Witajcie w świecie fantazji. To tutaj możecie kierować największymi gwiazdami światowego futbolu bez wychodzenia z domu. Nie martwcie się, jeśli dobrze zarządzacie pieniędzmi, to będzie was stać i na Haalanda, i na Salaha. Pamiętajcie, że kapitan jest najważniejszy, czyste konto to coś więcej niż sucha statystyka, a w wyjątkowych okazjach będziecie mieli możliwość wypuszczenia na boisko 15 piłkarzy. I uważajcie, bo ten świat potrafi wciągnąć.
Fantasy Premier League (FPL) jest grą online, w której użytkownicy przy ograniczonym budżecie co kolejkę wybierają swoje składy. Liczba zdobytych punktów jest zależna od tego, jak wybrani zawodnicy poradzą sobie w prawdziwym życiu. W poprzednim sezonie gra zgromadziła ponad 11 milionów wirtualnych trenerów.
Twórcy Premier League wielką inspirację w kwestii promocji i "opakowania" produktu czerpali ze Stanów Zjednoczonych. Nie inaczej było w przypadku fantasy. Pierwsze gry tego typu za oceanem kształtowały się już w latach 60. Zaczęło się od Billa Winkenbacha, mniejszościowego właściciela Oakland Riders, który w 1962 roku wpadł na pomysł ligi fantasy NFL. Była to jednak prywatna zabawa dla wybranych: osób z administracji klubu, dziennikarzy czy właścicieli karnetów.
Prometeuszem fantasy, który zaniósł "ogień" zwykłemu ludowi, był Andy Mousalimas. Zrobił to w mniej efektowny sposób niż w micie, gdyż Amerykanin najzwyczajniej "sprzedał" pomysł fantasy w swoim barze. Z pewnością było to jednak efektywne – gorączka tego typu rozrywki zaczęła rozchodzić się po całych Stanach Zjednoczonych. W przeciwieństwie do Promteteusza, Mousalimasa nikt na szczęście za karę nigdzie nie przywiązywał. Co prawda wyrzucono go z ligi dla wybranych, ale biznes w jego barze rozkręcał się na tyle dobrze, że raczej nie rozpaczał.
Piłkarskie fantasy nie wywodzi się jednak z futbolu amerykańskiego, a baseballu. Powstała w 1980 roku Rotisserie League Baseball stała się inspiracją dla włoskiego dziennikarza, Riccardo Albiniego. To on w 1990 roku "dał" Europie pierwszą grę fantasy opartą na piłce nożnej, nazywając ją Fantacalcio. Cztery lata później w popularyzacji pomogła "La Gazzetta dello Sport", na której łamach publikowane były zaktualizowane rankingi. Spodziewano się, że w zabawie weźmie udział około 10 tysięcy osób. Pod koniec roku było 70 tysięcy graczy. My zmierzamy jednak na Wyspy Brytyjskie, bo tam jest główny wątek naszej historii.
Ojcem angielskiego fantasy był Andrew Wainstein. Go również zaintrygowała baseballowa wersja, w którą grał jego kolega. W 1991 roku 25-letni Wainstein stworzył bazę danych z piłkarzami z najwyższej klasy rozgrywkowej dedykowaną pod grę fantasy.
– Byłem wielkim fanem futbolu. To oczywiście sport numer jeden na Wyspach, dlatego pomyślałem: "Ludzie mają na ten temat tyle opinii i tak się tym pasjonują… Co prawda statystyki są dość podstawowe, ale to może zadziałać" – mówił, cytowany przez ESPN.
W cztery miesiące opracował system punktacji do swojej gry, którą nazwał Fantasy League. Obrońcy i bramkarze otrzymywali punkty za czyste konta, do tego nagradzano za strzelone gole i asysty. Wainstein zamieścił ogłoszenia w różnych piłkarskich magazynach. Zaczęli pojawiać się chętni, którzy spotykali się osobiście, aby licytować najlepszych graczy. Za liczenie punktów w ligach odpowiadał sam twórca, do którego zgłaszano składy. Jako że nie było jeszcze dostępu do Internetu, Wainstein sam musiał wynotowywać, który piłkarz jak zapunktował, oglądając Match of The Day. We wtorek publikował zaktualizowaną sytuację w poszczególnych tabelach. W premierowym sezonie 91/92 udział wzięło od 600 do 700 graczy w 80 ligach.
Podobnie jak we Włoszech, w popularyzacji pomogły media. Na początku stycznia 1994 roku Wainstein rozpoczął współpracę z "Daily Telegraph", aby gra weszła na rynek masowy. Wielki wpływ na przyciągnięcie nowych osób miał program telewizyjny Fantasy Football League, prowadzony przez komików Davida Baddiela i Franka Skinnera. Około 350 tysięcy czytelników "Telegraph" wzięło udział w grze. Jak podaje ESPN, powołując się na ówczesnego dyrektora działu marketingu sportowego Telegraph, Petera Sucheta, zwycięzcą został 14-letni chłopiec, który wygrał dwa bilety na jakikolwiek mecz. Zdecydował się na pucharowy finał w Brazylii.
Wainstein grę do sieci wprowadził w 1996 roku. Twórca wyspiarskiego fantasy nie pracował jednak przy wersji, w którą obecnie gra miliony użytkowników na świecie. Ta została stworzona przez firmę International Sports Multimedia. Premier League nie mogła nie wykorzystać takiego potencjału. W sezonie 2002/2003 na oficjalnej stronie rozgrywek wystartowało Fantasy Premier League.
Ponad dwadzieścia lat później gra nadal robi furorę, ale już nie tylko na Wyspach, a na całym świecie. Od startu FPL liczba graczy z roku na rok wzrasta. Jedynym wyjątkiem był sezon 12/13, który przyciągnął około 170 tys. mniej ludzi w zestawieniu z poprzednim rokiem. O skali zainteresowania świadczy jednak prosta statystyka – w inauguracyjnych rozgrywkach udział wzięło 76 tysięcy osób; sezon 22/23 to już rywalizacja 11,4 miliona wirtualnych menedżerów. Można śmiało założyć, że tendencja wzrostowa się utrzyma. Co prawda w momencie pisania tekstu na świecie jest około 10,6 miliona graczy, ale na starcie było ich o 200 tysięcy więcej niż na początku poprzedniego.
Takie liczby pokazują, że Premier League prostą grę przekształciła w wielki magnes przyciągający masę kolejnych wyznawców. Schemat jest prosty, a jednocześnie niezwykle skuteczny. Połączenie FPL z oficjalną stroną rozgrywek sprawia, że witrynę w trakcie meczów odwiedzają naraz miliony użytkowników, którzy chcą sprawdzić swoje wyniki. Bywały przypadki, gdy dochodziło do przeciążenia serwerów. Wśród tych milionów znajdą się tacy, którzy wykupią pakiety telewizyjne, a może nawet zdecydują się wybrać osobiście na jakiś mecz. Fantasy angażuje i trzyma widza na dłużej przy produkcie.
Można skupić się na samej zabawie, ale dlaczego by nie pójść o krok dalej i nie spróbować uczynić Fantasy swoją pracą? Nie musimy uciekać na Wyspy, aby znaleźć osoby, które przyjęły taki tok myślenia. Patryk Tritt prowadzi kanał YouTube i profile w mediach społecznościowych, na których regularnie dzieli się z tysiącami graczy FPL w Polsce swoim doświadczeniem, wskazówkami i analizami przed i po każdej kolejce. Działa pod nazwą "Mam go na kapitanie!", która odnosi się do jednej z najważniejszych zasad gry – piłkarz z naszego składu, któremu przydzielimy opaskę kapitańską, otrzymuje podwojone punkty.
– W Fantasy zacząłem grać od sezonu 17/18. Szybko się wkręciłem w tę zabawę. Szukałem miejsca, gdzie mógłbym o tym dyskutować. Zauważyłem, że sporo osób korzysta z Twittera i tam dzieli się spostrzeżeniami. Założyłem konto, dyskutowałem. Zawsze miałem bardziej analityczne podejście, a wtedy nie było to tak popularne. Do goli czy asyst oczekiwanych podchodziło się z dużą rezerwą, a ja mocno na tym bazowałem. Uznałem, że warto byłoby o tym porozmawiać, a nie tylko pisać na Twitterze. Tak też powstało konto na YouTube. To było nieco ponad sezon po moim starcie z grą – opowiada o swoich początkach w rozmowie z TVPSPORT.PL.
Chwila, chwila, ale jak można traktować rozmawianie o jakichś wirtualnych składach jako formę pracy? Jeśli ktoś tak pomyślał, przykład Patryka rozwiewa wątpliwości.
– To zabiera bardzo dużo czasu. W zeszłym roku zrobiłem 95 streamów i 51 filmów. Każdy materiał to minimum kilka godzin pracy, biorąc pod uwagę przygotowanie, zbieranie informacji. Ale jest też tak, że poświęcanie tego czasu dzieje się przy okazji – jak przy oglądaniu spotkań czy Match of The Day, które i tak bym obejrzał. Chociaż nie ukrywam, że odpalam też mecz tylko dlatego, bo są tam ciekawi zawodnicy pod względem FPL. To solidne pół etatu w ciągu miesiąca, minimum. Szczególnie że kluczowa jest dla mnie regularność w publikowaniu treści – opisuje.
"Moim celem jest poświęcenie się w całości pasji, jaką jest tworzenie dla Was materiałów na temat Fantasy Premier League" – jest to część opisu, który możemy przeczytać na stronie Patronite Patryka. Scenariusz, w którym pełnoetatową pracą staje się działanie przy grze związanej z ulubionymi rozgrywkami, wydaje się bardzo atrakcyjny. Czy jest jednak realny w Polsce, gdzie Premier League nie jest rodzimą ligą?
– Mam nadzieję. Na starcie tego sezonu uznałem, że albo zaangażuję się w kanał jeszcze bardziej, albo mniej. Z jednej strony nie jest to obecnie tak duża baza, na której mogę zbudować niesamowite wyświetlenia i dogadywać wielkie współprace reklamowe. Z drugiej, kanał rozwija się na tyle fajnie, że jest szansa, iż będę się mógł w całości temu poświęcić. Widzę, że liczba stałych widzów wzrasta. To dobry prognostyk – skomentował.
Powyższy śródtytuł nieco kontrastuje z wcześniejszymi stwierdzeniami, gdyż działalność Patryka pokazuje, że temat FPL w Polsce jest dość mocno eksploatowany. A nasz rozmówca nie jest przecież jedynym w naszym kraju, który w tak zaangażowany sposób udziela się przy tym temacie. W Anglii skala jest jednak zupełnie inna. Na Wyspach nie tylko istnieją oddzielne rubryki Fantasy na sportowych stronach, ale powstają dedykowane programy z profesjonalnym studiem, prowadzącym i ekspertami. Fantasy rozkładane jest na czynniki pierwsze, a część, w której Kevin De Bruyne wybiera, kogo ze składu Manchestetu City najlepiej "dać na kapitana", a kogo posadzić na ławkę, nikogo nie dziwi. Show o internetowej grze robiony jest na poziomie studia do Ligi Mistrzów.
Przesada? Niekoniecznie. Tutaj wracamy do kwestii rozumienia rynku i obecnych czasów. Wydaje się, że potencjał wykorzystania gry jako narzędzia do pozyskiwania kolejnych odbiorców nie jest w Polsce w pełni wykorzystywany. I nie chodzi tylko o Premier League. Bo tak, Fantasy Ekstraklasa również istnieje i ma swoich wiernych użytkowników. Według Patryka pójście śladem Brytyjczyków byłoby rozsądnym posunięciem.
– Wydaje mi się, że jest na to miejsce. Dziwi mnie wręcz, że telewizje czy redakcje sportowe w naszym kraju nie starają się w większym stopniu zaangażować w Fantasy. Dobrym przykładem jest czeski Canal+. Tam jest program dedykowany graczom Fantasy, a nie jest to przecież większy rynek niż Polska. W naszym kraju mamy niemal 100 tysięcy graczy FPL. Jestem przekonany, że dużo programów na ten temat oglądałoby więcej osób niż niektóre spotkania Premier League. To nisza, która jeszcze nie została zagospodarowana. Mam nadzieję, że to kwestia czasu. To pozwala zaangażować swojego widza – zauważył.
Nadawcą Premier League w Polsce jest Viaplay, na którym nie ma dedykowanego FPL programu, ale redakcji nie można zarzucić ignorowania tematu. Na oficjalnym kanale YouTube powstała bowiem seria "Miałem go kupić". W tym przypadku nazwa oddaje słowa, które każdy wirtualny menedżer wypowiada co najmniej kilka razy w sezonie (lub na kolejkę…). Prowadzącym jest Michał Gutka, który wyjaśnił nam dlaczego w cotygodniowym programie, w którym eksperci omawiają daną kolejkę, nie ma już segmentu z Fantasy.
– Odeszliśmy od podsumowywania FPL w Viaplay z dwóch powodów. Po pierwsze, mimo wszystko nie aż tak dużo członków redakcji gra w aż tak bardzo zaangażowany sposób, więc prezentowanie wyników, gdzie dwie z czterech osób w studiu nie zaglądały do składu od miesięcy, było bezsensowne. Po drugie, właśnie po to powstał format, który tworzę na YouTube, bo w FPL taka rozmowa przed kolejką z analizami ma większy sens niż pokazywanie samych wyników – tłumaczy.
To nie oznacza, że Michał nie podziela zdania Patryka o rozwijaniu formatu w naszym kraju. Podobnie jak w przypadku Albiniego czy Wainsteina, Gutka gorączkę fantasy przejął od Amerykanów, a dokładnie świata NFL. Sam zauważa, jak w USA z tej gry uczyniono element ligi, podając przykład pasków z informacjami o zdobytych punktach w fantasy przez danego gracza w trakcie trwania meczów.
– Nie uważam, że jest to zbyt niszowe, aby robić o tym program. Widać, że jest na to popyt. Żeby taki program miał wzięcie, jeszcze więcej osób musiałoby w to grać, z naciskiem na tych mocniej angażujących się w grę. Przedstawione liczby użytkowników są do pewnego stopnia nadmuchane, bo sporo ludzi pozostawia składy na pewnym etapie sezonu. Wydaje mi się jednak, że obecnie są popularne programy o bardziej niszowych kwestiach niż FPL. Liczba podcastów czy twórców w mediach społecznościowych rośnie nie tylko globalnie, ale i w Polsce. Kwestią czasu jest to, żeby u nadawcy Premier League pojawił się osobny telewizyjny format ze studiem. Popularność będzie rosła. Ta bańka nie jest jeszcze wystarczająco nadmuchana. Wtedy można spokojnie pomyśleć o rozwijaniu kolejnych telewizyjnych formatów – skomentował.
Opowiadanie o Fantasy Premier League nie jest głównym zadaniem Michała w Viaplay. Przede wszystkim komentuje on spotkania angielskiej elity. Tak, te w prawdziwym życiu. Należy sobie uświadomić, że bycie aktywnym graczem wpływa na odbiór meczów. Potrafi dochodzić do absurdalnych sytuacji, w których nie cieszymy się w pełni z sukcesu naszej ulubionej drużyny, bo strzelił akurat nie ten zawodnik, którego mamy w składzie. Michał nie ukrywa, że FPL jest z tyłu jego głowy nawet w trakcie komentowania. Nie pozwala jednak na to, aby emocje z tym związane wpływały na relacjonowanie spotkań.
– Gdy komentuję jakiś mecz, zdaję sobie sprawę, że mam danego zawodnika w składzie. Czasami mi to przechodzi przez myśl. Nie mam jednak tak, że z tego powodu jakoś specjalnie reaguję. Kiedyś myślałem, że nie lubię dawać kapitana w Fantasy w meczach, które komentuję. Już mi to jednak przeszło. To jest zbyt losowy czynnik, żebym dokładał sobie do tego filozofię. Udaje mi się to rozgraniczać. W ostatnim meczu, który komentowałem, występował Cole Palmer, którego miałem w składzie. Gdy podchodził do karnego, wiedziałem, że są to potencjalne punkty dla mojej wirtualnej drużyny, ale nie wpływa to później na odbiór mojego spotkania. Gdy któryś z moich zawodników pudłuje, to nie będę się bardziej złościł czy go krytykował w trakcie komentarza – opowiada Michał.
Fantasy może wydawać się pewnego rodzaju pułapką dla komentatorów, ale okazuje się, że służy też jako pomoc. W grze może nie ma wielkiej filozofii, ale jeśli chce się osiągać satysfakcjonujące wyniki, należałoby poświęcić czas na analizę statystyk danego zawodnika czy drużyny lub nawet wyłapywać niuanse w grze piłkarza, które mogą świadczyć o jego wzrastającej formie. Dla komentatora może być to znakomita baza, którą wykorzysta w trakcie swojej pracy.
– Te dwie rzeczy mocno się uzupełniają – przygotowanie do meczów pomaga mi podejmować decyzje w Fantasy. Premier League dysponuje opracowaniami statystycznymi, które nazywają się "stat pack". Można z tego powyciągać sporo liczbowych ciekawostek. Jest to PDF na kilkanaście, czasami kilkadziesiąt stron. No i w drugą stronę, gdy przygotowuję skład do Fantasy, przeglądam różne statystyki i wychwytuję różne ciekawe rzeczy, które sobie notuję i wykorzystuję przy komentarzu. Jedno oddziałuje na drugie – opisał.
Wpływ gry na profesję komentatora wydaje się być sprawą indywidualną. Bo choć Michał dodał, że jego redakcyjni koledzy zza mikrofonu również potrafią we właściwym momencie odciąć się od Fantasy, czasami trzeba odpuścić. Przykładem jest Rafał Nahorny z Canal+ Sport, który w wywiadzie dla portalu Kanonierzy.com z 2019 roku, gdy komentował Premier League, przyznał, że zrezygnował z gry w FPL, ponieważ odbijało się to na jego pracy. Tłumaczył, że bardziej przeżywał spotkania z udziałem zawodników ze swojej wirtualnej drużyny, co dodawało niepotrzebnych bodźców.
Jeśli oddziaływanie na pracę komentatorów to za mało, zapraszam o poziom wyżej. Bywało bowiem tak, że Fantasy Premier League odbijało się na… prawdziwych meczach. Bodaj najbardziej jaskrawym przykładem jest ten z 2021 roku.
Aston Villa szykowała się do domowego meczu z Leicesterem City. Bezsprzecznie największą gwiazdą drużyny z Birmingham w tamtym okresie był Jack Grealish. Zawodnik nie wziął udziału w spotkaniu, a jego zespół przegrał 1:2. Anglika z gry wykluczyła złapana w ostatnich momentach przygotowawczych kontuzja. Obóz Leicester nie powinien jednak wiedzieć, że Villa wystąpi bez swojego lidera. Ale wiedział.
– Słyszałem, że pojawiły się przecieki o absencji Jacka. Jeśli to wychodzi z naszego ośrodka treningowego, dowiem się dokładnie skąd i upomnę odpowiedzialne osoby. Bardzo mi się to nie podoba. Będę bardzo niezadowolony, jeśli to okaże się prawdą – mówił po meczu wściekły trener The Villans, Dean Smith. Dodał, że według niego Leicester zdecydowanie skorzystał na wiedzy o nieobecności Grealisha.
Lisom nie pomógł jednak żaden "kret" z Birmingham. Najprawdopodobniej źródłem informacji o kontuzji piłkarza było Fantasy Premier League. A dokładnie profil na Twitterze o nazwie FPL Insider. Prowadził go Norweg o imieniu Henning. Stworzył bota śledzącego zmiany, które w swoich w wirtualnych składach przeprowadzali członkowie sztabu, piłkarze i pracownicy drużyn Premier League. Jeśli ktoś sprzedał danego zawodnika w Fantasy, był to sygnał, że mogło dojść do kontuzji.
Na przykładzie Grealisha – przed meczem z Leicesterem ze swoich drużyn w FPL sprzedało go trzech kolegów z drużyny, analityk i fizjoterapeuta. Informacja szeroko rozeszła się po Twitterze, a wniosek był prosty – skoro tyle osób z najbliższego otoczenia Grealisha pozbyło się go w Fantasy, oznacza to, że nie jest on zdolny do gry. Henning w rozmowie z BBC tłumaczył się, że jego tweet jedynie potwierdził pojawiające się wcześniej plotki.
– Rozumiem frustrację, ale to była dostępna informacja. Ja tylko opakowuję to wszystko w tweetach. Kluby wiedzą, że piłkarze rywali grają regularnie w Fantasy. Myślę, że duże drużyny mają jakichś analityków, którzy mają dostęp do takich danych – komentował.
Do sprawy odniósł się nawet Pep Guardiola, który skrytykował jakiekolwiek dzielenie się poufnymi informacjami z wewnątrz.
– Słyszałem o sytuacji z Aston Villą. Wiem, że piłkarze grają w gry, ale szczerze mówiąc nie wiem, czym jest to całe Fantasy. Nigdy w to nie grałem i teraz pierwszy raz o tym usłyszałem. Czasami piłkarze przyjaźnią się z zawodnikami z innych drużyn i rozmawiają o wyborach w składzie. To bardzo nieetyczne i nieprofesjonalne, ale nie da się tego kontrolować – odniósł się do sprawy Hiszpan.
Część społeczności Fantasy uznała, że Villa wyolbrzymiła sytuację z Grealishem, ponieważ klub wcześniej opublikował zdjęcia z treningu i na żadnym z nich nie było ich gwiazdy, co już mogło sugerować uraz. Niemniej jednak w tamtym momencie zaczęto poważniej myśleć o realnym wpływie Fantasy. Dziennikarze SkySports dowiedzieli się, że w niektórych klubach Premier League doszło do rozmów z piłkarzami i innymi pracownikami. Wydano ostrzeżenie, aby unikać używania zawodników ze swojej prawdziwej drużyny w wirtualnych zespołach, aby przypadkowo nie doszło do ujawnienia jakichkolwiek poufnych informacji na temat składu. Tym samym niewinna gra stała się elementem poważnych dyskusji wewnątrz klubów z najbogatszej ligi świata.
Przecież ta gra nie ma sensu – niejednokrotnie słyszałem to zdanie, gdy tłumaczyłem komuś "z zewnątrz", na czym polega Fantasy Premier League. Szczerze mówiąc, nie dziwię się takim reakcjom. No bo jaki tak naprawdę mam wpływ na to, czy wybrany przeze mnie zawodnik trafi do siatki, czy zachowa czyste konto? Spróbujmy rozstrzygnąć, co w tej zabawie ma większe znaczenie – szczęście czy umiejętności?
W tym przypadku sam nie będę najlepszym sędzią. Nie ukrywam, że nieraz łapałem się na tym, iż po nieudanej kolejce narzekałem, jakiego mam pecha, a jak innym się poszczęściło. Gdy jednak trafiałem z jakimś wyborem, z dumą mogłem wysłać kolegom mema "I am Jose Mourinho". Oczywiście najczęściej jest to forma żartu, ale jakaś część w nas po dobrej decyzji w Fantasy może poczuć się niczym piłkarski wizjoner.
Na szczęście moi rozmówcy mogą pochwalić się większym doświadczeniem ode mnie, dlatego tę sporną kwestię oddaję w ich ręce.
– W perspektywie całego sezonu lub kilku sezonów liczą się głównie umiejętności. Według mnie w około 90 procentach. Jeśli mówimy jednak o pojedynczej kolejce, często decyduje szczęście. Są gracze, którzy regularnie osiągają bardzo dobre wyniki. To pokazuje, że można wypracować przewagę. Bardzo ważne jest, żeby nie podejmować decyzji pod wpływem emocji. Równie istotne jest kierowanie się obiektywnymi miarami. Czymś takim są np. kursy bukmacherów. Mamy też statystyki goli i asyst oczekiwanych. Gdy spojrzy się z boku, Fantasy jest dość nudną grą. Mamy z trzy kliknięcia do zrobienia w tygodniu. Ważne jest zatem planowanie – rozpatrywanie kalendarza. Działanie pod wpływem emocji sprawia, że wyniki są gorsze. Nawet najlepszym graczom zdarzają się fatalne kolejki. To logiczne, że suma pecha może się skumulować – komentuje Patryk Tritt.
Michał Gutka podziela zdanie, że odpowiednie przygotowanie może nam zdecydowanie pomóc. Nieco bardziej rozwinął się na temat losowości.
– Na pewno jest w tym element umiejętności, aby ten skład odpowiednio wybrać. Umiejętności obserwacji zawodnika, bazowania na dobrej formie i przewidywania, że niedługo dany piłkarz może zacząć punktować. To jest bardzo ważne. Ale później, gdy piłka idzie w ruch, większą rolę odgrywa szczęście. Podam to na przykładzie. W ostatniej kolejce na kapitanie miałem Bukayo Sakę. Arsenal strzelił 5 goli, a Saka nie zapunktował. Wydaje mi się, że raczej miałem pecha, niż nie miałem umiejętności odpowiedniego wyboru. Gdy wezmę Salaha, a on z karnego trafi w poprzeczkę, centymetry dzieliły mnie od tego, żeby podjąć rewelacyjną decyzję, a nie popełnić błąd. Nie można też mówić, że nie miałem szczęścia, gdy się bierze na kapitana Raula Jimeneza albo zupełnie niszową opcję, której nikt nie wybrał. Takie pójście pod prąd, które potem kończy się brakiem punktów, nie świadczy o pechu, tylko o braki intuicji i umiejętności odpowiedniego wyboru – mówi komentator Viaplay.
Biorąc pod uwagę powyższe wypowiedzi, a także fakt, że Fantasy jest bardziej maratonem niż biegiem sprinterskim, większą rolę możemy przyznać umiejętnościom, które bez wątpienia są niezbędne w przekroju całego sezonu. I mimo że szczęście jest nieodłącznym elementem tej zabawy, da się jednak znaleźć w tym trochę sensu.
Jednym z głównych wniosków powyższego rozbrajania FPL na czynniki pierwsze jest to, że ta gra bardzo szybko i skutecznie "wciąga". Bez zawahania można napisać, że ma w sobie czynnik uzależniający. A to niesie ze sobą potencjalne ryzyko.
Niech rzuci kamieniem pierwszy użytkownik Fantasy, który się nigdy nie zirytował. I jasne, w dużej części przypadków ta irytacja po czasie przeradza się w śmiech. Ale nie zawsze. John Nicholson za pośrednictwem strony Football365.com skupił się na niebezpieczeństwach, jakie niesie ze sobą zbytnie zaangażowanie w grę. Przedstawił m.in. badania Nottingham Trent Univeristy, według których 44 procent osób, które dziennie poświęcało więcej niż 45 minut na grę, 60 minut na research i 120 minut na myślenie o Fantasy, wykazywało obniżony nastrój. Nie zabrakło również pozytywnych wyników, ale one dotyczyły tych, którzy nie przykładali aż tak wielkiej wagi do swoich składów.
W sieci można znaleźć artykuły, które poruszają problem z różnych stron. Do sprawy odniósł się zwycięzca Fantasy Premier League z sezonu 14/15, Simon March. Podkreślał, że przy zbyt poważnym traktowaniu gry, wyniki mogą wpływać na naszą samoocenę. Na swoim przykładzie podawał sposoby, które pomagały mu w tym, aby rozgrywka nie oddziaływała negatywnie na jego zdrowie psychiczne.
O zagrożeniach informowała nawet Gateway Foundation, która zajmuje się leczeniem uzależnień. W swoim artykule skupili się na fantasy futbolu amerykańskiego, ale działanie można spokojnie podpiąć pod piłkę nożną.
"Futbol fantasy może być uzależniający i wpływać na nasze zdrowie psychiczne. Są tam wzloty i upadki, każdy tydzień przynosi inny rezultat, istnieje ryzyko, że stanie się to głównym punktem w życiu. Łatwo wpaść w obsesję na punkcie tego, ile punktów się zdobędzie, nawet jeśli nie zarabia się na tym pieniędzy" – czytamy.
Zagadnienie poruszono także na stronie Stroke.org, gdzie wypowiedziała się m.in. profesor Renee Miller, zajmująca się działaniem mózgu i naukami kognitywnymi. Według niej odpowiedzią na to, dlaczego Fantasy jest atrakcyjne dla tak wielu osób, mogą być badania związane z chemicznymi działaniami mózgu, które zachodzą przy hazardzie. Zarówno przy zakładach bukmacherskich, jak i grze w Fantasy, pojawia się ekscytacja związana z oczekiwaniem na rezultat naszej drużyny, co może wiązać się z wyskokami dopaminy.
Mimo że można znaleźć podobieństwa między Fantasy a hazardem, te dwie rzeczy nie są tym samym. I właśnie ten fakt ma kluczowe znaczenie według Michała Gutki.
– Nie spotkałem się z przypadkami, w których Fantasy odbijałoby się na życiu codziennym. Myślę, że tym, co ratuje FPL od tego, jest fakt, że to darmowa gra. To nie jest hazard. Może to uzależnić, ale nie niszczy życia w sposób, jaki robi to uzależnienie od hazardu. To, że ktoś się frustruje słabym wynikiem, wynika też z natury poszczególnych ludzi. Jeśli ktoś z natury lubi rywalizację, FPL potrafi komuś takiemu dać pstryczka. W swoim programie na YouTube pokazuję ludziom swój skład i zależy mi na tym, żeby nie mieć najgorszych wyników. Wyleczyłem się już jednak z tego, żeby tak strasznie to wszystko przeżywać. Jeśli chce się osiągać dobre wyniki, trzeba mieć plan i do tego usiąść, ale chorobliwe sprawdzanie co chwilę i przeżywanie przez cały tydzień gorszego wyniku jest zgubną drogą. Trzeba oddzielić Fantasy od życia i się do niego nie logować, jeśli pojawia się problem – skomentował.
Najważniejsze wydaje się więc skupienie na odpowiednich aspektach FPL. Bo mimo iż niesie ze sobą zagrożenia, jednocześnie tworzy pozytywne możliwości.
– Był sezon, w którym FPL zbyt mocno na mnie wpływał. Był to sezon covidowy, gdy wszyscy byliśmy zamknięci w domach. Każdy mecz odbywał się o innej godzinie, więc można było cały weekend siedzieć i oglądać te spotkania. Mi największą frajdę sprawia planowanie, a wtedy odwoływano mecze tuż przed ich rozpoczęciem. Pamiętam, gdy Manchester City grał z Evertonem. Miałem pięciu zawodników. Wyszedłem na spacer, wróciłem, a tam powiadomienie, że mecz został odwołany. To było bardzo frustrujące. Przez lata nabrałem dużo większego dystansu. Jasne, zdarzają się momenty, gdy się irytujesz, ale to nie działa tak, że mam zepsuty dzień, bo mój zawodnik nie zrobił punktów. Przy poprzedniej kolejce Premier League spotkaliśmy się grupowo przy okazji meczu Arsenalu z Crystal Palace. Pięć minut po spotkaniu nie myślałem o tym, że mi nie poszło, skupiałem się na tym, że widzimy się w gronie fajnych osób. Jeśli kogoś nastrój w bardzo dużym stopniu zależy od wydarzenia, które jest losowe, na które nie mamy wpływu, to może być szkodliwe. Kluczowy jest zdrowy rozsądek i chłodne podejście – przedstawia swoją perspektywę Patryk Tritt, który rozwinął temat integrowania się społeczności.
– Ostatnio mieliśmy czwarte spotkanie na żywo w tym sezonie. Są organizowane przez różne osoby. Poznańska społeczność FPL jest bardzo mocna. Na takie spotkania przychodzi po kilkadziesiąt osób. Największą wartością dodaną Fantasy jest nie to, ile punktów mamy przy jakimś gościu z kolorową koszulką w aplikacji, tylko to, że poznajemy ludzi z podobnymi pasjami. To jest rewelacyjne. Przez zaangażowanie w Fantasy poznałem mnóstwo świetnych osób, z którymi widuję się regularnie – podsumował.
Skoro dotarłeś do tego momentu, to albo bardzo lubisz Fantasy Premier League, albo chciałeś dowiedzieć się, o co w tym wszystkim chodzi. Może stoisz przed decyzją, czy warto wchodzić w ten świat. Jeśli zrobisz to z odpowiednim podejściem, o którym wspominali Michał i Patryk, zapewniam, że czeka cię kawał dobrej zabawy. A teraz wybacz, ale muszę już iść ustawić swój skład.
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (991 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (88 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.