W piątek w Lillehammer ruszy sezon Pucharu Świata 2024/25 w skokach narciarskich. TVPSPORT.PL oddaje głos dyrektorowi cyklu Sandro Pertile. – Wkraczamy w fazę dużej przemiany naszej dyscypliny. Oby skutecznej. Myślę, że odkąd jestem, miałem już więcej wyzwań niż Walter Hofer przez 30 lat pracy – mówi Włoch. Opowiada o drugim kontrolerze sprzętu, niedoborze nart i tym, kto niedługo straci miano gospodarza zawodów. Oraz jaki nowy cykl może zasypać im ten brak.
👉 Tak Stoch będzie funkcjonował z kadrą Thurnbichlera. Specjalne ustalenia z jego teamem
Obiekty Lysgardsbakken do niedzieli będą najważniejszym miejscem świata skoków narciarskich. To tu, w Lillehammer, w piątek ruszy karuzela Pucharu Świata. Miejsce jest szczególne, bo w tym samym po raz ostatni w życiu funkcję dyrektora cyklu pełnił Walter Hofer. Sandro Pertile, który go wówczas zastąpił, mówi teraz w rozmowie z TVPSPORT.PL: – chcę zostawić skoki mocniejsze niż takie, jakie otrzymałem od niego w 2020 roku.
***
Michał Chmielewski, TVP Sport: – To twój piąty sezon w roli szefa skoków. Szybko zleciało?
Sandro Pertile, dyrektor PŚ w skokach: – Za szybko.
– Po takim stażu nadal czeka się, aż się zacznie, z taką samą ekscytacją, co za pierwszym razem?
– Szczerze? Nie wiem, czy nie jest to zima, do której podchodzę najbardziej zrelaksowany ze wszystkich.
– Mocno się zaczyna.
– Może. Ale tak czuję. Mam w głowie to wszystko, co przepracowaliśmy przez lato. Odbyłem dziesiątki godzin rozmów. Poruszyliśmy z zespołem tuziny tematów. Spojrzeliśmy w przyszłość, nakreśliliśmy pewne drogi, którymi pójdziemy. Ta machina jest duża i dobrze działa. Zostawiliśmy mnóstwo zdrowia, żeby wszystko dopiąć. To daje mi prawo, aby teraz czuć spokój. Mam wrażenie, że jesteśmy przygotowani do sezonu lepiej niż kiedykolwiek dotąd, odkąd pełnię stanowisko.
– A w okresie oczekiwania i przygotowań to są zawsze takie same wyzwania?
– Nie. One narastają z każdym rokiem, niestety. Ale takie kwestie jak kryzys ekonomiczny, koronawirus, puste trybuny – to już, mam nadzieję, za nami. Wiesz, czasami myślę, że w tym krótkim czasie miałem już więcej kłód do przeskoczenia niż Walter Hofer przez 30 lat swojej kadencji. Świat zaczął zasuwać w niewiarygodnym tempie. Choćby ostatnio: kwestia producentów nart po tym, jak wycofali się Niemcy. Środowisko mówi: nie pamiętamy, kiedy rynek był ostatnio tak słaby. Kiedy ostatnio tak trudno było pozyskać partnera sprzętowego. Nie doświadczali tego wcześniej.
– To jest główny problem skoków: że nie ciągną za sobą rynku dla amatorów, tak jak robią to zjazdy.
– Niestety. Ale tego nie da się zmienić. Potrzeba innego podejścia do sprawy. Szukamy.
– Dużo więcej szukacie.
– Tak. A o tym, co znaleźliśmy, opowiemy w przyszłym roku. Po igrzyskach we Włoszech, na razie powiem ogólnikowo, nasz sport czeka duża modernizacja.
– Tak wyobrażałeś sobie funkcję dyrektora Pucharu Świata, gdy podpisywałeś pierwszy kontrakt?
– Zgadza się to, że to jest bardzo trudne. I tym bardziej doceniam, że w poprzednich latach zdobyłem mnóstwo doświadczeń, pełniąc inne role: organizatora konkursów, speca od marketingu, delegata technicznego, którym przy Hoferze byłem przez długie lata. Byliśmy zawodowo blisko, więc mogłem przyglądać się, jak działa i na czym koncentruje. Był zawsze otwarty na dialog. Myślę, że to są główne czynniki, przez które mogę powiedzieć: tak, mniej więcej tego się spodziewałem. Były pewne niespodzianki. Ale nie szokujące.
– Po pięciu latach wiesz już, jakim chcesz być dyrektorem? Pamiętam, kiedy wspominałeś: nie zastąpię Waltera jeden do jednego.
– Tak, wiem. Mam jedną mantrę, którą powtarzam: zostawić skoki w lepszej kondycji niż je przejąłem.
– To, w moim odczuciu, mierzenie bardzo wysoko.
– Szczególnie, jeśli zaczęło się w dobie kryzysu i koronawirusa, prawda? I okej, akceptuję to. Uważam, że trzeba mierzyć wysoko. Inaczej to byłoby bez sensu. Spróbujemy odnaleźć się w tiktokowym odbieraniu mediów i treści, w erze AI i innych technologii, na rynku sportu i marketingu, który pędzi i nie ma litości dla tradycji. To są gigantyczne wyzwania, ale byłbym głupcem, sądząc, że świat się zatrzyma w 2020 roku. Tylko że ja z natury jestem optymistą. Daję też sobie przestrzeń do pomyłek, bo to chyba ludzkie – nie mieć racji zawsze. Nie boję się błędów. Nie popełnia ich ten, który nic nie robi.
– Lillehammer to dobre miejsce na start sezonu Pucharu Świata?
– Wiem, że ty patrzysz z perspektywy mediów. I rozumiem, że każdy – w tym widownia w telewizji – chciałaby zobaczyć show na wiele tysięcy kibiców na trybunach. Też tak bym chciał. Jednak równie ważne jest to, że tam faktycznie panuje zima, a organizatorzy na starcie dają kadrom możliwość otwartych treningów na śniegu zanim wszystko ruszy. To istotne, gdy obecnie wiele ekip szykuje się na lodowych torach i igelicie. Są też otwarci na kooperację PŚ kobiet i mężczyzn, a my chcemy zaczynać zimę od mikstu. Zważając na to, jaki kierunek rozwoju FIS przyjęła dla skoków tej wiosny, to spina się w całość jako dobra lokalizacja. Czy idealna? Poddajemy się waszej ocenie.
– Teraz te miksty na otwarcie będą już tradycją?
– To bardzo prawdopodobne.
– Skąd ten nagły zwrot w stronę łączenia światów kobiet i mężczyzn? Przypomnijmy: od zimy 2026/27 kalendarz PŚ ma być wspólny.
– Wszystko, aby lepiej wypromować tamten produkt. To jest potencjał, który na razie śpi, nie wznosi się na należyty poziom. Na męskich zawodach pracuje 25-30 kamer, a na żeńskich 14. Na męskich pracuje 50 reporterów, a na żeńskich może z 10. Chcemy pobudzić uwagę na ich cykl, bo jest równie ciekawy, co ten męski. Ponadto, to są oszczędności. Mniej wydadzą producenci sygnałów, bo planują jedną realizację, a nie dwie. Po drugie, mniej będzie kosztowała obsługa danych – obecnie nasz wielki wydatek. Po trzecie, będzie pracowało jedno jury.
– Ale to są wasze oszczędności, a nie miast-gospodarzy. Zwłaszcza na trudnym rynku, o którym mówisz, organizatorzy inaczej to odczują.
– To są oszczędności, które są po coś. Bo one pozwolą na rozwój Pucharu Kontynentalnego i Interkontynentalnego.
– To pomówmy o ryzyku. Bo ono jest. To, po pierwsze, spędzanie całego dnia na skoczni, a po drugie fakt, że mając jeden kalendarz, stracicie część lokalizacji, gdzie obecnie dociera elita skoków. Co stanie się z Ljubnem, z Zao, Villach itd.? I czy miasta udźwigną pieniądze na większą liczbę łóżek w hotelach dla ekip i m.in. premie finansowe?
– To pewne, że nie zostaniemy na skoczni cały dzień. To jasne. Na ostatnim seminarium dla delegatów zostało to poruszone, że oni nie mogą przychodzić na skocznię o świcie, a wychodzić z niej na kolację. Kibice, obsługa, media – również. Dlatego celem jest program, który będzie zamykał się w maksimum pięć godzin. Tak robi biathlon. Do tego potrzeba nowego spojrzenia na formaty zawodów, które opracowujemy do wdrożenia, a także programu towarzyszącego. Teraz mamy etap dyskutowania o kształcie tego, jak to będzie wyglądało od zimy 2026/27. Na pewno zrezygnujemy z serii próbnych, odmienimy kwalifikacje, myślimy też nad zmianą liczby kwalifikujących się do konkursów. Jest wiele rozwiązań, które zobaczycie wkrótce na skoczniach.
– A co z miastami, które stracą PŚ? Kalendarz zimowy nie jest z gumy.
– Niestety, nie dla wszystkich będzie miejsce w PŚ. Ale przecież nie poświęcę Planicy dla Ljubna, to byłoby nielogiczne i to pomimo że to rewelacyjne zawody. Nie wezmę Zao zamiast Sapporo. Szykujemy te miasta na zmiany, rozmawiamy. Chcemy jednak dać coś w zamian: więcej lotów, także dla kobiet, więcej dużych skoczni. Drugą rzeczą będzie nowy cykl – wyłącznie dla juniorów, taki na 4-6 weekendów. Możliwe, że on będzie wyłaniał skoczków na MŚJ lub w ogóle je zastąpi, wyłaniając mistrzów świata do 20. roku życia. Spróbujemy utrzymać te skocznie, które mogą stracić PŚ kobiet. Tam pracują ludzie oddani naszej dyscyplinie. Zrobimy to, kreując nowy produkt, dostosowany do tych miejsc.
– A ze zmian, które już wprowadziliście, jesteś zadowolony? Mam na myśli limity kombinezonów, co było testowane latem i zostało wdrożone już na tę zimę.
– Bardzo.
– Poproszę o uzasadnienie.
– Nikt nie wierzył, że uda się to przeprowadzić. A jednak i to nie koniec unowocześniania kwestii sprawdzania sprzętu zawodników. Zaczęliśmy 18 miesięcy temu i to już działa. FIS będzie widzieć to, w czym się skacze zanim w tym się skoczy. To jest największy plus z czipowania strojów. Drugą rzeczą jest, że to trochę zmienia grę, dodaje taktyki. A trzecią, że tej zimy będziemy mieć na dole skoczni nie jednego kontrolera, tylko aż dwóch. Sprawdzimy na bieżąco więcej skoczków.
– To będzie przez całą zimę jedna i ta sama osoba?
– Nie. Będą się zmieniać.
– Mówiono, że limity strojów mają zwiększyć szanse mniej zamożnych państw. Tylko że – gwarantuję ci – na ostatnich obozach przed Lillehammer potęgi na wielką skalę testowały kroje, materiały, wyprodukowały mnóstwo sztuk. To nie zasypie dziury.
– Owszem, wiem o tym. Ale gdy już zostaną zgłoszone stroje do systemu FIS, to będzie mniejsze pole manewru. Takie same dla wszystkich. I to jest korzyść dla mniejszych kadr.
– Te mniejsze nacje zostają trochę twoim marzeniem, prawda?
– Oczywiście. Musimy działać tak, żeby utrzymać status globalnego sportu.
– W kalendarzu PŚ kobiet lada dzień zadebiutują Chiny. Czemu nie naciskacie więc też bardziej na Turków, którzy już są w elicie, punktują, interesują ludzi i mają skocznie? Czemu tam nie spróbujecie wbić się z kalendarzem?
– Oba rynki są kuszące, podobnie jak wielkie Stany Zjednoczone. Do tego jednak potrzebne są im też skocznie, a te w Erzurum nie są obecnie przygotowane do skakania. Proszę mi wierzyć, że monitorujemy sytuację w tym kraju. Tam mieszka mnóstwo ludzi, wielki kraj. Chcemy tam być. Ale musi chcieć też Turcja, podobnie jak chcą tego Chiny.
– Męska elita skacząca w Chinach to kwestia czasu?
– Tak sądzę. Liczę, że będą też podnosić poziom sportowy. Bo tylko wtedy to ma realne uzasadnienie. Dlatego bardzo cieszę się na postęp Amerykanów, Turków, Ukraińców, Estończyków czy ostatnio Francuzów. Im więcej takich historii, tym lepiej.
– Przeczytałem niedawno na X, że teoretycznie dałoby się teraz stworzyć 26 duetów i 21 męskich drużyn. Ten potencjał gdzieś jest.
– Tylko ukryty. Liczy się poziom sportowy. Niestety, obecnie trudno mi wyobrazić sobie, że mamy takie liczby w zawodach PŚ albo mistrzostwach świata. Niemniej, wszystkich zapraszamy! Z mojej analizy wynika, że aktualnie możemy liczyć na 12-14 ekip w drużynówkach. I na ok. 18 krajów w konkursach indywidualnych.
– Może więcej byłoby, gdyby FIS bardziej o to zabiegała?
– Do czego zmierzasz?
– Do tego, że tej zimy Gruzja organizuje Europejski Festiwal Młodzieży Olimpijskiej. Gruzini byli obecni np. na MŚ w Planicy w skokach. Ale skoków w programie imprezy u nich nie będzie, skocznie nie powstały. To przykre. Sandro, jakoś nie wyobrażam sobie, żeby World Athletics odpuściła, gdyby w takiej imprezie miało zabraknąć lekkoatletyki.
– Tak, to wielka szkoda, że skoki wypadają z programu takich imprez. Z Gruzją, gdzie była delegacja FIS, niestety nie udało się ze względu na czas. Budowa obiektów trwa dłużej niż ludziom wydaje się, że może trwać. Gruzini wiedzieli, że już nie zdążą i odpuścili inwestycję w Bakuriani. Tak straciliśmy naszą szansę.
– Może to sygnał, że skoki nie są jako sport wystarczająco kuszące, żeby w nie inwestować?
– Wracamy do tematu, o którym mówiliśmy wyżej: za skokami nie stoi wielki komercyjny rynek. Każdy chciałby znaleźć odpowiedź, jak poradzić sobie z taką przeszkodą. Ale jaka jest odpowiedź?
– Z czego będziesz najbardziej zadowolony tej zimy? Jeśli obędzie się bez odwołań? Bez upadków?
– To na pewno.
– A ja: gdyby padł nowy rekord świata w długości lotu, to znaczy – ten rekord, który uznałaby FIS.
– Obawiam się, że dopóki mamuty nie zostaną powiększone, to może nie być już możliwe. Skocznie już tego nie umożliwiają. No, chyba że ktoś pomyli się na etapie doboru belki czy analizy wiatru, a ktoś cudem da radę tak daleko wylądować. Wracając do satysfakcji, to na razie każda zima przynosiła inne rozstrzygnięcia i inne wyzwania. Chciałbym, żebym jadąc z Planicy do domu po ostatnim konkursie, mógł czuć się dobrze – z poczuciem, że to była ciekawa, fajna i sprawiedliwa zima. Skoki są sztuką. Chcę, żeby taki przekaz poszedł tej zimy w świat. Żeby ludzie się nimi cieszyli, po prostu. Właśnie w tym celu od wiosny do późnej jesieni spędzamy tyle godzin – żeby to dowieźć. Innego konkretnego celu nie mam. Ten ogólny jest najważniejszy. Bo jeśli ludzie będą się bawić na skoczni, to zapewni skokom przyszłość jeszcze na długie lata.
482.1
475.0
455.8
451.6
449.4
438.9
434.0
422.2
420.4
10
419.8
11
419.7
12
413.3
13
412.5
14
403.1
15
400.8
16
400.4
17
399.4
18
397.9
19
397.1
396.0
21
384.2
22
382.3
377.5
24
372.6
371.6
26
364.5
27
357.3
355.7
320.5
314.1
1
1749.3
2
1720.2
3
1707.2
4
1680.6
5
1673.1
6
1484.1
7
1458.0
8
1350.9
9
561.6
10
551.6
459.1
454.8
444.1
443.6
433.5
430.1
418.3
418.2
417.7
10
409.4
11
409.1
12
408.7
13
404.1
14
401.1
398.4
16
397.7
17
397.5
394.5
19
392.7
20
389.6
21
389.4
22
387.7
386.4
24
386.2
381.5
26
377.7
374.0
372.6
29
365.0
30
363.6
231.1
228.9
226.0
225.7
225.5
225.3
225.0
218.2
214.6
212.4
212.0
12
211.6
13
211.0
14
210.0
15
209.1
208.5
205.8
18
205.3
19
202.9
20
202.5
21
202.1
22
201.2
23
197.0
196.7
25
196.4
195.0
27
193.6
193.4
193.2
191.5
1
813.4
2
809.3
3
802.5
4
762.1
5
699.9
6
681.3
7
667.2
8
601.6
9
383.9
10
382.6
11
382.3
12
380.8