| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Lechia zagra na wyjeździe z Wisłą Kraków w zaległym meczu 6. kolejki PKO Ekstraklasy. Dla Rafała Pietrzaka będzie to okazja, by zmierzyć się z kolegami z byłego klubu. – Wiele bym dał, by kiedyś jeszcze spotkać grupę ludzi, z którą miałem wtedy do czynienia w drużynie Białej Gwiazdy – wyznał lewy obrońca gdańskiego zespołu w rozmowie z TVPSPORT.PL. Transmisja spotkania od godz. 17:35 w TVP Sport, na TVPSPORT.PL i w aplikacji mobilnej.
Maciej Rafalski, TVPSPORT.PL: – Wasz mecz z Wisłą w pierwszym terminie został przełożony z powodu zakażenia koronawirusem w zespole Białej Gwiazdy. Trudno skupić się na grze w obecnych realiach?
Rafał Pietrzak: – Robimy wszystko według planu. Przygotowujemy się do każdego meczu i liczymy na to, że będzie dobrze. Tylko na początku mieliśmy spotkanie, na którym poinstruowano nas, jak się zachowywać i co robić, by zminimalizować ryzyko zakażenia. Oczywiście, stosujemy się do tych wytycznych, ale nie wszystko zależy od nas. Z powodu kwarantanny straciliśmy przecież prawie cały krótki okres przygotowawczy. Na szczęście później nikt w klubie już nie zachorował.
– W środę zagracie z Wisłą Kraków, a więc klubem dla pana szczególnym. Spędził pan w nim trochę czasu, to podczas gry dla Białej Gwiazdy został pan powołany do reprezentacji Polski po raz pierwszy.
– Tak, świetnie wspominam drużynę. Co ciekawe, byłem tam w tak trudnym momencie, a w szatni panowała znakomita atmosfera. Mimo wielkich problemów, czuliśmy się jak rodzina. Jeden drugiemu niósł pomoc. Dużo bym dał, by kiedyś znów spotkać się w takiej grupie. To jednak przeszłość. W środę odłożę sentymenty na bok i zrobię wszystko, by Lechia wygrała.
– Wisła mimo ogromnych problemów finansowych potrafiła wtedy się utrzymać. Jak motywował was trener Maciej Stolarczyk?
– Sztab szkoleniowy wykonał świetną pracę. Cały czas podtrzymywał nas na duchu, powtarzano nam, że Wisła to na tyle wielki klub, że wreszcie znajdzie się ktoś, kto ureguluje zobowiązania wobec nas. Sama gra w tak utytułowanej drużynie to wielka motywacja. Żyliśmy nadzieją, że wszystko wreszcie się poukłada.
– Latem 2019 roku przeniósł się pan do Mouscron występującego w belgijskiej ekstraklasie. Po pół roku wrócił pan do Polski i podpisał kontrakt z Lechią mimo, że w Belgii był pan podstawowym zawodnikiem.
– Miałem problemy osobiste i uznałem, że lepiej dla mnie i mojej rodziny będzie, jeśli wrócę do Polski. Piłka to praca i zawód. Można myśleć o tym, co będzie najlepsze dla twojej kariery, ale to rodzina jest najważniejsza. Nie żałuję tej decyzji, bo nikt nie powie, że nie dałem rady w zagranicznym klubie. Wróciłem z innych powodów. Pojawiła się konkretna oferta z Lechii Gdańsk. Wystarczyła jedna rozmowa z Piotrem Stokowcem, bym przekonał się do jego pomysłów na mnie i zespół.
– Jak ocenia pan trenera Stokowca? Niektórzy piłkarze po odejściu z Lechii wypowiadają się negatywnie na jego temat…
– Nie mamy żadnego problemu. Cenię naszą współpracę, chociaż oczywiście każdy ma swoje zdanie. W Belgii prowadził mnie Christian Hellerbach, były asystent Felixa Magatha. Nie był lubiany, zresztą sam mówił, że nie mamy go kochać. Miał jednak autorytet w szatni. Trener Stokowiec już wykonał w Gdańsku dużo dobrej pracy i pokazał, że wie, co dobre dla drużyny.
– Jak porównałby pan ligę belgijską do polskiej?
– Pod względem fizycznym jest podobnie, natomiast tam gra się na większej intensywności. Z perspektywy bocznego obrońcy mogę powiedzieć, że toczyłem tam więcej pojedynków jeden na jeden. W Polsce nie ma ich aż tyle.
– Przychodził pan w momencie, gdy na lewej obronie występował Filip Mladenović, a więc piłkarz klasowy jak na nasze realia. Nie bał się pan rywalizacji? Czy dostał sygnał, że Serb prawdopodobnie odejdzie i to pan będzie pierwszym wyborem?
– Nigdy nie masz gwarancji gry. Jeśli nie Filip, to nagle mógł wyskoczyć inny piłkarz, który wygryzłby mnie ze składu. Rywalizacja to coś, co pomaga drużynie. Ja znałem swoją wartość i na pewno nie bałem się, że sobie nie poradzę. Początek nie był może wymarzony, ale czas działał na moją korzyść.
– Musi prezentować się pan dobrze, skoro selekcjoner Jerzy Brzęczek powołał pana na ostatnie zgrupowanie i dał szansę występu z Finlandią.
– Cały czas może być lepiej. Chcę nie tylko pomagać zespołowi w dobrej grze defensywnej. Uważam, że stać mnie na zwiększanie dorobku bramek i asyst. Co do powołania, to byłem zaskoczony. Owszem, na meczu miałem się pojawić, ale jako… kibic. Dostałem jednak telefon, że jestem potrzebny. To była duża niespodzianka, ale bardzo się ucieszyłem. To bardzo pozytywny impuls do dalszej pracy, bo zobaczyłem, ze selekcjoner śledzi moją grę.
– Widzisz szansę, by pojawiać się w kadrze częściej? W przyszłym roku reprezentacje czekają mistrzostwa Europy.
– Trudno mówić o takich celach, bo w zespole jest wielka konkurencja. Chcę skupić się na tym, by jak najlepiej grać w Lechii, bo tylko w ten sposób mogę przyciągnąć uwagę trenera. Moim małym marzeniem jest to, by znaleźć się w szerokiej kadrze na turniej i pojechać na pierwsze zgrupowanie przed Euro. To oznaczałoby, że jestem brany pod uwagę w kontekście mistrzostw Europy. Do tego jednak bardzo daleka droga.
– Jest pan zadowolony z postawy zespołu w obecnym sezonie?
– Czuję niedosyt, pewnie to samo powiedzą moi koledzy. Punktów powinno być więcej. Nawet w ostatnim spotkaniu z Zagłębiem Lubin w drugiej połowie było bardzo dobrze, a zremisowaliśmy. Przegrany mecz z Pogonią Szczecin mogliśmy zakończyć chociaż z jednym punktem. Dobra gra to jednak pozytywny znak. Teraz trzeba dołożyć do niej więcej skuteczności, by wygrywać. Do końca jest jeszcze mnóstwo spotkań.
– Poprzedni sezon zakończył się dla was rozczarowaniem, którym była pechowa porażka w finale Pucharu Polski. Trudno było podnieść się i szybko o tym zapomnieć?
– Było nam bardzo szkoda. Do czerwonej kartki Mario Malocy kontrolowaliśmy grę i nic nie wskazywało na problemy. Gdyby nie tamta sytuacja, pewnie byśmy wygrali, ale niestety, ten sport jest nieobliczalny. Pamiętajmy też o licznych zmianach kadrowych i problemach z kontuzjami, które nas dotykały. Myślę, że gdyby ktoś wiedział o tych kłopotach przed startem sezonu, to czwarte miejsce brałby w ciemno. Teraz jest nowe rozdanie. Może uda się poprawić tamten rezultat? Oczywiście celem jest też finał Pucharu Polski, bo to najkrótsza droga do europejskich pucharów.
– Jest pan zaskoczony tym, jak wygląda czołówka ligi? Raków Częstochowa może utrzymać pozycję lidera?
– W naszej Ekstraklasie wszystko jest możliwe. Niedawno z mistrzowskiego tytułu cieszył się Piast Gliwice. Piłka uczy pokory. Zaskakuje mnie to, że Raków gra tak widowiskowo. Zgadzam się jednak z opiniami, że obecnie prezentuje najlepszy styl w Polsce.
– Wisła Kraków ma za sobą dwa zwycięstwa, wy dwa mecze z rzędu bez wygranej. To oni podejdą do starcia bardziej pewni siebie?
– Nie patrzyłbym na to w ten sposób. W ostatnich spotkaniach graliśmy naprawdę dobrze, dochodzimy do wielu sytuacji. Jeśli zaczniemy je wykorzystywać, to Wisła będzie miała problemy.
Następne