| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Śląsk Wrocław rozczarował w poprzednim sezonie PKO Ekstraklasy, ale w nowych rozgrywkach ma być inaczej. W rozmowie z TVPSPORT.PL prezes WKS-u, Piotr Waśniewski wskazuje przyczyny kiepskich wyników, opowiada o sytuacji finansowej zespołu, odpowiada na wypowiedzi byłych zawodników, a także zdradza czy klub doczeka się wkrótce nowego inwestora.
Bartosz Wieczorek, TVP Sport: – Gdy trzy lata temu ponownie został pan prezesem Śląska, klub dopiero w przedostatniej kolejce zapewnił sobie utrzymanie. Trzy lata później historia się powtórzyła, ale chyba nie oczekiwał pan, że ten scenariusz może nastąpić?
Piotr Waśniewski, prezes Śląska Wrocław: – Tak, to była specyficzna runda. Wszystko co złe dla naszej drużyny, zaczęło się pod koniec rundy jesiennej i nie udało nam się wyjść z tego impasu przez właściwie całą wiosnę. To było dla mnie ogromnym zaskoczeniem, ponieważ z punktu widzenia organizacji klubu, jak i składu drużyny – nic nie wskazywało, że będziemy mieć takie problemy. To jest zasadnicza różnica, jeśli porównamy wydarzenia sprzed trzech lat do tych z ostatnich miesięcy.
– Co więc poszło nie tak?
– To trudne do wytłumaczenia, ale jeśli miałbym podjąć jakąkolwiek próbę, to w pierwszej kolejności wymieniłbym dwa elementy – najpierw to, że w najtrudniejszym dla nas okresie trudno było dostrzec wystarczająco duży wkład najbardziej doświadczonych piłkarzy, brakowało ich pieczęci na tym zespole. Następnie, przy spadku formy całej drużyny, nie udało się uniknąć wyraźnego spadku morale i nastawienia mentalnego zawodników. Jeśli oni sami mogli mieć wątpliwości, czy zdołają się utrzymać w Ekstraklasie, to dowodzi naprawdę dużego braku pewności siebie. Zwłaszcza może to dziwić w przypadku właśnie graczy z największym doświadczeniem, którzy powinni budować młodszych.
– Według zawodników, których nie ma już w Śląsku, Fabiana Piaseckiego i Roberta Picha, sezon wyglądał tak, ponieważ nie było jednej koncepcji, a ta przy gorszych wynikach się zmieniała.
– To jest bardzo specyficzna sprawa, bo myślę, że na tym opiera się próba oceny tego sportu. Bardzo łatwo jest post factum oceniać wyniki sportowe oraz decyzje trenerskie czy zarządcze. Wtedy każdy mówi, że to był błąd i można było postąpić inaczej. Jako klub wyszliśmy z założenia, że brak reakcji na kryzys w jakim się znaleźliśmy, byłby największym decyzyjnym błędem, dlatego zareagowaliśmy zmianą trenera. Czy to był brak koncepcji? Nie potrafię się z tym zgodzić. Zawodnicy, którzy patrzą na to od środka, mają prawo do subiektywnego zdania. Moja opinia jest inna, ale każdy ma przemyślenia na ten temat. Bardzo długo trzymaliśmy się założonej koncepcji z trenerem Magierą na czele. Tak naprawdę przez okres 6 miesięcy cierpliwie czekaliśmy na poprawę efektów pracy szkoleniowca i całej drużyny. Te jednak nie przychodziły i dokonaliśmy zmiany w momencie, w którym uważaliśmy, że nie możemy już dłużej czekać. Odcinek cierpliwości i margines bezpieczeństwa dobiegał końca, czego potwierdzeniem było tak nerwowe wyczekiwanie do końca rozgrywek.
– Liczył pan, że Piotr Tworek będzie kimś więcej niż tylko krótkoterminową opcją? Cel zrealizował, utrzymał zespół, ale zbyt długo we Wrocławiu nie popracował.
– Oczywiście, zatrudnienie trenera Tworka nie było dla nas planem krótkoterminowym, bo to nie miałoby żadnego sensu. Rzecz jasna trener i my jako zarząd doskonale zdawaliśmy sobie sprawę, że okres, w którym dokonywaliśmy tej zmiany, nie był najkorzystniejszy, jeśli chodzi o dobór kandydatów, co naturalne w tym momencie sezonu. W naszej ocenie wybraliśmy najlepszego szkoleniowca, jakim mogliśmy dysponować w tamtym czasie, biorąc pod uwagę również zmiany, których chcieliśmy dokonać w drużynie. Nie mieliśmy wątpliwości co do jakości poszczególnych zawodników, ale widzieliśmy, że w innych przestrzeniach mamy niedobory, bo na papierze ten zespół nie powinien być w dolnej części tabeli. Nie twierdzę, że ta drużyna powinna walczyć o medale, ale o pierwszą szóstkę już jak najbardziej. Kuriozalne było, że z takim potencjałem w zespole, niemal do końca nie byliśmy pewni utrzymania.
– Manewr z zamrożonymi pensjami po meczu z Bruk-Bet Termaliką (0:4), był mocno krytykowany przez środowisko piłkarskie i mam wrażenie, że nie pomógł w wyjściu z kryzysu.
– Nie zgadzam się z tym z jednego podstawowego powodu. To jest różnica postrzegania tego, co dzieje się w organizacji z perspektywy środka klubu i od zewnątrz. Gdybyśmy w wewnętrznej komunikacji ograniczyli się wyłącznie do tego, co było przekazywane opinii publicznej, to mógłbym się zgodzić z powyższą opinią. Było to jednak poparte spotkaniem z kapitanem i wytłumaczeniem całej sytuacji. My tak naprawdę przedstawiliśmy to drużynie w nieco inny sposób, bardziej pokazujący konsekwencje poszczególnych działań. Zawodnicy nie dostali kary jako takiej, chcieliśmy ich mocniej uświadomić, że jeżeli nie nastąpi odmiana i kolejne mecze tak jak z Bruk-Betem będą się powtarzały, fakt zamrożenia pensji nie będzie subiektywnym wyborem klubu, tylko czymś obiektywnym, z czym w kolejnych miesiącach będziemy się borykać. Budżet klubu ekstraklasowego znacząco różni się od tego pierwszoligowego i przeżywalibyśmy tego typu dyskusje i scenariusze, jakie przeżywa drużyna Wisły Kraków. Przekaz do drużyny był skierowany na to, żebyśmy wszyscy zdawali sobie sprawę, że konsekwencje absolutnego braku wyników sportowych nie dotykają tylko klubu i wyłącznie jako organizacja odczujemy nieprzyjemności, ale dotkną one również zawodników. Mimo gwarantowanych kontraktów, które mają piłkarze, odczuliby na własnej skórze następstwa tak negatywnych scenariuszy sportowych. Proszę mi wierzyć, zresztą można to w rozmowie z kapitanem potwierdzić, że nasza rozmowa nie była w kategoriach kary czy grożenia palcem, a bardziej próby partnerskiej rozmowy, uświadomienia tego w jakiej skomplikowanej sytuacji się znajdujemy.
– Czy sytuacja sportowa wpłynęła na sytuację finansową waszego klubu?
– Absolutnie tak. Nie oszukujmy się – rozbieżność w tak dużej skali między tym, jaki mieliśmy potencjał i jaki przyniósł efekty, odbiła się na kilku płaszczyznach. Poczynając od przychodów z praw telewizyjnych, które w końcowym rozliczeniu są uzależnione od zajętego miejsca w tabeli i mówimy o różnicach sięgających milionów złotych. Po drugiej stronie mamy przychody z dnia meczowego, bo frekwencja zaczęła spadać wraz z pogarszającymi się wynikami. Największym paradoksem było to, że początek sezonu był w naszym wykonaniu naprawdę obiecujący, a potem coś przestało funkcjonować – wydaje się, że od wyjazdowego spotkania z Bruk-Betem Termaliką. Kolejną płaszczyzną finansową są przychody od naszych sponsorów. Nie chcę powiedzieć, że to duża skala, ale na końcu bonusy w tych umowach są uzależnione od wyników sportowych.
– Według informacji wrocławskiego dziennikarza Piotra Potępy, zalegaliście z pensjami wobec piłkarzy. Czy to jest prawda?
– Oczywiście, że w dalszym ciągu w jakimś stopniu staramy się ustabilizować naszą sytuację finansową, natomiast jakiekolwiek opóźnienia na pewno nie są w takiej skali, o jakiej pan mówi. Chciałbym też zaapelować do wszystkich, żeby używali słów z pełną odpowiedzialnością, czym innym są bowiem zaległości, a czym innym konsekwencje kontraktowe wynikające z przepisów PZPN.
– Jak informował Łukasz Gikiewicz, Filip Marković niedawno wygrał w Piłkarskim Sądzie Polubownym z wami sprawę. Czy będziecie się odwoływać od decyzji sądu?
– Łukasz Gikiewicz nie ma pełnej wiedzy na ten temat i informacja, jaką zamieścił, jest dalece odbiegająca od prawdy. Z Filipem Markoviciem toczymy spór od dłuższego czasu i wyrok, o którym mowa, zapadł kilka miesięcy temu. Zgodnie z informacją jaką posiadamy, obie strony się od niego odwołały, więc nie można mówić o tym, że Śląsk przegrał spór i się odwołuje. Podkreślę jeszcze raz: zarówno strona Śląska Wrocław, jak i Filipa Markovicia, odwołała się od sądu pierwszej instancji. Trzeba zaznaczyć, że mówimy tu o próbie ustalenia wysokości wynagrodzenia, jakie zawodnik miał otrzymywać w okresie, w którym z racji pandemii nie były organizowane mecze, a przez pewien czas również treningi. Niezbędny do zaznaczenia jest fakt, że jedynymi osobami, którzy spierają się z klubem w tej kwestii są zawodnicy, którym w tamtym okresie, wraz z końcem sezonu, kończyły się kontrakty.
– Wśród nich Mateusz Radecki i Michał Chrapek.
– Tak, ich kwestia wciąż wymaga rozstrzygnięcia. Coś, co jest najbardziej dla mnie smutne, to fakt, że jako klub zaproponowaliśmy całej drużynie porozumienie, na które wszyscy się zgodzili, a dopiero po jakimś czasie zawodnicy, którym kończyły się kontrakty, zaczęli stawiać warunki związane z przedłużeniem umowy na kolejne lata. Uważam, że to bardzo nie fair wobec klubu i pozostałych członków drużyny. Tym bardziej, że wszyscy ci zawodnicy, a zwłaszcza Michał Chrapek i Filip Marković, którzy w dalszym ciągu grali w naszej drużynie, w związku z przedłużeniem sezonu do lipca, otrzymali pełne wynagrodzenie za okres dodatkowo spędzony w klubie. Dla mnie te spory są wyjątkowo nietaktowne.
Ślask Wroclaw przegrał w sądzie polubownym PZPN Z Filipem Markovic. Chcieli zmniejszyć wypłatę przez COVID.Klub się odwołuje od decyzji.
— Lukasz Gikiewicz (@gikiewiczlukasz) July 14, 2022
– Nowy sezon to nowe nadzieje, a w waszym przypadku oznaczał liczne zmiany. Kto miał decydujący głos jeśli chodzi o rewolucję kadrową? Prezes, dyrektor sportowy, czy może trener przed przygotowaniami do sezonu przedstawił na których zawodników chce postawić, a których skreśla?
– Jeśli podzielimy ten proces na fazy, to w pierwszej z nich, dotyczącej tego kto opuści drużynę, decydował dyrektor sportowy wraz z zarządem klubu. Zatrudnienie trenera nastąpiło później i odkąd mieliśmy na pokładzie szkoleniowca, żadne ruchy kadrowe nie odbywały się bez jego udziału. Uważam, że takie decyzje nie powinny być podejmowane przez jedną osobę – czy to dyrektora, prezesa, czy trenera. Każdy odpowiada za inny odcinek pracy klubu: dyrektor sportowy za filozofię budowania drużyny, trener za bieżące decyzje i sposób gry, a zarząd za sprawy organizacyjno-finansowe. Chronologia pozyskiwania nowych zawodników jest standardowa: trener przedstawia propozycje pozycji i cech zawodników, jakich najbardziej potrzebuje, następnie dział scoutingu i dyrektor sportowy weryfikuje kandydatów odpowiadających filozofii klubu i trenera, są oni przedstawiani trenerowi i wspólnie podejmujemy decyzje, czy na tego zawodnika na nas stać i czy rzeczywiście odpowiada wszystkim cechom, których oczekuje dyrektor sportowy i trener. Pamiętajmy, że jako Śląsk Wrocław bardzo duży nacisk kładziemy na fakt istnienia potencjału transferowego danego piłkarza. Nie zależy nam na zawodnikach, którzy mają nam tylko pomóc tu i teraz, a bardziej chcemy tych, którzy mogą okazać się solidną inwestycją.
– Czy Krzysztof Mączyński zawiódł was jako lider?
– Nie chciałbym tak o tym mówić. Troszeczkę mam wrażenie, że Krzysiek mógł tak się poczuć, ale to po prostu decyzja jak w przypadku zawodników przychodzących czy odchodzących. Byliśmy z Krzysztofem po rozmowach w kwestii zakończenia naszej współpracy wraz z końcem sezonu. Finalnie nie udało nam się dojść do porozumienia. Wciąż jest zawodnikiem Śląska Wrocław, chcemy wywiązywać się z kontraktu, ale z punktu widzenia przebudowy tej drużyny nie wyobrażaliśmy sobie, żeby był członkiem pierwszego zespołu. W zeszłym sezonie zostało popełnionych masę błędów, bo trudno jest sobie wyobrazić, żeby drużyna o takim potencjale, przy niepopełnionych błędach, mogła reprezentować się taki sposób, w jaki się prezentowała i osiągnęła taki wynik, jaki osiągnęła. Te błędy musiały być popełnione na każdym poziomie, od poziomu zawodników, sztabu szkoleniowego, trenera, skautów, dyrektora sportowego, jak i samego zarządu. Ja bardzo nie lubię tego, żeby szukać kozłów ofiarnych w pojedynczych osobach. Uważam, że jest z jednej strony nie fair, z drugiej po prostu nieprawdziwe. W życiu nie stwierdzę, że Krzysztof Mączyński był powodem problemów w Śląsku Wrocław, bo to byłoby wobec niego niesprawiedliwe. W ostatnich latach osiągnął z nami bardzo przyzwoite wyniki. Poprzedni sezon był fatalny, ale przez poprzednie dwa lata nikt we Wrocławiu nie narzekał, bo Śląsk nie był rozczarowaniem w rozgrywkach ekstraklasowych czy eliminacji do europejskich pucharów.
– Trener Djurdjević chciał Mączyńskiego w pierwszym zespole, czy to byłaby bardziej decyzja zarządu?
– Tak jak powiedziałem, wszystkie nasze decyzje są podejmowane wspólne.
– Czyli najprawdopodobniej zostanie do końca kontraktu, nie będzie naciskać na jego odejście?
– Jesteśmy po słowie. Jeżeli chodzi o kwestię jego roli w naszym zespole, dla Krzyśka jest ona w stu procentach znana. Z drugiej strony szanujemy jego decyzję. Jeśli będzie czuł komfort związany z tym, żeby zostać w naszym drugim zespole, zostanie u nas. Jeżeli poczuję możliwość, żeby poszukać alternatywnego rozwiązania, skorzysta z niego. Uważam, że rozmowy, jakie były między nami są na tyle jasne, że obie strony wiedzą, na czym stoją. Nie chcemy tworzyć teraz dla niego niegodności, które mogłyby postawić go w niekomfortowej sytuacji, tego samego oczekuję od Krzyśka. Liczę na jego doświadczenie w meczach drugiej drużyny, którego potrzebujemy, bo w drugoligowych rozgrywkach głównie stawiamy na młodych, mniej doświadczonych piłkarzy. Zawodnik z takim stażem może tam się bardzo przydać. Jeśli nie widzimy możliwości jego pracy przy pierwszej drużynie, to jest to konsekwencja wyłącznie sportowa. Nie twierdzę, że ona jest łatwa, zwłaszcza dla zawodnika. Nie chciałbym tego bagatelizować, ani Krzyśkowi umniejszać, bo to profesjonalny piłkarz, były reprezentant Polski, który osiągał sukcesy z klubami, natomiast taka jest kolej rzeczy w profesjonalnym sporcie.
– Nowy trener Śląska, Ivan Djurdjević podkreślał, że sukcesy w Głogowie zawdzięcza temu, że władze Chrobrego wykazywały się cierpliwością w kryzysowych momentach. Czy wy też dacie szkoleniowcowi czas, jeśli chodzi o ten sezon?
– Zadam panu jedno pytanie, bo uważam, że ono jest stosowne i właściwe. Wpadliśmy w retoryczną pętlę, że w Śląsku nie mamy cierpliwości do trenerów. Czy pan, jako obserwator rzeczywistości sportowej Ekstraklasy, uważa, że Śląsk jest niecierpliwy w kwestii dawania szansy trenerom na przykładzie ostatnich czterech lat?
– W ciągu ostatnich czterech daliście szansę Vitezslavovi Laviczce, który popracował przez dwa lata. Natomiast jeśli chodzi o Jacka Magierę, piłkarze, którzy odeszli z klubu, uważali, że powinien dostać czas na wyjście drużyny z dołka.
– Sądzę, że mało który klub w Ekstraklasie, przy takiej ciągnącej się serii meczów bez wygranej, tak długo trzymał trenera przy stanowisku. Dla mnie to było duże rozczarowanie, że musieliśmy się rozstać z trenerem Jackiem Magierą, ale jeśli spojrzymy na liczbę punktów zdobytych w czasie naszego kryzysu, to wydaje się, że nie znajdziemy wiele przykładów w ostatnich latach, by z takimi wynikami klub Ekstraklasy tak długo utrzymywał szkoleniowca na stanowisku. Dlatego tak bardzo nie potrafię zgodzić się z stwierdzeniem, że jako Śląsk nie mamy cierpliwości co do trenerów. Oczywiście, zupełnie inny jest przypadek Piotra Tworka, ale to konsekwencja w jakim stylu i okolicznościach zakończyliśmy ten sezon. Z mojego punktu widzenia, decyzje personalne dotyczące składu drużyny, jakie były podejmowane w ostatnim meczu z Górnikiem – które były bardzo niezrozumiałe – pokazały, że ta koncepcja pracy rozjechała się przy ogromnej presji, jaka ciążyła na sztabie i drużynie. Z drugiej strony nie mam żalu do trenera Tworka, bo zdaję sobie sprawę pod jakim ciśnieniem pracował i jestem wdzięczny, że podjął się tej pracy.
– Ivan Djurdjević to dla was właściwy człowiek, który ma budować młodą kadrę? Śląsk przeszedł ogromną metamorfozę. Niegdyś miał jedną z najstarszych kadr, teraz ma jedną z najmłodszych w Ekstraklasie.
– Zapewne próbując analizować nasze poprzednie lata, zauważył pan, że staraliśmy się kłaść duży nacisk na obecność młodych zawodników w naszej drużynie. Również tym była podyktowana decyzja o zatrudnieniu Jacka Magiery, jego filozofii pracy i chęci korzystania z młodych graczy. Elementem, który skorygował ten trend, była chęć podniesienia doświadczenia tej drużyny w rozgrywkach europejskich pucharów. Właściwie od dwóch lat wiedzieliśmy, że obecne okienko będzie przełomowe, że teraz nastąpi przemiana pokoleniowa, choć liczyliśmy, że okoliczności będą inne. Kiedy zrezygnowaliśmy współpracy z trenerem Tworkiem, rozmawialiśmy z kilkoma kandydatami, ale jedną z cech wiodących przy wyborze szkoleniowca była filozofia pracy i stawianie na zawodników młodych, perspektywicznych, z potencjałem do sprzedaży, którzy razem ze Śląskiem mogliby się rozwijać i budować nową rzeczywistość klubu. Po rozmowach postawiliśmy na Ivana Djurdjevicia i nie ukrywam, że już na wstępnych spotkaniach było czuć chemię i zbieżność filozofii prowadzenia drużyny.
– Jak wyobraża sobie pan Śląsk w tym sezonie Ekstraklasy? Jaki jest wasz cel?
– Myślę, że możemy być dużym zaskoczeniem. Jeśli miałbym stawiać na to pieniądze, powiedziałbym, że zajmiemy miejsce mniej więcej w połowie tabeli, ale uważam, że zaskoczymy wielu obserwatorów piłki w naszym kraju.
– A jeśli chodzi o dalszą przyszłość, Śląsk z nowym właścicielem, czy jest blisko, czy to wciąż odległy temat?
– Oczywiście to nie pytanie nie do mnie, bo nie jestem dysponentem akcji tej spółki, ale ze względu na to, że uczestniczyłem w rozmowach z potencjalnymi kandydatami, którzy byli zainteresowani nabyciem pakietu lub włączeniem się w to przedsięwzięcie, muszę stwierdzić, że to wciąż odległy temat. Z jednego prostego powodu – większość tych osób czy instytucji traktowały swoje zaangażowanie bardzo biznesowo. W większym lub mniejszym stopniu była tu mowa o budowie klubu satelitarnego dla większego projektu. Te rozmowy były prowadzone z funduszami inwestycyjnymi, które patrzą tylko przez pryzmat Excela, chcąc budować siatkę klubów, którym interes Śląsk miałby być podporządkowany. Mam poważne wątpliwości, czy obecny właściciel, gmina Wrocław, chciałaby takiego scenariusza, żeby wszystko w klubie miało być uzależnione od tego, jaka wartość wychodzi grupie inwestorów w zestawieniu finansowym i decyzje na ten temat będą podejmowane wyłącznie w ten sposób. Myślę, że na poziomie właścicielskim i kibicowskim byłoby to trudne do zaakceptowania i myślę, że to główny powód dlaczego częściej słyszymy o spekulacjach niż realnych decyzjach o możliwości zbliżenia się między oczekiwaniami obu stron.
– Nie było żadnego kontaktu z przedstawicielami krajów arabskich, Bliskiego Wschodu?
– Żadnych poważnych, poza spekulacjami medialnymi, które jak sam pan wiedział, okazały się jednym wielkim żartem. W pewnym momencie to była parodia, która mogła skończyć się takimi historiami, jakie skończyły się w Koronie Kielce czy Wiśle Kraków. A możemy się chyba zgodzić się, że kolejnych tak groteskowych historii w polskim futbolu nie potrzebujemy.
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (991 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (88 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.