Największym stronnikiem Thomasa Thurnbichlera był Adam Małysz. Prezes Polskiego Związku Narciarskiego chciał pozostawić Austriaka na stanowisku, ale po środowiskowych rozmowach uznał, że nie ma wyjścia. Po raz pierwszy od 34 lat biało-czerwoni zmieniają głównego szkoleniowca na mniej niż rok przed igrzyskami.
Przeciwko Thurnbichlerowi byli niemal wszyscy. Przede wszystkim jednak jego zawodnicy. Nie było wyników, nie było atmosfery. Od Austriaka odwracali się kolejni skoczkowie, a jego poczynania słabo oceniali też sztabowcy z innych grup. Wyjątkiem zdaje się tu być Maciej Maciusiak, lojalny jako asystent, poniekąd też wyróżniony przez Austriaka. Ten miał powiedzieć Małyszowi, że to właśnie "Maciek jako jedyny może to teraz dźwignąć".
To co wydawało się atutem Tyrolczyka, a więc polot i niesztampowość, zafunkcjonowało w pierwszym sezonie. Gdy skończyły się wyniki Kubackiego i Żyły, wrócił temat dogadywania się ze starszyzną, podnoszony jeszcze przed zakontraktowaniem. W grudniu 2023 trochę spokoju przyniosło zwolnienie Marka Noelkego i uczynienie go kozłem ofiarnym. Kolejnej zimy problemy wróciły jednak z nową mocą.
Nie mogło być dobrze, jeśli jeszcze przed początkiem zimy Kubacki w rozmowie z Eurosportem stwierdził, że jego wystrzał formy za czasów już Thurnbichlerowych wynikał z... niewprowadzania zmian przez Austriaka. – Przez kontuzję nie robiłem praktycznie żadnych nowości, które Thomas przyniósł – mówił wtedy.
W trakcie Turnieju Czterech Skoczni poniosły się echem słowa Aleksandra Zniszczoła. – Jest za dużo szukania – mówił w mixed zonie. – Po dobrym skoku kontynuujmy zamiast "zrób to tak" – wykładał dziennikarzom. 31-latek zaliczył za Austriaka znaczny wzrost formy, ale zawsze pozostawał zawodnikiem podkreślającym znaczenie Maciusiaka (nawet gdy tego nie było w kadrach).
Przesilenie mogło nadejść zaraz po Nowym Roku, gdy do Austrii jechał zdenerwowany Małysz. Wtedy jednak życiowe rezultaty zaczął osiągać Paweł Wąsek. Zapanował względny spokój, szczególnie, że 26-latek ma dobre relacje z Thurnbichlerem, co podkreślał niejednokrotnie.
Wydawało się, że kadra na sezon olimpijski będzie budowana właśnie wokół urodzonego w 1999 roku Wąska. Opór starszyzny był jednak zbyt duży. Sam Paweł – według relacji Małysza – miał dostać propozycję kontynuacji pracy z Thurnbichlerem, ale po długiej rozmowie wybrał pozostanie w kadrze A.
W tym wszystkim jest jeszcze zawodnik, który w kadrze A pozostaje na papierze, bo w praktyce do obecnej zimy przygotowywał się indywidualnie. Stoch miał z Thurnbichlerem nie po drodze. Najpierw opuścił jego grupę, a potem w wielce kontrowersyjnych okolicznościach nie pojechał na mistrzostwa świata, które miały być jego ostatnimi. Pikanterii ich medialnym relacjom dodały też słowa Bronisława Stocha.
Polskie skoki przypominają dziś gar, do którego kucharze dokładają kolejne składniki. Każdy będzie miał tam coś swojego, ulubionego, ale i powszechnie nielubiany składnik ma być zaakceptowany (choć w zmienionej konsystencji). Czy jednak z tego pichcenia wyjdzie coś strawnego?
Nowym sternikiem kadry zostaje Maciej Maciusiak. Szkoleniowiec wielce zaangażowany, stanowczy, który w swojej karierze pracował z każdym z obecnych polskich skoczków, poza Stochem. Zna kadrę, jest blisko zawodników. Przed nim jednak wielce skomplikowana i szalona misja.
– Jakie będą cele dla Maćka? – spytano w piątek Małysza. – Jak zawsze: medale – odparł z lekkim uśmiechem. I tu widzę niemały problem. Polskie skoki są wciąż bogate, wciąż mają zaplecze sprzętowe i trenerskie, ale mają gigantyczną dziurę w wiodących rocznikach (1996, 1997, 1998), najstarszą kadrę na Ziemi, kryzys zawodników z lat 2000-2003, a przy tym charakteryzują się niepohamowaniem w żądaniu sukcesów. To zasadniczy problem.