Jan Szymański ma w dorobku brązowy medal igrzysk olimpijskich w Soczi, który zdobył z kolegami w biegu drużynowym. W ubiegłym roku oficjalnie ogłosił zakończenie kariery. Na łamach "Przeglądu Sportowego" wyjaśnił powody tej decyzji. Przy okazji zdradził, jak reagują kibice, gdy spotykają go w kwiaciarni, w której pomaga.
22 lutego 2014 roku, igrzyska olimpijskie w Soczi. Polska drużyna w składzie: Jan Szymański, Konrad Niedźwiedzki, Zbigniew Bródka pokonała Kanadyjczyków i zdobyła brązowy medal. Był to piąty medal dla naszego kraju na tych igrzyskach. Chociaż początek rywalizacji o 3. miejsce wcale tego nie zapowiadał.
Mathieu Giroux, Lucas Makowsky i Denny Morrison zaczęli bardzo mocno. Już po drugim okrążeniu mieli sekundę przewagi, po chwili ją podwoili, ale biało-czerwoni zaczęli ich gonić! Na dwa okrążenia przed końcem polscy panczeniści już prowadzili. Zdecydowanie lepiej rozłożyli siły i wygrali z czasem 3:41:94. Rywale stracili do nich 2,34 s.
– Wiedziałem, że idę na zawody i bieg, od którego będzie bardzo dużo zależało w moim życiu – wspomina Jan Szymański na łamach "Przeglądu Sportowego".
– Pamiętałem, co się działo cztery lata wcześniej w Vancouver, gdy medal zdobyły nasze dziewczyny i co one zyskały dzięki temu medalowi. To nie musiały być moje ostatnie igrzyska, ale jednocześnie taka szansa mogła się już nie trafić.
***
10 lat później, Poznań. Jan Szymański zakończył już karierę . – Z własnej woli odsunąłem się od łyżwiarstwa i całego środowiska – tłumaczy Jan Szymański.
– Chciałem wrócić do mojego rodzinnego Poznania i tutaj mieszkać. Nie ukrywam, że byłem mocno zmęczony liczbą zgrupowań. Nie mogę jednak narzekać. Mam swoje studio treningowe w Poznaniu, swoich podopiecznych, z którymi pracuję.
– Mam co robić. Przez prawie cały tydzień zaczynam zajęcia o godz. 6 rano. Pracuję głównie z amatorami, ale mam młodego piłkarza, kolarza, wrotkarzy – dodaje. – Cieszę się z tego, co robię.
Medalistę olimpijskiego można też spotkać w... kwiaciarni. – Prowadzi ją moja mama. Czasem jej pomagam, moja dziewczyna też. To rodzinny biznes, trzeba się wspierać. Organizujemy też śluby, wtedy jestem angażowania do rozwożenia czy rozstawiania dekoracji – wyjaśnia Jan Szymański.
– Czasem ktoś mówi coś w stylu "chyba pana kojarzę". Ale nie oszukujmy się – łyżwiarstwo nigdy nie było popularnym sportem. Nawet w tym sezonie chłopaki osiągają bardzo dobre wyniki w sprincie, a jest o nich mało w porównaniu na przykład do skoczków narciarskich.
Czy nie tęskni za łyżwiarstwem? – W zeszłym roku byłem na Pucharze Świata w Tomaszowie Mazowieckim – przyznaje. – Pojeździłem i pokibicowałem. Potem w połowie grudnia dzięki niskim temperaturom udało mi się pojeździć na jeziorku w Poznaniu. Nie mam ciśnienia, by jeździć regularnie na łyżwach.