Jeszcze w ubiegłym roku Bartłomiej Smolarczyk występował w IV-ligowej Ząbkovii Ząbki. Teraz występuje na drugim poziomie rozgrywkowym w Holandii, w barwach Dordrechtu i pierwszy raz został powołany do reprezentacji U20. – Moim największym marzeniem jest jednak, żeby pewnego dnia wyjść w środku obrony dorosłej kadry, razem z moim młodszym bratem – mówi piłkarz w rozmowie z TVPSPORT.PL.
Przemysław Chlebicki, dziennikarz TVPSPORT.PL: – W ubiegłym roku trafiłeś z IV-ligowej Ząbkovii Ząbki do Holandii. Jak do tego doszło?
Bartłomiej Smolarczyk, piłkarz Dordrechtu: – Pewien skaut, który współpracował z agencją menedżerską z Holandii obserwował mnie jeszcze w czasach, gdy byłem w Pogoni. Od tamtej pory obserwował mnie na żywo. Moim marzeniem zawsze była gra za granicą. Dążyłem do tego, a moi rodzice mnie w tym wspierali. Na szczęście się udało, ale nie było mi łatwo przejść z czwartej ligi polskiej do klubu, który w Holandii gra na drugim szczeblu.
– Zanim grałeś w Ząbkovii, trenowałeś w topowych polskich akademiach – Escoli Varsovia i Pogoni Szczecin. Miałeś chwile zwątpienia w siebie, gdy trafiłeś do klubu grającego na piątym szczeblu ligowym?
– W Pogoni przydarzyła się sytuacja, która zmusiła mnie do odejścia, ale nie chciałbym o niej mówić. Gdy wróciłem do domu, byłem bardzo podłamany i nie miałem chęci dalej trenować. Odechciało mi się piłki na jakiś czas. Ale byłem blisko rodziny, która jest dobrze zaznajomiona z piłkę i mogłem liczyć na jej wsparcie. I teraz uważam, że trafiłem w odpowiednie miejsce. Miałem też z tyłu głowy, że przejście do czwartej ligi wiąże się z różnymi minusami. Na przykład trenowaliśmy cztery razy w tygodniu, więc musiałem sam organizować sobie czas, żeby trenować indywidualnie. Ale w Ząbkovii mogłem się uczyć dorosłej piłki od podstaw.
– Co sprawiło, że znów uwierzyłeś w siebie?
– Trenerem drużyny był Piotr Dziewicki, który bardzo mi pomógł w adaptacji w drużynie. Był trochę moim drugim ojcem. Musiałem w końcu rywalizować z chłopakami o kilkanaście lat starszymi ode mnie. Sprostałem trudnościom, które czekały mnie w czwartej lidze, ale musiałem nauczyć się wszystkich "seniorskich" zachowań na boisku.
– Doświadczenie w Ząbkovii pomogło ci w Holandii?
– Na początku trudno było mi się przyzwyczaić do samej gry w nowym miejscu – przeciwnicy okazali się nieco trudniejsi niż w czwartej lidze.
– Wspomniałeś wcześniej o rodzinie – wiem, że nie jesteś w niej jedynym piłkarzem. Można powiedzieć, że wszyscy żyjecie tym sportem?
– Mój tata (Maciej Smolarczyk – przyp. red.) trenował w Legii, a potem przeszedł do Dolcanu Ząbki, który był wtedy mocną drużyną i grał w II lidze (ówczesna 1. liga – przyp. red.). Ale można powiedzieć, że to wujek Tomasz zaszedł najdalej, bo znalazł się na ławce w meczu z Panathinaikosem w Lidze Mistrzów. Mój brat tak jak ja trenuje w Dordrechcie, w drużynie U21. Moi bracia cioteczni, synowie wspomnianego wujka też grali – jeden niestety miał problemy z kolanami i obecnie występuje w niższej lidze, a drugi już przestał grać, ale także sprawiało mu to przyjemność. Tylko moja mama nie grała, ale też bardzo dobrze zna się na piłce!
– Wracając do spraw boiskowych – czy w Dordrechcie coś cię zaskoczyło?
– Wszystko tutaj jest bardzo uporządkowane. Intensywność jest duża, ale także klub jest nastawiony na przygotowanie indywidualne – techniczne, ale także mentalne. Jest tu duży profesjonalizm. Trenerzy wychodzą także z założenia, że czasem po to, żeby się czegoś nauczyć, trzeba popełniać błędy. Widzę to po sobie – zdają sobie sprawę z tego, że jeszcze jestem młody, ale starają się mnie jak najwięcej nauczyć. I z tego bardzo się cieszę.
– Widziałem, że w Dordrechcie gra kilku piłkarzy, którzy zasmakowali gry w Eredivisie. Jakie są wasze aspiracje – celujecie w awans?
– Chcielibyśmy zakończyć sezon na miejscach, które dałoby nam udział w play-offach o awans. Dordrechtowi pomaga też współpraca z Feyenoordem, który wypożycza do nas swoich zawodników. Klub działa jednak tak jak większość w Holandii – chce pozyskiwać piłkarzy za żadne albo bardzo małe pieniądze, a potem wyszkolić go tak, żeby "odpalił". Również każdemu zawodnikowi zależy na tym, żeby zagrać jak najlepszy sezon. Tutaj nawet dobre pół sezonu może sprawić doprowadzić do Eredivisie. I każdy zna każdego. Zdziwiło mnie, gdy usłyszałem, że moje nazwisko widnieje w notesach skautów, choć przez pierwsze pół roku zagrałem kilka razy po dziesięć minut.
– Holandia uchodzi jednak za kraj pełen talentów. Czy jest ci trudniej ze względu na to, że jesteś obcokrajowcem?
– Trzeba mieć na uwadze, że w Holandii stawia się najpierw na Holendrów. Jeżeli ktoś jest z zagranicy, musi być lepszy od lokalnych piłkarzy, żeby mógł grać. Ale uważam, że w każdym kraju powinno tak być. I cieszę się z tego, że jako chłopak z Polski mogłem dostać tutaj szansę i podpisano ze mną kontrakt.
– Co uważasz za swoją wadę?
– Moją pięta achillesową są takie bardziej "lekkoatletyczne" sprawy – technika biegu i obracanie się wokół własnej osi. Wiesz, jestem wysoki i dość masywny. Napastnicy, przeciwko którym gram, są dużo niżsi i lżejsi – dla nich zmiana kierunku na boisku jest bardzo łatwa, a dla mnie – niekoniecznie.
– To teraz przejdźmy do twoich zalet.
– Lubię grać twardo i agresywnie... oczywiście nie robiąc komuś krzywdy! Ale kocham uczucie dobrze wykonanego wślizgu albo gdy skutecznie odbiorę komuś piłkę. Mam bardzo dobre podanie, dużo widzę na boisku i umiem analizować grę. Wiem, kiedy przyspieszyć i kiedy zwolnić. Gra głową u mnie też jest na niezłym poziomie, ale cały czas pracuję nad tym, żeby być w tym jeszcze lepszy.
– Wzorujesz się na kimś?
– Zgadzam się z tym, że najważniejsze, co musi robić obrońca, to bronić. Ale ja lubię mieć piłkę przy nodze, wyprowadzać ją i mieć większą kontrolę nad tym, co się dzieje w rozegraniu. Dlatego lubiłem oglądać Sergio Ramosa w czasach, gdy grał w Realu Madryt. A teraz takim moim wzorem jest Virgil van Dijk, przed którym prawie nikt nie potrafi uciec, ale także dobrze się czuje w nowoczesnym stylu gry. Cieszę się, że jeszcze nie uciekł do Arabii Saudyjskiej.
– A gdybyś miał do wyboru średniaka Eredivisie i klub z Arabii Saudyjskiej, co byś wybrał?
– W moim wieku lepszą opcją byłaby Eredivisie. Gdybym teraz wyjechał do Arabii Saudyjskiej i chciał wrócić do Holandii, miałbym dużo ciężej. Póki jestem młody, chcę się rozwijać, żeby móc osiągnąć jak najwyższy poziom. Dlatego wolałbym na razie grać w Europie. Może kiedyś, gdy będę potrzebował pieniędzy albo będzie brakowało mi słońca, mógłbym wybrać Arabię. Ale na razie mam inne priorytety.
– Masz wymarzony klub, w którym chciałbyś zagrać?
– Dziesięć lat temu była to Barcelona, która jeszcze grała swoją słynną "tiki-takę", ale teraz nie czuję do żadnego klubu kibicowskiego przywiązania. Przede wszystkim chciałbym występować w klubie grającym w Lidze Mistrzów. By móc poczuć ten pozytywny stres i ciarki w trakcie hymnu. Moim największym marzeniem jest jednak, żeby pewnego dnia wyjść w środku obrony dorosłej reprezentacji Polski, razem z moim młodszym bratem. Teraz dostałem powołanie do kadry U20 i chcę się w niej pokazać jak najlepiej.