Wielkimi krokami zbliża się wyjątkowa gala XTB KSW Colloseum 2. Jednym z głównych bohaterów będzie Radosław Paczuski, który zmierzy się z Michałem Materlą. 30-latek w rozmowie z TVPSPORT.PL opowiedział o życiu, podróżach, muzyce, talencie do piłki, a także młodości, gdy trenował w parafialnej salce. – Nie miałem wtedy nawet na karnet – przyznał Paczuski.
Maciej Ławrynowicz, TVPSPORT.PL: – Wbrew pozorom to nie sztuki walki były twoim pierwszym zetknięciem ze sportem. Jak to było u ciebie z piłką nożną?
Radosław Paczuski, zawodnik KSW: – Swoją przygodę ze sportem zacząłem w wieku 6 lat od piłki nożnej. Przez kilka lat trenowałem w klubie parafialnym PKS Radość. W jednym z meczów strzeliłem dwa albo trzy gole Legii Warszawa i dzięki tamtemu występowi zostałem zawodnikiem jej drużyn młodzieżowych. Zawdzięczam to trenerowi Piotrowi Strejlauowi. W Legii grałem do 16. roku życia. Mniej więcej w tym czasie zacząłem interesować się sportami walki.
– Treningi zacząłem, gdy jeszcze grałem w piłkę. Treningi piłkarskie miałem rano. Potem wiadomo, szkoła. Popołudnia miałem wolne i zacząłem chodzić na treningi bokserskie. Tak było około rok czasu. Potem musiałem podjąć jakąś decyzję. Dwóch sportów na poziomie profesjonalnym nie da się pogodzić. Wybrałem sporty walki, bo to była moja prawdziwa pasja. Pasja do piłki nożnej się skończyła i już nie chciałem tego robić. Postawiłem wszystko na sportowy walki.
– Gra w PKS-ie Radość to kwestia bliskiej odległości od twojego domu do boiska?
– Tak, ja wtedy na boisko miałem 300-400 metrów. Mieszkałem bardzo blisko.
– Myślałem, że może do kościoła było ci blisko i tak zaplątałeś się w taki klub.
– Nie, akurat miałem po prostu blisko. Ale ja też do kościoła chodziłem od najmłodszych lat, więc fajnie się to zazębiło. Niedaleko, moi bracia już tam trenowali w starszych rocznikach. Wiadomo, jak bracia trenują, to i ty chcesz trenować, więc zapisałem się na treningi piłkarskie. Na początku miałem z tego bardzo dużo radości. Później zacząłem się interesować czym innym. Moja historia z tym parafialnym klubem zatoczyła koło, bo później, gdy zacząłem trenować sporty walki, to ponownie tam wróciłem.
– W tym klubie była właśnie założona sekcja sztuk walki przez księdza Mikulskiego. To była jedyna darmowa sekcja, jeśli chodzi o sporty walki, jaką znałem. Ja w tamtym czasie też nie miałem pieniędzy, żeby kupić karnet, więc to był jedyny klub, w którym mogłem zapisać się na treningi prowadzone przez trenera Mieczysława Kowalczyka. Treningi były za darmo, więc byłem na każdym. Później wszystko się tak potoczyło, że trener zobaczył, że mam więcej pasji, więcej zaangażowania niż wszyscy pozostali, więc wręczył mi klucze do sali bokserskiej i to był dla mnie przełomowy moment, bo od tamtego dnia zacząłem chodzić codziennie. Także w soboty i niedziele. Byłem na każdym treningu.
– Inaczej, sam trenowałem w każdy dzień. Nawet w Sylwestra, w Boże Narodzenie. Mocno się w to zaangażowałem i wiedziałem, że muszę przegonić całą resztę, także tych, którzy zaczęli wcześniej.
– Gdy przechodziłeś do Legii, czułeś, że zrobiłeś ogromny krok w kierunku profesjonalnej kariery piłkarza, a nie zawodnika MMA?
– To była duma dla mnie i dla całej mojej rodziny, bo to był najlepszy klub w Warszawie. Wszystkie turnieje wygrywaliśmy, zawsze byliśmy pierwsi i to z dużą przewagę nad resztą. Braliśmy udział w turniejach ogólnopolskich. To był jakiś rodzaj nobilitacji. Czuło się, że jest się w profesjonalnym miejscu, mimo że byłem wtedy juniorem.
– Treningi były prowadzone przez profesjonalistów, którzy już wtedy mieli bardzo dużo wiedzy na temat fizjologii, o tym, jak powinno wyglądać przygotowanie i dlatego Legia się wyróżniała. Dużo jej zawdzięczam. Pierwszy kontakt ze sportem. Nauczyłem się, że trzeba ciężko pracować, żeby coś osiągnąć. Oni prowadzili te treningi bardzo fachowo. Nie występowały u nas kontuzje. Rówieśnicy, którzy grali w innych klubach i na treningach skupiali się na gierce, to nie koniecznie im to służyło i różnie się to kończyło.
– Kto był twoim trenerem w Legii?
– Na początku Piotr Strejlau, a później Tomasz Sokołowski. Piotrek to syn Andrzeja Strejlaua, natomiast Tomek Sokołowski to wiadomo, zasłużony, były piłkarz Legii. W swoim najlepszym czasie reprezentował kadrę Polski. Był też Krzysztof Dębek. Sporo tych trenerów się przewinęło, bo był w Legii taki system, że co dwa lata zmieniali nam szkoleniowców.
– Piłka nożna to były takie podwaliny pod wykształcenie charakteru sportowca, który nie boi się ciężko pracować, jest systematyczny, punktualny, szanuje trenera, przeciwników?
– Oczywiście, że tak. Każdy sport wymaga podobnych cech charakteru, niezbędnych do tego, by zostać w danej dyscyplinie mistrzem czy zawodnikiem na wysokim poziomie. Piłka nożna się do tego przyczyniła, ale wiem, że nie tylko moja historia tak się zaczęła. Wiem, że wielu zawodników sportów walki zaczynało jak piłkarze, a potem w pewnym momencie przerzucali się na sporty walki.
– Takich przypadków jest wiele. Piłka nożna kształtuje też odpowiednią koordynację, wydolność. Wiele aspektów się rozwija i jest to pomocne w dalszej części kariery, chociaż myślę, że gdybym mógł cofnąć czas, to w tych latach młodości postawiłbym na zapasy, bo wiadomo, że w MMA zapasy są bardzo, bardzo istotne.
– Na jakiej pozycji grałeś jako piłkarz?
– Zaczynałem jako napastnik. Strzelałem nawet po pięćdziesiąt goli w sezonie, więc dosyć dużo. Później byłem pomocnikiem. Grałem też na prawej obronie, więc można powiedzieć, że praktycznie wszystkie pozycje poza bramkarzem zwiedziłem. Gdy zacząłem przygodę ze sportami walki, to za piłką nożną nawet nie tęskniłem, bo po prostu miałem na czym skupić swoją uwagę.
– Tyle bramek zdobyłeś, bo już wtedy się ciebie bali czy miałeś ponadprzeciętne umiejętności w porównaniu do rówieśników?
– Nie, ja byłem wtedy szczupłym chłopakiem. Wysoki byłem zawsze, ale wtedy też chudy. Nie byłem chyba aż tak silny, jak jestem teraz. Oczywiście, jak na swój rocznik dawałem radę. Pamiętam, że zwłaszcza w Radości grałem w starszych rocznikach i też sobie świetnie radziłem. Byłem dość dobrze rozwinięty jak na swój wiek, ale mimo wszystko różnicę robiły umiejętności. Tak samo jak trenując sporty walki, tak wkładałem całe serce, gdy trenowałem piłkę. Często nawet zostawałem sam po treningach, żeby się rozwijać jeszcze szybciej niż rówieśnicy.
– Nawet twój ostatni przeciwnik, Tomasz Romanowski, rozpoczynał od piłki nożnej i był w kadrze województwa, a teraz będzie walczył o pas KSW.
– Tak, myślę, że wielu zaczynało w ten sposób. To jest po prostu bardzo popularny sport w Polsce. Każdy mały chłopak na początku marzy o tym, żeby zostać piłkarzem. Później różnie to bywa. Wiem, że z mojego rocznika kilku wciąż gra. Michał Żuchowski jest w Ekstraklasie, a jeżeli chodzi o takich, którzy osiągnęli większy sukces, to oni są ze starszego rocznika: Furman, Żyro, Wolski.
– Z trenerem Banasikiem twoje drogi gdzieś się w Legii przecięły?
– Banasik był trenerem rocznika 95'. Ja byłem dwa lata starszy. Znamy się, natomiast sam osobiście u niego nie trenowałem.
– Zostałeś miłośnikiem piłki nożnej od innej strony, od strony trybun?
– Szczerze, w ogóle tego nie śledzę. Meczem oglądam tylko, gdy gra drużyna narodowa. Klubowe mecze mało mnie interesują. Jak już coś oglądam, to raczej są to sporty walki. Żeby były emocje w piłce nożnej, to dla mnie musi grać reprezentacja Polski.
– Rozumiem, że w takim razie wielkiego połączenia emocjonalnego z Legią także nie znalazłeś?
– Nie, mam wielu przyjaciół, którzy kibicują i też jestem za Legią, natomiast na pewno nie emocjonuje się, jak to wszystko wygląda, jak kończy się sezon, na których miejscach są poszczególne kluby, jacy są zawodnicy. Jeżeli chodzi o to ostatnie, to w ogóle zostałem chyba na etapie Saganowskiego i Włodarczyka.
– Zresztą tak dodam, że za młodu wzorowałem się na piłkarzach. Traktowałem ich w kategorii bohaterów, a później tych piłkarzy Legii spotykałem w klubie na imprezie. Ja akurat jestem sportowcem i podchodzę profesjonalnie do swojego rzemiosła, a spotykałem ich palących papierosy i spożywających spore ilości alkoholu, więc stwierdziłem, że nie będę się emocjonował wynikami ich meczów, bo oni sami tego na poważnie nie biorą.
– A jako młody chłopak miałeś już taki pociągi do sportów walki? Jak było nieporozumienie w szkole, to wyjaśniałeś je pięściami?
– Nie, kompletnie nie. Byłem bardziej spokojny... może nie jakoś bardzo spokojny, ale takich sprzeczek, solówek to miałem tylko dwie. Obie wygrane, ale nie było tego dużo. Ogólnie zawsze miałem też raczej więcej przyjaciół niż wrogów, więc też nie robiłem takich problemów. Ja sam nigdy nikogo nie zaczepiałem. Jeśli musiałem, to się broniłem.
– Gdy podjąłeś decyzją o rezygnacji z piłki, dochodziły do ciebie takie słowa z własnego środowiska, może od rodziców, że najzwyczajniej w świecie szkoda, bo mogłeś osiągnąć coś wielkiego?
– Ze strony najbliższej rodziny takie komentarze były, ze strony ludzi, którzy śledzili moją karierę piłkarską, też się pojawiały. Ja jestem jednak takim człowiekiem, że idę za głosem serca. Idę robić, to co czuję, co lubię. Nigdy nie były istotne dla mnie na przykład kwestie finansowe. W piłce nożnej są bardziej lukratywne warunki, a ja postawiłem na swoją pasję, nie mając żadnego zapewnienia, że cokolwiek się uda. Totalnie odstawiłem piłkę z dnia na dzień. Postawiłem na to, co kocham i tak jest do tej pory. Nie żałuję swojej decyzji.
– Przez większość czasu trenowałeś kickboxing. Na samym początku była tylko stójka czy już znajdował się czas na parter?
– Nie, gdy walczyłem w K-1, to tylko na tym się skupiałem. Jak chcesz rywalizować z najlepszymi w kraju czy na świecie, to musisz skupić się tylko i wyłącznie na tym. Gdy za dwa tygodnie masz walkę w K-1 i dodatkowo robisz parter, to w żadnym stopniu ci to nie służy. Przez te wszystkie lata, gdy walczyłem w formule K-1, tylko na tym się skupiałem.
– Skąd decyzja, żeby w pewnym momencie przejść do MMA? Brak większych wyzwań w Polsce?
– Po pierwsze, myślę, że to MMA było dla mnie jakimś wyzwaniem. Nowa formuła i wyjście z takiego marazmu, bo w MMA wszystko było dla mnie nowe. Czułem, że z treningu na trening uczę się bardzo dużo. W kickboxingu te treningi były podobne przez wiele, wiele lat. Żeby się nie nudzić, zmieniłem formułę. Drugi motyw był taki, że w federacjach MMA jest więcej walk, więcej federacji, to wszystko jest bardziej profesjonalne. Oprócz tego zarobki są dużo większe. Tych czynników było sporo.
– Patrząc na twojego Instagrama, można odnieść wrażenie, że podróże i walki to całe twoje życie. Które miejsce na Ziemi jest dla ciebie wyjątkowe?
– Z tych krajów, które dotychczas odwiedziłem, najciekawsza była Kolumbia. Piękny kraj, który ma piękną naturę. Poznałem tam wielu wspaniałych ludzi. Podróż niezapomniana. Byłem tam przez miesiąc. Poprowadziłem nawet trzy seminaria sportowe. Między innymi dla kadry Kolumbii w boksie tajskim, także była to niesamowita wycieczka, chociaż też trzeba było mieć się na baczności, bo nie jest to najbezpieczniejszy kraj na świecie. Mam jednak wspaniałe wspomnienia i kiedyś na pewno wrócę do Kolumbii.
– Oprócz niej, oczywiście Tajlandia. Byłem tam już chyba z siedem razy. Na pewno wiele razy jeszcze odwiedzę. Poza tym Stany Zjednoczone, jedyne w swoim rodzaju. Teraz po walce mam w planie odwiedzić Peru i jeżeli dobrze pójdzie, to jeszcze Brazylię. Za jednym razem może uda się odhaczyć dwa kraje. Ogólnie bardzo jaram się Ameryką Południową. Tamte kierunki obieram często.
– Ameryka Południowa jest niezwykle bogata kulturowo, ale – tak jak powiedziałeś – nie najbezpieczniejsza. Po zmroku sam z domu nie wychodziłeś?
– Przeważnie tam akurat znałem tych wszystkich lokalsów, więc wychodziliśmy. Raz ruszyliśmy właśnie do takiego najniebezpieczniejszego miejsca w Cali już w nocy, ale akurat wtedy byłem z osobami, które stamtąd są, które się tam wychowywały i żyją całe życie, więc wiedzą, jak się zachować i nic nam się nie stało. Nie mieliśmy żadnych ekstremalnych sytuacji.
– A z którego kraju wyciągnąłeś najwięcej pod względem sportowym? Gdzie odkryłeś najcenniejsze tajemnice tej sztuki?
– Taki najdłuższy camp był w Tajlandii. Tam byłem już parę razy i wiele się nauczyłem. Była też okazja sparować z zawodnikami zza granicy. Między innymi z Chamzatem Czimajewem. Zrobiliśmy dwie rundy, będąc w Tigerze, więc myślę, że ta Tajlandia pod kątem sportowym jest u mnie na pierwszym miejscu. Chciałem też zrobić camp w Stanach Zjednoczonych, ale miałem pecha. Na pierwszym treningu w Miami zerwałem więzadła.
– Trenowałem też w Meksyku kilka tygodni, ale akurat pod okiem kubańskiego trenera. Też wyciągnąłem stamtąd kilka fajnych rzeczy. Ogólnie myślę, że podróże kształcą. Nie tylko sportowo, ale ogólnie życiowo. Można wiele rzeczy się nauczyć, poznać wielu wspaniałych ludzi, zobaczyć niesamowite miejsca, jak żyją inni ludzie, ale oczywiście przy okazji można też wyciągnąć coś pod kątem sportowym. Czy byłem na Dominikanie, czy w Kolumbii, to wszędzie trenowałem. Łączę podróżowanie z trenowaniem. Po pierwsze, jestem osobą, która lubi trenować. A po drugie, zawsze mnie ciekawi, jak trenują inne osoby w konkretnym kraju.
– Podczas sparingów z Czimajewem czułeś, że to jest już ta najwyższa półka w tym zawodzie?
– Zapaśniczo na pewno. Naprawdę bardzo mocny zawodnik MMA. Bardzo kompletny. Jeśli chodzi o samą stójkę, to dopóki byliśmy na stojąco, to wszystko szło dobrze, natomiast bardzo wysoki poziom zapasów, bardzo szybki w obalaniu, także w kontroli na ziemi. Zawodnik z najwyższej półki. Wygrywając kilka walk z rzędu, doprowadził do tego, że niektórzy zawodnicy nawet nie chcą z nim walczyć. Fajnie było zrobić parę rund, natomiast warto pamiętać, że to było w czasach, gdy ten mój parter był zdecydowanie gorszy.
– Widziałem, że miałeś też okazję być na festiwalu Tomorrowland. Jesteś fanem muzyki elektronicznej?
– Tak, ja bardzo lubię muzykę elektroniczną, techno. Tomorrowland to najwyższa półka na świecie, jeśli chodzi o ten typ muzyki. Byłem dwa razy i na pewno w tym roku także się pojawię. Impreza festiwalowa, a impreza klubowa to w ogóle dwie różne sprawy. Myślę też, że inni ludzie chodzą do klubów, a inni na festiwale. To jest zupełnie coś innego. Jeżeli chodzi o imprezy klubowe, to raczej trudno mnie w takich miejscach spotkać. Maksymalnie raz w roku jestem i to najczęściej na kogoś urodzinach. Staram się nie bywać w takich miejscach, bo nie lubię, źle się tam czuję, natomiast na festiwalu czuję się zdecydowanie lepiej. Też nie mam tyle czasu na takie formy rozrywki, więc także zdarza się to raz lub maksymalnie dwa razy w roku.
– Wracając do sportu, ostatnio byłeś na wysokiej fali i spadłeś z niej, przegrywając z Tomaszem Romanowskim. To była taka otwarta "bitka". Czego zabrakło, żeby przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść?
– Czy ja spadłem z jakiejś fali? Raczej bym tak tego nie nazwał. Bardziej ta walka mi wiele dała, niż zabrała. Dałem się poznać dużo większej grupie osób. Wcześniej kibice mnie nie znali, bo walczyłem w innych federacjach. Walczyłem w rosyjskiej federacji ACA, w której nokautowałem przeciwników. To jednak nie jest to samo, co KSW. Tutaj stanąłem naprzeciwko rywala, który będzie walczył o mistrzowski pas. Zdecydowanie top. Nokautował wszystkich po kolei. Ze mną miał ciężką przeprawę. Wielu mówiło nawet po walce, że werdykt powinien być odwrotny. Walka była bardzo wyrównana i nie traktuję tego jako jakąś wielką porażkę. Zebrałem doświadczenie i mam nadzieję, że uda się zrewanżować.
– Jesteś zawodnikiem, któremu wielu już wieszczyło ten mistrzowski pas. Jednocześnie słyszałem wiele takich opinii, że jesteś obecnie zbyt jednowymiarowym zawodnikiem, by zostać mistrzem. Zgodzisz się z tym?
– Wiesz co, ja w zasadzie od kiedy zacząłem trenować MMA, to skupiłem się na wszystkich tych elementach, których nie było w kickboxingu. Poziom na pewno wywindował mocno do góry. Taką opinię może ktoś mieć, ale to zobaczymy. Wszystko pokażą kolejne walki. Ta najbliższa będzie dopiero moją ósmą walką w MMA. Mogę powiedzieć, że rozwijam się bardzo szybko. Trenuję z takimi zawodnikami jak chociażby Bartek Fabiński, zawodnik UFC, który słynie z tego, że kontroluje swoich przeciwników. Jego statystyki wyglądają tak, że w trakcie dotychczasowych walk w UFC miał swoich rywali w parterze przez 81 procent czasu. To jest mój etatowy sparingpartner, z którym pracuję cały czas. Kolejny to Przemek Szyszka.
– On słynie z tego, że też woli przewracać i toczyć tę walkę w parterze. To są moi sparingpartnerzy na co dzień, więc ja cały czas w tych płaszczyznach dużo pracuję. Tyle lat trenowałem kickboxing, więc w stójce czuję się pewnie, ale też nie czuję, żebym odstawał parterowo. Wiadomo, taki Michał Materla robi to już 20 lat, więc pewnie będzie szukał swoich szans właśnie w parterze, natomiast każdy ma swój plan i zobaczymy, komu uda się lepiej wprowadzić strategię w życie.
– Pojawiają się czasami chęci, żeby namówić trenera na spróbowanie parteru w trakcie walki?
– To wychodzi naturalnie. Można prognozować wiele rzeczy, ale to walka pokaże. Sam wiele walk widziałeś. Niektórzy zawodnicy planują, a potem wchodzą do oktagonu i wychodzi całkowicie inaczej. Ja nie planuję. Staram się być przygotowanym na każdą z trzech płaszczyzn: stójkę, parter oraz zapasy, żeby 3 czerwca wyjść na 100 procent swoich możliwości.
– Uważasz Michała za takiego starego, zranionego lisa, którego trzeba dobić, czy wciąż jest to groźny zawodnik, na którego będziesz musiał bardzo uważać?
– Michał jest na pewno groźnym zawodnikiem, który w klatce KSW jest już od wielu, wielu lat. Zawsze taki zawodnik jest groźny. Jeżeli ktoś zapytałby mnie, czy Michał jest w swoim prime'ie, to powiedziałbym, że jest już po, natomiast cały czas jest niebezpieczny, cały czas jest groźny. Wie, co robi w klatce. Ma na pewno swoje atuty, ja mam swoje i postaram się je jak najlepiej wykorzystać.
– Z Tomkiem Romanowskim walczyłeś na małej, kameralnej hali. Tym razem wielki, 50-tysięczny PGE Narodowy. Jesteś na takim etapie, że ta otoczka, anturaż, mogą nieco "związać ręce"?
– Nie, ja już dużo walk zawodowych mama za sobą. Stoczyłem ponad 20 walk w kickboxingu. Walczyłem u siebie, walczyłem za granicą. Niekiedy walczyłem wręcz w paszczy lwa, więc walka w Warszawie przy swojej publiczności to jest coś, co tylko i wyłącznie może mnie nieść. Wyjdę po to, żeby dać z siebie wszystko.
– Wizja tego, że announcer wykrzyczy "Radosław Paczuski", wyjdziesz do oktagonu, zobaczysz ten monstrualny obiekt i kibiców, którzy cię wspierają, to wywołuje w tobie jakiś dziecięcy wręcz entuzjazm, ekscytację?
– Teraz, gdy o tym myślę, to jest taka ekscytacja. Jest na pewno radość. Sam fakt, że to coś, co będzie można wspominać już do końca życia. Tylko i wyłącznie optymistycznie na to patrzę i jest to dla mnie pozytyw, że jako zawodnik będę mógł zawalczyć w takim miejscu. Gdy się zaczynało, to walczyło się po piwnicach, gdzie było pięciu kibiców, a teraz. To fajne podsumowanie kariery. Można spojrzeć z tego punktu na drogę, którą się przebyło i być z tego zadowolonym, że było warto.
– Powiedziałeś o podsumowaniu, ale chyba wciąż spora część kariery w MMA nadal jest przed tobą?
– Dokładnie tak. Planuję jeszcze co najmniej kilka lat walczyć. Teraz mam 30 lat i do 36 roku życia będę walczył na pewno, a co będzie potem, to będziemy reagować. Zobacz na Janka Błachowicza, który ma 39 i jeszcze walczy na najwyższym poziomie mistrzowskim w UFC. Trzeba słuchać swoje ciała. Jeżeli to ciało będzie wciąż zdolne, to będę walczył jak najdłużej
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (1004 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (88 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.