| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Wszystko wskazuje na to, że również w rundzie wiosennej Marek Papszun będzie trenerem Rakowa – mówi Wojciech Cygan. Prezes częstochowskiego klubu w obszernym wywiadzie z TVPSPORT.PL komentuje ostatnie ruchy Dariusza Mioduskiego i opowiada o swoich planach na stanowisku wiceprezesa PZPN ds. piłkarstwa profesjonalnego.
Wojciech Cygan z wykształcenia jest prawnikiem. Od lipca 2018 roku jest prezesem Rakowa Częstochowa, a od początku tej kadencji wiceprezesem PZPN do spraw piłkarstwa profesjonalnego. Za poprzedniej kadencji tę funkcję pełnił obecny prezes, Cezary Kulesza, a Cygan zasiadał w zarządzie. Jest również wiceprzewodniczącym Rady Nadzorczej Ekstraklasy, której przewodniczącym jest... Dariusz Mioduski.
Urodzony w Częstochowie były prezes GKS-u Katowice w obszernej rozmowie opowiada nam o swoich obowiązkach we władzach polskiej piłki, roli, jaką odegrał w kampanii Kuleszy, łączeniu pracy w związku i w Rakowie, ale też o najbardziej gorącym temacie ostatnich dni, czyli potencjalnym odejściu Marka Papszuna do Legii. Ma również radę dla Mioduskiego odnośnie zatrudniania i zaufania do trenerów...
Radosław Przybysz, TVPSPORT.PL: – Muszę od tego zacząć. Jak pan zareagował na słynny już wywiad z Dariuszem Mioduskim?
Wojciech Cygan: – W piątek po meczu z Leicester rozmawialiśmy prywatnie i powiedziałem mu jakie mam odczucia. Myślę, że dobrze je wyraził Michał Świerczewski, poruszając kwestię wzajemnego szacunku. Dla mnie to też stawianie Marka Papszuna w trudnej sytuacji. Pamiętajmy, że on ma kontrakt do końca czerwca i wszystko wskazuje na to, że w rundzie wiosennej będzie trenerem Rakowa także w meczu z Legią. Poza tym, nadal trwają rozgrywki i na pewno nie jest dla nas korzystną sytuacja, w której zamiast koncentrować się na sobie, musimy się zajmować wywiadami prezesów innych klubów.
– Brzmi to jakby był pan przekonany, że na wiosnę Marek Papszun nadal będzie waszym trenerem.
– Bo tak to na chwilę obecną wygląda. Trener ma ważny kontrakt, a my nie mamy pół przesłanki za tym, że ta sytuacja miałaby się zmienić. Nikt z Legii nie kontaktował się z nami w tym temacie.
– Natomiast przyjście do Legii Pawła Tomczyka odbierane jest jako kolejny krok w kierunku zatrudnienia Papszuna.
– Nie komentuję ruchów kadrowych innych klubów i także w tym przypadku tego nie zrobię. Życzę mu powodzenia.
– Dla trenera Papszuna to też raczej mało komfortowa sytuacja...
– Na pewno to dla niego trudna decyzja. Wiemy, że mieszka w Warszawie i Legia byłaby ciekawym wyzwaniem. Pytanie tylko, czy dzisiaj Legia na pewno jest lepszym miejscem pracy niż Raków... Trener sam to musi ocenić. Powiem panu, że po tym wywiadzie sam też się zastanawiałem jak w tej sytuacji mam się zachować i jedną z pierwszych myśli było, że teraz ja powinienem udzielić wywiadu, w którym powiedziałbym, że chcemy Marka Gołębiewskiego (śmiech).
– Mioduski ma duży wpływ na kierunek działań zarządu PZPN?
– Jest prezesem i właścicielem Mistrza Polski, jest przewodniczącym Rady Nadzorczej Ekstraklasy, jest wreszcie także doradcą zarządu PZPN, więc choćby z tych powodów jest informowany o najważniejszych sprawach i pytamy go o jego stanowisko. Zresztą to chyba żadna sensacja, że rozmawiamy nie tylko z klubami średniego szczebla czy dołu tabeli, ale też zapytamy czasami mistrza Polski.
– I jak się tak zdzwaniacie, to pyta się go pan: "Darek, co się dzieje z Legią"? Albo może ma pan dla niego jakieś rady?
– Jestem ostatni od udzielania rad prezesom innych klubów. Zwłaszcza, że Darek ma swoje doświadczenia i najlepiej zna sytuację w Warszawie. Natomiast tak jak wielu ludzi w Polsce, także mnie zastanawia obecna sytuacja Legii. Przed sezonem nie spodziewałbym się takich wyników. Powiem więcej, po naszym zwycięstwie w Warszawie 3:2 pod koniec września, gdzie jeszcze Legia mogła w końcówce wyrównać, to w życiu nie powiedziałbym, że to wszystko pójdzie w tę stronę.
– Raków też ma swoje problemy. Na przykład brak bramkostrzelnego napastnika.
– Ten temat cały czas pojawia się w naszych rozmowach. W systemie, który preferuje trener Papszun, zadania napastnika są specyficzne, ale chciałbym oczywiście, żeby jednym z tych zadań nadal było strzelanie goli. Mamy dużo zmian na tej pozycji. Czasami wychodzi Musiolik, czasami Gutkovskis, mamy jeszcze Guedesa, Araka. Trochę tych zawodników jest, ale pewnie brakuje kogoś, kto gwarantowałby kilkanaście bramek w każdym sezonie.
– A co z licznymi Portugalczykami? Nie wiem, czy wzorowaliście się na Legii, ale na razie ten zaciąg w Rakowie rozczarowuje.
– Znowu: nie ma wątpliwości, że po tych kilkunastu spotkaniach nie mamy z ich występów tego, co chcielibyśmy mieć. Nie wiem, czy to kwestia aklimatyzacji w Częstochowie, może dopasowania do systemu. Nie wiem, też się nad tym zastanawiam, bo na pewno ściągając ich mieliśmy większe oczekiwania.
– To jeszcze bramkarz. Jaka jest cena za Vladana Kovacevicia?
– Nie ma ustalonej ceny. Najpierw to on musi chcieć odejść z Rakowa. Rozmawiam z nim i nie widzę, żeby to było jego największe marzenie. Wielu zawodników, w tym między innymi Vladan, chciałoby najpierw powalczyć tu o najwyższe cele i dopiero ewentualnie myśleć o zmianie klubu. Jedno jest pewne: jeśli będziemy zdecydowani na sprzedaż, to na pewno będziemy mieli już wybranego zawodnika, który go zastąpi.
– Zakładam, że tak samo jest z trenerem.
– Nie mamy gotowego zestawienia na tablicy, do którego dopisujemy albo wykreślamy konkretne kandydatury. Tak jak na bieżąco skautujemy piłkarzy, tak samo na bieżąco trwa skauting ludzi do wzmocnienia klubu, w tym także trenerów i ludzi do sztabu szkoleniowego. Cały czas słuchamy tego, co się dzieje na rynku i zastanawiamy się jak się wzmocnić. W przypadku Marka Papszuna jest to o tyle specyficzne, że zwykle on był jedną z osób, która też uczestniczyła w tym skautingu.
– A może on jak Alex Ferguson sam wskaże swojego następcę?
– Może tak być. Takie wskazanie na pewno byłoby to ciekawe. My się z jego opinią bardzo liczymy, ale też nie oczekuję tego od niego.
– Długofalowość czyni z was ewenement w Polsce.
– Ja sam kiedyś miałem zupełnie inne spojrzenie. Pamiętam, że na początku pracy w GKS Katowice wydawało mi się, że osoba trenera nie ma aż tak kluczowego znaczenia dla klubu.
– Który z piłkarzy ściągniętych do Rakowa przerósł wasze oczekiwania?
– Na pewno nie spodziewałem się, że tak szybko na ten poziom wejdzie Kamil Piątkowski. Podobne wątpliwości miałem przy transferze Marcina Cebuli. Znałem go długie lata, kiedyś chciałem go wypożyczyć do Katowic, i patrząc na jego występy w Koronie, zwłaszcza pod koniec, nie zakładałem, że będzie w stanie grać tak dobrze niemal od pierwszego meczu w Rakowie. Ale takich pozytywnych zaskoczeń wymieniłbym więcej. Pamiętam Patryka Kuna z poprzednich drużyn i wówczas nie pomyślałbym, że będzie kluczową postacią drużyny, która nieźle zaprezentowała się w europejskich pucharach. Podobnie Andrzej Niewulis, Tomas Petrasek czy Sebastian Musiolik...
– I to jest właśnie ręka trenera. Z piłkarzy, którzy indywidualnie nie są postrzegani jako ligowa czołówka, tworzy zespół, który tą czołówką jest.
– Tak, to kwestia doboru zawodników do systemu, tego, że ci zawodnicy ufają trenerowi, wiedzą, że pod jego okiem się rozwiną. Czytałem na TVPSPORT.PL wywiad z Jordanem Perkinsem, który też o tym mówi – że od pierwszego treningu widział, że przy trenerze Papszunie jest w stanie się rozwinąć. Sztab szkoleniowy jest też na tyle rozbudowany, że z zawodnikami grupowo i indywidualnie pracuje wielu dobrych fachowców. Tylko w tę stronę idąc możemy osiągać sukcesy. I jeśli rzeczywiście miałbym kiedyś komuś doradzać, to naprawdę warto dobrze wyszukać trenera, ale potem mu zaufać i dać pewną swobodę w podejmowaniu decyzji. Sam u siebie wyrobiłem tę cechę. Do trenera trzeba nabrać zaufania, ale jak już się ma to zaufanie, to trzeba pozwolić mu na decyzyjność. Decyzyjność, która czasem jest trudna. Czasem trener chce dokonać zmian, co do których ja wewnętrznie mam pewne wątpliwości. Ale to jest decyzja trenera i potem to on jest rozliczany z wyników. A w przypadku trenera Papszuna to rozliczenie jest pozytywne.
Jeśli miałbym komuś doradzać, to naprawdę warto dobrze wyszukać trenera, ale potem mu zaufać i dać pewną swobodę w podejmowaniu.
– Poza pracą w Rakowie jest pan też wiceprezesem PZPN ds. piłkarstwa profesjonalnego. Czym się pan zajmuje?
– Szczegółowy podział kompetencji pomiędzy wiceprezesami zależy od tego jak funkcjonowanie zarządu widzi prezes. On jest pierwszą i najważniejszą osobą w zarządzie.
– A w poprzedniej kadencji to właśnie prezes Kulesza był wiceprezesem ds. piłkarstwa profesjonalnego. Przejął pan jego zadania jeden do jednego?
– Pewnie, że nie. Każdy ma swoje pomysły, ja swoje też mam. Zadań jest wiele: współpraca między związkiem a spółką Ekstraklasa, między związkiem a 1. Ligą, zmiany w przepisach, analiza zmian dokonanych w poprzednich latach, na ile one przyniosły efekty, a na ile nie, co można zmienić, żeby te efekty były większe…
– I ma pan już jakieś pierwsze wnioski?
– Ostatnio rozmawiałem na przykład z Komisją ds. Rozgrywek i Piłkarstwa Profesjonalnego na temat przepisu o młodzieżowcu. O tym, czy ten przepis w połączeniu z Pro Junior System przynosi efekty, jakie ma plusy i minusy w poszczególnych klasach rozgrywkowych. Nie mówię, że ten przepis wszędzie jest wątpliwy, ale trzeba się zastanowić, czy w każdej klasie rozgrywkowej jest optymalnie skonstruowany. Podobnie jak z PJS. Na razie dokonaliśmy drobnych korekt jeśli chodzi o czas zaliczenia występu danego zawodnika do programu, liczbę meczów. Przesunęliśmy też trochę środki finansowe. Ale myślę, że powinniśmy w ogóle zastanowić się nad tym, czy ten program jest dobrze skonstruowany jeśli chodzi o kwoty, zasady funkcjonowania. Mamy uwagi z pierwszej i drugiej ligi i od początku roku mocniej się zajmiemy tym tematem. Wracając do poprzedniego pytania – spraw związanych z piłką zawodową jest multum. Razem z kolegami z zarządu reprezentującymi kluby przygotowaliśmy prezentację tego, co chcemy przez te cztery lata zrobić i tych tematów jest naprawdę bardzo dużo. Od czysto organizacyjno-technicznych po kwestię strategiczne jak choćby sprzedaży praw telewizyjnych.
– Czyli rozumiem, że ma pan odpowiadać za zacieśnianie współpracy z klubami?
– Chciałbym, żeby poczuły większy dostęp do federacji, żeby miały łatwość kontaktu. Już w pewien sposób to wdrożyliśmy, bo wyznaczyliśmy osobę, która jest takim pierwszym kontaktem dla klubów Ekstraklasy, 1. i 2. Ligi. Mogą do niej zadzwonić i o wszystko zapytać, będzie pilotowała poszczególne zadania. Ale właściciele czy prezesi klubów niech wiedzą, że zawsze mogą też zadzwonić do mnie i jeśli będzie jakiś temat, w którym będę mógł pomóc, to chętnie pomogę. Chciałbym też jeździć po klubach, rozmawiać, pytać, czego potrzebują i jakie mają pomysły. Stąd też taki a nie inny skład Komisji ds. Rozgrywek i Piłkarstwa Profesjonalnego, do której zaprosiliśmy także kilku prezesów klubów Ekstraklasy i 1. Ligi. Czy choćby kwestia podręcznika licencyjnego, gdzie zapytaliśmy kluby o pomysły, co należy zmienić.
– Trudno jest łączyć obowiązki w związku i w klubie? Podejrzewam, że prezes Kulesza nalegał, żeby skupił się pan na PZPN.
– Rozmawialiśmy o tym wcześniej, prezes wie, jakie mam plany i że chcę się im poświęcać. Ważne były także rozmowy z Michałem Świerczewskim, bo to oczywiste, że moje zaangażowanie w federację będzie się odbijało na zaangażowaniu w Raków.
– I co on na to?
– Rozmawiamy od pewnego czasu i mamy na to jakiś pomysł.
– Jak zareagowaliście w PZPN na to, co wydarzyło się w meczu z Węgrami?
– Tak jak wszyscy kibice. Byliśmy zawiedzeni. Nikt się nie spodziewał, że pierwszy raz od wielu, wielu meczów przegramy na Narodowym. Musimy z tym żyć i iść dalej. Od tego meczu nie zależała przyszłość ani polskiej piłki, ani PZPN, choć nawet tylko z szacunku do kibiców ten wynik zabolał.
– Pojawiają się jednak informacje o dużych stratach finansowych przy braku pierwszego barażu u siebie. A przy ewentualnym braku awansu w kasie ma ponoć zabraknąć nawet 70 milionów złotych.
– Tylko pamiętajmy, że brak rozstawienia nie oznacza braku awansu. Po drugie, te kwoty, które padają, według mojej wiedzy są zawyżone. Po trzecie, jeśli przejdziemy Rosję, to drugi mecz barażowy odbędzie się jednak w Polsce. Per saldo może niewiele w tych założeniach finansowych się zmieni. Czytam te doniesienia, które łączą oszczędności w związku z tym jednym meczem z Węgrami. To duża przesada. My obecnie pracujemy nad budżetem i zawsze tak jest, że w pierwszym czytaniu, na początku budżet jest życzeniowy. Dopiero potem trzeba go urealniać.
– I teraz trwa urealnianie?
– Tak, w każdej organizacji tak jest. Na początku przy planowaniu każdy zakłada, że się rozwijamy, że potrzeby rosną, że jest czas na wprowadzenie dotąd odkładanych pomysłów. A potem trzeba to urealniać, porównywać z przychodami i sprawdzać, czy jesteśmy w stanie wszystko sfinansować. Nie łączyłbym tych dwóch tematów. Po prostu mecz z Węgrami zbiegł się w czasie z pracami nad budżetem.
– Gdzie rozegramy ewentualny finał baraży?
– Na razie nie ma decyzji. Trwają rozmowy, konsultacje, ale nie ma rankingu polskich stadionów, który codziennie aktualizujemy. Wiadomo, że ludzie związani z Pomorzem lobbują za Gdańskiem, ci ze Śląska za Chorzowem, a ci z Dolnego Śląska za Wrocławiem. Poczekajmy do ostatecznych decyzji.
– Gdzie pan się widzi za pięć lat?
– Nie chciałbym może odchodzić z piłki, ale pamiętam, że mam też swój wyuczony zawód i mam możliwość odskoczni.
– Już się pan zmęczył tym światkiem?
– Z jednej strony świat piłki jest bardzo ciekawy, ale z drugiej rzeczywiście bywa męczący. Funkcjonowanie na co dzień jest fajne, bo każdy dzień jest inny, ale...
– Kadencja się dopiero zaczęła.
– I taki mam cel – żeby za te cztery lata większość osób mogła powiedzieć, że w piłce profesjonalnej parę rzeczy zostało zrobionych. Żeby widać było efekty.