| Retro

50. urodziny Radosława Gilewicza. "Z Anglią byłem najlepszy na boisku"

Radosław Gilewicz i Stuart Pearce (fot. Getty Images)
Radosław Gilewicz w walce o piłkę ze Stuartem Pearcem w meczu Polska – Anglia w eliminacjach Euro 2000 (fot. Getty Images)

Radosław Gilewicz został zapamiętany przede wszystkim dzięki znakomitym występom w lidze austriackiej. W sobotę były napastnik m.in. Austrii Wiedeń i Tirolu Innsbruck obchodzi 50. urodziny. – Piłkarze, którzy wyjeżdżają do zagranicznych lig myślą, że ich osiągnięcia z Ekstraklasy robią na kimś wrażenie. To błąd, tam nie ma to żadnego znaczenia – podkreślił dziesięciokrotny reprezentant Polski w rozmowie z TVPSPORT.PL.

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ
Akcja zakończona sukcesem. Koszulka "Lewego" dotarła do Andory

Czytaj też

Ildefons Lima otrzymał koszulkę Roberta Lewandowskiego! (fot. Twitter/TVP)

Akcja zakończona sukcesem. Koszulka "Lewego" dotarła do Andory

Maciej Rafalski, TVPSPORT.PL: – Kiedy myśli pan po latach o swojej karierze to uważa, że była optymalna?
Radosław Gilewicz: – Myślę, że każdy sportowiec odczuwa pewien niedosyt. Jestem jednak człowiekiem, który stara się patrzeć na wszystko pozytywnie. Nie wyszło mi w reprezentacji, przygoda z kadrą mogła być lepsza. Co do klubów, to jestem zadowolony. Wyjechałem z Polski w dość młodym wieku, nie miałem za sobą występów w żadnej reprezentacji młodzieżowej. I poradziłem sobie.

– Pierwszym zagranicznym klubem był dla pana szwajcarski FC St. Gallen. Jak do tego doszło?
– W tamtym czasie wszyscy mówili o reprezentacji olimpijskiej, która zdobyła srebrny medal na igrzyskach w Barcelonie. To tamci piłkarze budzili wielkie zainteresowanie. Ja latem 1992 roku przeszedłem z trzecioligowego GKS Tychy do Ruchu Chorzów. Był nawet temat Widzewa, ale łodzianie woleli kogo innego. Wdarłem się do ligi przebojem, strzeliłem gola w debiucie z Pogonią Szczecin. W tamtym sezonie strzeliłem 15 goli w 31 meczach. Dzisiaj sporo bym kosztował… Nie wierzyłem, że mogę wyjechać. Zimą do Chorzowa przyjechał pewien zagraniczny menedżer. Zapytał przez tłumacza, gdzie chciałbym wyjechać. Rzuciłem na odczepnego, że może do Szwajcarii. Tylko ten kraj przychodził mi do głowy, bo… kiedyś była tam moja mama i opowiadała o nim wiele dobrego. Po sezonie pojawiła się oferta ze St. Gallen. Skorzystałem z niej.

– Jak trudne było zderzenie z zagranicznym futbolem? Nie brakowało Polaków, którzy z zachodnich klubów wracali szybko po nieudanej przygodzie…
– To był inny świat pod względem organizacyjnym. Polscy piłkarze często mówią o ciężkich treningach i również się z tym spotkałem. Paweł Kryszałowicz opowiadał o "szkole życia", jaką była praca z Felixem Magathem. Ja taki chrzest bojowy przeszedłem w St. Gallen, gdzie zespół prowadził Uwe Rapolder. Wracałem do domu zmęczony, obolały, pojawiały się myśli o powrocie do Polski. Zaciskałem jednak zęby. Pamiętam, że na początku mojej przygody w klubie trener podszedł do mnie i zapytał jak się czuje. Drużyna kolejnego dnia miała wolne. Odpowiedziałem, że jestem zmęczony. W "nagrodę" Ropolder zaprosił mnie na dodatkowe zajęcia, na których znów solidnie dostałem w kość. Już nigdy później nie okazałem słabości. Nie poddałem się i później dało to efekty.

– Później pojawiło się VfB Stuttgart i Karlsruhe…
– To był bardzo cenny czas. Stuttgart należał do czołówki Bundesligi, w składzie byli m.in. Giovane Elber i Fredi Bobić. W drugim sezonie wygraliśmy Puchar Niemiec, pojawiłem się na boisku w końcówce. To był kapitalny okres nauki, po czasie spędzonym w Karslruhe przeszedłem do Tirolu Innsburck, gdzie moja forma eksplodowała. Miało na to wpływ także doświadczenie z Bundesligi.

Akcja zakończona sukcesem. Koszulka "Lewego" dotarła do Andory

Czytaj też

Ildefons Lima otrzymał koszulkę Roberta Lewandowskiego! (fot. Twitter/TVP)

Akcja zakończona sukcesem. Koszulka "Lewego" dotarła do Andory

Grzegorz Krychowiak: niektórym już nie wystarcza Krychowiak z Sevilli [WYWIAD]
(fot. TVP)
Grzegorz Krychowiak: niektórym już nie wystarcza Krychowiak z Sevilli [WYWIAD]

– To Austria była miejscem, w którym miał pan swój najlepszy okres w karierze: strzelał wiele goli i zdobywał tytuły mistrzowskie. Może liga austriacka nie należy do najlepszych, ale stoi na niezłym poziomie. Jakie są pana rady dla polskich piłkarzy wyjeżdżających za granicę?
– Co do poziomu ligi austriackiej, to bez wątpienia jest on wyższy niż w Polsce. Przez osiem lat regularnie grałem w europejskich pucharach, czego nie można powiedzieć o naszych drużynach. Piłkarze, którzy wyjeżdżają z Polski myślą, że za granicą będzie robić wrażenie to, co osiągnęli w naszej lidze. To błąd. Tam zaczyna się od zera i wszystko trzeba sobie wyszarpać. Na "dzień dobry" musisz pokazać swoją wartość na murawie. Oczywiście, możesz z kimś wyjść na miasto i wypić piwko. Musisz jednak mieć świadomość, że ten ktoś traktuje cię jako rywala i na drugi dzień "zje" cię na treningu.

– Najpiękniejsze wspomnienia?
- Mówi się: pokaż mi swoją gablotę z trofeami, a powiem ci jakim jesteś piłkarzem. Ja parę pucharów miałem okazję zdobyć. Fantastycznie wspominam grę w Stuttgarcie i zdobycie krajowego pucharu. Z każdej ligi wynosiłem coś pozytywnego. Oczywiście apogeum to Austria, gdzie zdobywałem tytuł cztery razy z rzędu, zostałem królem strzelców, wybrano mnie nawet zawodnikiem sezonu.

– Dość często wypominano panu wzrost. Jak radził pan sobie z mocniejszymi fizycznie rywalami?
– Na pewno potrzebny był spryt. Potrafiłem szybko reagować na boisku, byłem dynamiczny, miałem "odejście" na pierwszych metrach. Nie było łatwo rywalizować z obrońcami. Sędziowie pozwalali na wiele, ale dawałem radę.

– Do Polski wrócił pan dopiero w 2007 roku. Wcześniej nie pojawiały się oferty z naszych klubów? W Ekstraklasie rządziła wówczas Wisła Kraków.
– Grając w Austrii Wiedeń dostałem propozycję z Wisły. Nie byłem jednak zainteresowany, bo obowiązywał mnie kontrakt.

Retro TVP Sport: mecz Norwegia – Polska w el. MŚ 2002
Retro TVP Sport: mecz Norwegia – Polska 2001
Retro TVP Sport: mecz Norwegia – Polska w el. MŚ 2002

– Miał pan okazję współpracować z Joachimem Loewem. Widać było, że zostanie tak dobrym szkoleniowcem?
– Jakiś czas temu spotkaliśmy się we Frankfurcie na obiedzie i śmiałem się, że jestem chyba jedynym zawodnikiem, którego Loew prowadził w trzech klubach. To świetny psycholog. Szybko dogadywał się zespołem. Myślę, że spośród wszystkich szkoleniowców, z którymi pracowałem, był najlepszy. Kompletny trener.

– Do Polski wrócił pan na ostatni sezon w karierze. Wybrał pan Polonię Warszawa, której właścicielem był Józef Wojciechowski. Nie żałuje pan tamtej decyzji?
– Wybrałem Polonię ze względów rodzinnych. Moje dzieci wychowywały się i edukowały za granicą, a w 2007 roku w Warszawie była jedna niemieckojęzyczna szkoła. Chciałem, by jak najlepiej zaaklimatyzowały się w kraju. Później Marek Jóźwiak, który był dyrektorem sportowym Legii, przyznał, że zaspał, bo drugi klub z Warszawy chciał złożyć mi ofertę. Przez rok miałem pograć w piłkę, a potem zostać dyrektorem sportowym. Tak się jednak nie stało. Wojciechowski nie ufał innym osobom, słuchał tylko różnych doradców. Tak nie dało się funkcjonować.

– Wróćmy na chwilę do reprezentacji Polski. Ma pan żal do trenerów?
– Nie chcę teraz na kogoś narzekać, albo żalić się. Byłem jednak piłkarzem, który zawsze potrzebował czuć wsparcie. Miałem topowych trenerów jak Joachim Loew czy Kurt Jara. U nich strzelałem gole regularnie, ale oni mieli też inne podejście. W kadrze często grałem z nożem na gardle. Zabrakło też chociaż jednej bramki. To zapewne rozwiązałoby problem i… worek z golami.

– Najczęściej wspomina się pana w kontekście spotkania z Anglią we wrześniu 1999 roku. Mecz zakończył się wynikiem bezbramkowym, a pan miał dobrą okazję na gola.
– To było spotkanie, przed którym nikt nie przewidywał, że zagram od początku. Powodem był oczywiście wzrost, który miał nie pozwolić mi na walkę z rosłymi rywalami. Pamiętam zabawną sytuację, gdy w tunelu czekaliśmy na wyjście na boisko. Byłem ostatni w naszej drużynie, a obok stał Tony Adams, wyższy o 20 centymetrów. Janusz Wójcik podszedł do mnie i powiedział: spójrz na niego i powiedz, że się go nie boisz. To właśnie była różnica w mobilizacji, bo za granicą nigdy nie padłyby takie słowa... Byłem całkiem spokojny i bardzo zmotywowany. Z takimi przeciwnikami mierzyłem się w Bundeslidze czy europejskich pucharach, więc reprezentanci Anglii nie robili wielkiego wrażenia. Gdybym wykorzystał tamtą sytuację, przeszedłbym do historii. Stało się jednak inaczej. Z drugiej strony, nikt nie pamięta, że rozegrałem świetne spotkanie. Wskazywano mnie jako najlepszego piłkarza na boisku.

Baza Polaków w trakcie Euro. "Hotel ma wszystko, co potrzeba"
(fot. TVP)
Baza Polaków w trakcie Euro. "Hotel ma wszystko, co potrzeba"

– Po karierze piłkarskiej raczej nie zajmował się pan trenowaniem czy "menedżerką". Sprawdzał się pan za to w roli eksperta i komentatora.
– Na początku bardzo się tego bałem. Latami przebywałem poza krajem, bałem się, że w pewnych sytuacjach zabraknie mi słów. Udział w wielkich imprezach był szczególnie stresujący. Robiłem jednak wszystko, by być dobrze przygotowanym, poświęcałem mnóstwo czasu na zgłębianie wiedzy o drużynach, których mecze komentowałem. Ofert było sporo, więc myślę, że radziłem sobie w tej roli. Co do pracy trenera, to nigdy nie widziałem się w roli tego pierwszego. To nie dla mnie. Lepiej pracowało mi się w roli asystenta.

– Tę funkcję pełnił pan do niedawna w reprezentacji Polski. Odszedł pan z Jerzym Brzęczkiem i pozostałymi członkami sztabu szkoleniowego. Trudno się z tym pogodzić?
– Nadal nie jestem gotowy na rozmowę o tej sytuacji. To zbyt gorący temat, minęło za mało czasu. Urodziny nie są dobrym momentem, by o tym mówić. Może za jakiś czas postanowię zabrać głos.

– Jakie są pana najbliższe plany? Wróci pan do piłki?
– Jestem głodny piłki i niedługo chciałbym wrócić. Zobaczymy, co się wydarzy. W najbliższym czasie coś powinno się wyjaśnić.

– Czego życzyć panu z okazji 50. urodzin?
– Przede wszystkim zdrowia. Chciałbym, byśmy jak najszybciej wrócili do normalności, bo chyba wszyscy jesteśmy zmęczeni tym, co dzieje się wokół nas.

Gilewicz. Spełniony w klubie, nie w kadrze
(fot. Getty)
Gilewicz. Spełniony w klubie, nie w kadrze

Zobacz też
40 lat od tragedii na Heysel. Boniek nie chciał grać

40 lat od tragedii na Heysel. Boniek nie chciał grać

| Retro 
Ronaldo nie pomógł, kadra Beenhakkera zremisowała w Lizbonie [WIDEO]
(fot. PAP/EPA)

Ronaldo nie pomógł, kadra Beenhakkera zremisowała w Lizbonie [WIDEO]

| Retro 
Polacy pokonali potęgę! Tutaj zaczął się marsz po medale MŚ
Selekcjoner Bogdan Wenta i reprezentanci Polski: Bartosz Jurecki i Grzegorz Tkaczyk (fot. Getty)
polecamy

Polacy pokonali potęgę! Tutaj zaczął się marsz po medale MŚ

| Piłka ręczna / Reprezentacja mężczyzn 
"Wieźli do nas Kubicę. Nie byli pewni, czy przyjedzie żywy"
6 lutego 2021 roku minęło 10 lat od wypadku w Ronde di Andora, w którym uczestniczył Robert Kubica (fot. Getty/PAP/EPA)
polecamy

"Wieźli do nas Kubicę. Nie byli pewni, czy przyjedzie żywy"

| Motorowe / Formuła 1 
Rozmowa o miłości ojca i syna. "Już nigdy nie usłyszę jego głosu"
Zenon Plech (fot. PAP/Roman Jocher) oraz Zenon Plech z synem Krystianem (fot. archiwum Krystiana Plecha)
tylko u nas

Rozmowa o miłości ojca i syna. "Już nigdy nie usłyszę jego głosu"

| Retro 
"Usiadłam na krawężniku i zaczęłam strasznie płakać"
Agata Mróz-Olszewska (fot. PAP/Roman Koszowski)
polecamy

"Usiadłam na krawężniku i zaczęłam strasznie płakać"

| Retro 
Legenda wspomina mecz na Wembley. "To nie Jan Tomaszewski zatrzymał Anglię"
We wtorek mija 50 lat od historycznego remisu reprezentacji Polski z Anglią 1:1 na Wembley. Dzięki temu wynikowi, biało-czerwoni awansowali na mundial 1974 (fot. Getty Images)
tylko u nas

Legenda wspomina mecz na Wembley. "To nie Jan Tomaszewski zatrzymał Anglię"

| Retro 
50 lat od Wembley. "Nazwali mnie człowiekiem o wzroku mordercy"
Lesław Ćmikiewicz, Anglia - Polska, Polska - Anglia, Wembley 1973
tylko u nas

50 lat od Wembley. "Nazwali mnie człowiekiem o wzroku mordercy"

| Piłka nożna / Reprezentacja 
50 lat od Wembley. "Boże, oby nie było kompromitacji"
Jan Tomaszewski, Anglia - Polska, Polska - Anglia, Wembley, Kazimierz Górski
tylko u nas

50 lat od Wembley. "Boże, oby nie było kompromitacji"

| Piłka nożna / Reprezentacja 
Gdy mieliśmy mnóstwo świetnych piłkarzy... Niedoszli bohaterzy z Wembley
Ostatnie przygotowania do Wembley. Od lewej w dolnym rzędzie: Maszczyk, Gadocha, Chojnacki, Kapka, Kasperczak, Deyna, Kmiecik, Szarmach, Musiał, Lato. W górnym: asystent Gmoch, Domarski, trener Górski, Tomaszewski, Gorgoń, Szymanowski, Bulzacki, Kalinowski, Gut i Ćmikiewicz (fot. PAP)
polecamy

Gdy mieliśmy mnóstwo świetnych piłkarzy... Niedoszli bohaterzy z Wembley

| Retro 
Polecane
Najnowsze
Nowa liderka kadry. 22 obrony w meczu to nie była anomalia
Nowa liderka kadry. 22 obrony w meczu to nie była anomalia
| Siatkówka / Reprezentacja 
Aleksandra Szczygłowska (fot. Volleyball World)
Skandal we Francji. Burzliwe rozstanie z Goncalo Feio
Goncalo Feio błyskawicznie pożegnał się z francuskim klubem (fot. Getty).
Skandal we Francji. Burzliwe rozstanie z Goncalo Feio
| Piłka nożna / Francja 
Polak zapowiedział: tam to chcę zrobić. Rusza impreza przyszłości
Maciej Megier, Alicja Sielska i Maksymilian Szwed to jedni z polskich kandydatów do medali na ME U23 w Bergen (fot. PAP)
Polak zapowiedział: tam to chcę zrobić. Rusza impreza przyszłości
foto1
Michał Chmielewski
Czas na uniwersjadę. Biało-czerwoni liczą na sukcesy [WIDEO]
Piotr Borys (fot. Rafal Oleksiewicz)
Czas na uniwersjadę. Biało-czerwoni liczą na sukcesy [WIDEO]
| Inne / Sport akademicki 
Trener rewelacji ligi: selekcjoner? Chciałbym zobaczyć tam Papszuna
(fot. Getty Images)
tylko u nas
Trener rewelacji ligi: selekcjoner? Chciałbym zobaczyć tam Papszuna
Jakub Kłyszejko
Jakub Kłyszejko
Zieliński w ćwierćfinale debla w Bastad
Jan Zieliński (fot. Getty)
Zieliński w ćwierćfinale debla w Bastad
| Tenis / ATP (mężczyźni) 
Transfer reprezentantki Polski. Wróciła do byłej drużyny
Weronika Zawistowska (z lewej) ponownie zagra dla FC Koeln (fot. Getty Images)
Transfer reprezentantki Polski. Wróciła do byłej drużyny
| Piłka nożna / Euro 2025 kobiet 
Do góry