Od momentu, gdy rozpoczął profesjonalną karierę, marzył tylko o jednym – zagrać w ukochanym Napoli. Spełnienie marzenia okazało się jednak początkiem koszmaru, który trwał latami i przeistoczył jego życie w piekło. Po kilku latach Fabio Quagliarella powrócił jednak "do żywych", a teraz, będąc już u schyłku zawodowej kariery, rozgrywa najlepszy sezon i ma szansę przejść do historii.
Przyjście na świat w położonej na południu Włoch Kampanii determinuje sympatie kibicowskie większości młodych Włochów. Nie trzeba nawet urodzić się w samym Neapolu, by szybko pojąć, jak ważny dla regionu jest klub z San Paolo i jak wiele dzieli społeczność zamieszkującą tę część kraju z tą, która żyje na północy. Quagliarella pochodzi co prawda z niewielkiego Castellammare di Stabia, ale od znanego z przestępczego sznytu Neapolu dzielił go tylko Wezuwiusz. Mieszkając po jego drugiej stronie szybko pokochał błękitne barwy, a gdy już zaczął juniorską przygodę z piłką, wiedział że spełniony poczuje się dopiero słysząc swoje nazwisko wykrzykiwane przez kibiców Azzurri.
Droga na San Paolo była jednak okrężna – wiodła nie przez drużyny juniorskie SSC, a właśnie przez pozostałe regiony Półwyspu Apenińskiego. Pierwszą poważną szansę w seniorskim futbolu dało mu Torino, a zanim znów mógł wrócić w rodzinne strony, długo tułał sie jeszcze na północy (grając w Udinese oraz Sampdorii) i na wschodzie (jako piłkarz Chieti Calcio i Ascoli). Dzień, na który czekał odkąd tylko po raz pierwszy kopnął piłkę, w końcu jednak nadszedł. 26-letni Quagliarella latem 2009 roku otrzymał propozycję z Napoli i, co oczywiste, nie zastanawiał się nad nią nawet sekundy.
– Odkąd tylko pamiętam, marzyłem o meczach rozgrywanych w koszulce tego zespołu. Wizualizowałem sobie, gdy kroczę tunelem z opaską na ramieniu, przyjmuję piłkę przez polem karnym i oddaję precyzyjny strzał. Decydujący gol, szalejący kibice, moje nazwisko skandowane na trybunach... Nie potrafię więc opisać radości, którą odczuwałem parafując pięcioletnią umowę z klubem – powiedział po latach w rozmowie z "Bleacher Report".
Ten transfer sprawił klubowi oraz kibicom podwójną radość – nie tylko z okazji pozyskania skutecznego i błyskotliwego napastnika, ale i chłopaka znającego specyfikę regionu. Gotowego do poświęceń, traktującego Napoli nie tylko jako kolejny przystanek w karierze, lecz jako spełnienie dziecięcych fantazji. Brutalnym paradoksem całej sytuacji okazał się jednak fakt, że złożenie podpisu na umowie miało rozpocząć upragniony sen, o którym marzył od lat, w rzeczywistości zapoczątkowało horror, jaki nie przyśniłby mu się nawet w najgorszych koszmarach.
Quagliarella, jak wielu piłkarzy będących na świeczniku, budził zainteresowanie kibiców. Jedni poklepywali po plecach i chwalili, inni wygwizdywali – normalna rzecz w sporcie. Już wcześniej zdarzało się, że otrzymywał niezbyt miłe wiadomości, ale bagatelizował je, bo przecież nie da się dogodzić wszystkim. Strzelane na włoskich boiskach gole polaryzowały publiczność – cieszyły kibiców jednych, by jednocześnie martwić drugich. Gdy napastnik osiadł jednak na stałe w Neapolu, postanowił zrobić z tym porządek, a okoliczności tylko temu sprzyjały – jego bliski przyjaciel Giulio De Riso znał się bowiem na nowych technologiach, a poza tym miał znajomości w policji. Prowadził lokalny sklepik ze starterami do telefonów, kręcił się w tym biznesie, więc kiedy piłkarz pożalił mu się, że padł ofiarą włamania na komunikator internetowy, De Riso wiedział, do kogo go skierować. Od słowa do słowa skontaktował zawodnika z Raffaele Piccolo, policjantem zajmującym się szantażami i zastraszaniem w sieci...
I jeśli ktokolwiek myśli, że ten ruch pomógł na nowo zaprowadzić harmonię i porządek w życiu Quagliarelli, to grubo się myli. Nękający zawodnika paskudnymi wiadomościami intruzi byli niczym w porównaniu z lawiną stresu i nerwów, które miał za chwilę przeżyć. A źródło nowych kłopotów było dla niego tak nieoczywiste, że dobrych kilka lat trwało jego wytropienie.
Pogróżki zaczęły się nasilać. Nie dotyczyły już tylko napastnika, ale i jego rodziny. Czasem przychodziły listownie, czasem mailowo, innym razem były to przesyłki kurierskie. Czuł oddech tropiciela na plecach, bo zdarzało się że wyszedł z rodziną z domu, a po chwili jego komórka brzęczała. "Obserwuję cię" – wydobywało się ze słuchawki, a po chwili słyszał już tylko rytmiczne pikanie świadczące o tym, że rozmówca się rozłączył. Piłkarz zaczął popadać w paranoję, nie potrafił skupić się na piłce. Na boisku radził sobie przyzwoicie, ale jego głowę zaprzątało zbyt wiele spraw. Pewnego razu jego syn pojechał na miasto, a Quagliarella po chwili odebrał kolejną wiadomość od szantażysty, który groził że pobije potomka łamiąc mu przy tym nogi. Piłkarz wspomina ten dzień jako jeden z najgorszych w życiu.
Wspomniany Piccolo, który pracował w dziale zajmującym się szantażami w cyberprzestrzeni, cały czas zapewniał piłkarza, że pracuje nad sprawą. Zyskał zaufanie Quagliarelli pomagając mu na początku znajomości w uporaniu się z jednym z niesfornych fanów, a gdy problemy piłkarzy zaczęły się piętrzyć – namówił zawodnika, by ten dał mu dostęp do wszystkich telefonów oraz komputerów, którymi dysponował. Ofiara nie widziała w tym niczego złego, bo w końcu jeśli policjant miał uchwycić przestępcę to powinien być na bieżąco ze sprawą i móc korzystać ze wszystkich narzędzi.
– Pewnego razu otrzymałem przesyłkę – trumnę, która była obklejona moimi zdjęciami. Wraz z ojcem zaczęliśmy uważniej przyglądać się sprawie. W listach często zawarte były fakty z mojego życia osobistego, o których nie wiedzieli obcy. Byłem już wówczas bardzo podejrzliwy, zacząłem dojrzewać do myśli, że te pogróżki to dzieło którejś z osób z mojego ścisłego otoczenia – wspominał piłkarz. Z tygodnia na tydzień, z miesiąca na miesiąc życie piłkarza stawało się coraz bardziej paskudne. Bał się wychodzić z domu, czuł się śledzony, a gdy nie musiał, nie wypuszczał dzieci, które też był pod stałą obserwacją szantażysty. Popadł w paranoję, a przy tym musiał przecież pozorować normalność – na co dzień był w końcu piłkarzem, jego obowiązkiem było strzelanie goli i jak najlepsza gra w ukochanym klubie, choć w takiej sytuacji trudno było smakować miłość do błękitnych barw.
Przestępca już nie tylko odgrażał się, że pobije piłkarza, ale też próbował wsadzić go do kryminału. Quagliarella otrzymywał listy z dziecięcą pornografią, na maila przychodziły do niego filmy, których, jak sam potem przyznał, "nie chciał nigdy widzieć". Wysłuchiwał głosu przestępcy, która obiecywał mu że koneksje zawodnika z półświatkiem i zamiłowanie do pornografii ujrzy światło dzienne. W otrzymywanych wiadomościach zawodnik oskarżany był bowiem o kontakty z mafią i handel narkotykami. To kompletnie wybijało go z rytmu. – Moja głowa bardzo na tym cierpiała, nie byłem w stanie skupić się na piłce – przyznał.
W międzyczasie prowadzący dochodzenie Piccolo zapewniał go, że namierzył już adresy internetowe będące źródłem pogróżek i kwestią czasu pozostaje złapanie przestępcy.
Gdy sezon dobiegł końca, piłkarz stwierdził że najwłaściwszym rozwiązaniem będzie ucieczka. Odszedł do Juventusu, do klubu znienawidzonego pod Wezuwiuszem. Stosunek kibiców, którzy dopiero co fetowali jego transfer do Napoli, szybko ewoluował w czystą niechęć i pogardę. Quagliarelli pękało serce, gdy słyszał obelgi i gwizdy pod swoim adresem i musiał opuszczać ukochaną okolicę, ale nie widział innego wyjścia. Sytuacja była dramatyczna, a szantażysta najwyraźniej nie planował przestać.
W końcu nastąpił przełom. Quagliarella spotkał się z Piccolo, by ustalić dalszy plan działania. Wówczas policjant przyznał, że i on zaczyna odbierać podejrzane wiadomości, a gdy piłkarz poprosił o pokazanie ich, śledczy zaczął kluczyć. Stwierdził, że w zasadzie to wszystko już usunął i podzieli się dopiero, gdy przyjdą kolejne SMS-y. To wzbudziło podejrzliwość zawodnika oraz jego ojca, którzy postanowili przyjrzeć się uważniej funkcjonariuszowi.
Udało się. Wynajęli detektywa, ten zebrał dowody, a Piccolo został złapany na gorącym uczynku, gdy korzystał z budki telefonicznej. Pięcioletni koszmar Quagliarelli dobiegł końca, choć pozostawił trwały ślad na psychice. – W tamtym okresie bardzo dużo płakałem. Nie wstydzę się tego, bo było to ogromne cierpienie. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego ktoś mi to robi, bałem sie o moją liczną rodziną. Czułem się winny zaistniałej sytuacji, choć nic przecież nie zrobiłem – wspominał po latach.
Przez te wszystkie lata napastnik nie mógł publicznie zabierać głosu w sprawie, a co za tym idzie – fani Napoli nie znali prawdziwych przyczyn jego odejścia do Juve. Gdy po kilku sezonach, już jako piłkarz Torino, strzelił gola na San Paolo, nie celebrował bramki, a wymownym gestem przeprosił za wszystko fanów.
Piccolo został skazany na blisko pięć lat pozbawienia wolności, a Quagliarella w końcu wyszedł na prostą. Opuścił piekło, oczyścił głowę i teraz może skupiać się już tylko na tym, co kocha najbardziej – na piłce nożnej. W ostatnich latach odzyskał skuteczność, znów zdobywa bramki i mimo zaawansowanego wieku znów czaruje kibiców. Latem 2015 roku został piłkarzem Sampdorii, a w tym sezonie (w styczniu świętował 36. urodziny), jest najskuteczniejszym piłkarzem Serie A. Strzelił już 21 goli, czyli ma o dwa trafienia więcej od Cristiano Ronaldo oraz Krzysztofa Piątka.
Co więcej – fantastyczna forma pozwoliła mu powrócić do reprezentacji kraju. Do 25 marca 2019 roku uzbierał 27 występów w barwach Squadra Azzurra, ale między listopadem 2010 roku a marcem 2019 – ani jednego. Teraz wrócił do kadry, a w meczu eliminacji Euro 2020 z Liechtensteinem zdobył dwie bramki. Dzięki temu Quagliarella stał się najstarszym strzelcem gola w historii Italii – przebił tym samym wyczyn Christiana Panucciego, który miał 35 lat i dwa miesiące, gdy w czerwcu 2008 roku pokonał rumuńskiego bramkarza.
A Neapol? Już dawno wybaczył mu przenosiny do Juventusu i pokochał go na nowo. Na żadnym innym stadionie, oczywiście poza Stadio Luigi Ferraris w Genui, Quagliarella nie jest fetowany równie efektownie. Po latach fani wywiesili na trybunach wymowny transparent. "W piekle, w którym żyłeś tyle lat, zachowałeś godność. Jesteś synem tego miasta, Fabio"...
Message from Napoli fans to Quagliarella during Napoli-Sampdoria in 2017 after he revealed that he had to leave Napoli to get away from his stalker:
— Everything Napoli (@NapoliAndNaples) 2 lutego 2019
"You’ve lived through hell with enormous dignity. We will embrace you again, Fabio, son of this city". #NapoliSampdoria pic.twitter.com/cDYLCiB0AE