Rozegrał 63 mecze z rzędu w Bundeslidze. W Niemczech kolejni trenerzy na niego stawiają, ale Rafał Gikiewicz wciąż nie doczekał się powołania do kadry. – Nie czuję się lepszy, ale też gorszy od nikogo. Gram wszystko od deski do deski. Myślę, że to argument, który za mną przemawia – wyjaśnia bramkarz FC Augsburg.
Jakub Kłyszejko, TVPSPORT.PL: – Selekcjoner Czesław Michniewicz już jakiś czas temu ogłosił listę powołanych na najbliższe mecze kadry. Rafała Gikiewicza na niej zabrakło. Miałeś w ostatnim czasie jakikolwiek kontakt z trenerem?
Rafał Gikiewicz, bramkarz FC Augsburg: – Pod kątem powołań żadnego kontaktu nie było. Pogratulowałem trenerowi Michniewiczowi wyboru na selekcjonera. Posiadam do niego numer telefonu. Kiedyś pomagałem mu zobaczyć Freiburg, kiedy byłem tam razem z Bartkiem Kapustką.
– Przestałeś już marzyć o grze w kadrze?
– Jestem aktywnym piłkarzem Bundesligi. Zaraz skoczy mi 63. mecz z rzędu rozegrany w lidze niemieckiej. Chyba tylko dwóch zawodników może pochwalić się lepszym wynikiem. Gdybym nie marzył, to bez sensu byłoby chodzenie na treningi i gra w meczach. Mam dwuletnią umowę z Augsburgiem, nikt mnie stąd nie wyrzuca. Marzenia cały czas są.
– Przez blisko trzy lata opuściłeś jeden mecz w Bundeslidze. Jak w tym czasie ewoluowałeś jako bramkarz?
– Zaznaczę od razu, że opuściłem dlatego, ponieważ oddałem mecz w prezencie mojemu zmiennikowi. Miałbym zapewne znacznie lepszy wynik. Moritz Nicolas zagrał z Hoffenheim, bo o to mnie poprosił. Poszedłem do trenera Ursa Fischera i powiedziałem, że mogę usiąść na ławce rezerwowych. Na pewno rozwijam się z roku na rok i tygodnia na tydzień. W tym sezonie punktujemy trochę słabiej i nieco gorzej wyglądamy jako całość. Trudniej jest mi się wybić i pokazać, choć i tak mam już siedem meczów na zero z tyłu. Tyle samo było w poprzednim sezonie, a teraz mam jeszcze osiem spotkań do końca. Liczę, że trochę poprawię ten rekord. Z klubów Bundesligi Mark Flekken z Freiburga i Robin Zentner z Mainz mają po dziewięć występów z czystym kontem. Manuel Neuer uzbierał ich osiem.
Mam świetnego trenera bramkarzy. Klub na mnie stawia, czuję się dobrze, jestem zdrowy. Lekkie kontuzje zawsze są, ale czasami zaciskam zęby, biorę tabletkę i gram. Cieszę się, że ciągle jestem w bramce Augsburga. Musimy się utrzymać, żeby mój sen o Bundeslidze nadal trwał.
– Trudniej jest wywalczyć miejsce w składzie czy później je zachować?
– Trochę się śmieje, bo dyrektor sportowy Unionu Berlin mówi, że jestem stary i nie zasługuję już na dłuższy kontrakt. Zagrałem 63 mecze z rzędu w lidze i nic mi nie dokucza. Powiem przekornie, że trudniej jest utrzymać się, jeszcze mocniej trenować i cały czas podnosić sobie poprzeczkę. Wywalczyć miejsce wbrew pozorom było łatwo. Obóz przygotowawczy trwał dwa-trzy tygodnie i przekonałem trenera do siebie. Później z tygodnia na tydzień musisz udowadniać, że na to zasługujesz. W głowie trzeba mówić "halo Gikiewicz, musisz być pod prądem i ciągle się rozwijać". Młode niemieckie talenty ciągle są ściągane do zespołu. Nie jest tak, że nikt mi po piętach nie depcze.
Od początku łatwiej było mi się odnaleźć w Niemczech, bo w Polsce nie dostałem nic za darmo. Nie przyszedłem tutaj za sumę x milionów euro, jak niektórzy nasi piłkarze. Wobec mnie nie było żadnych oczekiwań. Wiedziałem, że jak już tu przyjdę, od pierwszego dnia muszę być dwa razy lepszy od rywali. Inaczej nikt na mnie nie postawi. Brzydko mówiąc, po prostu zapie********. Tak jest do dzisiaj. Tylko dlatego jestem ósmy rok w Niemczech. Nikt mnie stąd nie wygania i nie sprzedaje bajek mediom, że trener mnie nie lubi, obciążenia są za mocne, mam konflikt w zespole. Po prostu ciężko trenuję i w każdym zespole jestem jedną z wyróżniających się postaci. Tylko we Freiburgu miałem mniej spotkań. Byłem lubiany za to, że zawsze zostawiałem serce na boisku i stałem za Alexandrem Schwolowem, który bronił. Kiedy dostałem szansę, rozegrałem cztery mecze, poszedłem ligę niżej do Unionu i dzięki temu jestem tu, gdzie jestem.
– Wracając jeszcze do tematu kadry, powiedz, w którym momencie czułeś, że powinieneś się w niej znaleźć? Był w ogóle taki moment?
– Nie pochodzę tak do tematu. Trochę się śmieję, że często mówi się o wieku i patrzymy na to, kto ile ma lat, a nie na to, kto ile grał w ostatnich miesiącach. Nie neguję decyzji selekcjonera, bo to on wybiera, ale najważniejszym kryterium powinna być regularna gra, a nie wiek. To nie ja sobie wysyłam powołanie i nie decyduję, kiedy bardziej zasługuję. Od ośmiu lat jestem w Niemczech. Pomijając czas we Freiburgu, gram wszystko od deski do deski. Myślę, że to argument, który za mną przemawia. Nie będę się na siłę wpraszał i reklamował, bo każdy potrafi obejrzeć mecz. Wszyscy mogą zerknąć na moje występy i zobaczyć, co potrafię. Nie ma mnie na kadrze, bo tak zadecydował selekcjoner i ma do tego prawo. Dla mnie argument "bo ktoś jest młodszy" i na to bardziej zasługuje, jest nietrafiony. Robert Lewandowski też nie ma 21 lat, a jest najlepszym napastnikiem na świecie.
– Uważasz, bądź kiedykolwiek uważałeś się gorszy od tych bramkarzy, którzy byli powoływani?
– Każdy z nas, czy "Drążek", "Skorup", czy Szczęsny, nasz numer jeden teraz i przez następnych kilka lat jest inny. Nie porównuję się, bo gramy w innych ligach. Nasze kluby walczą o zupełnie inne cele. Prezentujemy odpowiedni poziom, bo występujemy w najlepszych europejskich ligach. Nie czuję się gorszy od nikogo, ale nie chciałbym się porównywać. W Bundeslidze jest 18 zespołów. Każdy bramkarz jest dobry, ale gra zupełnie inaczej. Juventus rozgrywa piłkę od tyłu, bo posiada zawodników, którzy to potrafią. My jesteśmy FC Augsburg, mamy inne cele i prezentujemy zupełnie inny futbol. Każdy Polak, który był w lidze niemieckiej, nawet Krzysztof Piątek wie, że tutaj największą wagę przywiązuje się do taktyki. On to odczuł w Herthcie Berlin, bo we Florencji wygląda zupełnie inaczej. Nie można się porównywać. Każdy jest inny. Nie czuję się lepszy, ale też gorszy od nikogo.
– Z czego w swojej grze jesteś mniej zadowolony? Co najbardziej chciałbyś poprawić?
– We wszystkim. Uważam, że mam rezerwy w ustawieniu w bramce, spokoju, bo samo bronienie nie polega na tym, aby latać od poprzeczki do słupka i efektownie turlać się po ziemi. Chodzi o to, żeby wybić piłkę. Z wiekiem nabierasz doświadczenia. Rzucasz się mniej efektownie, a chcesz to zrobić jak najbardziej efektywnie. Nad wszystkim muszę pracować. Cieszy mnie to, że trener bramkarzy często powtarza, że mogę być jeszcze znacznie lepszy. Z takim nastawieniem jadę do centrum treningowego i wychodzę na boisko.
– Augsburg jest dobrym miejscem do życia i gry w piłkę? Jak się tam czujesz?
– Kiedy jesteś pierwszym bramkarzem, to zawsze jest łatwiej wypowiadać się o klubie i mieście. Żyjemy w czasach covidowych. W ostatnich miesiącach pod tym względem było ciężko. Nie mogę powiedzieć za dużo o mieście. Rejon jest piękny, dzieci chodzą do szkół i są szczęśliwe. Pod tym kątem nie mogę narzekać. Klub na mnie stawia i cieszę się, że gram. To nie koncert życzeń, abym sobie wybierał miejsce do życia. Chciałbym mieszkać nad morzem w Marsylii i grać z Arkiem Milikiem, ale nie dostałem oferty stamtąd (śmiech). Jestem w Augsburgu i nie narzekam.
– Twój kontrakt obowiązuje jeszcze przez dwa lata. Powoli myślisz o przyszłości? Chciałbyś kontynuacji czy może wolałbyś poszukać nowych wyzwań?
– Mam dwa lata umowy. Jeżeli się utrzymamy, to nie ma mowy o zmianie klubu. Chcę grać w Augsburgu, chcę utrzymać ten klub w lidze. Nie jest przyjemnie znów walczyć o utrzymanie, choć ma to inny smak, niż bycie w środku tabeli. Wolałbym jednak zajmować nieco wyższe miejsca i bardziej patrzyć w górę. Mamy problemy i walczymy do końca o Bundesligę. W trudnych momentach musimy pokazać klasę. Nie jestem kawalerem. Mam rodzinę i patrzę przede wszystkim pod tym kątem. Nie chcę jej fundować niepotrzebnej przeprowadzki i wprowadzać zawieruchy w życiu prywatnym. Nie narzekam. Klub na mnie stawia. Po jednym sezonie dał mi nową umowę, czyli nagrodę za dobre występy w poprzednim sezonie.
– Szczególnie motywujesz się na pojedynki z Robertem Lewandowskim? Wyzwalają dodatkowy dreszczyk emocji?
– Każde spotkanie w Bundeslidze jest czymś wielkim. Jeżeli ktoś nie grał nigdy w piłkę i nie stał oko w oko z Lewandowskim, Haalandem czy Kramariciem, to nie wie, jak do wszystkiego się podchodzi. Kiedyś oglądałem ligę niemiecką w Eurosporcie. Transmitowano jeden mecz w tygodniu. Oglądałem najlepszych piłkarzy, jarałem się Raulem w barwach Schalke i to jest taka ekstaza, że ciężko wszystko opisać. Nawet jak boli ręka, noga czy bark, to chwytasz swoją szansę, słyszysz doping kibiców i robisz swoje. Spotkanie z Robertem jest tym samym, co mecz z Wolfsburgiem, który jest przed nami. Z drugiej strony dodatkowo cieszę się na każdy mecz przeciwko rodakowi, bo w tym momencie jest nas bardzo mało w Bundeslidze.
BETON! ⛔ pic.twitter.com/ts6CSlmdQo
— FC Augsburg (@FCAugsburg) March 15, 2022