| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Przez ostatnie tygodnie czułem, że wyciągnięto już wtyczkę z prądu. Przenosiny z Legii do Cracovii sprawiły, że odżyłem. Bywało, że często wytykano moje pomyłki, szukano innego profilu pomocnika. Po pobycie w stolicy nie mam problemów, by spojrzeć sobie w lustro. Teraz chcę być talizmanem w Krakowie – zapowiada Patryk Sokołowski, pomocnik Pasów. 29-letni pomocnik trafił zimą do drużyny Jacka Zielińskiego po wygaśnięciu umowy z Wojskowymi.
👉 Lukas Podolski: dałem Górnikowi więcej, niż zarobiłem
Piotr Kamieniecki, TVPSPORT.PL: – Nie zardzewiałeś?
Patryk Sokołowski: – Nie, absolutnie. Mam mnóstwo energii!
– Przez ostatni rok grałeś mało. Jesienią Kosta Runjaic skorzystał z ciebie w Legii raptem dwa razy. Zimą musiałeś zmienić klub po zakończeniu umowy z wicemistrzami Polski.
– Miałem radość z treningów w Legii, ale pod względem mentalnym było już trudniej. Odżyłem w Cracovii. Nowe wyzwania sprawiły, że mam więcej pozytywnej energii. Nie czuję się jednocześnie tak, że mam przerwę od grania. Brakowało mi oficjalnych meczów, ale wciąż dobrze odnajdywałem się na murawie.
– Jak odbierałeś rundę jesienną w Legii?
– Nie grałem, nie oszukujmy się. Po zgrupowaniu w Austrii spodziewałem się znacznie więcej. Miałem też sygnały, że jestem brany pod uwagę przy ustalaniu składu. Wydawało mi się, że nieźle prezentowałem się na treningach. Ostatecznie trener podjął jakąś decyzję i… starał się być konsekwentny.
– Z czego wynikała ta decyzja?
– Trudno mi powiedzieć. Trener argumentował to też tak, że patrzył na długość kontraktu i dalszą perspektywę grania. Jurgen Celhaka to młodszy zawodnik z dłuższa umowę. Zapadła chyba decyzja, by inwestować w jego występy. W ten sposób Albańczyk stał się pierwszym zmiennikiem. Walczyłem, chciałem wskoczyć do składu, ale… takie były decyzje i nic innego mi nie pozostało.
– Od początku miałeś jasność sytuacji? Jeszcze wiosną poprzedniego sezonu wydawało się, że możesz więcej zwojować. Charakterystyczne były okolice marca, które podsumowałeś dwoma bramkami w sparingu z GKS-em Katowice.
– Ostatnie pół roku pozwalało zdać sobie sprawę z panującej sytuacji. Byłem pogodzony ze sprawą i rozmawiałem też z dyrektorem sportowym o tym, że umowa nie zostanie przedłużona. Dało się zrozumieć, czemu dzieją się pewne rzeczy. A wspomniane spotkanie z GKS-em? Mogę przyznać, że w tamtym okresie byłem mocno zawiedzony.
Po meczu z Widzewem, w podobnym czasie, dostałem od trenerów informację, że dobrze grałem i tak właśnie mam się prezentować. Finalnie skończyło się tak, że… nie otrzymałem szansy gry. Nie powąchałem murawy przez kilka meczów. Byłem wtedy zły, ale musiałem zrozumieć wybory trenera. W końcu to on za nie odpowiada. Podjął taką decyzję, ale trzeba pamiętać, że skończyło się to wicemistrzostwem i Pucharem Polski. A argumentacja? Wie to tylko Kosta Runjaic.
– Miałeś poczucie, że nie pasujesz do koncepcji Kosty Runjaica?
– Trochę tak. Nie miałem takiego profilu, którego potrzebowałby trener. Na pewno widział na tej pozycji zawodnika o nieco innej charakterystyce. Runjaic zawsze powtarzał, że dostrzega moje umiejętności, że jestem dobrym człowiekiem oraz piłkarzem, ale że muszę czekać na swoją szansę. Dostawałem też informacje, że jak już pojawiałem się na boisku, to było w porządku. Walczyłem trochę z wizją profilu, ale na koniec chyba zaważyło to, że szukano do środka pola kogoś innego.
– Nie chciałeś odejść z Legii już latem? Mówiło się wówczas, że coś może się wydarzyć.
– Myślałem o tym, ale kluczowe były dwie sprawy. Pierwsza? Chciałem powalczyć o grę w Legii i nowy kontrakt. Wierzyłem, że mogę coś zdziałać. Tyle lat walczyłem o grę w tym klubie, że… nie chciałem już odpuścić i mieć do siebie jakiś żal. Nie udało się, ale nie muszę mieć wyrzutów sumienia. Później wszystko się jednak załamało i widać było, że nie ma szans. Na pewno po tym czasie mogę sobie spojrzeć w lustro. Drugim argumentem była kwestia narodzin mojego syna. To przyciągało mnie do Warszawy.
– Pożegnanie przed meczem z Cracovią smuciło czy budowało też pozytywne emocje?
– Zostały we mnie pozytywne odczucia. W Legii pięknie mnie pożegnano i na pewno czułem się doceniony. Pojawiło się wzruszenie. Nie zagrałem setek meczów, zdobyłem raptem puchar i Superpuchar. Jednocześnie rozstawałem się w bardzo miły sposób, znów mogłem usłyszeć swoje nazwisko skandowane przez kibiców. To było wyjątkowe. Droga na Łazienkowską była długa, wiele przeszedłem, ale… było warto.
– Jak najlepiej opisać twój czas spędzony w Legii?
– Niedosyt, ale i satysfakcja. Spełnienie, jak i chęć osiągnięcia czegoś więcej. Wszystkie słowa można po trochu dopasować. Spełniłem swój cel, bo zagrałem w Legii i mogłem walczyć o trofea. Inne założenia pozostały z boku, bo chciałem być przy Łazienkowskiej dłużej i odgrywać większą rolę. Trzeba na to wszystko patrzeć trzeźwo i doceniać, że mogłem być w tym miejscu. Może gdyby Legia nie była wówczas w opałach, to nigdy nie zagrałbym w barwach stołecznego klubu? Cieszyłem się, że mogłem grać w stolicy.
Odchodziłem zimą z Legii po raz drugi. Wcześniej działo się to ponad dziesięć lat temu, jeszcze w rezerwach. Patrzę czasem na tamtą drużynę. Mimo wszystko, sporo mi się udało. Łukasz Turzyniecki zadebiutował, ale teraz idzie już w stronę trenerską w akademii. Norbert Misiak podobnie, a obecnie zajmuje się skautingiem. Bartłomiej Kalinkowski zagrał kilkanaście meczów. Wszyscy mówili mi, że każdy z nich chciałby być obecnie na moim miejscu. Bycie w Legii Warszawa to po prostu osiągnięcie.
– Paradoks jest taki, że po tobie spodziewano się… najmniej.
– Odchodziłem wtedy z rezerw do Olimpii Elbląg. Większość graczy z Legii II na mojej pozycji nie gra już zupełnie w piłkę. Z tamtej drużyny fajną karierę zrobił choćby Grzegorz Tomasiewicz. Nie spodziewałem się, że to tak się potoczy. Trafiłem wtedy do trzeciej ligi, czasem bywałem w Warszawie i pojawiałem się przy Łazienkowskiej, by obejrzeć mecze. W życiu bym się wówczas nie spodziewał, że to wszystko jeszcze tak będzie wyglądało, że wrócę do stolicy i będę miał okazję pojawiać się na murawie.
– Najlepszy moment w Legii to zdobycie Pucharu Polski?
– Chyba tak. Wielka radość, trudny mecz… Miłym zwieńczeniem tamtych wydarzeń było wykorzystanie rzutu karnego. Fajne wspomnienia mam także ze spotkania z Widzewem przy Łazienkowskiej. Świetnie czułem się wtedy na boisku, miałem luz. Szkoda tylko, że nie strzeliłem gola po uderzeniu przewrotką, choć wiele nie brakowało. Po meczu kibice także skandowali moje nazwisko.
W tamtym meczu straciłem też piłkę. Potem padł gol dla rywali. Bywałem zawodnikiem, do którego trener lubił się przyczepić. Nie byłem pupilkiem, za to często wytykano moje pomyłki. To jednak normalne w futbolu. Szkoleniowiec miał prawo stawiać na innych zawodników.
– Jaki plan ma na ciebie Jacek Zieliński w Cracovii?
– Trener na pewno będzie wymagał ode mnie tego, bym był swego rodzaju filarem w środku pola. Nie jestem już młodym zawodnikiem i mam wnosić doświadczenie do drugiej linii. Szkoleniowiec przyznawał, że czasami Cracovii tego po prostu brakowało. Same założenia są dość podobne do tych z czasów Legii. Wierzę, że nie będę zawodził trenera. Czuję zaufanie oraz wiarę. Po sparingach mam poczucie, że mogę pomóc swojej drużynie, ale też młodszym zawodnikom.
– Jak postrzegać potencjał Cracovii? Ciekawe nazwiska w pierwszym składzie, ale krótka kołderka i ograniczona szansa na roszady?
– Podstawowy skład prezentuje bardzo dużą jakość, to widać po meczach i treningach. Do tego dochodzi kilku ciekawych zawodników w odwodzie. Kadra faktycznie jest dość wąska. Nie brakuje młodzieży, która potrzebuje chwili, by zdobyć doświadczenie i wskoczyć na ekstraklasowy poziom. Jeśli będą nas omijały kontuzje i kartki, to będzie dobrze. Benjamin Kallman, Michał Rakoczy i Patryk Makuch to świetne ofensywne trio. Otar Kakabadze, Paweł Jaroszyński czy Kamil Glik, Cornel Rapa i Virgil Ghita także gwarantują wysoki poziom w defensywie.
– Obóz w Belek dał się we znaki?
– Od początku mieliśmy mocne treningi na dobrych boiskach. Różnie z tym bywa, różne są też doświadczenia z przeszłości. Solidnie pracowaliśmy i dało się wyczuć intensywność. Jednocześnie to był fajny czas, bo odżyłem. Mam wielką radość na boisku, bo miło jest walczyć o skład. Tak na równych zasadach. Na pewno jestem bliżej podstawowego zestawienia niż w Legii. Kosta Runjaic mawiał, że energia jest najważniejsza, więc teraz na pewno mi jej nie brakuje. Przy Łazienkowskiej wtyczka była już wyciągnięta z prądu. Teraz jest wręcz przeciwnie.
– Żałoba po profesorze Filipiaku, nowy prezes Cracovii, a do tego szukanie kolejnych zawodników. Jaka jest atmosfera w ekipie Pasów?
– W drużynie nie odczuwa się zbyt mocno rzeczy dziejących się dookoła klubu, ale to na pewno miało wpływ na zespół. W środku naszej ekipy jest fajna atmosfera. Nie ma problemów, a do tego nikt nie może narzekać na warunki. Cracovia ma potencjał, by być w pierwszej dziesiątce. Chcemy patrzeć w kierunku góry, a nie czerwonej strefy.
– Głównym celem Cracovii jest utrzymanie?
– Mam wrażenie, że zawsze trafiam do klubów, które akurat walczą o utrzymanie. Grę w Piaście zaczynałem wtedy, gdy śląski zespół ledwo ostał się w lidze. Tak samo było z Legią, która akurat notowała nadzwyczajnie dziwny sezon. Wówczas każdy musiał wprost diagnozować sytuację i mówić, że walczymy o utrzymanie. W Krakowie też były pewne kłopoty, choć pozycja wyjściowa nie jest zła. Mam nadzieję, że scenariusz będzie podobny i z czasem klub także będzie się rozwijał i walczył o wyższe pozycje.
Może jestem talizmanem gwarantującym pozostanie w PKO BP Ekstraklasie? Wolę jednak patrzeć inaczej. W Piaście z czasem zdobyliśmy mistrzostwo Polski. Wraz z Legią odbiliśmy się od dołu i w kolejnych rozgrywkach cieszyliśmy się z krajowego pucharu. Mam nadzieję, że podobnie będzie z Cracovią, z którą można walczyć o coś więcej.
Więcej materiałów z tureckiego pobytu klubów PKO BP Ekstraklasy:
– Niedoszły kadrowicz szokuje. "Obudziłem się na izbie wytrzeźwień"
– Piłkarz Lecha zaskakuje. "To nasz największy rywal w walce o tytuł"
– Klub traci lidera. Kamil Glik wypada z gry!
– Transferowe domino w PKO BP Ekstraklasie. Zmiany wśród bramkarzy!
Następne