Spośród wszystkich drużyn z pierwszych pięciu koszyków, na które w eliminacjach Euro 2024 może trafić Polska, największe procentowe szanse daje się właśnie im. Ich przedstawiciel był szybciej w Lidze Konferencji Europy niż polskie kluby. W pucharach reprezentował ich klub powstały przy piątym piwie w barze. Teraz chcą pokazać, że wygrana grupa w Lidze Narodów przypadkiem nie była. I że choć ich terytorium ma ledwie 6,8 kilometra kwadratowego, z czego większość zajmuje skała, to obrodziło tam w dobrych piłkarzy. Poznajcie reprezentację Gibraltaru, którą odwiedziliśmy w ramach cyklu "Futbol na peryferiach".
Choć losowanie grup eliminacyjnych wydaje się rzeczą prostą, UEFA skutecznie wprowadziła wiele zastrzeżeń sprawiających, że nie na każdą drużynę jest się w stanie trafić we wszystkich kombinacjach. Niektóre reprezentacje nie mogą grać ze sobą, niektóre pary rozgranicza też kryterium geograficzne, bo europejska federacja chce uniknąć zbyt wielu zespołów z północy w jednej grupie bądź ekip, które musiałyby poruszać się we wszystkie możliwie dalekie od domu regiony. I tak właśnie Polska z koszyka piątego ma największe szanse na trafienie Gibraltaru. To miejsce, które większości Polaków może kojarzyć się z niewyjaśnioną do dziś katastrofą samolotu z ówczesnym premierem Polski na uchodźstwie i naczelnego wodza Polskich Sił Zbrojnych, Władysława Sikorskiego. Od jakiegoś czasu w świadomości wszystkich Europejczyków próbuje zaistnieć zaś za pomocą piłki nożnej.
🇵🇱 Poland most likely EURO 2024 draw
— We Global Football (@We_Global) September 28, 2022
🇧🇦 Bosnia - 11.0%
🇳🇴 Norway - 11.4%
🇰🇿 Kazakhstan - 11.8%
🇬🇮 Gibraltar - 12.9%
🇦🇩 Andorra - 17.7% https://t.co/56cB8YPWCG
@GibraltarFA win UEFA Nations League group and gain promotion to League C pic.twitter.com/PN8mbKU9kE
— GBC Sport (@GBC_Sport) November 17, 2020
I faktycznie, grupa ta, nazywana przez niektórych grupą śmiechu, dała historyczny sukces piłkarzom z najmniejszej federacji piłkarskiej. Kopciuszek wywalczył awans do dywizji C, a w niej zremisował 1:1 z Bułgarią, która jest raptem... 16310 razy większa. Gola strzelił właśnie Walker, który tym samym stał się najlepszym strzelcem kadry z czterema golami na koncie.
– My, jako przedstawiciele tak małego narodu, który w UEFA jest dopiero od dziewięciu lat, osiągnęliśmy znacznie więcej, niż ktokolwiek by przypuszczał. Nasz postęp jest ogromny – zaznacza. Wtóruje mu kapitan, Roy Chipolina. – W 2013 roku byliśmy piłkarzami na poziomie Sunday Football League (amatorskie ligi w Anglii – przyp. red.), niespełna dwanaście miesięcy później graliśmy z mistrzami świata, Niemcami. Dosłownie, to była droga od kompletnych amatorów do rywali mistrzów świata. Przegraliśmy 0:4, a gdyby porównywać poziomy Gibraltaru i Niemiec, i tego, co osiągnęły w światowej piłce nożnej to powinniśmy przegrać 0:20 albo 0:100. Takie momenty, gdy spojrzy się z perspektywy czasu to osiągnięcie samo w sobie. Większe nacje oceniane są na podstawie wygrywanych turniejów, my jesteśmy oceniani na podstawie rozwoju, który poczyniliśmy. A ten jest ogromny – zauważa 39-latek.
Bułgaria jest tylko 16 310 (!) razy większa od Gibraltaru. A i tak w dywizji C Ligi Narodów nie dała mu rady. ���� -���� 1:1. Dla takich momentów powstały te rozgrywki. Ale będzie świętowanie�� https://t.co/1gsZnlFXfa pic.twitter.com/ZhIoMhZZHY
— Jakub Pobożniak (@JPobozniak) June 9, 2022
Mecz Gibraltar - Gruzja czas zacząć! Gospodarze jak zawsze podczas hymnu zwróceni w stronę gibraltarskiej skały. Wszak, jak mówią piłkarze, "ta skała to dla nas wszystko". ���������� pic.twitter.com/TMWXKCw3dL
— Jakub Pobożniak (@JPobozniak) September 26, 2022
To właśnie Annesley strzelił gola w oglądanym przez nas meczu z Gruzją. Było to 27. trafienie kadry w historii oficjalnych spotkań. Tyle samo San Marino zdobyło w... 32 lata. A obywateli obie federacje mają bardzo podobną liczbę, bo nieco ponad 30 tysięcy. Na Gibraltarze futbol jest jednak jak religia, i to angielski wpływ na to terytorium. Sportowy bar znajduje się niemal na każdym rogu starego miasta, jak i nowoczesnej dzielnicy pełnej wieżowców i zacumowanych bajecznych jachtów, Ocean Village. To tam znajduje się bar Bruno’s. Niby typowy sportowy lokal z wieloma ekranami, lecz nietypowy ze względu na historię. To tam narodził się zespół Bruno’s Magpies. Założony przy kuflu piwa klub zgłosił się do rozgrywek gibraltarskiej federacji, po kilku latach wywalczył awans do Football League, po czym wygrał lokalny puchar. Dzięki temu stał się pierwszym barowym klubem, który zagrał w europejskich pucharach. I... wygrał mecz z północnoirlandzkim Crusaders, lecz odpadł po rewanżu.
🇬🇮 Heartbreak in the end for minnows Bruno’s Magpies, whose debut European campaign is cruelly ended by a last-minute goal.
— The Sweeper (@SweeperPod) July 14, 2022
But their journey from Gibraltarian pub team to continental competitors - and their first-leg victory - will go down as one of the stories of the season! pic.twitter.com/LuYzf8LZOc
Hugo patrzy na gibraltarskie możliwości z ekscytacją. Do samolotów lądujących tuż obok stadionu już zdążył się przyzwyczaić. – Za pierwszym razem było inaczej. Gdy startował wielki samolot typu cargo wszyscy się zatrzymaliśmy – śmieje się. – Od dziecka to było marzenie, cel, żeby zagrać w najwyższej klasie rozgrywkowej. Pierwsze cztery drużyny grają w pucharach europejskich, jest więc możliwość wypłynięcia na szerokie wody. Dodatkowo, co by nie mówić, ta góra robi wrażenie, jest to super miejsce. Jestem wielkim fanem piłki nożnej, więc mnie to po prostu jara – przyznaje.
I nawet codzienne kontrole paszportowe mu tego nie utrudniają. Jak większość piłkarzy z Gibraltar Football League mieszka w graniczącej z brytyjskim terytorium La Linei de la Concepcion. Wystarczy, że przejdzie dwa punkty kontroli i pas startowy lotniska – i znajdzie się na Victoria Stadium, gdzie grają wszystkie kluby z tamtejszej ekstraklasy. Atutu własnego boiska nie ma. Przynajmniej w lidze. W międzynarodowych meczach reprezentacja robi z niego wielki użytek.
Czy zrobi go z Polską? Jest na to 12,9 procenta szans. A skoro biało-czerwoni ostatnio tracili gole z San Marino i Andorą, w przypadku trafienia na Gibraltar koncentrację zachować będą musieli jeszcze większą. I to nie tylko ze względu na przelatujące za plecami samoloty czy zapierający dech w piersiach widok na gibraltarską skałę. Ale dlatego, że Gibraltar naprawdę potrafi grać w piłkę. Zresztą, przekonała się już o tym Legia Warszawa, która zremisowała z Europa FC 0:0. Tam, gdzie kończy się Europa, dobry futbol wcale się nie kończy. A tamtejsi piłkarze liczą na wylosowanie Polaków. Bo Lewandowski nie Haaland, choć gola pewnie strzeli, to koszulką na pewno się wymieni.