W tej chwili w lidze tajskiej nie ma Polaków, ale za to jest jeden piłkarz polskiego pochodzenia. Alexander Tkacz przez wiele lat grał w szwedzkiej Landskronie, natomiast rok temu zdecydował się na radykalną zmianę. O swoich polskich korzeniach, treningach u Henrika Larssona oraz poziomie tajskiego futbolu.
Przemysław Chlebicki, TVPSPORT.PL: – Jak ci się żyje w Tajlandii?
Alexander Tkacz, piłkarz Prime Bangkok FC: – Przyleciałem tu mniej więcej sześć miesięcy temu. Początkowo pomieszkiwałem w hotelach, bo próbowałem sił w różnych klubach. W końcu, w centrum Bangkoku, znalazłem drużynę. Teraz wynajmuję niewielkie mieszkanie, ale w niesamowitym miejscu. Nie mogę narzekać.
– Dlaczego wybrałeś właśnie ten kraj?
– Zawsze chciałem zagrać poza Szwecją. Po latach w Landskronie podjąłem decyzję o tym, że trzeba spróbować czegoś nowego, bo wcześniej zawsze trudno było mi znaleźć na to odpwoiedni moment. Pewnego dnia powiedziałem w klubie, że chcę coś zmienić. Moja decyzja spotkała się ze zrozumieniem. A potem poleciałem do Tajlandii, trochę w ciemno. Ale trafiłem w odpowiednie miejsce.
– Nie jesteś jedynym Szwedem w drużynie. Miało to wpływ na twój wybór?
– Tak, jest nas trzech. Jednego z nich znam od dziesięciu lat, bo zaczynaliśmy razem w tym samym klubie. Kilka miesięcy temu trener powiedział, że chce pozyskać jakiegoś dobrego zawodnika do klubu. Powiedzieliśmy trenerowi, że mamy dobrego znajomego ze Szwecji, który też mógłby u nas zagrać. I ostatecznie dołączył do nas.
– Widziałem, że szybko awansowałeś na kapitana.
– To prawda, ale nie jestem kapitanem za każdym razem – zmieniamy się. Mamy dość młodą drużynę, a ci najbardziej doświadczeni wymieniają się opaską. Zauważyłem też, że jestem dobrym przykładem dla młodszych. Mam z nimi dobry kontakt, pomagałem im z dobrym skutkiem i trenerzy to zauważyli.
– A jak oceniasz piłkarski profesjonalizm w Tajlandii?
– Liga egzotyczna, kraj egzotyczny... Ale są tam zawodnicy, którzy mogą się pochwalić doświadczeniem w zawodowej piłce. Powiedziałbym jednak, że trzecia liga tajska jest równa najlepszym drużynom trzeciego poziomu w Szwecji. Czasami widać różnice w podejściu do gry. W Tajlandii rywale łatwiej się poddają. Gdy prowadzisz trzema golami, przeciwnicy już nie nawiązują walki, po prostu czekają na końcowy gwizdek. Ale z drugiej strony – jest kilku zawodników dobrych technicznie i szybkich.
– Chciałbyś zostać tu na stałe po zakończeniu kariery?
– Powiem ci, że bardzo mi się tu podoba. Chciałbym tutaj zostać jeszcze przynajmniej do końca roku. Ale myślę, że potem wrócę do Szwecji i już tam pozostanę. Chociaż niewykluczone, że jeszcze zmienię zdanie.
– Co cię łączy z Polską?
– Można powiedzieć, że połowa mojej rodziny to Polacy. Moja mama urodziła się w Polsce, lecz wyjechała do Szwecji mając 25 lat. Odwiedzaliśmy Polskę wiele razy – jeździłem tam z moją rodziną każdego roku, gdy byłem dzieckiem. W ostatnich latach to jednak nasza rodzina z Polski częściej nas odwiedza. Próbowałem trochę mówić po polsku, ale nie jest łatwo! Chociaż umiem powiedzieć: nazywam się Alexander.
– Czy zawodowo miałeś styczność z Polską? Kontaktowały się z tobą kluby z kraju?
– Nie, tylko wiele lat temu rozmawiałem z jednym dziennikarzem z Polski, który tak jak ty, był zainteresowany moimi korzeniami oraz moją karierą. To bardzo miłe, że zwróciliście na mnie uwagę.
– Może chciałbyś przyjechać tu na dłużej?
– Na pewno byłoby warto, choćby dla polskiego jedzenia! Bardzo lubię polskie mięso, szczególnie kiełbasę.
– Wiele lat spędziłeś w Landskronie. Które momenty w tym klubie uważasz za najlepsze?
– Prawdę mówiąc, było tyle samo dobrych, ile złych momentów. Awansowaliśmy do Superetten drugi poziom rozgrywkowy w Szwecji), ale też spadaliśmy. Graliśmy też kilka razy z topowymi klubami w kraju w Pucharze Szwecji.
– I twoim trenerem przez pewien czas był słynny Henrik Larsson.
– Prowadził Landskronę, gdy wchodziłem do pierwszej drużyny. To było ciekawe doświadczenie mieć taką postać jako trenera. Pamiętam jeden trening, gdy zagrał z nami. Gdy atakował, mogłem tylko patrzeć, jak to robi. Radził sobie jak młody zawodnik, choć już miał czterdziestkę. Koledzy z drużyny do mnie krzyczeli: Alex, co ty wyprawiasz! Poza tym, Larsson był bardzo pomocny. I to właśnie u niego zadebiutowałem na seniorskim poziomie.
– Myślisz o tym, co będziesz robił po zakończeniu przygody z piłką?
– Na razie się skupiam głównie na tym, co robię teraz. Nie jestem pewny tego, czym się zajmę w przyszłości. Może spróbuję jako trener, a może znajdę jakiś inny sposób na życie – w Szwecji albo Tajlandii. Na razie nie mam pewności, co dalej.