Żółta kartka w short tracku oznacza nie tylko wykluczenie zawodnika z dalszej rywalizacji, ale i zepchnięcie go w odmęty klasyfikacji. Dlatego Kamila Stormowska, mimo że w niedzielę doszła do półfinału World Touru w Montrealu, dostanie za to okrągłe zero punktów. Przepis obowiązujący w dyscyplinie od lat jest drakoński. Zabijający to, co kibice chcieliby oglądać na torze: ściganie aż do końcowych metrów.
Pierwsze zimowe podium dla Polski! Michał Niewiński z brązowy medalem
W short tracku kluczowy jest nie czas, a to, kto jako pierwszy dojedzie do mety. Niezależnie od dystansu. Żeby zawodnicy walczący często ramię w ramię zachowywali się fair, określono przepisy. Jak w każdej dyscyplinie. Najprościej rzecz ujmując: jeśli jeden z łyżwiarzy spowoduje upadek drugiego, karany jest wykluczeniem. Jest wówczas klasyfikowany jako ostatni w swoim biegu. Poszkodowany może natomiast zostać decyzją arbitrów dołączony do kolejnej rundy, ale tylko, wówczas gdy w momencie zdarzenia był na pozycji "biorącej".
Poza zwykłym wykluczeniem (PEN), sędziowie mogą nałożyć również inną, znacznie mocniej odczuwalną w skutkach karę. Żółtą kartkę. Ta skutkuje spadkiem nie na ostatnie miejsce w danym biegu, lecz w klasyfikacji w ogóle. Łyżwiarz naraża się na taką sankcję najczęściej, jeśli podczas jednego biegu popełni dwa wykroczenia, które skutkowałyby zwykłym wykluczeniem. Lub też, co obowiązuje od niedawna, jeśli na ostatnim okrążeniu wykona manewr powodujący zagrożenie.
W przypadku Stormowskiej w World Tourze w Montrealu zastosowano tę drugą interpretację. Polka w swoim półfinale jechała trzecia, ale miała Florence Brunelle tuż przed sobą. Zaatakowała w ostatnim wirażu i popełniła błąd, w rezultacie którego upadły obie. Bezsprzecznie zawiniła. Nie zgadzam się jednak, że jej atak był takim typu "do or die". O kolizji zadecydował błąd naszej zawodniczki, podobnie jak wcześniej błąd Sjinkiego Knegta spowodował upadek Michała Niewińskiego i Shogo Miyaty w ćwierćfinale rywalizacji na 1000 metrów mężczyzn. Tamten też miał miejsce na ostatnim okrążeniu. Dołączenie poszkodowanych i kara dla winowajcy w obu przypadkach były oczywiste. Żółta kartka – dyskusyjna (Holender został ukarany zwykłym wykluczeniem).
KARA NIERÓWNOMIERNA Z WINĄ
Niemniej, nie piszę tego komentarza, by kłaść się Rejtanem i udowadniać, że żółta kartka Stormowskiej była niesłuszna. Być może po rozmowie z sędziami zmienię optykę. Być może jutro lub pojutrze przyznam rację panu Haroldowi Janssenowi, który w tej sytuacji decydował. Nie przyznam natomiast racji Międzynarodowej Unii Łyżwiarskiej (ISU), która stworzyła tak drakoński regulamin.
Zawsze będę oburzał się na to, że żółta kartka, niezależnie od etapu, powoduje zepchnięcie zawodnika na samo dno klasyfikacji. Jest to sankcja nierównomierna z winą. Skazywanie na dożywocie za kradzież batonika.
Po pierwsze: to pochwała bierności
Żółte kartki nie są rzadkością. Akurat teraz Stormowska została ukarana w ten sposób na etapie półfinału. Nie raz zdarzało się, że sędziowie decydowali o żółtej kartce nawet w finale. Taką sytuację w ubiegłym sezonie (też zresztą w Montrealu) miał m.in. Felix Pigeon. Zawodnik przebija się przez kolejne etapy: przechodzi eliminacje, ćwierćfinał, półfinał, w końcu staje do walki o medale. Wszystko po to, by na koniec zająć jakieś 56. miejsce. I otrzymać okrągłe zero punktów do klasyfikacji generalnej.
Z mojej perspektywy: to nie fair. Dlaczego ktokolwiek, kto wszedł do półfinału czy finału, ma na koniec mieć mniej punktów niż rywal, którego pokonał na etapie ćwierćfinału? Dlaczego lepiej odpaść wcześniej niż awansować i popełnić wykroczenie? Dlaczego lepiej odpuścić niż ścigać się do końca?
Po drugie: waga kartki jest tym mniejsza, im... większa ranga zawodów
Co więcej, sama żółta kartka waży znacznie mniej podczas igrzysk olimpijskich lub mistrzostw świata niż podczas World Touru (dawniej Pucharu Świata). W zawodach, w których liczą się medale, nie ma znaczenia, czy przewinienie będzie miało skutek w postaci zepchnięcia zawodnika na 5., 7. czy 67. miejsce. Gdy walka trwa o każdy punkt do klasyfikacji generalnej, różnica jest już kolosalna.
I jasne: istnieje potrzeba, aby sędziowie dysponowali w arsenale karą mocniejszą od wykluczenia. Skutki żółtej kartki są jednak zdecydowanie zbyt dotkliwe. Sprawiedliwsze niż wykluczanie z trwających zawodów i anulowanie tym samym wszystkiego, co dany łyżwiarz już w nich osiągnął, byłoby przełożenie tego na zawody kolejne.
Być może sprawiedliwiej byłoby, gdyby żółta kartka przynosiła doraźnie skutek identyczny jak zwykłe wykluczenie, a jednocześnie nakładała na zawodnika coś w rodzaju "punktów karnych"? Tak, żeby na przykład dwie lub trzy żółte kartki powodowały w rezultacie, że dany łyżwiarz nie mógłby wystąpić w kolejnych zawodach World Touru na danym dystansie?
Rozwiązań dotkliwych, ale nie odbierających przy tym zawodnikowi tego, co już wypracował, dałoby się znaleźć zapewne znacznie więcej. Kolejny World Tour rozpocznie się tuż po Halloween. Stąd końcowy apel o to, by nie zabijać ducha. Ducha sportu, rzecz jasna. Uczestnicy finału zawsze powinni zgarniać więcej niż ci, którzy nie byli w stanie do tego etapu awansować.