda z Pudzianowskim była niesamowicie nakręcona medialnie. Już jego starcie z Soldiciem było czymś wielkim, a pojedynek takich postaci jak on i Pudzianowski, to w ogóle coś, czego może nigdy już nie przeżyjemy. Sama ranga też mogła Mariusza przytłoczyć. Gdyby to zrobił, byłby najlepszy. Wyobrażasz to sobie? Strongman, który pokonał sportowców i najlepszego sportowca wszechczasów w tej dyscyplinie w Polsce. To kosmiczne.
– "Pudzian" imponuje ci jako człowiek?
– Jest pracowity. Z różnymi rzeczami mogę się nie zgadzać, z jakimiś życiowymi, ale...
– A czym się nie zgadzasz?
– Z jego podejściem do dzieci, do rodziny itp. Ale to jego wybór. Jak najbardziej mu tego nie odbieram, bo jak ktoś miałby być złym ojcem, nie opiekować się dzieckiem czy je olewać, to lepiej, że się na to nie decyduje. Świetnie, że nie zrobi nikomu krzywdy. Poza tym jest niesamowicie pracowity, wszystko ogarnia, wszystkim się zajmuje, pracuje. Nie musiałby tego robić. Ma dużo pieniędzy, mógłby mieć wywalone, leżeć na kanapie i spać, ale jest pracowitym. To też go trzyma przy życiu, bo on cały czas trenował, teraz też jest mocno w ryzach.