Człowiek nie dopuszcza do siebie myśli, że to depresja. Ja, bokser? Mam pokazać, że coś mnie gryzie? Dopiero po czasie zrozumiałem, że depresja nie dopada słabych ludzi, a tych co zbyt długo byli silni – mówi nam Tomasz Nowicki (10-2, 3 KO), który bez owijania w bawełnę opowiedział o walce z własnymi demonami w ostatnich miesiącach. Popularny "Joker" wystąpi 10 marca w Dzierżoniowie, gdzie skrzyżuje rękawice z Jewgienijem Makarczukiem (6-0, 3 KO). Transmisja w Telewizji Polskiej.
Mateusz Fudala, TVPSPORT.PL: – Zdecydowałeś się wrócić do trenera Mariusza Koperskiego. Jak przebiega wasza współpraca po długiej przerwie?
Tomasz Nowicki, pięściarz grupy Tymex Boxing Promotions: – Wróciłem tam, gdzie stawiałem swoje pierwsze bokserskie kroki. Po wielu przejściach i ekscesach wróciłem do trenera, który zna mnie doskonale. Świetnie się dogadujemy, moja forma rośnie z dnia na dzień i wszystko idzie zgodnie z planem. Najważniejsze jest jednak to, że zniknęła depresja. Od około dwóch tygodni z moim samopoczuciem jest dużo lepiej.
– Po raz pierwszy opowiedziałeś otwarcie o depresji w rozmowie z Aleksandrą Piką tuż po przegranej walce ze Stanisławem Gibadłą w Puławach.
– Szczerze? To nie było planowane, kompletnie nie pamiętam tego, co wtedy mówiłem, ale czułem że muszę wziąć mikrofon i wyrzucić coś z siebie. Tak naprawdę wtedy po raz pierwszy powiedziałem to głośno, bo wcześniej nikomu o tym nie mówiłem. Po tym wyznaniu otrzymałem wiele wiadomości od ludzi, którzy borykają się z podobnymi problemami. Czyli było warto o tym powiedzieć. Jeśli chodzi o samą walkę, sądzę, że dobrze się stało, że przegrałem, bo gdybym wygrał będąc w takiej formie, zastanawiałbym się co mam dalej robić...
– Nie ma co ukrywać, Stanisław Gibadło był od ciebie lepszy i wygrał zasłużenie.
– Zgadzam się z tym i pierwszy pogratulowałem mu postawy. Przed moimi dwiema ostatnimi walkami, a przed pojedynkiem ze Staszkiem to szczególnie, walczyłem sam ze sobą. Czułem już wtedy, że mam silną depresję, ale do końca wierzyłem, że to minie. Że wychodząc do ringu znowu poczuję wolność i spokój. Pamiętam, że w dniu ważenia czułem się jakbym był przybyszem z innej planety. Nie wiedziałem, co dzieje się wokół mnie. Miałem wrażenie, że wszyscy na mnie patrzą i się ze mnie śmieją. To było okropne uczucie.
– Jak wyglądały twoje przygotowania do tego pojedynku?
– Byłem na sali co trzeci dzień. Zawsze się spóźniałem. Kiedy trening był na 10, ja pojawiałem się na sali o 10.20. Kończyłem 20 minut wcześniej, bo okłamywałem trenera, że dokończę u siebie – w Obornikach. Oczywiście, nie robiłem tego. Walczyłem sam ze sobą do ostatnich dni przed walką. Dzisiaj się z tego śmieję, ale wtedy przeżyłem piekło. Dzisiaj już tego nie ma.
– Wtedy na gorąco w ringu mówiłeś o tym, że przychodziłeś na treningi ze łzami w oczach.
– Teraz już tak nie jest. Teraz wstaję o 6 rano, biegam 10 km, potem idę na salę i wracam o 23 z uśmiechem na ustach. Mam wspaniałą żonę, która mnie rozumie, dziękuję jej każdego dnia.
– Wróćmy do wywiadu, jakiego udzieliłeś tuż po walce.
– Tak, jak powiedziałem - nie pamiętam tego, co mówiłem. Nie pamiętam w ogóle walki. Coś mnie natchnęło, żeby wziąć ten mikrofon i wyrzucić to z siebie. Pamiętam, że gdy o tym powiedziałem głośno, poczułem ogromną ulgę. Chcę być przestrogą dla ludzi, którzy znajdują się w podobnej sytuacji. Dziś, mogę to powiedzieć otwarcie, byłem bliski odejścia z tego świata.
– Możesz opowiedzieć coś więcej o terapii?
– Chodzę na terapię dla osób uzależnionych od alkoholu i narkotyków. Jestem bardzo wdzięczny trenerowi, bo to on mnie na nią namówił. Pojechałem pierwszy raz i sam siebie pytałem: "co ty tutaj robisz, przecież ty nie masz żadnych problemów". Tak naprawdę miałem wtedy mocny stan depresyjny, ale nie byłem tego świadomy. Pojechałem drugi, trzeci raz. Uświadomiłem sobie, jak ciężki był dla mnie ostatni rok. Choroba zaatakowała mnie bardzo mocno.
– Jak sądzisz, kiedy to się u ciebie zaczęło?
– Myślę, że w wieku 18 lat, gdy po raz pierwszy sięgnąłem po twarde narkotyki. Wydaje mi się, że poniekąd "niwelowałem" depresję tymi narkotykami, choć oczywiście wtedy nie zdawałem sobie z tego sprawy. Jak patrzę na to z perspektywy czasu, oczy otwierają mi się szeroko.
– Narkotyki były formą ucieczki?
– Tak uważam. Wtedy myślałem sobie, że jak się nie układa, to sobie "zabaluję" i będzie spokój. I ten spokój był, ale przez miesiąc, czy dwa. Ta depresja jednak wracała.
– "Balowałeś" także po przejściu na zawodowstwo?
– Nie miałem dłuższej przerwy niż 2 miesiące.
– Przerwy w...?
– ... w trzeźwości.
– W 2021 roku ciężko znokautowałeś w 2. rundzie Argentyńczyka Tomasa Reynoso, byłeś niepokonanym zawodnikiem, który - wydawało się - ma jasno wytyczoną drogę do dużych walk. Boks, jak sam mówisz, jest twoją miłością. A jednak nie byłeś w stanie skupić się wyłącznie na nim.
– Gdy pojawiały się stany depresyjne, uciekałem w narkotyki. Jak ktoś tego nie przechodził to nie zrozumie. Wtedy wydaje ci się, że problem, z którym się borykasz, jest największy na świecie. Takie stany pojawiały się zwykle na miesiąc, półtora miesiąca przed walką. Przed pojedynkiem z Reynoso nie było żadnego problemu. Skupiłem się tylko na tej walce.
Od ponad czterech miesięcy jestem czysty, trzeźwy. Właśnie sobie uświadomiłem, że tak naprawdę to pierwszy raz od 13 lat, kiedy mogę tak o sobie powiedzieć. Jestem szczęśliwy i dziękuję za to bogu, bo to w nim mam oparcie. Gdy o nim opowiadam, mam uśmiech od ucha do ucha. Od niedawna oddałem swoje życie Chrystusowi i czuję się znakomicie. Kipi ze mnie energia.
Teraz moim marzeniem, nie boję się mówić o tym głośno, jest mistrzostwo świata w boksie. To mnie nakręca. Kiedyś nie lubiłem biegać, dziś biegam 10 km o szóstej rano z uśmiechem na ustach. Jaram się tym wszystkim od nowa.
– Wracając do walki z Reynoso, to był nokaut roku na polskich ringach.
– To prawda. Ale co z tego, skoro po walce kupiłem 10 gramów kokainy i balowałem tydzień czasu.
– Zdarzało ci się zażywać narkotyki w trakcie przygotowań?
– Potrafiłem zażyć narkotyki dwa tygodnie przed walką. Tak było przed pojedynkiem z Gibadłą. Stan depresyjny po zażyciu narkotyków trwał 10 godzin. Wiedziałem wtedy, że jest to problem i muszę coś z tym zrobić. Ale co, miałem odwołać walkę? Duma mi na to nie pozwalała i do końca wierzyłem, że wygram.
– Kiedy zauważyłeś, że to depresja?
– Przed walką z Louisem Greene'em. Przed walką "to" wróciło bardzo mocno. Po walce puściło. Po walce odpłynąłem, jak zwykle.
– Melanż?
– Tak, poszedłem w melanż. I znów, nie było stanów depresyjnych, aż w końcu powróciły. Po walce z Gibadłą poszedłem do psychiatry, który rozpoznał ciężki stan depresyjny. Wtedy dostałem oficjalne potwierdzenie, że jestem chory.
– A już w ringu po walce o tym mówiłeś.
– Czułem to w sobie. Czytałem i oglądałem wszystko na temat depresji. Ale dopiero po wizycie u psychiatry potwierdziło się, że miałem rację. Cały czas od tego uciekałem...
– W narkotyki.
– Niestety. Jak byłem młodszy, zażywałem amfetaminę i brałem tabletki. Gdy poszedłem w boks, odstawiłem to. Przerzuciłem się na kokainę. Myślałem, że skoro jestem pięściarzem, kimś lepszym, to nie będę brał tańszych rzeczy. Pojawiły się jakieś pieniądze, to zacząłem zażywać kokainę. Potem też tzw. "kryształ", chyba najgorszy z narkotyków.
– Mieszałeś to z alkoholem?
– Też. Jak narkotyki "nie dawały rady", to wlewałem w siebie wysokoprocentowy alkohol. Potrafiłem wstać w nocy, nalać sobie szklankę i wypić to na raz. Potem dolewałem wody, by żona nie widziała, że piłem.
– Wydaje mi się, że niezależnie od wyniku twojej walki 10 marca w Dzierżoniowie, już możesz powiedzieć o sobie, że jesteś zwycięzcą. Wygrałeś coś o wiele cenniejszego, niż pojedynek. Wygrałeś walkę o swoje życie.
– Tak jest. Życie mnie zniszczyło, ale demon zwany depresją ze mną nie wygrał. Depresja to cicha suka, ale mnie nie złamała. Skoro depresja mnie nie złamała, to teraz nie boję się niczego. Na samą myśl o tym, że niebawem znów wyjdę do ringu, przechodzą mnie ciarki. Nie mogę się doczekać tego pojedynku. To będzie nagroda za to, co przeszedłem. Wisienka na torcie.
– Niemniej, w ringu będzie czekał na ciebie solidny przeciwnik. Oglądałem jego pojedynki, to nie będzie łatwa przeprawa.
– Szczerze? Nigdy nie oglądam swoich przeciwników. Tego też nie oglądałem. Trener go oglądał, na drugi dzień zadzwonił i zapytał jak się czuję i czy go bierzemy. Skoro tak uznał, to musi wierzyć w zwycięstwo. Oczywiście, trener podkreśla, że to dobry przeciwnik, ale ja nie mam 18 lat, żeby czekać nie wiadomo ile. Wiem, że jest silny, niebezpieczny i mocno bije. Potrafi znokautować, ale zapewniam, że solidnie pracowaliśmy. Szczególnie nad nogami. Potrafię przetańczyć 10 rund nie męcząc się. To będzie moja mocna strona.
– Skoro do ringu wejdzie "nowy" Tomek Nowicki, to może nastąpią jakieś zmiany? Na przykład nowy kawałek na wyjście do ringu?
– Będzie nowy kawałek, będzie... ale więcej nie chcę zdradzać. Nowy Tomek Nowicki? Pod względem życiowym i doświadczenia na pewno. Ale marzenie o mistrzostwie świata pozostaje to samo. To mnie trzyma.