Przejdź do pełnej wersji artykułu

Realna siła zaplecza? Rosjanie mogą wystawić w PŚ więcej skoczków niż Polska

/ Michal Doleżal trener polskich skoczków narciarskich w Pucharze Świata Michal Dolezal na ten moment będzie mógł skorzystać w zawodach PŚ i LGP z 13 skoczków. To mniej niż u rywali. (fot. PAP)

Chowamy więcej takich Granerudów – chwalił się zimą Alexander Stoeckl, wskazując na bogate zaplecze norweskiej kadry. Ale rekordziści to Austriacy – aktualnie do zawodów najwyższej rangi będą mogli wystawić aż 28 skoczków. My ponad dwukrotnie mniej.

Sezon skoków za nami, ale w sztabach reprezentacji już trwa układanie pracy do kolejnego. Bo to olimpijski. Po powrocie z Planicy Rosjanie mieli do rozegrania mistrzostwa kraju, Halvor Egner Granerud pozuje do zdjęć z kryształową kulą, a Japończycy polecieli do domów po pięciu miesiącach tułaczki. Polacy dwa dni po powrocie ze Słowenii poszli na siłownię. To, że po finale Pucharu Świata nie robią sobie wakacji, jest już właściwie normą.

Według naszych informacji zarząd PZN na kwietniowym zebraniu utrzyma kształt kadry narodowej i nie wróci do podziału na główną grupę i zaplecze. Pytanie ilu skoczków się w niej znajdzie? To pytanie o tyle zasadne, że liczba tych z prawem startu w PŚ nie jest szczególnie imponująca.

Czytaj też:

Dyrektor PŚ w skokach Sandro Pertile

Pierwsza zima Pertile. Wstawił głowę pod topór w najgorszym możliwym momencie

Szczęście Rumunów, Turek w elicie, austriacka produkcja talentów

Przepustki do PŚ są dwie. Dożywotnio mogą być zgłaszani ci zawodnicy, którzy mają na koncie choć punkt do klasyfikacji generalnej tego cyklu bądź Letniego Grand Prix. Drugą możliwością jest awans do TOP30 Pucharu Kontynentalnego trwającej lub poprzedniej zimy. W ten sposób po ostatnich konkursach zaplecza w Czajkowskim do elitarnego grona dołączyli m.in. Turek Muhammet Ali Bedir czy Rumun Andrei Feldorean. Z występem drugiego wiązała się nawet internetowa akcja wsparcia "Feldorean, musisz". Miała genezę w naciskach FIS, która wymogła od Rumunów reprezentanta w elicie, jeżeli ci nadal chcą gościć w Rasnovie konkursy PŚ.


Problemy Rumunów są jednak zagadnieniem dla koneserów. Obiektywnie dużo większe znaczenie mają informacje, z ilu skoczków w olimpijskiej zimie będą mogły skorzystać najsilniejsze nacje.

 W Norwegii chowamy więcej takich Granerudów – przechwalał się zimą Alexander Stoeckl w rozmowie z TVPSPORT.PL. I trudno było nie przyznać mu racji, skoro właściwie co sezon w jego drużynie debiutuje nowy talent. Stoeckl tłumaczy, że to nie zasługa jego, ale sprawnych szkoleniowców w klubach. Dzięki temu, jak przygotowują dzieci do dorosłej rywalizacji, szef kadry dostaje gotowy "produkt", zdolny do wejścia bez kompleksów na międzynarodowy poziom.

Norwegowie już teraz są pewni, że na sezon 2021/22 będą mogli wybierać skład spośród 18 różnych skoczków. To liczba imponująca, ale nie rekordowa, bo ostatniej zimy tych było aż 25. Do tego Austriaków z prawem startu w elicie jest aktualnie aż 28! Temu jednak trudno się dziwić. Reprezentanci tego kraju całkowicie zdominowali rywalizację w niższych ligach FIS. A liczby aktywnych klubów, działających skoczni i centrów treningowych może im zazdrościć cały świat.

Czytaj też:

"Granulat", "Kiler" Geiger i Stoch jak Małysz. Naj... sezonu skoków 2020/21

Dziurę można szybko załatać. Pytanie czy będą okazje

W sumie przed latem 2021 skoczka do zawodów elity może wystawić 21 państw. Na ten moment mowa o łącznie 175 zawodnikach. Oczywiście zobaczenie ich naraz w rywalizacji jest niemożliwe z uwagi na limity zgłoszeń, jakie na sztaby do konkretnych konkursów nakłada FIS.

Polaków w tym gronie jest na razie 13. To Kamil Stoch, Piotr Żyła, Dawid Kubacki, Aleksander Zniszczoł, Jakub Wolny, Paweł Wąsek, Andrzej Stękała, Tomasz Pilch, Klemens Murańka, Jarosław Krzak, Maciej Kot, Stefan Hula i Krzysztof Leja. Ostatni to bezkadrowicz, pomijany przez związek, ale uwzględnienie go jest zasadne, ponieważ ma na koncie punkty w elicie. Po kiepskiej zimie prawo występu w LGP bądź PŚ stracili Adam Niżnik, Jan Habdas, Mateusz Gruszka i Kacper Juroszek. Szczególnie w przypadku ostatniego można mówić o rozczarowaniu, ponieważ to członek głównej kadry narodowej. Tymczasem przez cały sezon otrzymał ledwie dwie szanse występu w "kontynentalu".


Większy wybór od nas ma sześć państw, w tym – co zaskakujące – Rosjanie (aktualnie 17 nazwisk). Czy to powód do zmartwień? O tyle istotny, że kadra cierpi niedostatek zdolnych juniorów, gotowych już teraz zasilić skład. To również skutek dziury w rocznikach urodzonych w drugiej połowie lat 90. Z drugiej strony ten stan trudno ot tak przeskoczyć. Dlatego po pierwsze, pozostaje czekać na młodszych skoczków, którzy zaczęli treningi na fali stochomanii. A po drugie, liczyć na pobudkę tych, którzy chwilowo stracili bilety na LGP i PŚ. Do tego, żeby z powrotem je odzyskać, Niżnikowi, Habdasowi i pozostałym wystarczy choć raz zdobyć punkty w drugiej lidze. O ile będzie forma i w postpandemicznym krajobrazie nie braknie w kalendarzu takich zawodów.

Źródło: TVPSPORT.PL
Unable to Load More

Najnowsze

Zobacz także