Nikt w Europie nie znał drużyny, która przybyła z Ameryki Południowej na igrzyska olimpijskie 1924 roku. I nikt nie spodziewał się, że Urugwaj wywróci porządek i hierarchię sił w futbolu.
Mecz Urugwaj – Królestwo SHS (Jugosławia) 7:0 (3:0), 26 maja 1924 roku, 1. runda Igrzysk Olimpijskich w Paryżu, Stade Olympique, Colombes.
To była pierwsza runda turnieju olimpijskiego, a na trybunach tylko trzy tysiące widzów, bo "jakiś Urugwaj" nie stanowił przecież żadnej atrakcji. I zapewne nikt nie myślał, że ta drużyna rozgromi Królestwo SHS (Jugosławię) aż 7:0. Jest anegdota, że Jugosłowianie wysłali przed meczem szpiegów na trening Urugwajczyków. Ci podobno dowiedzieli się o tym i udawali kompletnych nieudaczników, nie umiejących celnie podać piłki. Wysłannicy specjalni orzekli, że nie ma się absolutnie czego bać, bo zza Oceanu Atlantyckiego przypłynęli przysłowiowi "kelnerzy". Porażka 0:7 była potem szokiem...
Nieznana siła
W istocie, drużyna Urugwaju była anonimowa w Europie. Słyszano o niej, ale przecież nikt nie widział jej gry. Nigdy tu nie występowała (były tylko treningowe mecze przed igrzyskami z hiszpańskimi klubami). I pytano, jak malutki, wtedy ledwie dwumilionowy kraj może być dobry w futbolu? Na nikim nie robiło wrażenia, że to aktualny mistrz Ameryki – Urugwaj wygrał bowiem Copa America pod koniec 1923 roku na własnym terenie, pokonując w decydującym meczu Argentynę 2:0. To była przy okazji kwalifikacja olimpijska – tylko zwycięzca mógł udać się do Paryża.
W turnieju olimpijskich startowały wtedy aż 22 drużyny z 4 kontynentów. Zauważmy, że w MŚ więcej zespołów zagrało dopiero w roku 1982! Był to więc poważny turniej i wielu uważa go nawet za pierwsze mistrzostwa świata. Na pewno myślą tak Urugwajczycy, którzy choć wygrali dwa mundiale (1930 i 50) to mają na koszulkach aż cztery mistrzowskie gwiazdki. Te dwie dodatkowe dodali sobie za wygrane igrzyska, nie tylko w 1924, ale i w 1928 roku. Szczegółowo opisano to w artykule "Cztery gwiazdki Urugwaju".
Ówczesny trener Urugwaju Ernesto Figoli postawił na mieszankę rutyny i młodości. Z jednej strony grali w ataku doświadczony już Héctor Scarone i przede wszystkim Ángel Romano, dziś zapomniany. Był już za stary, by w roku 1930 zagrać na premierowym mundialu. W reprezentacji występował w latach 1911-1927, w 70 meczach zdobył 28 bramek, obok złota olimpijskiego wywalczył aż sześć razy mistrzostwo Ameryki Południowej. Z drugiej strony wielkie kariery zaczynali młodsi: Pedro Cea, Pedro Petrone, José Nasazzi i przede wszystkim José Leandro Andrade. Nazywany "Czarnym Cudem" lub "Czarną Perłą" został bezapelacyjnie uznany za najlepszego zawodnika igrzysk. Był pierwszym czarnoskórym piłkarzem, który wspiął się na szczyt.
Warto odnotować, że w bramce Urugwaju debiutował słynny Andres Mazali. On, tak jak Romano, nie zdobył potem mistrzostwa świata w 1930 roku, w rodzinnym Montevideo. Ale nie dlatego, że skończył karierę – został wyrzucony z reprezentacji tuż przed turniejem za złamanie dyscypliny podczas zgrupowania.
Futbol z innego świata
Z Jugosławią gole strzelili Vidal, Scarone, Petrone (2), Cea (2) i Romano. Urugwajczycy byli nie tylko szybcy, ale przede wszystkim świetni technicznie. Ich dryblingi zaskakiwały Jugosłowian, szokowały też błyskawiczne podania i zmiany tempa. Francuska prasa piała z zachwytu, a podziwiano nie tylko atak. Podkreślano, że Urugwaj także znakomicie broni, a gra Nasazziego to klasa sama w sobie.
W kolejnych rundach Urugwajczycy pokonali USA 3:0, gospodarzy z Francji aż 5:1, Holandię 2:1 i w końcu w finale Szwajcarię 3:0. Na tym samym stadionie w Colombes (przedmieścia Paryża) oglądało ich już nie trzy, a ponad 40 tysięcy widzów. A w Montevideo, gdy triumfalnie wpływali statkiem do portu ze złotymi medalami, witało ich sto tysięcy.
Potem Urusi zwyciężyli w igrzyskach olimpijskich w 1928 roku w Amsterdamie, a w roku 1930 – w premierowych mistrzostwach świata na swoim terenie. Finały wygrywali z Argentyną, kolejną wielką siłą z Ameryki Południowej. Europa przez niemal całą dekadę i po raz pierwszy znalazła się w cieniu futbolu z Nowego Świata.