Takiej próby przedmundialowej jeszcze nie było. Na rok przed organizacją mistrzostw świata w piłce nożnej, Stany Zjednoczone zorganizują… mistrzostwa świata, tyle że te klubowe, w całkowicie nowym formacie. Nowość ma być początkiem wielkiego święta piłki nożnej za oceanem, zakończonego finałem mundialu za kilkanaście miesięcy.
Artykuł sponsorowany powstał we współpracy z firmą Bryki z Ameryki.
Klubowe Mistrzostwa Świata do tej pory kojarzyły się europejskim fanom… z koniecznością. Zwycięzca Ligi Mistrzów jest wyraźnym faworytem i jedzie tylko po to, żeby odhaczyć, co trzeba – od 2007 roku tylko raz nie wygrała drużyna z UEFA (2012, kiedy Chelsea przegrała z Corinthians). Teraz jednak ma się to zmienić – FIFA wymyśliła nowy format, by uatrakcyjnić rozgrywki. Tak jak z przyszłorocznym mundialem, który po raz pierwszy będzie liczył 48 drużyn. Co łączy oba te wątki? Stany Zjednoczone.
Amerykanie kochają futbol – z tym że raczej ten amerykański, będący jednocześnie elementem “Wielkiej Czwórki” lig kochanych przez miejscowych – należą do niej NFL (futbol amerykański), NBA (koszykówka), MLB (baseball) i NHL (hokej). Amerykanie kochają również motosport, co widać dzięki popularności serii wyścigów NASCAR. Auta z USA to często legendarne maszyny, a w Polsce możemy je kupować dzięki firmie Bryki z Ameryki. Natomiast piłka nożna przez lata, w zasadzie od organizowanego w Stanach Zjednoczonych mundialu 1994, próbowała przedrzeć się do świadomości przeciętnego Amerykanina.
Były to całkowicie inne czasy – liga MLS oficjalnie już istniała, ale jej pierwszy sezon miał miejsce dopiero w roku 1996. Z tamtego czasu najbardziej wspomina się zresztą eksperymenty – piłkarscy kibice do dziś wspominają chociażby niezwykły sposób wykonania rzutów karnych “z nabiegu”, przypominający do złudzenia wykonywanie tego stałego fragmentu gry w hokeju na lodzie. Było to zresztą nawiązanie do lat 70. i 80. i ligi NASL, co tylko potwierdzało, że nawet niedługo po nostalgicznym dla wielu mundialu piłka nożna w USA nadal była przede wszystkim ciekawostką.
Celem MLS i piłki nożnej za oceanem po 1994 roku była zmiana tego stanu rzeczy – wprowadzenie ligi do głównego nurtu, pomiędzy dyscypliny dla Amerykanów “rdzenne”, nie miało i nie ma raczej szans powodzenia, przynajmniej nie przez wiele kolejnych lat, jednak zmiana statusu “soccera” z ciekawostki na poważną dyscyplinę, którą część społeczeństwa się interesuje, to już co innego.
Ponad 30 lat później udało się to częściowo. Amerykanie nie są codziennymi fanami piłki nożnej – MLS jest ligą znacznie poważniejszą, o rosnącej frekwencji na stadionach (20 z 29 drużyn w sezonie 2024 przekroczyło średnio 20000 widzów na trybunach, duża różnica w porównaniu do stanu sprzed kilkunastu lat), a i światowe postrzeganie całkowicie się zmienia, bo transfer do USA przestał być wyłącznie przyjemną emeryturą i ruchem marketingowym – piłkarze o takich motywach wciąż się znajdują, jednak wielu z nich nadal planuje poważne kariery i gra w europejskich reprezentacjach, w tym polskiej. Mimo to liga MLS nie jest regularną częścią dyskusji o sporcie za oceanem. Wyniki oglądalności sprzed transferu ligi na platformę streamingową Apple nie powalały, a wszystko sprowadza się do momentów, np. transferu Lionela Messiego do Interu Miami.
Amerykanie stali się za to fanami… mundiali. Widać to np. w mediach społecznościowych, w których tematyka piłkarska przebija się na te kilka tygodni do tzw. “mainstreamu”. Widać to również w oglądalności. 64 mecze mistrzostw świata w Katarze w 2022 roku, transmitowane przez telewizję Fox, miały średnią oglądalność na poziomie 3,6 miliona widzów, co jest wynikiem porównywalnym do średniej finałów Pucharu Stanleya (NHL) z ostatnich lat.
Mecz Amerykanów z Anglią obejrzało ponad 17 milionów ludzi przed telewizorami, a finał Argentyny z Francją (25,78 miliona widzów) pobił absolutny rekord męskiej piłki nożnej w USA. Męskiej, bo najlepiej oglądanym meczem piłkarskim w historii Stanów Zjednoczonych pozostaje finał kobiecego mundialu USA – Japonia z 2015 roku (26,7 mln), choć tu trzeba zaznaczyć dwa aspekty zwiększające oglądalność – własna drużyna w finale i mistrzostwa odbywające się w Kanadzie, czyli odpowiedniej i bardziej przystępnej strefie czasowej. Popularność mundialu samego w sobie rośnie, ale co z piłką ogólnie?
Skoro mundial 1994 był dobrym, choć nie ostatecznym krokiem, to jak przebić tę sytuację 32 lata później, kiedy największa piłkarska impreza będzie zorganizowana wraz z zakochanym w piłce Meksykiem, a także Kanadą? Wykorzystać szansę od FIFA i zorganizować Klubowe Mistrzostwa Świata rok wcześniej.
Co więcej, nie chodzi o byle jakie mistrzostwa świata, a pierwszy w historii powiększony czempionat dla 32 klubów z całego świata. Termin (czerwiec/lipiec, rok przed mundialem) sprawia, że staje się on automatycznym zastępstwem reprezentacyjnego Pucharu Konfederacji, który był przede wszystkim dodatkiem i ewentualnie mało reprezentatywną próbą dla przyszłego organizatora mundialu. Znacznie lepszą są mistrzostwa z ogromną liczbą drużyn, które przynajmniej w teorii przyciągną dużo większą uwagę w dłuższym okresie.
Pierwsza edycja miała się odbyć w 2021 roku w Chinach, ale musiała zostać odwołana ze względu na pandemię COVID-19. Z perspektywy organizacji w USA to nawet lepiej – Amerykanie lubią być pierwsi, co jest dodatkową motywacją, by czerwcowa impreza stała się nie tylko pamiętna sama w sobie, ale też jednocześnie rozpoczęła rok piłki nożnej za oceanem, zakończony uroczystym finałem mundialu na MetLife Stadium w New Jersey, na który będzie patrzył cały świat.
W odróżnieniu od Pucharu Konfederacji, w którym brało udział zaledwie kilka reprezentacji, a także poprzedniej wersji Klubowych Mistrzostw Świata, do Stanów Zjednoczonych przyjadą dziesiątki gwiazd piłki nożnej. Konkretnie dwanaście czołowych drużyn Europy, sześć z Ameryki Południowej, cztery z Ameryki Północnej i Środkowej, cztery z Azji, cztery z Afryki, jedna z Oceanii i gospodarz, którym tym razem jest Inter Miami z Lionelem Messim na czele.
Same rozgrywki będą paradoksalnie bardzo podobne do poprzedniej wersji reprezentacyjnych mistrzostw świata – 8 grup po 4 drużyny, 2 zespoły przechodzą do 1/8 finału, a potem pojawia się prosta drabinka aż do finału.
Kolejne połączenie z mundialem, a jednocześnie próba generalna dla Amerykanów, to stadiony. Aż 5 z 12 które wezmą udział w KMŚ to obiekty, na których za rok zagrają najlepsze światowe reprezentacje i to o nie byle jaką stawkę – są to MetLife Stadium w New Jersey (arena finału 2026), Hard Rock Stadium w Miami (mecz o brązowy medal) Mercedes-Benz Stadium w Atlancie (jeden z półfinałów), Lincoln Financial Field w Filadelfii (1/8 finału) i Lumen Field w Seattle (1/8 finału). Wielu z piłkarzy zaznajomi się w ten sposób ze stadionami, na których pojawią się również za rok.
Pytanie brzmi: czy Amerykanie będą w stanie zorganizować imprezę, która zainteresuje fanów piłki nożnej na całym świecie w i tak przeładowanym meczami świecie futbolu? Oczywiście nie wszystko zależy od nich, a też np. od tego, jak KMŚ potraktują kluby uczestniczące, jednak organizatorzy za oceanem mają ambitne plany. W tych planach bardzo chętnie pomaga też FIFA. Co zrobić, by chęci do gry i narażania zdrowia w długim sezonie nie zabrakło? Zapłacić, i to poważnie. FIFA poinformowała, że zwycięzca całego turnieju otrzyma 125 milionów dolarów, a pula nagród wyniesie łącznie miliard w tej samej walucie. Nie są to kwoty, wobec których nawet najbogatsze kluby świata przejdą obojętnie.
Zawodnicy, co oczywiste, zadowoleni nie są. Zwracają uwagę, że kalendarz i tak jest już przeładowany, a teraz dostają jeszcze mistrzostwa świata w wersji klubowej (trwające miesiąc) rok przed mundialem, na którym po raz pierwszy wystąpi tak dużo reprezentacji. Zmęczenie i ryzyko kontuzji kompletnie nie zachęca. Dla zawodników grających w Europie liczą się mistrzostwa świata w piłce reprezentacyjnej i Liga Mistrzów w klubowej. Każdy kolejny twór musi się postarać, by zasłużyć na szacunek i prestiż.
W tym Amerykanie mogą pomóc, choć łatwo nie będzie też dlatego, że na Zachodnim Wybrzeżu USA i w Kanadzie odbywać się będzie wtedy… reprezentacyjny Złoty Puchar CONCACAF. Dwie piłkarskie imprezy jednocześnie.
Mówimy jednak o terminie letnim, przyjemnych miejscach (jak np. Floryda czy Kalifornia), co w połączeniu z tysiącami fanów i poważnymi staraniami organizatorów może stworzyć atmosferę piłkarskiego święta już na rok przed tym ostatecznym i prawdziwym mundialowym wyzwaniem. Wtedy piłkarze będą bardziej zaangażowani, prestiż imprezy i zainteresowanie większe, a same KMŚ przebiją się przez tysiące innych meczów i przepełnione piłkarskie kalendarze. A jeśli tak, to Amerykanie dopną swego – rozpoczną rok z piłką nożną od mocnego uderzenia i będą w dobrej sytuacji, by na zakończenie tego okresu stwierdzić, że zrobili wszystko, by piłkę nożną czy też “soccera” na swoje sportowe salony wprowadzić.