Najlepszy w historii poziom w skoku o tyczce robi wrażenie na Władysławie Kozakiewiczu. Mistrz olimpijski z Moskwy z 1980 roku wrócił wspomnieniami do przyjaźni z wielkim Serhijem Bubką.
Filip Kołodziejski, TVPSPORT.PL: – Zawodnicy regularnie przekraczają "magiczną" granicę 6 metrów. Co im w tym pomogło?
Władysław Kozakiewicz: – Na razie niewiele zmienia się, jeśli chodzi o budowę tyczki. To one "dają" takie wysokości. Ludzie nie są lepsi niż wcześniej. Więcej nie można trenować. Przecież organizm by tego nie wytrzymał. Zmiana sprzętu, to decyduje. Od mojego czasu dołożono dobrych 30 centymetrów do rezultatów. Tyczki z każdym rokiem były coraz lżejsze, bardziej sprężyste, lepiej się wyginały.
– Kto na tym korzysta najbardziej?
– Każdy może. Jak widać, Armand Duplantis nie jest wysoki i dobrze zbudowany. Nie widać u niego mięśni jak u tura, a fruwa znakomicie. Dobrym przykładem jest też Renaud Lavillenie. Wykorzystuje świetną szybkość – najważniejszy element w skoku o tyczce. Jest dobrze przygotowany gimnastycznie. Taki był klucz do sukcesu w poprzednich latach.
– Słucham o teraźniejszości, a jak było kilkadziesiąt lat wcześniej?
– Kiedy zaczynałem, były już tyczki z włókna szklanego. Nie pojawiły się jednak z dnia na dzień. Testowano na wiele sposobów. Wszystko zaczęło się pod koniec lat 60. Każdy model musiał być na rynku co najmniej dwa lata, by można z nich było korzystać w mistrzowskich imprezach. Tak to się powoli rozwijało. Na początek ktoś skoczył 5 m. Potem dołożył kolejnych 20 i 40 centymetrów. Była ogromna radość z każdej lepszej próby. Doszło do tego, że w 1972 roku rekord świata wynosił już ponad 5,60 m. Dokładnie 5,63 m. Od tego czasu jest inna "galaktyka". Można to wyliczać, ale robiliśmy, co mogliśmy.
– Korzystaliście tylko z jednego rodzaju sprzętu?
– Po 7-8 latach nastąpiły zmiany. Polepszono włókna szklane. Na początku był to odrzutowy produkt z budowy nowych łodzi żaglowych i kajaków. Tyczki były ciężkie, ale się wyginały, dlatego spełniały swoją rolę. Zdały egzamin. Meksykanie mieli fajne sposoby. Zwijali włókno, jak rurkę z kremem, sklejali taśmami. Jeśli dobrze przykleili, to się nie łamała. Gdy popełnili błąd, nie było już tak kolorowo.
– Dużo tyczek poszło na straty?
– Ba! W karierze złamałem ich 27 (!). Można sobie wyobrazić, na jakie niebezpieczeństwo byliśmy narażeni. Teraz, jeśli komuś przytrafi się taka wpadka, film z wydarzenia od razu ląduje w mediach społecznościowych, na YouTube. Cały świat ma dostęp i może to "podziwiać". Kiedyś? Nie od pomyślenia.
– Czyli podczas zawodów dochodził dodatkowy stres? Czy nie myśleliście o tym, co może się wydarzyć?
– Nie było na to czasu. Ale mam zabawną anegdotę. Pewnego dnia w moim domu pojawił się Siergiej Bubka. Przyjaźniliśmy się wtedy. Wszedł, popatrzył na mieszkanie i zauważył tyczkę, która stała pod dachem na balkonie. Akurat na niej pobiłem dwa rekordy świata i zdobyłem mistrzostwo olimpijskie w Moskwie. Zapytał, czy może wziąć do dłoni. Oczywiście przyniosłem ją. Popatrzył, pomyślał i mówi: "Jezus, Maria, jak ty mogłeś biegać z tym słupem telegraficznym i bić te rekordy!?". Tylko się roześmiałem, przecież nie mogliśmy nic poradzić, że były tak ciężkie.
– Jak radziliście sobie z presją?
– Nie myślałem o oczekiwaniach. Byłem bardzo młody wchodząc do światowej czołówki. Skończyłem zaledwie 20 lat. Rozwijałem się, a ze mną sprzęt. Powoli zmierzałem do wyznaczonego celu. Skoczyłem 5,70 m, była euforia. W Moskwie jeszcze większa – 5,78 m. Technologia szła do przodu. Po czasie to maszyny zajmowały się wszystkim. Ręczne przygotowywanie sprzętu poszło w zapomnienie. Tyczkę można przygotować nawet do danej techniki skoku. Wcześniej nie do pomyślenia! Można ją było zaprojektować na mniejsze albo większe wygięcie. Kibice o tym nie wiedzą, ale to bardzo ważne kwestie.
– Dziś i sztaby szkoleniowe są liczniejsze.
– Każdy ma masażystę, lekarza, dietetyka, psychologa. Można wymieniać i wymieniać. Potem ktoś wychodzi odbierać nagrodę i traci 5 minut na podziękowania. Też miałem tylu, a co! Tylko że w jednej osobie – trenera. Wiele mu zawdzięczam.
– Jak widać młody wiek nie był kłopotem, żeby dostać się do światowej czołówki. Nie korciło, by zmierzyć się z innymi dyscyplinami?
– Nie, nic z tych rzeczy. "Wkręcił" mnie w to starszy brat Edward. Był najlepszym juniorem w kraju. Wygrał mistrzostwa kraju seniorów. Miałem kogo podglądać i od kogo się uczyć. Zaciągnął mnie na trening za uszy, żebym nie rozrabiał na podwórku. Takie mieliśmy czasy, że nie było za dużo możliwości. Na szczęście powstało kilka klubów, gdzie była piłka nożna oraz lekkoatletyka. Na Wybrzeżu zdarzały się także wojskowe kluby. To było jakimś ratunkiem.
– Od razu złapaliście bakcyla?
– Na początku treningi nie były interesujące. Jako młodziak trochę się nudziłem, ale z upływem czasu wiele się zmieniło. Zacząłem skakać, pojawiały się coraz lepsze wyniki. Karuzela się rozkręcała.
– Spontaniczna, ale dobra decyzja, patrząc po latach?
– Wydawało się, że mogłem pójść w inne sporty. Kiedy jest się najlepszym na świecie w skoku o tyczce, otwierają się inne możliwości. Talent ruchowy musiałem mieć, bo tyczka to jedna z najtrudniejszych konkurencji. Po latach nie ma co gdybać. Niczego nie żałuję. Jeśli miałbym zacząć to robić od początku, wszedłbym w to! Dla mnie to najpiękniejsza konkurencja.
– Brat wspominał, że na tapecie pojawił się jeszcze dziesięciobój.
– A, no tak. Startowałem przez pewien czas. Pomagała wszechstronność. Tam nie można było okazać słabości w żadnej konkurencji. Lekkoatletyczny mix, w którym trzeba startować na maksa. Mimo to nie osiąga się genialnych wyników w każdej z konkurencji. Są średnie. W dziesięcioboju startuje się także dużo rzadziej. Przemyślałem sprawę i doszedłem do wniosku, że nie opłacało się zmieniać upodobań. Trzymałem się wysokiego poziomu w jednej konkurencji. Resztę testowałem, tylko dla urozmaicenia czasu i przyjemności.
– Jak to jest utrzymywać się na szczycie przez dekadę?
– Piekielnie trudne zadanie, ale wykonalne. Dużo wyrzeczeń, dużo pracy. Zdominowałem konkurencję. Po Polaku pojawił się Ukrainiec. Bubka też "zajął" ładnych kilka lat. Nie miał równych. Wracając jeszcze do mnie... nawet, gdy mój czas się powoli kończył, to nie przeszkadzało mi, by być na drugim-trzecim miejscu. Czysta przyjemność. Pozycja mistrza olimpijskiego nieco pomagała podczas mityngów, ale bez przesady.
– Nie można nie zapytać o Moskwę 1980. Słynny gest przyćmił złoto i dwa rekordy świata. Było niezadowolenie?
– Nie! Teraz wręcz odwrotnie. Ludzie pamiętają przede wszystkim gest, który zrobiłem. Nie ma we mnie żadnej złości. Wszystko jest dobrze. Wynik to jedno, radość to drugie. Gest został politycznie "przeciągnięty". Wyczyny sportowe pozostały w historii sportu. Tak to się połączyło, że popularność się zwiększyła.
– Duża rozpoznawalność nie przeszkodziła w przyjaźni z Bubką? Mało się słyszy historii, choć wiadomo, że utrzymujecie bardzo dobre relacje.
– Spotkaliśmy się na początku jego drogi. Pobijane rekordy świata nas do siebie nie zniechęciły. Za pierwsze starty Sierhij dostawał... 20 dolarów. Śmiech na sali. Całą resztę zabierali radzieccy działacze, jakoś to rozdzielali. Tylko oni wiedzieli jak. Pamiętam, gdy kiedyś Bubka biadolił, że nie jest zadowolony z zarobków. W szkole nauczyłem się trochę rosyjskiego, dlatego go rozumiałem, a potem doszlifowałem język i było jeszcze lepiej. Debatowaliśmy o tym, jak mogę mu pomóc.
– I co z tego wynikło?
– Pamiętam, jak poszedłem do organizatorów podczas zawodów w Londynie i powiedziałem, że Bubka dostaje tych marnych 20 dolarów. Sam miałem już zapewnioną gażę, ale nie chciałem go zostawić na lodzie. Przekazałem, że jest bardzo niezadowolony. Jeśli nie dostanie podwyżki, nie będzie się starał podczas rywalizacji albo w ogóle zrezygnuje, bo nie będzie mu się chciało. Oni się oburzyli. Wykrzyknęli: "Jak to tak? Przecież my już zapłaciliśmy!". Dopytałem: "Komu?". "Władzom, parę tysięcy dolarów", odparli. Podsumowałem krótko: „No to niech działacze skaczą, jak mają tyle gotówki!”. Trzeba było dosadnie tłumaczyć i walczyć o swoje.
– Jak skończyła się historia?
– Powiedzieli, że zapłacą dwa tysiące dolarów, żeby tylko wystartował. Pomyślałem, że jak na pierwszy raz, to nie jest aż tak źle. Po chwili organizator dodał, że jeśli Bubka pobije rekord świata, to dostanie jeszcze 10 tysięcy dolarów. Poszedłem do niego, miałem te dwa tysiące w ręku. Pokazałem mu, dałem i wspomniałem o premii za rekord. Co zrobił? Pięty darł, tartan się palił. Oczywiście osiągnął najlepszy wynik na świecie. Chwilę później przybiegł kolejny z organizatorów i dodał, że jeśli znowu poprawi rekord, to dostanie jeszcze 10 tysięcy dolarów. Miał ogromną przewagę nad rywalami, ale nie udało się poprawić osiągnięcia. Strącał poprzeczkę.
– Starty i podróżowanie w tamtych czasach nie należały do najmilszych.
– Oj, zdecydowanie. Ale zawsze jakoś załatwiałem pieniądze za zawody! Mogę powiedzieć, że byłem pierwszym "menedżerem" Bubki. Oczywiście w wersji przyjacielskiej, ale te wspomnienia często nam wracają.
– Daleko było do profesjonalizmu?
– Te występy można było nazwać amatorskimi. Pieniądze wędrowały "pod stołem" albo trafiały oficjalnie do ręki. Zupełnie inne czasy. Nie było menedżerów z prawdziwego zdarzenia. Mimo wszystko zawody były przeprowadzane. "Lecieliśmy" dalej.
– Czy padnie w końcu rekord na otwartym stadionie (6,14 m – przyp. red.)?
– No, na pewno. Ile można czekać. Trzeba znaleźć odpowiedniego zawodnika, który będzie miał znakomite warunki. Przecież Lavillenie w Doniecku osiągnął w hali 6,16 m. Wszystko można. Kwestia czasu. Duplantis skoczył w 2020 roku rekord świata, też może się pokusić o takie skakanie na stadionie. Inne rekordy również broniły się latami, ale udało się je poprawić. Na przykład w skoku w dal. Potrzeba cierpliwości. Sport taki już jest.
– Jest niewdzięczny?
– Oczywiście. Bardzo dobry zawód, ale krótki. Niekiedy jedna kontuzja może pokrzyżować wszystkie plany. Często zdarza się, że znakomici zawodnicy muszą kończyć karierę. Bardzo trudny moment. Są zmuszeni szybko zająć się czymś zupełnie innym. Trafiają się też dobre scenariusze, bez urazów, gdzie można dominować przez dekadę. Mnie było dane startować do 38. roku życia. Jestem takim trochę weteranem lekkiej atletyki.
– Dinozaur sportowy?
– Może i tak. Przyszedł moment, w którym nie było już alternatyw. Trzeba było kończyć i tyle.
– Pojawili się następcy, teraz brylują. Mogą jednak przyjść do nas gorsze czasy, bez sukcesów?
– Może być taki scenariusz. Jeszcze przed Liskiem i Wojciechowskim pokazał się Sebastian Chmara, ale skupił potem na innych rzeczach. Są górki i dołki. Przez pewien czas świetnie skakały nasze kobiety, a teraz znów lepsi są mężczyźni. Nie wiem czym jest spowodowana taka fala. Sinusoida. Każdemu krajowi zdarzają się takie momenty. Rosjanie, Amerykanie, wszyscy doświadczyli zmiennych momentów.
– Kiedy Polakom nie idzie, a czołówka nam ucieka, zdarza się znaleźć na YouTube mistrzowskie skoki sprzed kilkudziesięciu lat i zapomnieć o otaczającej rzeczywistości?
– Sporadycznie. Niekiedy coś wyskoczy na Facebooku. Mam pełno kaset, płyt DVD z różnych prób, wypowiedzi, filmów dokumentalnych, ale na to nie zerkam. Nie mam czasu. Teraz jest normalne życie. Trzeba korzystać i się w nim odnaleźć.
– Nadrabianie zaległości?
– Dokładnie. Mój sportowy etap zakończył się bardzo dawno temu. Teraz mogę co najwyżej wyjść na pole golfowe i pograć. Nie biorę udziału w turniejach, po prostu miło spędzam czas. Zerkam, co się dzieje na światowych arenach, ale już bez wielkich emocji, nie tak jak kiedyś.
Rozmawiał Filip Kołodziejski
Następne
1
3:24.34
2
3:24.89
3
3:25.31
4
3:25.68
5
3:25.80
6
3:32.72
1
7.01
2
7.02
3
7.06
7.07
5
7.10
6
7.10
7
7.12
8
7.14
1
4922
2
4826
3
4781
4
4751
4569
6
4487
7
4455
8
4413
9
4400
10
4362
11
4357
12
4277
13
4181
-
1
20.69
2
19.56
3
19.26
4
19.11
5
18.91
6
18.89
7
18.67
8
18.41
1
8:52.86
2
8:52.92
3
8:53.42
4
8:53.67
5
8:53.96
6
8:54.60
7
8:55.62
8
8:57.00
9
9:04.90
9:06.84
11
9:07.20
-
1
1.99
2
1.95
3
1.92
4
1.92
5
1.92
6
1.89
6
1.89
8
1.85
9
1.80
1
3:04.95
2
3:05.18
3
3:05.18
4
3:05.49
5
3:05.83
6
3:08.28
1
1:44.88
2
1:44.92
3
1:45.46
4
1:45.57
5
1:45.88
6
1:46.47
1
7:48.37
2
7:49.41
3
7:50.48
4
7:50.66
5
7:51.46
6
7:51.77
7
7:55.83
8
7:55.83
9
7:56.41
10
7:56.98
11
7:57.18
12
7:59.81
1
2:11.42
2
2:12.20
2:12.59
4
2:12.65
5
2:14.24
6
2:14.53
7
2:14.58
8
2:15.91
9
2:16.10
10
2:17.83
11
2:19.29
12
2:22.28
13
2:23.00
-