Zaplanowany na 29 marca finał baraży o mistrzostwa świata to jeden z najważniejszych meczów dla reprezentacji Polski w ostatnich latach. Czy zatem jest sens ryzykować zdrowiem Roberta Lewandowskiego w zaplanowanym na pięć dni wcześniej sparingu ze Szkocją? Nasi eksperci są zgodni – to byłby niepotrzebny dreszczyk emocji.
Angielski niedosyt
Troska o zdrowie kapitana trafiła na świecznik równy rok temu. To właśnie wtedy Paulo Sousa zdecydował się wystawić Lewandowskiego do "11" w meczu z Andorą, w którym doznał kontuzji i opuścił wyjazd na Wembley. A Anglia była do ugryzienia – wygrała zaledwie 2:1 po golu w samej końcówce.
Co by było, gdyby na murawie pojawił się najlepszy napastnik świata? Odpowiedzi na to pytanie nie poznamy, ale nuta goryczy unosząca się wobec występu biało-czerwonych w Londynie pozostała. Dobry wynik na Wembley mógł odmienić losy Polski w eliminacjach i sprawić, że walka o bezpośredni awans na mundial potrwałaby do samego końca.
Nikt sobie nie wyobraża, że podobna sytuacja mogłaby mieć miejsce w finałowym barażu z lepszym z duetu Szwecja – Czechy. Podczas poniedziałkowej konferencji prasowej selekcjoner Czesław Michniewicz poinformował, że decyzji w kwestii ewentualnego występu Lewego w Glasgow jeszcze nie podjął. Ekspert TVP SPORT i komentator meczu Szkocja – Polska, Robert Podoliński, uważa, że obecność 33-latka na murawie jest niepotrzebna.
Zbędne ryzyko
– Moim zdaniem Robert nie ma już nic do udowodnienia. Czeka nas najważniejszy mecz od lat i potrzebujemy zdrowego Lewandowskiego. To dla nas tak cenny piłkarz, że musi być gotowy na sto procent. Już teraz jest ciężko, a bez niego to mógłby być ciężar nie do uniesienia – zaznacza Podoliński.
I nie widzi słuszności w argumencie o docieraniu się drużyny w pełnym składzie pod wodzą nowego selekcjonera. – Trener Michniewicz niczym nie jest już w stanie Roberta zaskoczyć. On już występował w tylu systemach i u takich szkoleniowców, że wie, co ma grać. A jeśli coś by się stało w tym meczu ze Szkocją, to byśmy się cały czas zastanawiali co by było, gdyby postąpić inaczej – zaznacza Podoliński.
Wtóruje mu były reprezentant Polski i ekspert TVP SPORT, Jakub Wawrzyniak. – Na podstawie doświadczeń z zeszłorocznego meczu z Andorą, w którym Robert doznał kontuzji i musiał pauzować kilka tygodni, uważam, że trzeba minimalizować ryzyko. Ten występ nikomu nie jest potrzebny – zaznacza.
⚽️���� Czesław Michniewicz ��️
— TVP SPORT (@sport_tvppl) March 21, 2022
�������������� ����̨����̨ ����������������ł �� ���������������� ������������������������ ����������́������ �������� ����������̨���� ���� ��������������̨.#tvpsport #kadra2022 https://t.co/GbWn7SwF3k
Szkockie wspomnienia
W zeszłym roku kibice reprezentacji Polski drżeli o zdrowie Lewandowskiego nie po raz pierwszy. Jesienią 2014 biało-czerwoni walczyli właśnie ze Szkocją w eliminacjach do mistrzostw Europy. Już w pierwszej połowie meczu w Warszawie zawodnik gości, Gordon Greer, trafił w nogę napastnika tak mocno, że… złamał mu ochraniacz.
Wówczas piłkarz dograł mecz ze Szkotami do końca, ale w przerwie dostał od lekarzy zastrzyk z blokadą bólu. Kolejny mecz ligowy Bayernu Monachium przesiedział na ławce rezerwowych. Wobec tej historii, Podoliński tym bardziej przestrzega przed grą napastnika w Glasgow.
– Ja dmucham na zimne. Lewandowski to dla nas piłkarz tak cenny, że jestem zwolennikiem tego, żeby nie zagrał. Jeszcze tym bardziej w meczu ze Szkotami. Ja ciągle mam przed oczami ten mecz ze Szkocją z 2014 roku, kiedy Szkoci nie przebierali w środkach. Oni grają bardzo specyficzny futbol, w niczym nie przypominają Szwedów czy Czechów. Jeśli coś zostało z piłki wyspiarskiej, to Szkoci są tego reprezentantami – zaznacza ekspert TVP SPORT.
I podkreśla: – Uważam, że należy być bardzo ostrożnym. Bo tam, w Szkocji, Roberta nie będzie oszczędzał nikt.