| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
To miał być jeden z najtrudniejszych okresów Jagiellonii Białystok od lat. Mistrzowie Polski funkcjonują od przerwy reprezentacyjnej do przerwy reprezentacyjnej. Od poprzedniego zgrupowania kadry do dziś Jaga rozegrała siedem meczów, nazwanych siedmioma życzeniami prezesa Pertkiewicza. Z których wszystkie się spełniły.
"To był wyrównany mecz". Zaskakująca opinia po szlagierze
Siedem meczów i siedem życzeń
Październikowo-listopadowy tour Jagiellonii Białystok rozpoczął się od meczu wyjazdowego z Zagłębiem Lubin. Miedziowi promowali to spotkanie hasłem, by nie bać się mistrzów Polski. Z perspektywy kibica, po tym, jak Jaga dwa tygodnie wcześniej zremisowała z Legią Warszawa, klub był po dwutygodniowej przerwie od meczów ligowych, a z linii obrony wypadł obrońca Mateusz Skrzypczak, można było podejrzewać, że lubinianie będą mieli szanse na to, by pokonać zespół Adriana Siemieńca.
Skończyło się jednak na promocji w mediach społecznościowych. Jaga pokonała Zagłębie 3:1 i sama zdecydowała się na odpowiedź w portalu X. Lubin miał nie bać się Afimico Pululu i Jesusa Imaza, a to ostatecznie Imaz z Pululu przestraszyli Miedziowych.
Od zwycięstwa rozpoczęła się seria życzeń wspominana przez prezesa Jagiellonii Wojciecha Pertkiewicza. Mistrzowie Polski nie wiedzieli wtedy jeszcze, że to kolejny krok w serii meczów bez porażki. Jeden z serii kilkunastu kroków.
Kolejne dni przyniosły historyczne wydarzenia. Jagiellonia bowiem pierwszy raz w swojej 104-letniej historii rozegrała na własnym terenie mecz fazy zasadniczej europejskich pucharów. Żółto-czerwoni ugościli na Chorten Arenie mołdawski Petrocub. Mistrzowie Polski pokonali rywali 2:0 i zapewnili sobie drugie zwycięstwo w fazie ligowej Ligi Konferencji.
Nie było wiele czasu na regenerację. Trzy dni później domowy mecz ligowy z Koroną Kielce i ponownie zwycięstwo różnicą dwóch bramek. Tym razem żółto-czerwone derby Jaga wygrała 3:1. Był jeszcze mecz Pucharu Polski z Chojniczanką i zwycięstwo 3:0 oraz wyjazdowy pojedynek z Górnikiem Zabrze. Też wygrany. W końcu przyszedł mecz ze zdobywcą Pucharu Norwegii. Jaga w tamtym momencie miała na swoim koncie serię 10 meczów bez porażki.
– Ta seria nam nie przeszkadza, a buduje pewność siebie. To jest inna pewność niż w momencie zdobywania mistrzostwa Polski. Byliśmy beztroską drużyną, pełną entuzjazmu, było w tamtej drużynie dużo młodzieńczej fantazji. Teraz jesteśmy w innym momencie. Jesteśmy bardziej rozważni i chcemy być konsekwentni. Mamy drużynę bardziej dojrzałą i potrafimy zarządzać różnymi momentami – mówił wówczas trener Siemieniec.
Dojrzałość Jagiellonii Białystok w spotkaniu z Molde ukazała się w pełnej okazałości. Mistrzowie Polski, skazywani na porażkę z Norwegami kontrolowali spotkanie, nie pozwolili stworzyć rywalom względnie dobrej okazji bramkowej i pokonali ich 3:0.
VAR wypaczył siódme z życzeń?
Niewątpliwie siódme z życzeń, czyli mecz z Rakowem Częstochowa prowadzonym przez Marka Papszuna było najtrudniejszym do zrealizowania, czyli przedłużenia serii bez porażki. Medaliki bowiem przed meczem z mistrzami Polski pobili rekord sprzed kilkudziesięciu lat, który należał do Górnika Zabrze. Chodzi o najmniejszą liczbę straconych bramek na podobnym etapie rozgrywek. Częstochowianie słyną bowiem ze szczelnej defensywy i do 15. kolejki PKO BP Ekstraklasy mieli stracone tylko cztery gole. – Biorąc po uwagę przypadkowość tego sportu, to trzeba przyznać, że Raków praktycznie nie stracił żadnej bramki – mówił przed meczem z byłymi mistrzami polski szkoleniowiec Jagiellonii Adrian Siemieniec.
Jak na jeden z hitów kolejki przystało, w Białymstoku padły aż cztery gole, było wiele emocji, gorąca atmosfera na trybunach i… kontrowersje.
Jagiellonia ma bowiem żal do sędziów, że spotkanie było rozpoczęte w chwili, gdy arbitrzy nie byli technicznie przygotowani do tego meczu. Jak udało nam się potwierdzić doniesienia medialne, przez pierwszy kwadrans spotkania z Rakowem nie działał monitor VAR. Szwankowała również komunikacja arbitra głównego Jarosława Przybyła z wozem VAR, którego szefem był sędzia Tomasz Kwiatkowski.
Doszło do dwóch dość dużych kontrowersji. Pierwszą było podyktowanie przez arbitra głównego rzutu karnego dla Rakowa w pierwszej połowie spotkania po faulu Adriana Diegueza na Michaelu Ameyaw. Kamery telewizyjne wyraźnie jednak pokazały, że kontaktu między piłkarzami nie było, skrzydłowy Rakowa zasymulował potknięcie.
Sędzia Przybył podyktował jedenastkę, której odwołać nie mógł, bowiem nie działał monitor VAR oraz wóz VAR nie mógł podpowiedzieć sędziemu Przybyłowi, że karnego być nie powinno, bo nie miał kontaktu z głównym rozjemcą. Drugą kontrowersją był brak podyktowanego rzutu karnego dla Jagiellonii po faulu na Afimico Pululu. Sędzia liniowy ratował tę sytuację, wskazując, że napastnik mistrzów Polski był na spalonym, jednak telewizyjne kamery temu zaprzeczają.
– To było bardzo emocjonujące spotkanie. Nie wypada mi komentować pracy sędziego. Uważam, że zniszczyliśmy Raków i zasługiwaliśmy na zwycięstwo. Sędzia w pierwszej połowie się pomylił, ale w końcówce meczu podyktował dla nas rzut karny, więc suma pecha i szczęścia zawsze wyjdzie na zero – mówił nam po meczu napastnik Jagiellonii Jesus Imaz.
Sędzia przybył za swoje pomyłki był proszony na rozmowę z głównym nadawcą rozgrywek PKO BP Ekstraklasy, jednak odmówił wywiadu. – Nie będę bronił "Kwiatka" – powiedział sędzia Przybył. Telewizji Canal Plus udało się do wyjaśnień namówić sędziego głównego w wozie VAR Tomasza Kwiatkowskiego.
Mecz ostatecznie zakończył się remisem 2:2. Tym samym spełniło się ostatnie z życzeń. Jaga w ciągu ostatnich kilkudziesięciu dni nie zanotowała porażki, a jej seria trwa już od 12 spotkań.
Kurs mistrzowski?
Mistrzowie Polski są inną drużyną, niż ta, która zdobywała tytuł w maju tego roku. Po pierwsze pod względem kadrowym, a po drugie pod względem taktycznym. Żółto-czerwoni nie grają na hurra, są wyrachowani, nie podchodzą wysoko do pressingu i solidniej ustawiają się w wysokim bloku obronnym. Jaga też średnio lepiej punktuje, niż w sezonie, w którym zdobyła mistrzostwo Polski.
Z każdym kolejnym tygodniem potwierdza, że można godnie dzielić występy w rozgrywkach europejskich i ligowych. Uważa tak też Jesus Imaz, który powiedział nam, że jego zdaniem, to najlepsza Jagiellonia w historii.
– Uważam, że jesteśmy najlepszą Jagiellonią w historii. W każdym kolejnym meczu czujemy, że jesteśmy lepsi od rywala, wygrywamy te spotkania. Jesteśmy dobrze przygotowani, mamy wielu zawodników, którzy dają z siebie wszystko. Jesteśmy ofensywną drużyną, która chce grać z piłką przy nodze – powiedział nam Imaz.
Teraz dwutygodniowa przerwa od gry. Mistrzowie Polski wrócą do rozgrywek 22 listopada. Wówczas zmierzą się z czerwoną latarnią Ekstraklasy – Śląskiem Wrocław. To będzie pierwszy mecz z kolejnej serii siedmiu życzeń. Następnie na kursie mistrzowskim Jagiellonii Białystok stanie Pogoń Szczecin i Puszcza Niepołomice. Oprócz tego żółto-czerwoni zmierzą się w Pucharze Polski z Olimpią Grudziądz oraz w Lidze Konferencji z Celje, Mladą Bolesław i Olimpiją Lublana.
16:00
Bruk-Bet Termalica
18:30
Cracovia
12:45
KGHM Zagłębie Lubin
15:30
Korona Kielce
18:15
Raków Częstochowa
12:45
Lechia Gdańsk
15:30
Arka Gdynia
18:15
Piast Gliwice
18:15
Pogoń Szczecin
16:00
Bruk-Bet Termalica