| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa

55 lat w piłce. Rozmowa z tatą Macieja Sadloka

Andrzej Sadlok i Maciej Sadlok (fot. PAP / archiwum prywatne)
Andrzej Sadlok i Maciej Sadlok (fot. PAP / archiwum prywatne)

Czy piłka nożna potrzebuje pasjonatów? Andrzej Sadlok uważa, że tak. Ojciec Macieja związany jest z piłką od 55 lat – w Pasjonacie Dankowice był piłkarzem, trenerem i prezesem. Dziś ostrzega nas, że wkrótce możemy zatęsknić za "leśnymi dziadkami". Opowiada o początkach Maćka, jego babci, która w niezwykły sposób przetrwała drugą wojnę światową i o kłopotach małych klubów piłkarskich.

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ
Stawowy odchodzi z ŁKS. Następca już znany

Czytaj też

Wojciech Stawowy (fot. PAP)

Stawowy odchodzi z ŁKS. Następca już znany

Mateusz Miga, TVPSPORT.PL: – Dzień dobry panie Andrzeju. Maciej ostrzegał mnie, że tata lubi mówić.
Andrzej Sadlok:
– Lubię. I mam ulubione tematy. Żywię nadzieję, że jak to przeczytają, to pomyślą, że ten stary Sadlok ma trochę doświadczenia i chyba głupio nie gada. Zacznijmy od pytania: "Skąd wywodzą się reprezentanci Polski?". Ja wiem – w dużej części z małych wiejskich klubów. Skąd to wiem? Kilka lat temu koledzy namówili mnie i zostałem prezesem Śląskiego Wojewódzkiego Zrzeszenia Ludowych Zespołów Sportowych. Poprosiłem prezesów z innych województw, by wymienili najbardziej znanych, którzy wyszli z danego zrzeszenia. I okazało się, że zbudowalibyśmy z tych piłkarzy reprezentację Polski. Łącznie z najwybitniejszymi: Robertem Lewandowskim, który zaczynał w małym klubie Partyzant Leszno, Kubą Błaszczykowskim z Olimpii Truskolasy, Łukaszem Piszczkiem z Goczałkowic, Kamilem Glikiem z Lubomii czy Grzegorzem Krychowiakiem z Mrzeżyna.

Stawowy odchodzi z ŁKS. Następca już znany

Czytaj też

Wojciech Stawowy (fot. PAP)

Stawowy odchodzi z ŁKS. Następca już znany

Najlepsi piłkarze wywodzący się klubów ludowych (fot. archiwum prywatne)
Najlepsi piłkarze wywodzący się klubów ludowych (fot. archiwum prywatne)
Ferguson witał się ze śmiercią. "Płakałem z bezsilności"

Czytaj też

Sir Alex Ferguson (fot. Getty)

Ferguson witał się ze śmiercią. "Płakałem z bezsilności"

– Faktycznie, to w zasadzie pierwsza reprezentacja.
– A i tak nie ma tu wszystkich. Niedawno z kraju wyjechali Radosław Majecki, Michał Karbownik i Jarosław Niezgoda, a oni też wywodzą się z małych klubów – z Arki Pawłów, Zorzy Kowala i Opolanina Opole. Im się udało. A ilu przepadło po drodze? Od trzech lat organizuję turniej ″Wakacje z piłką - szukamy piłkarskich Janków…″. Nie Janków Muzykantów, ale piłkarzy, którym się nie powiodło, bo nie miał im kto pomóc. A nasze Zrzeszenie LZS chce pomagać. Finał imprezy odbywa się na Stadionie Śląskim i co roku widzę, jak duże jest to przeżycie dla tych dzieciaków. Nawet, jeśli główną płytę stadionu mogą zobaczyć tylko z boku.

– I może dobrze. Wiedzą, że na to jeszcze muszą zapracować.
– Tak. Może kiedyś na nią wybiegną. Cieszę się, że możemy przy organizacji tego turnieju liczyć na pomoc marszałka województwa śląskiego Jakuba Chełstowskiego oraz PZPN i ŚZPN. Ja przez 33 lata pracowałem w szkole. W roku 2000 moi chłopcy z Dankowic, a wśród nich mój syn Maciek, wygrali ogólnopolski turniej Marka Wielgusa, który później przekształcił się w Puchar Tymbarku. Dzięki temu sukcesowi udało mi się stworzyć w gimnazjum klasę sportową tego rocznika. Zrobiłem fantastyczny zespół, który na koniec szkoły wygrał wojewódzkie mistrzostwa Śląska gimnazjów. W finale pokonaliśmy nawet SMS z Chorzowa. Kilku chłopaków z tego zespołu trafiło do juniorskiej reprezentacji Polski. Arek Gołąb i Mateusz Żyła przeszli do Grodziska Wlkp., gdzie potem zadebiutowali w Ekstraklasie. Maciek też tam pojechał, ale przestraszył się odległości od domu i wybrał Ruch Chorzów.

– Maciek był w Grodzisku?
– Tak. Pięciu moich chłopaków poszło do SMS w Bielsku-Białej. Potem trójka do Grodziska, jednak Maciek wrócił i kontynuował naukę w szkole średniej w Chorzowie. Z tego rocznika wyrósł jeszcze jeden reprezentant Polski, ale w futsalu. Paweł Budniak do dziś gra w Rekordzie Bielsko-Biała, a w Ekstraklasie debiutował jako piłkarz ŁKS Łódź.

– No tak, w piłce młodzieżowej wyniki nie są na pierwszym planie. Liczy się przyszłość tych młodych.
– Jankowi Muzykantowi się nie udało, bo rodzice nie mieli pieniędzy, by kupić mu skrzypce. A wie pan, ile na wsi ginie talentów? Bo albo rodzic nie pomoże, albo klub – widząc, że mają utalentowanego – próbuje zatrzymać go na siłę. U mnie w klubie polityka jest od początku inna. Jesteś zdolny? Chcesz iść? Idziesz. Ja ci jeszcze w tym pomogę, bo to dla dobra polskiej piłki, chłopaka i jego rodziny. Ja chcę jedynie doprosić się, by była ściślejsza współpraca między klubami Zrzeszenia LZS a PZPN.

– Na czym polegają te problemy?
– PZPN zwraca szczególną uwagę na drużyny narodowe, co jest w pełni zrozumiałe, oraz na pierwszą i drugą ligę. Rozgrywkami od III ligi w dół zajmują się związki wojewódzkie. Nasze Zrzeszenie organizuje ogólnopolskie finały Mała Piłkarska Kadra Czeka i Duża Piłkarska Kadra Czeka, ale tymi rozgrywkami niewielu się interesuje. A przecież ludzie z PZPN już na tym etapie powinni rozpoczynać selekcję. Skąd wzięli się obecni reprezentanci? Ze wsi, ale ktoś ich prowadził do góry. Pamiętam Łukasza Piszczka ze śląskiej ligi juniorów. Graliśmy z Gwarkiem Zabrze. Do przerwy było 0:0, wtedy na boisko wszedł Łukasz, strzelił nam trzy gole i skończyło się 0:3. Mój Maciek też był niezwykle bramkostrzelny – długo grał na pozycji ofensywnego pomocnika.

Ferguson witał się ze śmiercią. "Płakałem z bezsilności"

Czytaj też

Sir Alex Ferguson (fot. Getty)

Ferguson witał się ze śmiercią. "Płakałem z bezsilności"

Rok 1995. Andrzej Sadlok kończy piłkarską karierę. Obok synowie - z lewej Maciek, po prawej Wojtek (fot. archiwum prywatne)
Rok 1995. Andrzej Sadlok kończy piłkarską karierę. Obok synowie - z lewej Maciek, po prawej Wojtek (fot. archiwum prywatne)
"Lewy" zachwycony po Der Klassiker. "To było coś wyjątkowego"

Czytaj też

Robert Lewandowski (fot. Getty Images)

"Lewy" zachwycony po Der Klassiker. "To było coś wyjątkowego"

– W meczu z Piastem Maciek zdobył bramkę strzałem prawą nogą. Zaskoczył pana?
– Trenerką zajmowałem się przez blisko 40 lat i zawsze starałem się wyrabiać umiejętność gry obiema nogami, choć przypomina mi się teraz Mirek Okoński, który przyjechał z Poznania na mój pożegnalny mecz. Lewą mógł krawaty wiązać. To był fantastyczny zawodnik, któremu nie do końca się powiodło.

– Maciej gra w Wiśle, jego brat Wojtek też jest piłkarzem. Mieli wybór, czy musieli grać w piłkę?
– Wojtek chodził do SMS w Zabrzu…

– ... Krążą różne głosy na temat tej szkoły. Jakub Błaszczykowski powiedział, że uciekł, bo bał się, że zejdzie tam na złą drogę.
– W przypadku Wojtka nie było tak źle. Dostał bardzo fajnego trenera, ale ci chłopcy nie mieli gdzie trenować.

– To pewne utrudnienie...
– Ja się dziwię, jak SMS-y mogą działać bez odpowiedniego zaplecza – szczególnie chodzi o boiska z trawą.

– Nadal tak jest?
– W wielu przypadkach, a dobra baza to przecież fundament. W Pasjonacie mamy prawie cztery boiska trawiaste, z czego dwa sztucznie nawadniane. Kiedyś staraliśmy się nawet o Ośrodek Szkolenia Piłkarskiego, ale mimo świetnego zaplecza tytuł ten trafił "kuchennymi drzwiami" do kogoś innego.

– Cztery boiska – to brzmi nieźle. Pańska krwawica?
– Moja, brata Janka i kilkunastu niezwykłych pasjonatów.

– To gdzie jest ta pańska prawdziwa rodzina? W domu czy w klubie?
– Tu i tu! W klubie wszyscy pracujemy społecznie. Ja do tego jeszcze w szkole i miałem też pięć hektarów pola uprawnego. Nie było łatwo.

"Lewy" zachwycony po Der Klassiker. "To było coś wyjątkowego"

Czytaj też

Robert Lewandowski (fot. Getty Images)

"Lewy" zachwycony po Der Klassiker. "To było coś wyjątkowego"

Pasjonat Dankowice wygrywa Turniej im. Marka Wielgusa. Dumny trener, a poniżej syn Maciej (fot. archiwum prywatne)
Pasjonat Dankowice wygrywa Turniej im. Marka Wielgusa. Dumny trener, a poniżej syn Maciej (fot. archiwum prywatne)
Palestyńczyk blisko Lecha. "Plastyczna operacja" wystarczy?

Czytaj też

Po prawej Samir Ibrahim

Palestyńczyk blisko Lecha. "Plastyczna operacja" wystarczy?

– Sam pan się zajmował rolą?
– Z rodzicami i bratem, a potem pomagały nam też żony. Bardzo często dzień rozpoczynaliśmy z rodzicami od wizyty w oborze, gdzie zawsze było mnóstwo do zrobienia. Potem kąpiel i na rowerze do szkoły. Po południu do klubu – prowadzić treningi, zajmować się boiskami i rozbudową obiektu. Dziś cieszę się z każdego młodego działacza, a równocześnie mam dla nich przestrogę. Gdybym się drugi raz narodził – to chyba bym nie poszedł już w tym kierunku. Cieszę się, że mam dwóch wspaniałych synów, którzy obdarzyli mnie wnukami, wspaniałą córkę Paulinę – bardzo ładną dziewczynę – która ma dwie urocze córeczki, a jedna z nich już postarała się, bym został pradziadkiem. Ale odeszliśmy od Wojtka. Był bardzo zdolny. Do dziś – jak gramy z Maćkiem w siatkonogę – to trudno powiedzieć, który z nich gra w Ekstraklasie. Zresztą Wojtek też grał w Ekstraklasie, ale w futsalu.

– A dlaczego nie został profesjonalnym piłkarzem trawiastym?
– Wojtek grał zarówno na boiskach trawiastych jak i w hali. Jego koleżanka grała w piłkę ręczną. Bardzo dobra – kadrowiczka Polski. Najpierw występowała w Chorzowie, potem w Kielcach, a Wojtek przemieszczał się za nią. Grał w III lidze, Piaście Gliwice, Jastrzębiu. Na III ligę to był świetny zawodnik. Teraz znów gra w Pasjonacie Dankowice. Ma 37 lat i jest kapitanem drużyny. Rozgrywa, strzela gole, super zawodnik. Niedawno pobił mój rekord bramkowy w Pasjonacie i wierzę, że jeszcze go wyśrubuje.

– Adam Buksa otworzył coś w stylu domowej fabryki piłkarzy. U pana było podobnie?
– Nie do końca. Wojtek już jako czterolatek było niezwykle sprawny. Cały czas biegał za piłką. Ja wtedy kończyłem granie i miałem 44 lata, gdy awansowaliśmy do III ligi. Byłem grającym prezesem. Śmiano się, że trener mnie wpuszcza na boisko, bo mogę go zwolnić. Ale ja takiego wsparcia nie potrzebowałem, bo zawsze dobrze się prowadziłem.

– Trochę jak Jakub Błaszczykowski w Wiśle.
– Ha, ha, podobna sytuacja. Mam wewnętrzną dyscyplinę. Nie mogłem sobie pozwolić, by uczniowie powiedzieli mi w poniedziałek, że coś kiepsko wyglądam. Mam swoje ambicje i honor. Dużo od siebie wymagam. Od innych też, ale najpierw od siebie. Dzięki temu są w klubie koledzy, z którymi współpracuję już dziesiątki lat.

– W spędził pan w nim 55 lat.
– Tak. Najpierw jako piłkarz, ale w wieku 21 lat zostałem nieoficjalnym prezesem. Nie miałem innego wyjścia, bo klub był w agonii. Zacząłem działać, a w szkole wychowywałem sobie zastępy młodzieży. Moi pierwsi wychowankowie to rocznik 1958.

– Co w latach siedemdziesiątych mógł zdziałać początkujący prezes?
– W 1971 roku mieliśmy zarośnięte boisko, dwie drewniane bramki i tyle. Drużyna była w rozsypce, budynek klubowy nie istniał. Z bratem zaczęliśmy działać, a pierwszym sukcesem był awans do A klasy. Nie mieliśmy wtedy żadnego zaplecza.

– To gdzie się przebieraliście?
– W Rolniczej Spółdzielni Produkcyjnej, 400 metrów od stadionu, albo w piwnicy remizy strażackiej. Tragedia. Sukces sportowy sprawił, że zaczęli się nami interesować, a i władza chciała pomagać. W 1980 powstała pierwsza część budynku klubowego i wszystko powoli nabierało rozpędu. Jedna inwestycja goniła drugą. O, a tak wygląda nasz nowy proporzec. W nocy go wymyśliłem.

Palestyńczyk blisko Lecha. "Plastyczna operacja" wystarczy?

Czytaj też

Po prawej Samir Ibrahim

Palestyńczyk blisko Lecha. "Plastyczna operacja" wystarczy?

Andrzej Sadlok prezentuje proporczyk Pasjonata Dankowice (fot. MM)
Andrzej Sadlok prezentuje proporczyk Pasjonata Dankowice (fot. MM)

– W nocy?
– Tak. Ja mam różne pomysły. Potem ten wzór został zaakceptowany przez członków klubu. W 2005 roku na kanwie tego herbu powstał klubowy sztandar, którego fundatorem była nasza mama Julia.

– Czyli piłka nawet w nocy...
– Często mi się śni. Ubolewam nad wieloma sprawami, jednak jestem zahartowany w bojach. W tamtym roku miałem wydać książkę na 75-lecie klubu, ale COVID pokrzyżował te plany. O, a tak wygląda nasz obiekt z góry. Weszliśmy z kolegą Remkiem na 30-metrową drabinę strażacką, by zrobić to zdjęcie. Nieźle "chodziła" na boki, ale widok naszego obiektu z lotu ptaka jest imponujący. To największy powierzchniowo obiekt sportowy na Podbeskidziu

– Wszystko musi pan osobiście?
– Aż do przesady. Niektórzy mają pretensje, że wszędzie te swoje palce wpycham, ale najważniejsze decyzje podejmujemy wspólnie.

– Jeden palec – jak widzę – nie jest cały. To też praca w klubie?
– Do sieczkarki włożyłem, jak byłem dzieckiem. Palec wszedł między koła zębate. Miałem siedem lat.

– Dla rodziców musiała to być tragedia.
– Mamusia, dziś już świętej pamięci, to cudowna kobieta. Podczas wojny była więźniarką obozu oświęcimskiego. Blok 11. Trafiła tam w wieku 15 lat. W Oświęcimiu straciła rodziców, brata i siostrę.

– Tragedia, którą dziś trudno nawet zrozumieć... Dotrwała w obozie do wyzwolenia?
– Nie. Mamę zwolnili po czterech miesiącach, jako nieletnią. Rodzice i siostra, piękna Apollonia, już wtedy nie żyli. Mamę zwolniono w styczniu 1944 roku, a 9 maja kończyła 16 lat. Następnego dnia przyszli gestapowcy, aresztowali ją, malutkiego brata i wywieźli na roboty do Niemiec. Tam doczekała do końca wojny. Miała niespełna 17, gdy wróciła do pustego domu. Bez rodziców, bez rodzeństwa…. Mama była cudowna. To ona zaraziła mnie pracą społeczną. Była religijna, ale nie dewotką. Realnie patrzyła na sprawy. Z bratem mieliśmy już własne rodziny i domy, ale niedzielny obiad zawsze był u mamy. Pytała tylko o której mecz, by dobrze się dopasować.

– Z synami rozmawiacie w kółko o piłce?
– Rozmawiamy na różne tematy. Obaj budują teraz domy, więc wymieniamy poglądy, jakbyśmy wszyscy byli architektami i konstruktorami.

– A Maciek często zagląda w rodzinne strony?
– Moja żona pochodzi z Wilamowic, to 10 km od naszego rodzinnego domu. To bardzo ciekawe miasteczko niedaleko Dankowic. Mieszkańcy tworzyli enklawę i przed wojną mówili dialektem. Było tam wiele ładnych dziewczyn, w tym i moja obecna. Wykradaliśmy je jedną po drugiej i tak to się skończyło. Tamte tereny są bardzo ładne i właśnie tam wybudowała się Paulina, a teraz domy stawiają Wojtek i Maciek. Żona odziedziczyła gospodarstwo – podzieliła je i teraz dzieci mają działki.

– Kariera Maćka to pochodna talentu czy ciężkiej pracy?
– Maciek od zawsze biegał za Wojtkiem. Chciał być taki jak on i ten talent zaczął się rozwijać. Miał 14 lat, gdy zaprzyjaźniony trener tworzył kadrę Śląska. Poprosiłem go, by przyjechał z drużyną do nas, do Dankowic, pokazać moim chłopakom, jak się gra w piłkę. Mecz skończył się remisem 2:2. "Skąd ty ich masz?" – zapytał kolega po meczu. Trzech od razu wziął do pierwszej jedenastki, a potem jeszcze doszedł Budniak i rezerwowy bramkarz. Gdybym nie doprowadził do tego meczu, to być może ci chłopcy by nigdy nie zaistnieli i nie zdobyliby z kadrą Śląska wicemistrzostwa Polski U15.

Trzej przyjaciele z boiska. Maciej Sadlok, Mateusz Żyła i Arkadiusz Gołąb (fot. archiwum prywatne)
Trzej przyjaciele z boiska. Maciej Sadlok, Mateusz Żyła i Arkadiusz Gołąb (fot. archiwum prywatne)
Chorągiewka zamiast gwizdka. "Kiedyś nienawidziłam piłki"

Czytaj też

Karolina Skalska-Jakubaszek

Chorągiewka zamiast gwizdka. "Kiedyś nienawidziłam piłki"

– A jak im poszło?
– Z szerokiej kadry tamtego trenera zaistniał w Ekstraklasie tylko Bartek Babiarz. A z tych od nas – oprócz Maćka, to jeszcze Mateusz Żyła i Arek Gołąb, czyli dwójka, która potem trafiła do Grodziska. Maciek był wtedy bardzo niski, co trzy dni mierzyłem go, by sprawdzić czy jeszcze rośnie. Rówieśnicy byli wyżsi o głowę. Jak to często bywa – potem nagle wystrzelił… Arek był świetnym stoperem, po Grodzisku grał w Austrii i Szwecji. Mateusz – w Tychach i Sandecji Nowy Sącz, a teraz jest nauczycielem języka polskiego i… pisze pracę doktorską.

– Wyszedł na ludzi.
– Tak, ale on zawsze miał głowę na karku. Arek był stoperem, Maciek rozgrywającym, a Mateusz strzelał gole. Kręgosłup drużyny. Trzej przyjaciele z boiska. Jak w piosence.

– Syn miał chwile zawahania?
– Maciek jest bardzo delikatnej konstrukcji psychicznej. Na boisku wygląda na twardego, nogi nie odstawia, ale serce ma bardzo dobre. Wszystko mocno przeżywa. Choćby ta niedoszła przeprowadzka do Grodziska. Nie byłby tam sam, bo wcześniej trafili tam jego dwaj koledzy. Zdecydował, że dołączy do nich, ale za pół roku. Sześć miesięcy później zawiozłem go do Grodziska i pojechał z drużyną na obóz. Kilka dni później dzwoni: "Tatuś, ja wracam do domu". Cała moja nadzieja! Grodzisk, ładne obiekty, mocny sponsor, wicemistrz Polski. Wszystko sprawdzone. No, ale skoro wraca, to wraca. Potem był jeszcze jeden taki moment. Dostał powołanie na zgrupowanie kadry U-17 w Gdańsku. Ustaliliśmy, że pojedziemy razem. Wyjazd wcześnie rano. Zimno, ciemno. Pociąg relacji Czechowice-Dziedzice – Katowice. Tam przesiadka i oczekiwanie na dworcu.

– Ten stary dworzec był przerażający.
– Przerażający. Siedzimy w kącie poczekalni i widzę, że z Maćkiem coś zaczyna się dziać. "Tatuś ja nie pojadę, nie dam rady". Wpadł w dołek.

– Bał się, że nie spełni oczekiwań?
– Nie wiem. Zawsze miał we mnie wsparcie. Teraz też ma. W końcu udało mi się go przekonać i pojechaliśmy dalej. Trochę pograł w tych kadrach, fajnie się to potoczyło. Talent to jedno, a praca to drugie. No i zdrowie, które Maćka trochę hamowało.

– Pięta. Przez ponad rok zmagał się z nią.
– W końcu udało się, dzięki doktorowi Jaroszewskiemu. Schrzanili jedną operację, potem drugą. Dopiero Jaroszewski wziął Maćka do kliniki w Poznaniu i elegancko mu to zrobił.

Chorągiewka zamiast gwizdka. "Kiedyś nienawidziłam piłki"

Czytaj też

Karolina Skalska-Jakubaszek

Chorągiewka zamiast gwizdka. "Kiedyś nienawidziłam piłki"

Bardzo szeroka kadra na dzień dobry. Analiza wyborów Paulo Sousy
Paulo Sousa (fot. Getty Images)
Bardzo szeroka kadra na dzień dobry. Analiza wyborów Paulo Sousy

Janusz Kupcewicz – piłkarz z pięknej rybackiej wioski [WSPOMNIENIE]

Czytaj też

Janusz Kupcewicz (z lewej) zmarł w wieku 66 lat (fot. PAP).

Janusz Kupcewicz – piłkarz z pięknej rybackiej wioski [WSPOMNIENIE]

– Kariera wisiała na włosku.
– To był bardzo trudny czas. Pojawiła się apatia, krok od rezygnacji. Chodzenie o kulach... Mocno to przeżywałem. Z drugiej strony, te kłopoty bardzo go wzmocniły. Jak z tego wyszedł, to dostał dawkę dodatkowej energii. Po powrocie z Warszawy pograł jeszcze trochę w Ruchu i zakotwiczył w Wiśle. Zdrowie jest bardzo ważne, ale tryb życia też. A Maciek i Wojtek zawsze prowadzili się bardzo dobrze.

– Maciej w Wiśle wiele przeżył. Dobre chwile, ale też najtrudniejsze, gdy klub prawie upadł.
– On się nie podpala. Jest bardzo wyważony, z czego bardzo się cieszę. W wywiadach mówi spokojnie i skupia się na konkretach. W życiu codziennym jest taki sam i ma to potwierdzenie w Wiśle. Poza boiskiem to dobry, familijny człowiek, a nasza rodzina to absolutna jedność. Mój brat, starszy ode mnie o rok, też był dobrym piłkarzem. Gdy studiował w Krakowie to grał trochę w Cracovii. Tylko przez rok, ale w pierwszym zespole.

– Moment. Wujek Maćka grał w Cracovii?
– Tak, na pewno był z nimi na zgrupowaniu. Cracovia grała wtedy w niższej lidze. Po studiach Janek wrócił do domu i zaczął nam pomagać. To głównie dzięki niemu mamy dziś w Dankowicach taki obiekt. Mało jest takich ośrodków we wsiach. Powstał dzięki pracy tych, którzy nigdy nie byli finansowo związani z klubem. Każdy z nas jest pasjonatem.

– Nomen omen.
– Nazwa wzięła się z chęci kolegów do działania. W 1986 wygraliśmy krajowy konkurs "Pasje", organizowany przez gazetę "Wiadomości Sportowe". Tak powstał Pasjonat – jedyny klub z taką nazwą w kraju.

– A jak nazywał się wcześniej?
– Po prostu LZS Dankowice. W 1980 roku przekształciliśmy się w Ludowy Klub Sportowy i zaczęliśmy działalność gospodarczą, brat prowadził ją społecznie. On to rozkręcił, bo zawsze miał smykałkę do takich spraw. Od tej pory nie bazowaliśmy już tyko na skromnych dotacjach gminnych i wpływach z biletów. Zarabialiśmy pieniądze. Mieliśmy choćby brygadę zatrudnionych w elektrowni Jaworzno, wykonywaliśmy prace wodno-kanalizacyjne w naszej gminie. Było trochę pieniędzy dla klubu i szliśmy jakoś do przodu. W 2005 roku – nie z naszej winy – przerwana została ta działalność. Przeszliśmy lekkie załamanie, ale rok później związaliśmy się z TS Podbeskidziem i teraz chcemy tę współpracę zacieśnić. Przydałoby się teraz wymienić murawę. Wytrzymała już tyle lat. Dbamy o nią jak o staruszkę. Jesteśmy bowiem ośrodkiem treningowym Podbeskidzia i żyjemy w symbiozie. Prawie jak w zgodnym małżeństwie.

Janusz Kupcewicz – piłkarz z pięknej rybackiej wioski [WSPOMNIENIE]

Czytaj też

Janusz Kupcewicz (z lewej) zmarł w wieku 66 lat (fot. PAP).

Janusz Kupcewicz – piłkarz z pięknej rybackiej wioski [WSPOMNIENIE]

Maciej Sadlok z rodziną (fot. Instagram)
Maciej Sadlok z rodziną (fot. Instagram)
Francuz zaniemówił. Szok po triumfie "polskiego" Anglika

Czytaj też

Zycie Konrada Bartelskiego w obiektywie (fot. archiwum prywatne)

Francuz zaniemówił. Szok po triumfie "polskiego" Anglika

– A rośnie może pana następca?
– Tu jest problem. Myślałem, że dzieci działaczy się zaangażują, ale nie ma takiego trendu. Dlatego tak ważna jest współpraca z Podbeskidziem. Liczę, że wspólnymi siłami uda nam się utrzymać ten obiekt.

– Maciek tego nie weźmie?
– Raczej nie. Ma inne plany – myślę, że niekoniecznie sportowe, a Wojtek jest z wykształcenia trenerem, pracuje w SMS, ma licencję UEFA A. Dobrze szkoli. Założył szkółkę SADI Soccer, której patronuje Maciek i w tej roli chce się realizować.

– Na moje oko Maciek też ma dobre podejście do dzieci.
– Owszem ma, ale na razie nie widzę u niego błysku w oku przyszłego trenera. A skoro już jesteśmy przy szkoleniu... Uważam, że przepis o ekwiwalencie jest szkodliwy dla małych klubów. W takich pokroju Pasjonata dzieci rozpoczynają szkolenie mając siedem – osiem lat. Gdy taki ma już dwanaście, to rodzic mówi: "Zabieram go do SMS". To normalna kolej rzeczy, ale co my mamy wtedy z tego szkolenia? Przecież przez lata opłacaliśmy trenerów i przygotowywaliśmy obiekt. A w zamian nie dostajemy nic, bo ekwiwalent przysługuje od dwunastego roku życia wychowanka. To chory przepis. Boją się dopuścić mnie na zjazd PZPN, bym im tego nie powiedział wprost. Na nasze Krajowe Zjazdy Zrzeszenia LZS przyjeżdżają zaproszeni prezesi związków: narciarskiego, zapasów, kolarstwa, podnoszenia ciężarów i innych. Tylko z PZPN nikt nie przyjeżdża. Nikt z władz Krajowego Zrzeszenia LZS nie uczestniczy też w zjazdach PZPN. Dlaczego? To przecież wiejskie i małomiasteczkowe kluby stanowią podstawę piramidy PZPN.

– PZPN ma wieś gdzieś?
– Może nie, ale powinni jednak się nią zainteresować, bo tam też wykluwają się talenty. Kiedyś zadałem pytanie wybitnemu trenerowi Antoniemu Piechniczkowi, co sądzi o piłkarzach wywodzących się z małych środowisk. Odpowiedź była krótka – to najlepszy materiał. PZPN stworzył Akademię Młodych Orłów, która miała też pomagać wiejskim klubom...

– I już ją zlikwidowali.
– Na szczęście!

– Ale sporo pieniędzy na to poszło.
– A mogli to zrobić metodą pilotażu w jednym województwie, by sprawdzić, czy to zda egzamin. A oni poszli na hura. Potworzyli etaty w każdym wojewódzkim związku. Ja widziałem, co taki młody człowiek – na dobrym etacie, z samochodem służbowym – robił. Przez dwa lata pracy w związku przyszedł raz do naszego Zrzeszenia LZS. Na początku. A jesteśmy w tym samym budynku. Przyszedł, zapytał o coś, a potem zero zainteresowania. A on powinien szukać białych plam na mapie województwa! Znajdować miejsca, gdzie nie ma piłki. Pobudzać wiejskie środowiska. My robimy zebrania zarządu naszego zrzeszenia w różnych powiatach, by potem rozjechać się po klubach i zobaczyć, jak sobie w danym regionie radzą. Dziękujemy im za tę pracę – bo to już są same stare chłopy – zostawiamy trochę sprzętu i wracamy. Ale przynajmniej mamy pogląd, jak to tam wygląda.

Francuz zaniemówił. Szok po triumfie "polskiego" Anglika

Czytaj też

Zycie Konrada Bartelskiego w obiektywie (fot. archiwum prywatne)

Francuz zaniemówił. Szok po triumfie "polskiego" Anglika

Andrzej Sadlok w klubowej sali pamięci (fot. MM)
Andrzej Sadlok w klubowej sali pamięci (fot. MM)
Niki Lauda – ubezpieczenie na życie. Minęły 2 lata od śmierci legendy F1

Czytaj też

Niki Lauda (fot. PAP)

Niki Lauda – ubezpieczenie na życie. Minęły 2 lata od śmierci legendy F1

– Same stare chłopy...
– Podczas Krajowego Zjazdu Zrzeszenia LZS powiedziałem kolegom, że nasze środowisko powoli odchodzi. A następców starych działaczy ze świecą szukać. Za parę lat może pojawić się poważny problem. Kto się zajmie tymi wszystkimi małymi klubami? W śląskim zrzeszeniu mamy 386 ludowych z czego 330 piłkarskich. A ile jest chętnych, by się tym zająć? Jest pani, która prowadzi księgowość i ja, no i koledzy z zarządu, którzy mnie wspierają. A roboty od groma.

– O działaczach starej daty mówi się pogardliwie. "Beton", "Leśne dziadki". Boli to.
– Beton nie może być łączony ze Zrzeszeniem Ludowych Zespołów Sportowych.

– Czyli jest wiejski i miejski?
– Ha, ha, tak. Beton wiejski jest bardzo twardy i... nieskorumpowany. Natomiast ten miejski to niestety łączy walka o władzę i pieniądze. Taka jest prawda, jeśli chodzi o PZPN i wojewódzkie związki. Nasz wiejski beton, choć twardy, to jak każdy kiedyś się pokruszy i wtedy będzie problem. Mówię o tym głośno już od paru lat, ale nikt mnie nie słucha.

– Zatęsknimy za leśnymi dziadkami w małych klubach?
– Tak jest. Wielu z nich ma poważne problemy w odnalezieniu się w rzeczywistości. Dziś konieczna jest umiejętność korzystania z komputera – tylko w ten sposób można zgłosić się po dotacje z różnych programów. Dobrze byłoby, gdyby gminy miały kogoś, które pomagałyby klubom w tych kwestiach. I tak docieramy do kolejnego problemu. W każdej gminie jest Ośrodek Kultury, obligatoryjnie powołany ustawą sejmową z 1991 roku, ale nie w każdej gminie działa Ośrodek Sportu i Rekreacji. Ja walczę, by to zmienić, ale nie chcą słuchać starego Sadloka. Mam już 70 lat i nie wiem, ile jeszcze pożyję. Ten temat poruszałem już wielokrotnie na różnych szczeblach, również w rozmowach z posłami. Namawiałem, by ustawą zobligować wszystkie gminy do tworzenia Ośrodków Sportu i Rekreacji. Tylko to pozwoli nam w niedalekiej przyszłości właściwie funkcjonować.

– Trzeba poprosić Maćka, by w wywiadach pomeczowych mówił o kłopotach klubów ludowych!
– Musiałby mieć większą wiedzę o tym. Przewodniczącym Krajowego Zrzeszenia jest Władysław Kosiniak-Kamysz. Mówię do niego: "Kolego przewodniczący, kolega jest lekarzem, więc słowo agonia jest chyba panu znane?". A agonia powoli zbliża się do naszych kręgów. Jak nas dopadnie to leżymy. A jak się już położymy, to młodzi nie przyjdą robić nic za darmo. Nie odbudujemy potem tego. Widzę, ile jest wiejskich klubów, które już przestały działać. Klub to grupa ludzi, którzy mają wspólny cel i chęć działania. Zawszę powtarzam to piłkarzom, którzy uważają, że są najważniejsi. "Nie będzie działaczy, to was też nie będzie".

– Ale na pracy w klubie to pan się nie dorobił.
– Utrzymywałem się z pracy w szkole i na gospodarstwie. Nie jestem majętny. Najpierw jeździłem rowerem, potem motorowerem, motorem, aż w końcu pojawił się fiat 126p. To była maszyna! O dobra materialne nigdy nie zabiegałem. "Najbogatsi ludzie na świecie też umrą, a niekoniecznie będą ich dobrze wspominać″ – powtarzam małżonce. Cieszę się z drogi, którą przeszliśmy z innymi działaczami. Dzięki naszej niestrudzonej pracy dajemy innym możliwość uprawiania sportu. I to jest moja największa radość.

Niki Lauda – ubezpieczenie na życie. Minęły 2 lata od śmierci legendy F1

Czytaj też

Niki Lauda (fot. PAP)

Niki Lauda – ubezpieczenie na życie. Minęły 2 lata od śmierci legendy F1

Zobacz też
Wymowne słowa o Feio. To zdecydowało o jego przyszłości?
Michał Żewłakow wypowiedział się na temat Goncalo Feio przed podjęciem decyzji o jego przyszłości (fot: Getty)

Wymowne słowa o Feio. To zdecydowało o jego przyszłości?

| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa 
Niezbędnik 34. kolejki PKO BP Ekstraklasy. Sprawdź szczegóły
Niezbędnik kibica 34. kolejki PKO BP Ekstraklasy. Sprawdź terminarz, wyniki i przewidywane składy (fot. Getty)

Niezbędnik 34. kolejki PKO BP Ekstraklasy. Sprawdź szczegóły

| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa 
Czy wracamy do czasów walizek z pieniędzmi w szatni?
Piłkarze GKS Katowice wściekli po golu Lecha (fot. PAP)

Czy wracamy do czasów walizek z pieniędzmi w szatni?

| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa 
Legia zdecydowała! Przyszłość Feio wyjaśniona
Goncalo Feio poznał swoją przyszłość w Legii Warszawa. Jest decyzja w sprawie Portugalczyka! (fot: 400mm.pl)

Legia zdecydowała! Przyszłość Feio wyjaśniona

| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa 
Dwóch Marciniaków to za dużo? "Wielu osobom mocno to wadziło"
Sędzia Tomasz Marciniak w swoim ekstraklasowym debiucie (fot. PAP).
tylko u nas

Dwóch Marciniaków to za dużo? "Wielu osobom mocno to wadziło"

| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa 
Polecane
Najnowsze
To już pewne! Norwescy oszuści zwolnieni po skandalu w skokach
To już pewne! Norwescy oszuści zwolnieni po skandalu w skokach
| Skoki 
Zawieszony sztab szkoleniowy norweskich skoczków narciarskich ostatecznie został zwolniony z pracy (fot. PAP).
Lewandowski zachwycił świat! Pobił legendarny rekord
Robert Lewandowski (fot. Getty Images)
Lewandowski zachwycił świat! Pobił legendarny rekord
| Piłka nożna 
Spalona czaszka i ślub z miss Brazylii. Polacy byli królami egzotyki
Adrian Mierzejewski był MVP ligi australijskiej, Grzegorz Lato królował w lidze meksykańskiej (fot. Getty)
polecamy
Spalona czaszka i ślub z miss Brazylii. Polacy byli królami egzotyki
Jakub Ptak
Jakub Ptak
Poznaliśmy najlepszego zawodnika sezonu. Pierwsze takie wyróżnienie
Shai Gilgeous-Alexander został MVP sezonu zasadniczego (fot. Getty).
Poznaliśmy najlepszego zawodnika sezonu. Pierwsze takie wyróżnienie
| Koszykówka / NBA 
Wymowne słowa o Feio. To zdecydowało o jego przyszłości?
Michał Żewłakow wypowiedział się na temat Goncalo Feio przed podjęciem decyzji o jego przyszłości (fot: Getty)
Wymowne słowa o Feio. To zdecydowało o jego przyszłości?
fot. TVP
Piotr Kamieniecki
Awans Polki! Powalczy o główną drabinkę French Open
Linda Klimovicova (fot. Getty Images)
Awans Polki! Powalczy o główną drabinkę French Open
| Tenis / Wielki Szlem 
Niezbędnik 34. kolejki PKO BP Ekstraklasy. Sprawdź szczegóły
Niezbędnik kibica 34. kolejki PKO BP Ekstraklasy. Sprawdź terminarz, wyniki i przewidywane składy (fot. Getty)
Niezbędnik 34. kolejki PKO BP Ekstraklasy. Sprawdź szczegóły
| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa 
Do góry