Czesław Michniewicz z końcem ubiegłego roku oficjalnie przestał pełnić funkcję selekcjonera piłkarskiej reprezentacji Polski. Jego odejście wciąż jest jednym z głównych tematów dyskusji piłkarskiego środowiska. Michniewiczowi – w odróżnieniu od większości jego poprzedników – publicznie nie podziękował żaden piłkarz. – To nie przypadek. Moim zdaniem piłkarze mieli zakaz – stwierdził Krzysztof Stanowski w programie Stan Futbolu transmitowanym w TVP Sport.
Nie tylko odejście, ale cała kadencja Michniewicza była pełna szereg kontrowersji. Z każdym kolejnym dniem po zakończeniu mistrzostw świata w Katarze atmosfera wokół kadry była coraz gorsza. Mimo historycznego wyniku media pisały więcej o kolejnych szczegółach afery premiowej oraz wewnętrznych konfliktach. Ostatecznie prezes Cezary Kulesza oraz jego zarząd zdecydowali się zakończyć współpracę z byłym trenerem Legii Warszawa.
W tym momencie oliwy do ognia dolali piłkarze, którzy w żaden sposób nie zareagowali na odejście Michniewicza. Normą stało się, że przy okazji zmian na stanowisku selekcjonera kadrowicze dziękowali trenerom, publikując posty w social mediach. Tak było przy odejściu Waldemara Fornalika, Adama Nawałki, a nawet Jerzego Brzęczka. Podziękowań z wiadomych względów nie doczekał się Paulo Sousa. Teraz do portugalskiego szkoleniowca dołączył Michniewicz. Żaden piłkarz publicznie nie okazał mu wdzięczności za czas współpracy.
– Wymowne jest, że żaden piłkarz w social mediach nie pożegnał Czesława Michniewicza, a w ostatnich latach było to normą. Ktoś powie, że to dorabianie jakiejś teorii, ale nie wydaje mi się, bo nawet Jerzy Brzęczek się takich pożegnań doczekał – powiedział Mateusz Rokuszewski w programie Stan Futbolu. – Wielu piłkarzy zadzwoniło do niego (Czesława Michniewicza–przyp.red) prywatnie i podziękowało mu za współpracę. Rzeczywiście publicznie tego nie było i moim zdaniem to nie jest przypadek. To znaczy, że został po prostu wydany zakaz – wtórował mu Stanowski.
– Ale jak to, ze strony kogo? – dopytywał kompletnie zdziwiony Rokuszewski. – Można sobie wyobrazić ze strony kogo, czyli PR-owców – odparł Stanowski.