| Piłka nożna / Betclic 1 Liga
Przed Wisłą Kraków kolejna próba. Krakowianie sposobią się do walki o awans do PKO Ekstraklasy, ale po rundzie jesiennej zajmują w tabeli 1 Ligi dopiero piąte miejsce. Kibice Białej Gwiazdy najmocniej liczą na Angela Rodado, który ma na koncie 11 goli. – Musimy awansować, by uniknąć tego uczucia, które dopadło nas rok temu – mówi Hiszpan w rozmowie z TVPSPORT.PL.
Z Angelem Rodado rozmawiamy o barażach z Puszczą i poprzedniej rundzie. Hiszpan otwarcie mówi też o ofercie z Lecha Poznań, trudnych początkach w Krakowie. Przyznaje, że i on myślał, że w Wiśle pojawiło się zbyt wielu jego rodaków.
Mateusz Miga, TVPSPORT.PL: – Jesienią strzeliłeś dla Wisły 11 goli w lidze i dwa w Pucharze Polski. Jesteś zadowolony z tego wyniku?
Angel Rodado: – Tak, jestem bardzo zadowolony. To był kawał dobrej roboty, ale i to okazało się za mało. Chcemy być na czele tabeli, więc na wiosnę musimy notować znacznie lepsze wyniki.
– W meczu z Arką Gdynia zanotowałeś hat-tricka. To był twój najlepszy mecz jesienią?
– Myślę, że tak. To był bardo dobry mecz w naszym wykonaniu, przeciwko mocnemu rywalowi. Dobrze pamiętam też nasze spotkanie ze Zniczem Pruszków. To rywale jako pierwsi wyszli na prowadzenie i wiedzieliśmy, że musimy właściwie zareagować, bo w innym wypadku stracimy punkty. Trudno wybrać między tymi dwoma meczami.
– A najgorszy? Z punktu widzenia całej drużyny.
– To nie jest takie proste, bo patrząc na przebieg meczu nie wszystkie porażki były zasłużone. I nie wiem co jest lepsze. Przegrać zasłużenie? Wtedy wszystko jest jasne – byłeś słabszy i przegrałeś. A co z porażkami, na które nie zasłużyłeś? One są dopiero niełatwe do zaakceptowania. Bardzo trudny był dla nas mecz z GKS Tychy. Rywal zagrał dobrze. Naciskali, nie zostawiali nam miejsca i po prostu byli lepsi. Zupełnie inna była porażka z Odrą Opole.
– Wygrywaliście 1:0 do 80. minuty, by ostatecznie przegrać 1:3.
– Pamiętajmy też o czerwonej kartce na początku meczu. Trudno było przełknąć tę porażkę. W przerwie, przy stanie 1:0 mówiliśmy, że musimy utrzymać taką grę do końca meczu. Odra zagrała jednak mądrze, potrafili nas zdominować. Nie pamiętam, żebyśmy w drugiej połowie mieli jakąkolwiek okazję do strzelenia gola.
– Miałeś w rundzie jesiennej problem z radzeniem sobie z presją?
– Nie uważam tak. Problem widzę gdzieś indziej. Zdarzają się takie mecze, gdy próbujesz grać swoją piłkę, ale czujesz, że nie wychodzi to najlepiej. Masz przeciwko sobie dobrego rywala, który skupia się na obronie i kontrach. Jeśli jedna z nich zakończy się golem, wiesz, że rywal jeszcze mocniej zacieśni obronę. Wtedy jest bardzo trudno. Nie dają nam miejsca. Zupełnie inaczej grało się ze Zniczem. Prowadzili, ale nadal próbowali atakować. Zostawili nam miejsce, które byliśmy w stanie wykorzystać i odwrócić losy spotkania.
– Znicz to wyjątek. Musicie być co weekend gotowi na to, że rywal skupi się na obronie.
– Tak i jesteśmy gotowi. Mówiłem przed chwilą o meczach, które się nie układają. Ale są też takie, w których czujesz, że wszystko idzie zgodnie z planem. Naciskamy rywala, a akcje się zazębiają. Nawet wtedy jednak, gdy zegar tyka, a gol nie pada, pojawia się presja czasu. Wiemy, że musimy strzelić, bo potrzebujemy wygranej. Dla nas remis to za mało. Chcemy wygrać każdy mecz.
– Sporo mówiło się ostatnio o tym, że nie każdy piłkarz Wisły radzi sobie z presją trybun. Zgadzasz się z tym?
– Nie.
– Ty lubisz tę presję?
– Tak. A nawet więcej: ja to kocham. Każdy piłkarz marzy o tym, by grać mecze na takim stadionie, przy takiej publiczności. Oczywiście, jeśli wcześniej nie grałeś przed taką widownią, musisz się do tego przyzwyczaić. To coś innego. Musisz jednak być gotów, by radzić sobie z takimi sytuacjami.
– Cofnijmy się w czasie jeszcze bardziej i wróćmy do przegranych baraży. Jak się czułeś po 1:4 z Puszczą? Jakbyście dostali w twarz.
– To nie było jak uderzenie. To było jak cios, kopnięcie i wszystko co możliwe, prawdziwa demolka. Nawet dziś trudno do tego wracać.
– Co się stało tego dnia?
– Dobrze pamiętam te mecz. Wow, nie wiedziałem, że tak trudno będzie o tym mówić. Nawet teraz dopadło mnie tamto uczucie, które męczyło mnie zaraz po meczu. Przed barażami wszystko było w naszych rękach, graliśmy na naszym stadionie. Oczywiście, wiedzieliśmy, że Puszcza ma bardzo mocne argumenty, które potem świetnie wykorzystała. Szczerze? Zniszczyli nas. Może nie grali jakiegoś niezwykłego futbolu, ale byli lepsi w każdym aspekcie. Nie pamiętam, czy mieliśmy w tym meczu czyste okazje. Bronili dobrze, byli znacznie lepsi w stałych fragmentach gry. Próbowaliśmy różnych sposobów, a oni po prostu wykończyli nas kontratakami. To był bardzo trudny moment. Cały sezon pracowaliśmy na tę chwilę. To nie była zwykła porażka. To była demolka… Nie wiem, jak to określić. To mecz z rodzaju tych, które nigdy nie powinny się przydarzyć.
– I sezon skończył się od razu, równocześnie z ostatnim gwizdkiem sędziego. Analizowałeś, co się wydarzyło?
– Nie chciałem oglądać powtórki meczu. Chciałem zapomnieć. Dzwonili do mnie przyjaciele, rodzina. A ja mogłem powiedzieć tylko: "O ku*wa mać".
– Haha, rozumiem, że twoja rodzina zna już to słowo?
– Tak. Cała moja rodzina i przyjaciele znają to słowo.
– Jak wyglądało dochodzenie do siebie po tej traumie?
– Miałem szczęście, bo moja dziewczyna była wtedy ze mną w Krakowie. W samotności trudniej byłoby się z tym wszystkim uporać. Po kilku dniach wróciłem do Hiszpanii, do rodziny. Nie chciałem gadać o piłce, ale nawet tam każdy mnie pytał o końcówkę sezonu. A ja powtarzałem: "Nie chcę tego pamiętać". Po kilku dniach wróciłem do treningów i umiałem to sobie wytłumaczyć. OK, straciliśmy szansę, ale teraz trzeba wziąć się do pracy i być gotowym w drugim sezonie, bo musimy awansować. Tak wygląda rzeczywistość w Wiśle.
– A teraz presja jest jeszcze większa, bo trzeci sezon z rzędu w 1. Lidze byłby dla Wisły może nie katastrofą ale jednak sporym problemem. Uważasz, że macie dziś mocniejszy zespół niż w poprzednim sezonie?
– Myślę, że nie ma dużych różnic. Mamy dobrych zawodników i jesteśmy gotowi na stawiane przed nami wyzwania. Kupiliśmy pomysł na grę nowego trenera. Na pewno musimy zachować pokorę, ale potrzebna będzie też odwaga. Wiemy, że nie wszystkie mecze będą idealne, jednak będziemy dążyć do ideału co tydzień. Ważne, by do każdego kolejnego spotkania przystępować z mentalnością zwycięzcy i przekonaniem o tym, że jesteśmy lepsi.
– No i wielu z was ma doświadczenie z poprzedniego sezonu. Nie chcecie powtórki...
– Tak. Musimy pamiętać o tym, jak paskudnie czuliśmy się po tamtych barażach. To cenne doświadczenie, które dziś daje nam siłę i energię przed kolejnymi meczami.
– Jedna nowa twarz pojawiła się zimą w zespole. Liczysz, że Dejvi Bregu wrzuci kilka piłek wprost na twoją głowę?
– Mam nadzieję, że tak. Trzeba przyznać, że prezentuje się obiecująco. Jest w stanie pomóc nam w osiągnięciu założonych celów.
– O miejsce w składzie walczysz z Szymonem Sobczakiem. Co chciałbyś wziąć od niego, a w czym ty jesteś lepszy?
– Podoba mi się, w jaki sposób "Sopel" porusza się po boisku. Jak wbiega między linie i atakuje wolne przestrzenie. Robi to w bardzo inteligentny sposób. Czasem musisz uczyć się od kolegów z zespołu. Nie wiem, czego on mógłby się uczyć ode mnie. O to trzeba zapytać jego.
– Myślisz, że trener będzie stosował czasem wariant z grą na dwóch napastników?
– Na razie trener myśli o grze jednym napastnikiem, ale każdy mecz jest inny. Mam nadzieję, że będą takie momenty, gdy zagramy razem z "Soplem".
– Wróćmy na chwilę do twoich początków w piłce. Zawsze chciałeś być napastnikiem?
– Zacząłem grać w piłkę jako środkowy obrońca. Myślę, że grałem na każdej pozycji, nawet jako bramkarz.
– W jakich okolicznościach?
– To było w zespole Mallorki U15. Byłem już napastnikiem, ale nie grałem w każdym meczu. Siedząc na ławce rezerwowych miałem ze sobą dwie koszulki – piłkarską i bramkarską. Zawsze byłem gotów, by wejść do bramki, bo mieliśmy wtedy tylko jednego bramkarza. Rok później było ich już dwóch i mogłem zapomnieć o tym etapie.
– Jeśli w Wiśle ktoś z pola będzie musiał wejść do bramki, mamy kandydata.
– Tak. W Turcji powiedziałem do kamery, że jestem bardzo dobrym bramkarzem. Zapewniam, że jeśli w 90. minucie będę musiał wejść do bramki, to zacznę od obrony rzutu karnego. Ale szczerze mówiąc, mam nadzieję, że nigdy do tego nie dojdzie.
– Która wyspa jest lepsza do gry w piłkę? Ibiza czy Majorka?
– Do gry w piłkę Majorka. Na wakacje zależy czego oczkujesz. Ibiza jest znana ze świetnych imprez, podczas letniej przerwy możesz tam spotkać piłkarzy z całego świata. Ale moja rodzina i znajomi są na Majorce, więc wybieram tę wyspę. Na Ibizie też czułem się bardzo dobrze i ten wybór wcale nie jest taki prosty.
– Można na Ibize skupić się na piłce?
– Można. Latem, gdy imprez jest najwięcej, trwa przerwa między sezonami. Potem jest dużo spokojniej. Nigdy nie miałem kłopotu, by skupić się na piłce, nawet tam.
– Na początku roku 2020 w mediach pojawiła się informacja na temat twojego domniemanego transferu do Legii Warszawa. Mówił o tym Predrag Ristivcic, który podawał się za twojego agenta.
– Nie znam tego człowieka... Moim agentem był Miguel Riera.
– A był w ogóle jakiś temat?
– Jakiś agent zadzwonił do mnie i mówił o transferze od Legii. Od razu powiedziałem, że nie ma szans.
– Dlaczego?
– Byłem wówczas w UD Ibiza ważnym graczem. Chcieli za mnie dwa miliony euro. Pół roku później pojawiły się zapytania z innych klubów, ale wtedy cena nadal wynosiła dwa miliony euro.
– A po awansie miała ponoć wrosnąć do sześciu mln euro.
– Dokładnie tak było.
– Za to tej zimy mówiło się o zainteresowaniu tobą ze strony Lecha Poznań. Co wiesz na ten temat?
– Faktycznie był taki temat. Zadzwonił do mnie agent i powiedział, że Lech kontaktował się z nim w mojej sprawie. Tym razem sytuacja jest jednak podobna…
– Dwa miliony euro!
– Nie znam szczegółów, ale czuję się dziś w Wiśle ważnym piłkarzem. Walczymy o awans i uważam, że w takiej sytuacji pozbywanie się jednego z kluczowych piłkarzy byłoby nierozsądne. Oczywiście, jeśli ktoś przyjdzie i powie, że daje sześć mln euro to taka oferta byłaby nie do odrzucenia. Nie przejmowałem się specjalnie tematem Lecha, bo skupiam się tylko na walce o awans.
– Życie pisze swoje scenariusze, ale jaki jest ten twój wymarzony? Jeszcze rok, dwa lata w Wiśle i co potem?
– Nie myślę o tym zbyt dużo. Mam kontrakt do czerwca 2025 i teraz naprawdę skupiam się tylko na tym, by wywalczyć z Wisłą awans. Chcę zagrać w jej barwach w Ekstraklasie. Oczywiście, w pewnym momencie trzeba będzie porozmawiać o przyszłości, ale ja w Krakowie jestem teraz bardzo szczęśliwy.
– Ciągle jesteście też w grze o Puchar Polski. Szykujesz się na mecz z Widzewem czy wolałbyś się skupić na rozgrywkach ligowych, by awans znów nie wymknął się z rąk?
– Odpowiedź na to pytanie jest bardzo prosta. Gdy wychodzimy na boisko, zawsze chcemy wygrać. Nie liczy się stawka ani rodzaj rozgrywek.
– Będziesz chciał pokazać się na tle klubu z Ekstraklasy?
– Nie. Będziemy chcieli pokazać siłę Wisły. Udowodnić, że jesteśmy w stanie rywalizować na tym poziomie.
– Początki w Polsce pewnie nie były łatwe? To nie jest naturalny kierunek dla Hiszpanów.
– Teraz już tak!
– To prawda, w Wiśle też zaroiło się od Hiszpanów, ale ty byłeś tu jako jeden z pierwszych. Jak oceniasz ten krok?
– Bardzo dobrze. Najważniejsze, że tu jestem, bo sam… tego chciałem. Początki nie były łatwe. Codziennie powtarzałem sobie: "Angel, chciałeś tu być. Więc bierz to na klatę i idziemy do przodu". No i tak to się potoczyło.
– Całkiem nieźle radzisz już sobie z angielskim. Chodzisz na kurs?
– Nie, uczę się samodzielnie. Staram się też nauczyć trochę polskiego, ale wasz język jest bardzo trudny.
– A jak radzą sobie z angielskim nowi Hiszpanie w Wiśle?
– Jest z tym coraz lepiej.
– A w szatni mówicie po hiszpańsku?
– Tak. I muszę się do czegoś przyznać. Uważam, że mój angielski kilka miesięcy temu był lepszy. Jeszcze niedawno z Hiszpanów w szatni byłem tylko ja i Luis Fernandez. Teraz jest nas znacznie więcej, więc siłą rzeczy więcej mówię po hiszpańsku. I mój angielski na tym cierpi. Ale staram się tego pilnować.
– Pewnie inaczej na to patrzysz, ale nie widzisz ryzyka w takich proporcjach? Gdy w szatni jest tylu obcokrajowców z jednego kraju może to negatywnie wpłynąć na atmosferę.
– Na początku myślałem tak samo. Że trudno będzie to utrzymać. Myślałem sobie: ″Żadnego Hiszpana więcej!″. Muszę jednak przyznać, że udało się to poukładać całkiem nieźle. W naszej szatni narodowość nie ma znaczenia. Nie ważne, czy jesteś Polakiem, Hiszpanem, Szwedem czy Albańczykiem. Jesteśmy jak rodzina. Serio tak czuję.
– To plan na wiosnę jest prosty. Awans, Puchar Polski i 20 goli na twoim koncie.
– 20 plus! To brzmi oczywiście jak wymarzony scenariusz. Najważniejszy jest awans, bez tego cała reszta straci na znaczeniu. Zdobycie Pucharu Polski byłoby czymś wyjątkowym, ale wiem, że droga do tego jest bardzo trudna. Od tego jednak są marzenia, by je spełniać.