Polonia Warszawa w sobotę rozpocznie rywalizację w nowym sezonie w trzeciej lidze. Dzięki nowemu właścicielowi, Czarne Koszule wreszcie uporały się z kłopotami finansowymi i chcą wrócić do elity polskiego futbolu. – Celem jest awans do Ekstraklasy w ciągu 10 lat – powiedział w rozmowie z TVPSPORT.PL Wojciech Szymanek, trener drużyny z Konwiktorskiej.
Maciej Rafalski, TVPSPORT.PL: – Jak wiele cierpliwości kosztował pana miniony sezon?
Wojciech Szymanek: – Ostatnie dwa i pół roku to wegetacja. Po spadku z drugiej ligi było bardzo źle. W tamtym momencie nie dokonaliśmy odpowiednich wzmocnień, nie wytrzymaliśmy też presji w niektórych spotkaniach. Efektem była degradacja. Po niej pojawiło się mnóstwo problemów z finansami, z organizacją. Zanim pojawił się nowy właściciel, trenowaliśmy na jednej połowie boiska ze sztuczną nawierzchnią. Z treningami regularnie były kłopoty. Ktoś ściął gałęzie, które leżały na boisku, innym razem trzeba było wykłócać się, bo okazywało się, że gdy mieliśmy wejść to trwały zajęcia grup młodzieżowych, które pojawiły się na murawie przez pomyłkę. Prowadzenie treningów na "połówce" w momencie, gdy na drugiej też odbywały się ćwiczenia, było trudne. Zawodnicy się rozpraszają, bo w trakcie gry wpadają jakieś piłki, słychać inny gwizdek, krzyk trenerów… W dorosłej piłce na boisku powinna przebywać jedna drużyna.
– Teraz to się zmieniło?
– Tak, trenujemy na Marymoncie. Wreszcie mamy meczowe warunki. Futbol na sztucznej nawierzchni, a futbol na naturalnej, to dwie inne dyscypliny sportu. Inaczej kopie się piłkę, inaczej się ona odbija, to wpływa na odległości pomiędzy zawodnikami, pracują inne mięśnie. Ostatnie zmiany na plus są bardzo ważne. Jeśli zawodnicy widzą, że klub jest dobrze zorganizowany, to trenują z lepszym nastawieniem. Gdybym znów miał prowadzić zespół w takich warunkach jak wcześniej, to wolałbym tego nie robić wcale. Rozlicza się nas z tego, co widać podczas meczu, ale cała praca odbywa się w tygodniu i nie widać jej okiem kibica. Ktoś może mi powiedzieć, że dobry trener zrobi ciekawe zajęcia nawet na plaży. Być może tak, ale do czasu, a nie codziennie.
– Trudno było podtrzymać zawodników na duchu zimą, gdy nie było pieniędzy?
– Gdy kasy nie ma, ale piłkarze widzą, że zaraz się ona pojawi i tli się jakaś nadzieja, jest inaczej. Tutaj światełko w tunelu już zniknęło, była ciemność. Zimą trenowaliśmy w siedem-osiem osób. Zawodnicy przygotowywali się na najgorsze, bali się, że klub zbankrutuje. Przychodzili do mnie i mówili, że mają jakieś propozycje i chcą jechać na testy do innej drużyny. Rozumiałem ich, bo musieli z czegoś żyć. Nie było mowy, że będę kogoś trzymał na siłę. Tym większy szacunek miałem do tych, którzy zostali i trenowali do końca. Grzesiek Wojdyga powiedział, że nie będzie już nigdzie jeździł i najwyżej zgasi światło jako ostatni. Te trudne chwile też pozytywnie działają, kiedy uda się je przetrwać. Taki zespół gra bez presji, nikt nie oczekuje od niego cudów. Bieda jednoczy i tak to wyglądało w zimę. Wiosną rozegraliśmy jedno ligowe spotkanie z Ursusem Warszawa. Zremisowaliśmy, w końcówce mogliśmy strzelić zwycięskiego gola.
– Biedę w Polonii Warszawa pamięta pan z czasów, gdy był pan jeszcze piłkarzem, a właścicielem Ireneusz Król. Na Konwiktorskiej często jest ze skrajności skrajność. Po dobrych latach przychodzą fatalne. Z czego to się bierze?
– To taka sinusoida. Byłem w klubie od czasów Janusza Romanowskiego, "przeżyłem" prawie wszystkich prezesów poza Józefem Wojciechowskim, bo wtedy odszedłem. Jest dobrze, a potem bardzo źle… i tak na zmianę. Nie wiem, czym to jest spowodowane. Czasami brakowało rozsądnego planowania. Były duże pieniądze, ale też wiele nierozważnych decyzji. To wszystko było rozdmuchane do granic możliwości. Pan Gregoire Nitot zainwestował swoje pieniądze, ale nie jest to człowiek rozrzutny. Kontroluje to, co dzieje się w klubie, to on podejmuje kluczowe decyzje, jeśli chodzi o nakłady finansowe na dany cel. Jest dobrze, mamy stworzone znakomite warunki. Nie możemy być jednak postrzegani jako krezusi. Dużą pracę wykonał dyrektor sportowy Piotr Kosiorowski, bo sprowadziliśmy piętnastu nowych zawodników. W drużynie z okresu, gdy była jeszcze w Ekstraklasie, są teraz Adam Pazio, Łukasz Piątek czy Tomasz Wełna.
– W ostatnim sezonie Polonii w Ekstraklasie zawodnikiem Czarnych Koszul był także pan. Odsunięto pana od drużyny za wywiad dla "Przeglądu Sportowego", w którym powiedział pan o złej sytuacji klubu.
– Powiedziałem otwarcie to, co wiedzieli wszyscy. Miałem obowiązek to zrobić. Być może gdyby szum medialny zrobił się wcześniej, Czarne Koszule zostałyby w Ekstraklasie? Byłoby więcej czasu na uratowanie klubu. Nie zgadzałem się z pewnymi sprawami, ale je rozumiałem. Nie chcę jednak do tego wracać. To zamknięty rozdział.
– Sytuacja finansowa Polonii poprawiła się. Może pan powiedzieć, że teraz płacicie piłkarzom na tyle dobrze, że możecie wymagać od nich pełnego zaangażowania w trening i skupienia się wyłącznie na grze w piłkę?
– Tak, mówimy jednak o racjonalnych kwotach. Nie są one szalone. Staramy się działać mądrze. Nie ma osób, które dodatkowo pracują. Jest kilka przypadków, gdzie zawodnicy pracują z grupami młodzieżowymi, ale to nie koliduje z ich obowiązkami w zespole.
– Stadion wciąż wygląda tak samo. Nie czujecie się zapomniani przez miasto?
– Obiekty spełniają wymogi licencyjne na trzecią i drugą ligę, ale na poziom pierwszej będzie już za mało. Nie wiem, jak teraz wygląda kwestia przebudowy stadionu. Dobrze byłoby, gdyby Warszawa miała dwa kluby w Ekstraklasie i gdyby oba miały też odpowiednie obiekty. Dało się to zrobić w miastach z mniejszym potencjałem finansowym. Spójrzmy na Łódź. Widzew i ŁKS były znacznie niżej niż teraz i już zaczęto budować nowe stadiony. Argument, że stadion powstanie, jeśli klub awansuje o dwa czy trzy poziomy, brzmi głupio. Po ewentualnym awansie drużyna będzie musiała grać na innym stadionie, przykładem jest Raków Częstochowa. Przecież obiektu nie zbuduje się za pstryknięciem palca.
– Jaka jest wizja klubu na najbliższe lata? Rozumiem, że celem jest powrót do Ekstraklasy.
– Mamy na to dziesięć sezonów. Na każdą ligę dwa-trzy lata. Cieszę się, że właściciel podszedł do tego rozważnie. Nie będzie stał nad nami z kijem i oczekiwał, że rok po roku będziemy awansować. Jest atmosfera stabilizacji, mamy czas na budowę drużyny. Teraz musieliśmy dokonać rewolucji, bo przyszło wielu nowych piłkarzy. Będziemy chcieli utrzymać szkielet zespołu, piąć się ku górze i dokonywać korekt. Nie zamierzamy jednak wymieniać po kilkunastu graczy co okno transferowe.
– Kiedy pojawiła się informacja, że Gregoire Nitot chce przejąć klub, był pan nieufny? Doświadczenia z przeszłości nie zawsze były dobre…
– Zimą znaleźliśmy się w takim punkcie, że została tylko nadzieja. Pan Nitot już na pierwszym spotkaniu sprawiał wrażenie wielkiego pasjonata, człowieka, który kocha sport i chce się zaangażować w ten projekt. To osoba pozytywna i radosna, wniósł dużo uśmiechu. W tamtym okresie to było coś nowego, bo wokół klubu panowała atmosfera przygnębienia. Gdy widzisz takiego kogoś, zaczynasz znów myśleć optymistycznie.
– Pojawiła się też groźba spadku Polonii do czwartej ligi. Gdy sezon został zakończony z powodu koronawirusa, taki scenariusz był możliwy, bo Czarne Koszule były w strefie spadkowej.
– Byłoby to bardzo niesprawiedliwe. Baliśmy się, ale nikt nie zamierzał składać broni. Pan Nitot też był na to przygotowany i powiedział, że nic w jego planach się nie zmieni. Poziom niżej byłoby trudniej o sprowadzenie graczy z taką jakością, którą mamy teraz.
– O co powalczycie w tym sezonie?
– Nie chcę składać żadnych górnolotnych deklaracji. Zespół potrzebuje czasu, ale już mogę stwierdzić, że jesteśmy mocni. Są indywidualności, gramy na coraz lepszej intensywności. W ostatnich sparingach było widać, że tworzy się ciekawa drużyna. Nie będę sprawdzał tabeli co mecz, ale będę wymagał zwycięstwa w każdym spotkaniu. Po pierwszej rundzie usiądziemy i postanowimy, co będzie celem na wiosnę.
– Nie zadeklaruje pan więc, że bez problemów awansujecie do drugiej ligi?
– Rozmawiałem z wieloma doświadczonymi trenerami, którzy mówią, że trzecia liga jest naprawdę trudna. Na Polonię rywale będą zmobilizowani trzykrotnie bardziej. To głowa jest w piłce decydująca. Szacunek do rywala pokazuje się tym, że grasz na sto procent. Nieważne, czy będzie to meczu u siebie, czy w mniejszej miejscowości. W każdych warunkach będę wymagał, by zespół dawał z siebie maksimum.
– Pół piłkarskiego życia spędził pan w Polonii. Co takiego jest w tym klubie, że tak często pan do niego wraca?
– Fajny klimat. W klubie jest wielu ludzi, których pamiętam jeszcze z czasów, gdy byłem juniorem. Kiedy byłem dzieckiem nie było mi łatwo mieszkać na Pradze i grać w Polonii. Mało osób stamtąd przyjeżdżało na Konwiktorską... Wychowałem się tutaj. Spędzałem więcej czasu w klubie niż w domu. Sport i pasja pozwoliła przetrwać trudne chwile, a w młodości było trochę pokus. Mieliśmy fajną drużynę juniorów, którą prowadził Krzysztof Chrobak. Byli w niej jeszcze Marcin Kuś, Antek Łukasiewicz, Krzysiek Bąk. Piłka pomogła nam nie zejść na złą drogę i osiągnąć coś pozytywnego w życiu.
– Planuje pan większą trenerską karierę?
– Nie myślę o tym, gdzie będę za pięć lat. Nauczyłem się już, że w piłce wiele się zmienia. Oczywiście, trzeba mieć pomysł na siebie, ale nie układam sobie w głowie, co będzie za kilka lat. Skupiam się na najbliższych celach. Myślę o tym, co tu i teraz.
– W takim razie co wiecie o KS Kutno, z którym zagracie na inaugurację?
– Dowiadywaliśmy się trochę. Fajnie, bo mamy możliwość obejrzenia meczu rywala nawet w trzeciej lidze. Jest przepis, który sprawia, że każda drużyna musi nagrywać i wrzucać na platformę PZPN swoje spotkania. To bardzo przydatne. Co do analizy, to jednak w najbliższych tygodniach będziemy skupiać się na sobie. Chcemy wypracować swój styl.
– Z Łukaszem Piątkiem czy Adamem Pazio spotykaliście się w szatni jeszcze jako zawodnicy Polonii. Nie będzie problemu z waszymi relacjami?
– Absolutnie nie. Każdy jest świadomy swoich obowiązków, zwłaszcza osoby, które grały na takim poziomie. To doświadczeni ludzie, od których wymaga się więcej. Mają też pomagać młodym. Mamy i zawsze mieliśmy dobry kontakt. Kluczem do zrozumienia siebie jest szczera rozmowa i tak to wygląda w naszym przypadku.
– Czuje pan, że wokół klubu jest coraz lepsza atmosfera?
– Oczywiście, że tak. Wszystko mocno zmieniło się na plus. Widać po drużynie. Już nie wegetujemy. Chcemy iść przed siebie, mamy cel. Widać, że zaangażowanie jest na dużym poziomie. Wszyscy wiemy, o co gramy. Chcemy odbudowywać klub.