Szczerze? Jestem tym wszystkim na przemian zachwycony i przerażony. To jest ogromne wyzwanie. Ale z drugiej strony, czuję dumę, że polski mityng zostanie Diamentową Ligą. Wzruszyłem się – mówi TVPSPORT.PL Piotr Małachowski. Dwukrotny medalista olimpijski w rzucie dyskiem po zakończeniu kariery został dyrektorem sportowym Silesia Memoriału Kamili Skolimowskiej.
W polskim środowisku lekkoatletycznym trwa być może najważniejszy okres w najnowszej historii. Grad medali na igrzyskach olimpijskich w Tokio, najsilniejsza reprezentacja w Europie, coraz mocniejsze imprezy, a równocześnie kandydatura do organizacji w 2025 roku mistrzostw świata. I teraz jeszcze sensacyjne ogłoszenie informacji, że Stadion Śląski 6 sierpia jako pierwszy w historii w naszym kraju zorganizuje mityng Diamentowej Ligi. Właśnie oficjalnie ogłoszono, że takiego zaszczytu dostąpi Silesia Memoriał Kamili Skolimowskiej. Natomiast zaszczytu bycia jego dyrektorem sportowym dostąpi Piotr Małachowski – człowiek, który jako zawodnik wygrał ten cykl aż cztery razy w karierze.
MICHAŁ CHMIELEWSKI, TVPSPORT.PL: – Panie Dyrektorze...
PIOTR MAŁACHOWSKI: – Błagam...
– No co, taka prawda.
– Chyba jeszcze muszę się przyzwyczaić. Jeszcze w głowie jestem bardziej zawodnikiem niż działaczem, ale chyba czas na zimny prysznic i nowe rozdanie. Faktycznie, tak nazwał mnie Marcin Rosengarten – szef grupy menedżerskiej "AthleTeam" – i takie przede mną postawił zadania. Nie powiem, żebym się nudził na sportowej emeryturze. O nie.
– Czym się zajmujesz?
– Na początku wszystkiego się uczę. Zacząłem od negocjowania stawek polskich zawodników w polskich mityngach – tych, których reprezentuje grupa. Pojeździłem sporo w sezonie halowym, zapoznawałem się z menedżerami. Krok po kroku, w większy świat. Ale jak to teraz będzie przy Memoriale Kamili, boję się jeszcze sobie wyobrażać. To jest top topów, elita, prestiż, przyjedzie cała światowa śmietanka i po części ode mnie będzie zależało, jakie nazwiska uda się do nas sprowadzić. Jestem tym wszystkim na przemian przerażony i podekscytowany. To jest wielki moment naszej lekkoatletyki.
– I twój.
– Mega szkoda, że nie dotrwałem do tego jako zawodnik. To było moim marzeniem.
– Polskę przez lata traktowano jako organizatora z przymrużeniem oka.
– Albo wprost: jako trzeci świat. Ludzie mieli nas za zacofany kraj, a odkąd przyjechali pierwszy raz na Stadion Śląski czy do Bydgoszczy, albo wcześniej do Warszawy, zaczęli nas równać z Niemcami albo Wielką Brytanią. Teraz mamy oficjalną pieczątkę jakości. Wreszcie. Jestem cholernie zazdrosny, że moich młodszych kolegów z kadry dostąpi taki zaszczyt. Najchętniej bym teraz wziął dysk i zaczął trenować tylko pod ten jeden dzień, no ale tak to się nie da. Ten etap życia już się zakończył.
– Definitywnie?
– Definitywnie. Teraz moje życie to płacenie za piec w domu, naprawy i tak dalej. Po prawie czterech dekadach na stadionach człowiek uczy się normalnego życia, co wcale nie jest łatwe.
– Na ile się znamy, wydaje mi się, że łezka wzruszenia i tak ci się uroniła. Bardzo się mylę? Ty – czterokrotny triumfator Diamentowej Ligi. Ty, serdeczny kumpel Kamili Skolimowskiej, który był w tej imprezie od jej początków. Ładna to klamra.
– Od dwóch, trzech tygodni chodziliśmy jak na szpilkach. I potwornie korciło mnie, żeby się wygadać, opowiedzieć, nacieszyć tym publicznie, ale wiedziałem, że dopóki nie podpiszemy dokumentów, muszę siedzieć cicho. Teraz wreszcie mogę się ucieszyć. I cieszę! To jest niesamowity dzień, chwila, decyzja. Nie pamiętam, kiedy wcześniej byłem tak wzruszony. Jasne, że łezka się uroniła. Każdy, kto kocha ten sport, rozumie wagę tej decyzji World Athletics. I rozumie, jak wiele kosztowało to ludzi, którzy do tego doprowadzili. Jestem im wdzięczny. Nawet nie jako "pan dyrektor", tylko jako kibic lekkoatletyki. Śląsk jako region przez lata zapracował na to miejsce. Nie brakuje mu dziś niczego, aby bez kompleksów wejść do kalendarza tak prestiżowego cyklu. Wiem co mówię. Trochę się w nim pokręciłem przez lata.
– Kogo zakontraktujecie?
– Największych. Ale poczekajcie chwilę, musimy jeszcze chociażby ustalić ostateczny program. Wszystko co dotychczas się wykasowało. Nawet bannery reklamowe trzeba przygotować od zera, bo teraz będą miały logo z diamentami. Gdy rozmawialiśmy zimą o pierwszych gwiazdach, byliśmy w innej pozycji. Niby każdy już słyszał, że mityngi w Chinach mogą się nie odbyć, ale dopóki nie zostało to przyklepane, mówili: "okej, poczekajmy", "okej, obiecujące, wrócimy do tego". No, to wracamy. Bo oficjalnie to mamy. To będą dziesiątki telefonów i ustaleń. Godziny rozmów nad tym, żeby w sierpniu pokazać światu Stadion Śląski na galowo.
– W zasadzie, przez tę decyzję macie miesiąc mniej na przygotowania. I tonę dodatkowych obowiązków. O większym budżecie, pewnie liczonym w milionach, nawet nie wspominam.
– Warto. Nawet jeśli pod względem logistycznym mielibyśmy wszystko zaczynać od zera. Przez lata kariery zawodniczej miałem okazję poznać ludzi, którzy odpowiadają za organizację Memoriału. To grono specjalistów. Śmiesznie, że teraz "na papierze" jestem ich dyrektorem i zabawny był też moment, gdy pierwszy raz zespół usłyszał o wielkim newsie. Na początku była euforia, a potem łapanie się za głowy. "To się zmieni, to do zmiany, to do kosza" – to nas sprowadza na ziemię. Ale okej, w porządku. To ludzie, którzy byliby to w stanie przygotować w kilka tygodni. Tacy od rzeczy niemożliwych. Jeśli mogę, to chciałbym jeszcze pogratulować Jakubowi Chełstowskiemu. To marszałek śląskiego, który otworzył się na lekkoatletykę i dał zielone światło na takie cuda. Postawił sobie za cel: zróbmy z Kotła Czarownic wielką, światową arenę. I jak powiedział, tak zrobił.
– Dziękuję i pozdrawiam, Panie Dyrektorze!
– Rany, chyba rzeczywiście muszę się do tego przyzwyczaić.
– Im szybciej, tym lepiej.
– Ale jak coś, to nadal jestem Piotrek.